Seks-zabawki połączone ze smartfonami to duży rynek. Aplikacje połączone z gadżetami pozwalają na seks “na odległość” między partnerami (de facto wspólne pieszczenie się zsynchronizowane dzięki technologii), lub dopasowanie indywidualnej sesji do własnego rytmu. Co jednak gdy erotyczne doświadczenie bez wiedzy i zgody użytkownika jest nagrywane i zapisywane?
Problem odkrył użytkownik serwisu Reddit i na jego łamach poinformował producenta. Znalazł na swoim telefonie, w folderze aplikacji, zapisane pliki zawierające nagrania dźwiękowe zarejestrowane podczas pracy wibratora. Pod wpisem internauty pojawiły się komentarze innych posiadaczy gadżetu, którzy także znaleźli tajemnicze pliki.
Producent, firma Lovense, natychmiast opublikował oświadczenie, w którym tłumaczy sprawę niegroźnym błędem aplikacji, który zniknie w kolejnej wersji oprogramowani. Dodał także, że zapisane dane nie były przesyłane z prywatnych smartfonów do jego centrali.
To nie pierwsza afera z tą marką w roli głównej. Jej zautomatyzowana wersja zatyczki analnej o nazwie Hush okazała się podatna na ataki hakerów. Inni producenci także wypuszczali na rynek wadliwe produkty: We-Vibe firmy Standard Innovation z Kanady przesyłał dane o swoich użytkownikach producentowi. Sprawa zakończyła się ugodą na 3,75 mln. dolarów