Supernowe właśnie stały się bardziej niebezpieczne. To znaczy zawsze były, ale o tym nie wiedzieliśmy

65 milionów lat temu w Ziemię uderzyła planetoida, która zakończyła trwające ponad 130 milionów lat panowanie dinozaurów. Szczęściem, to zdarzenie przyczyniło się z czasem do powstania człowieka. Ślady po tym uderzeniu jednak do dziś uświadamiają nam, że nie tylko ludzie mają zdolność unicestwienia swojego gatunku, ale i z nieba może w każdej chwili przyjść zagłada. Nic dziwnego, że od lat naukowcy sprawdzają, co w kosmosie może nam zagrażać. Cóż, właśnie znaleziono kolejne zagrożenie, o którym nie mieliśmy zielonego pojęcia.
supernowe
supernowe

Katalog zjawisk i zdarzeń w przestrzeni kosmicznej, które mogą terminalnie wpłynąć na życie na Ziemi nie jest póki co duży, ale jednak przerażający. Wiadomo, że mielibyśmy problem z przetrwaniem, gdyby w Ziemię uderzyła planetoida o średnicy większej niż 2-4 kilometry. Owszem, 95 proc. takich obiektów już zidentyfikowaliśmy. Nie zmienia to faktu, że pozostałe kilka procent takich obiektów wciąż lata wokół Słońca i w każdej chwili jeden z nich może nam spaść na głowę. Gdyby taki obiekt zmierzał w kierunku Ziemi od strony Słońca, moglibyśmy do samego końca go nie zauważyć. Tak było chociażby w przypadku planetoidy, która spadła nieco ponad dekadę temu nad Czelabińskiem. Szczęściem miała ona jedynie 20, a nie 2000 metrów średnicy.

Czytaj także: Możemy skończyć jak dinozaury. Zagrożenie uderzeniem dużej planetoidy wyższe niż sądzono

Nasze Słońce, jako stosunkowo przeciętna gwiazda, nie jest na tyle niepokorne, aby nam jakoś bezpośrednio zagrażać. Nawet najsilniejsze rozbłyski słoneczne, czy koronalne wyrzuty masy mogą co najwyżej usmażyć nam elektronikę, doprowadzić do zniszczenia sieci energetycznej w skali kontynentalnej. Można jednak przyjąć, że znacząco uprzykrzyłoby nam to życie, ale ludzkość raczej by przetrwała, nawet jeżeli jej życie zmieniłoby się na jakiś czas nie do poznania.

Czytaj także: Ludzkości kończy się czas. Zegar Zagłady zatrzymał się 100 sekund przed północą

W końcu wypada nam się bać eksplozji supernowych w naszym bezpośrednim otoczeniu. To trochę nieintuicyjne, bo przecież odległości między gwiazdami są ogromne. Najbliższa nam gwiazda Proxima Centauri znajduje się 4,26 roku świetlnego od Ziemi. Jej akurat się nie musimy obawiać, bo jest czerwonym karłem, a więc nie dość, że nigdy nie eksploduje, to jest dopiero na początku swojej ewolucji, która będzie trwała setki miliardów lat. Uff!

Nie zmienia to jednak faktu, że eksplozje supernowe, w jakich swoje życie kończą gwiazdy są naprawdę silne i bezpośrednio wpływają na swoje otoczenie międzygwiezdne. Dotychczas jednak naukowcy badający ryzyko ze strony takich gwiazd skupiali się na intensywnym promieniowaniu emitowanym przez wybuch w ciągu kilku pierwszych miesięcy po eksplozji oraz na energetycznych cząstkach, które mogą dotrzeć do innych gwiazd w ciągu kilkuset, kilku tysięcy lat po eksplozji.

Teraz badacze odkryli jeszcze jedno niebezpieczeństwo, jakie niosą ze sobą supernowe.

Wyobraźmy sobie eksplodującą masywną gwiazdę. Powstała w momencie eksplozji fala uderzeniowa po krótkim czasie uderza w znajdujący się w jej pobliżu obłok gęstego gazu. Takie uderzenie może doprowadzić do emisji olbrzymiej ilości promieniowania rentgenowskiego, które dotrze do pobliskiej planety w ciągu kilku miesięcy czy lat po eksplozji i będzie w nią uderzało przez całe dekady. Wystawienie na tak silny strumień promieni X może doprowadzić do masowego wymierania życia na danej planecie. Naukowcy szacują, że zagrożone są wszystkie planety znajdujące się w promieniu 160 lat świetlnych od eksplodującej gwiazdy. To naprawdę ogromny obszar. Tutaj spieszę uspokoić, że Ziemia (i cała reszta Układu Słonecznego) nie znajduje się w odległości 160 lat świetlnych od żadnej masywnej gwiazdy, która miałaby wkrótce eksplodować. Natomiast wiele egzoplanet w naszej galaktyce nie ma już takiego szczęścia.

Czytaj także: Supernowe “sterują” życiem na Ziemi. Eksplozje gwiazd wpływają na nasz klimat i poziom tlenu w atmosferze

Silny strumień promieniowania rentgenowskiego docierając do planety takiej jak Ziemia najpierw istotnie zmieniłby skład chemiczny jej atmosfery. Wystarczyłoby usunięcie znaczącej części warstwy ozonowej. To z kolei sprawiłoby, że promieniowanie ultrafioletowe z gwiazdy macierzystej, przestałoby się zatrzymywać wysoko nad powierzchnią planety, a docierałoby do powierzchni planety znacząco uszkadzając wszelkie formy życia. Co więcej, w atmosferze pojawiłoby się znacznie więcej dwutlenku azotu, który doprowadziłby do pojawienia się w atmosferze brązowej mgły, która na przestrzeni lat doprowadziłaby do zniszczenia całej flory na powierzchni planety.

Pozostaje zatem cieszyć się, że Ziemia znajduje się tak daleko od podstarzałych masywnych gwiazd. Może i przez to mamy problem, aby polecieć do najbliższej gwiazdy, ale przynajmniej nie musimy się martwić potencjalną zagładą z jej strony.

Więcej:supernowe