Szwed po raz trzeci – test XC90

Minął prawie rok od kiedy „obwąchiwaliśmy się” z XC90. Spędziliśmy razem trochę czasu i zyskał w moich oczach miano idealnego samochodu rodzinnego. Jeśli mógłbym w nim zmienić tylko jedną rzecz, która wadziła mi najbardziej, zmieniłbym jego wielkość. Wtedy wjeżdża on – cały na biało: XC60. Blisko 30 cm krótszy i 20 cm węższy. To w dalszym ciągu duży SUV, ale przynajmniej w europejskiej skali.

Kto pilnie śledzi mój blog, z pewnością wie, jaką górę hajsu wydało Volvo, żeby skonstruować nowe XC90. Okazało się, że auto w ostatniej odsłonie zostało świetnie odebrane. Nie dziwi więc, że Szwedzi powielają sprawdzone pomysły w kolejnych wersjach. Siadając za kierownicą nowych modeli XC90, V90 i XC60, możecie odnieść wrażenie (powiedzmy koncentrując się bardziej na desce niż przestronności kabiny), że to ten sam model. W każdym przypadku tak samo ładny, na swój minimalistyczny skandynawski sposób i każdorazowo przypominający, że mamy do czynienia z autem klasy premium (począwszy od kasy, bo XC60 zaczyna się w okolicach 200 tys.).

fot. nakrzywylej.wordpress.com

Właściwie w tym miejscu mógłbym wkleić opis XC90, ale jako że minęło sporo czasu i kilka samochodów, a tydzień wcześniej jeździłem sportowym kombi, parę nowych drobiazgów zwróciło moją uwagę. 

Zacznijmy od bardzo miękkiego zawieszenia, które buja nas niczym wytrawni politycy. Nawet w najbardziej dynamicznym trybie jazdy XC60 pozostaje miękki. Całkiem to przyjemne uczucie (oczywiście w wersji Volvo, nie polityków), choć utwierdza kierowce w przekonaniu, że to rodzinny SUV, a nie sportowe coupé. Ale przecież Szwedzi nigdy w ten segment jakoś szczególnie nie celowali. Nie znaczy to wcale, że siedzimy za kierownicą czołgu. W testowanej wersji (D5) samochód rozpędzał się do setki w 8,2 s, a do wyboru mamy jeszcze szybszą wersję benzynową (T6), która setkę osiąga w 6,9 s. Całkiem nieźle jak na rodzinny SUV. Testowany diesel w zestawieniu z automatem żwawo reagował, sprawiając wrażenie samochodu o wiele mniejszego i lżejszego, niż wskazują na to rzeczywiste rozmiary.

fot. nakrzywylej.wordpress.com

Jedna rzecz jednak, która – mówiąc językiem korporacji – wciąż stanowi potencjalne wyzwanie i obszar dalszego rozwoju. Mowa o systemach bezpieczeństwa. Nie wątpię, że Szwedzi są tu liderami, a Chińczycy chętnie sypną więcej grosza, wiedząc że łatka „najbezpieczniejszego samochodu” świetnie wpływa na sprzedaż. Mam nadzieje, że w pierwszej kolejności pod lupę pójdzie system automatycznego hamowania. Nie wątpię, że jest w stanie ocalić pieszego, ale mam wrażenie, że jednocześnie może doprowadzić do zawału kierowcę. Wyobraź sobie, że jedziesz spokojnie miejską drogą, naglę szyba zaczyna świecić na czerwono, system audio szaleńczo piszczeć, a hamulce ciskać się jak opętane, mimo że na drodze brak żywego ducha. Coś takiego przytrafiło się właśnie mnie. Przerażony w pierwszym momencie dopuszczałem myśl, że pod koła wpadła mi jakaś tchórzofretka, tudzież inna nutria, ale bynajmniej. Okazało się, że ten typ tak ma. Trudno stwierdzić, czy to wina jakiegoś insekta, który nawinął się przed czujkę/kamerę, zmylając system, czy może na pokładzie zainstalowano Windows ze wszystkimi łatami przez co system jest mało responsywny, ale za pierwszym razem paraliżuje.

XC60 to najlepiej sprzedający się model Volvo w Polsce i chociaż na co dzień daleko mi od stwierdzenia, że „tysiące Polaków nie może się mylić”, to tym razem coś jest na rzeczy. Zresztą możliwe że młodszy brat powtórzy sukces poprzedniej wersji, bo już dziś na nowe XC60 trzeba czekać wiele miesięcy.

Tekst: Robert Wiertlewski