Bycie samotnym w tłumie. To zjawisko narasta

Mimo że liczba ludności na świecie wzrasta o około 200 000 osób dziennie, wielu z nas nigdy nie odczuwało takie samotności. Wprawdzie, dzięki mediom społecznościowym, współcześni ludzie są ze sobą połączeni bardziej niż nasi przodkowie, ale wielu przedstawicieli naszego pokolenia czuje, że posiada mniej intymnych związków, niż pokolenia naszych rodziców i dziadków.

Problem polega na tym, że uczucie samotności to nie tylko niewygodna myśl z tyłu głowy, ale ma ono wpływ również na nasze zdrowie fizyczne. 

Profesor psychologii Julianne Holt-Lunstad jest jednym z czołowych światowych badaczy w dziedzinie więzi społecznych. Jej badania odkryły kilka niepokojących faktów na temat tego, co izolacja może zrobić z ciałem i umysłem człowieka. Jednym z jej najbardziej szokujących odkryć było to, że ekstremalna izolacja społeczna wiąże się z takim samym zagrożeniem dla zdrowia, jak palenie 15 papierosów dziennie. 

W wywiadzie, którego udzieliła serwisowi Quart Holt-Lunstad wyjaśniła, czym w istocie jest samotność i jak należy ją rozumieć. Według profesor ludzie używają pojęć “izolacja społeczna” i “samotność” wymiennie, podczas gdy są to zupełnie odmienne rzeczy. Izolacja społeczna 
uważana za obiektywny brak więzi społecznych, natomiast samotność to subiektywny wskaźnik poczucia odosobnienia, który można opisać też jako rozbieżność między pożądanym a rzeczywistym poziomem relacji międzyludzkich. 

Ten pożądany poziom interakcji z innymi ma u każdego człowieka inną wartość. Można być samym z wyboru i nie czuć się samotnym, może też być otoczonym ludźmi i czuć ogromną pustkę. 

W obu przypadkach jednak istnieje ryzyko związane z odosobnieniem – nawet jeśli czujemy, że nikogo nie potrzebujemy, nasze ciała mogą mieć inne zdanie. Jest to uwarunkowane pierwotnie zakodowanymi w nich potrzebami.  

Istnieje szeroka literatura badawcza, która pokazuje ścieżki, dzięki którym bycie połączonym lub niepołączonym ze społeczeństwem może wpływać na wyniki zdrowia fizycznego. Duża część wczesnej pracy profesor Julianne Holt-Lunstad koncentrowała się na badaniach laboratoryjnych, w których analizowano fizjologiczne reakcje na stres i badano, czy relacje społeczne pomogły ludziom radzić sobie ze stresem, czy też były jego źródłem. 

Doprowadziło to do dwóch metaanaliz, które połączyły wszystkie opublikowane na całym świecie dane łączące samotność z ryzykiem przedwczesnej umieralności. Pierwsza z nich dotyczyła wskaźników związków społecznych, które zmniejszają ryzyko przedwczesnej umieralności, a druga – izolacji społecznej, samotności i życia w samotności. Naukowcy pod przewodnictwem Holt-Lunstad uznali, że deficyty społeczne wykazywały znacznie zwiększone ryzyko przedwczesnej umieralności. 

Dlaczego współczesne społeczeństwa borykają się z takim wysokim poziomem samotności?
Jednym ze sposobów, w jaki możemy na to patrzeć, jest demografia. Według danych organizacji badawczej PEW większość Amerykanów nie przynależy do żadnych grup społecznych –  nie są wolontariuszami, nie należą do wspólnot religijnych. 
W wielu rozwiniętych krajach obserwujemy również spadek liczby małżeństw, wzrost liczby osób żyjących samotnie, a także wzrost liczby osób bezdzietnych oraz zmniejszenie wielkości gospodarstwa domowego. Są to oczywiście tylko suche dane, bo nie każdy, kto nie ma dzieci, musi odczuwać samotność i nie każdy, kto żyje w związku, jest przed nią zabezpieczony – ważna jest też jakość relacji, które nawiązujemy. Niemniej, zwraca to uwagę na wskaźniki ryzyka.

Inną hipotezą jest zmiana w ekonomii – w dzisiejszych czasach więcej ludzi jest w stanie utrzymać się w pojedynkę i nie polegać na innych. Samodzielne mieszkania, ale i możliwości, które dała nam technologia, sprawiają, że – bardziej lub mniej – świadomie zamykamy się we własnym świecie. Zamiast pójść do kina włączamy Netflix, zamiast pójść do sklepu zamawiamy zakupy przez internet, a zamiast spotkać się z ludźmi, rozmawiamy z nimi online. To właśnie może przyczynić się do poczucia samotności.

Przepełnione ludźmi miejsca pracy wydają się być szansą na wyrwanie się ze szponów przytłaczającego uczucia samotności, ale nie zawsze tak jest. Ludzie przynoszą swoje emocje do pracy, a więc to, że otoczą się innymi, wcale nie musi poprawić ich stanu. Inna sprawa, że kiepski stan psychiczny może wpływać na wydajność i absencję w miejscu pracy, a czego wielu pracodawców nie do końca zdaje sobie sprawę, a to właśnie oni powinni zrobić wszystko, by ich pracownicy czuli wsparcie i w naturalny sposób integrowali się ze swoimi kolegami. Ważna jest też równowaga między życiem prywatnym i zawodowym – badania dowodzą, że dłuższe godziny spędzone w pracy nie  wiążą się z lepszymi wynikami, większym sukcesem lub wzrostem produktywności. Mogą być za to szkodliwe dla zdrowia i samopoczucia pracowników.

Kto jest najbardziej narażony na samotność? Właśnie ukazał się raport, w którym przebadano około 20 000 osób. W tym badaniu najwyższe wskaźniki samotności w porównaniu z innymi grupami wiekowymi zgłosiło pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni w połowie lat 90. 
Zestawienie tych wyników z analizami profesor Holt-Lunstad wydaje się jasno sugerować, że ludzie czuli się mniej samotni w czasach, gdy technologia i ekonomia nie były aż tak rozwinięte. A przecież miały ułatwiać nam życie, nie utrudniać.