Szyfr z trzema krzyżykami

Na temat dziesiątej, nieznanej, symfonii Beethovena od lat krążą legendy. Wśród nich jest i taka, że genialny kompozytor nie życzył sobie, aby świat poznał jego największe dzieło. Stworzył je ponoć jedynie dla elitarnego grona braci w murarskich fartuchach. Niemożliwe? Sensacyjna literatura nie zna słowa niemożliwe

Młody hiszpański muzykolog Daniel Paniagua dostaje zaproszenie na kameralny koncert. Tak kameralny, że może się mu przysłuchiwać jedynie wąskie grono wybranych. Także repertuar wydaje się dość ubogi – figuruje w nim zaledwie jedna część utworu, który… nie istnieje. A przynajmniej trudno go odnaleźć w oficjalnych katalogach czy muzycznych leksykonach. Chodzi o X symfonię Ludwika van Beethovena, który wprawdzie, ośmielony sukcesem IX symfonii, planował stworzenie następnej, ale ponoć nie zdążył tego zrobić. Ponoć – w powieściowym bestsellerze Josepha Gelinka X symfonia powstała, a o jej manuskrypt toczy się walka na śmierć i życie. Dyrygent wspomnianego koncertu Ronald Thomas wkrótce zostaje bestialsko zamordowany. Zabójcy odcinają mu gilotyną głowę, bowiem Thomas kazał sobie na niej wytatuować – oczywiście w zakodowanej formie – miejsce, gdzie został zdeponowany bezcenny nutownik. Paniagua rozpoczyna śledztwo, które może się dla niego zakończyć tragicznie…

Tak to wygląda w powieści. Czy literacka fikcja ma jakiekolwiek zakorzenienie w rzeczywistości? Oczywiście, całą tę „symfoniczną” teorię można by potraktować jako kolejną, wyssaną z palca ofertę spod znaku Dana Browna, gdyby nie fakt, że autor powieści to znany hiszpański muzykolog, ukrywający się pod pseudonimem Joseph Gelinek. Na marginesie – pseudonim ten nawiązuje do XIX-wiecznego pianisty Josepha Gelinka, upokorzonego przez Beethovena w modnych wówczas turniejach fortepianowych. Gelinek miał powiedzieć o genialnym kompozytorze: „zagra nas wszystkich na śmierć”.

„Dziesiąta symfonia” jest więc czymś więcej niż powieścią sensacyjną – to spekulatywny traktat, którego autor przysłania swe przekonania „listkiem figowem” popkultury. Czy zatem X symfonia rzeczywiście istnieje? A jeśli tak, to dlaczego Beethoven ukrył ją przed światem? A może to nie Beethoven, ale ci, którzy dysponowali spuścizną kompozytora po jego śmierci? Czy rzeczywiście – co sugeruje Gelinek – została napisana na zamówienie jednej z lóż masońskich, z którą Beethoven sympatyzował? A jeśli tak, to dlaczego utwór miałby pozostać nieznany reszcie świata?

ZEMSTA SEKRETARZA?

 

To, że Beethoven po 1825 roku zaczął pracować nad jakąś większą kompozycją (premiera IX symfonii odbyła się w maju 1824 roku), która mogłaby przybrać formę symfonii, nie podlega duskusji. Stefania Łobaczewska (1888–1963), wybitny polski muzykolog, w swej książce „Beethoven” wyraża pogląd, że kompozytor po ukończeniu IX symfonii tworzył głównie utwory kameralne.

Ale, jak zaznacza prof. Łobaczewska, nie tylko: „Zaraz po ukończeniu IX symfonii rozpoczął pracę nad szeregiem większych dzieł: nad X symfonią, którą jednak pozostawił tylko w szkicach, i nad nową mszą. Myślał też o napisaniu requiem, o nowym oratorium i o muzyce do »Fausta«. Niestety coraz gorszy stan zdrowia nie pozwolił mu już doprowadzić tych planów do końca”.

Faktycznie, po 1825 roku Beethoven coraz bardziej podupadał na zdrowiu (nie mówiąc o głuchocie, która wszakże nie przeszkadzała mu w komponowaniu genialnych dzieł), jednak cały czas prowadził bardzo aktywne, ruchliwe życie. Tworzył niemal do ostatnich dni, snując wielkie plany. O swej drugiej – po „Fideliu” – operze rozmawiał nawet ze słynnym poetą Franzem Grillparzerem, który miał napisać do niej libretto. Wprawdzie mistrz pióra nie wierzył (jak się miało okazać – słusznie) w sens tego przedsięwzięcia, ale nie śmiał odmawiać Beethovenowi, który sprawiał wrażenie człowieka zapalonego do nowych projektów.

Tymczasem wiadomo, że o planach, związanych z X symfonią, mistrz wielokrotnie rozmawiał ze swym przyjacielem, skrzypkiem Karlem Holzem. Co więcej – Holz pisał w swych listach, jakoby Beethoven grał mu na fortepianie fragmenty tego dzieła. Co się zatem z nim stało: nie wyszło poza sferę planów i wstępnych przygotowań Beethovena czy też zaginęło? A może – jak twierdzi w rozmowie z „Focusem Historia” Joseph Gelinek – zostało skradzione?

– Wersja, która mi najbardziej odpowiada, jest następująca: Anton Felix Schindler, osobisty sekretarz geniusza i jego biograf, skradł po jego śmierci X symfonię. Może uczynił to z chciwości, może z zemsty za złe traktowanie. Jak wiadomo, Beethoven był człowiekiem trudnym w obejściu. Pisząc moją powieść, początkowo zamierzałem uczynić Schindlera sprawcą całego zamieszania. Jednak uznałem, że bezcenny manuskrypt powinien trafić w ręce fikcyjnej kochanki Beethovena Beatriz de Casas – mówi Gelinek i dodaje: – Skoro muzykolodzy twierdzą, że Schindler zniszczył ponad połowę zeszytów konwersacyjnych kompozytora po jego śmierci, to czemu mielibyśmy wykluczyć, że wśród nich znajdowała się X symfonia?”.

Rzecz w tym, że w 1977 r. badacze uznali, iż w owych zeszytach (Konversationshefte – za ich pomocą głuchy kompozytor porozumiewał się z otoczeniem) znalazły się rzeczy wpisane przez Schindlera już po śmierci twórcy sonaty Księżycowej. Tak więc sekretarz mógł w owych zeszytach wpisać cokolwiek – nawet to, że jego mistrz rozpoczął pracę nad… XI symfonią już po ukończeniu X. Do dziś zachowało się 138 takich zeszytów i trudno powiedzieć, co w nich jest prawdą.

Na marginesie – jak twierdzi George R. Marek, autor kolejnej książki „Beethoven”, poszukiwacze nieznanych dzieł genialnego twórcy w owych zeszytach znajdą nie tylko informacje na tematy muzyczne. W jednym z nich zanotował on: „Wełny i flanele trzeba prać w jak najgorętszej wodzie. Jak tylko są czyste, zanurzyć do zimnej wody i wieszać. Jarzyny i liście moczymy w osolonej wodzie, żeby z nich usunąć ślimaki i glisty”.

Czy wśród tych porad można odnaleźć tropy zaginionej symfonii?

PODRABIANIE BEETHOVENA

Kilka lat temu miało miejsce wydarzenie, które bez wątpienia zainspirowało pisarza Gelinka. Otóż na podstawie zachowanych fragmentów nieopublikowanego dzieła słynny angielski muzykolog i kompozytor Barry Cooper odtworzył pierwszą część X symfonii, andante. Wykonanie tego dzieła przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną pod batutą wybitnego walijskiego kompozytora Wyna Morrisa nastąpiło w 1988 roku i sprowokowało lawinę skrajnych reakcji – od zachwytu po oburzenie.

Ani Cooper, ani Morris głowy nie stracili (tak jak Roland Thomas z powieści Gelinka), ale w środowisku znawców Beethovena potraktowano ich niemal jak świętokradców. Bo przecież doprowadzili do upublicznienia czegoś, czego nie ma!

Tymczasem Cooper w swym głośnym artykule pt. „Newly Identified Sketches for Beethoven’s Tenth Symphony” (Nowo odkryte szkice do X symfonii Beethovena) napisanym w latach 80. dla czasopisma „Music and Letters” przekonuje, że mistrz pracował nad tym dziełem. Jako dowód przytacza list, jaki Beethoven napisał do kompozytora Ignaza Moschelesa niedługo przed śmiercią. Mistrz deklarował w nim napisanie symfonii dla Londyńskiego Towarzystwa Filharmonicznego. Jak zapewnił: „Szkic do tego dzieła leży na moim stole”.

Dla zwolenników spiskowych teorii najważniejsze było to, że dzieło powstało w tonacji Es-dur, a więc z trzema krzyżykami przy kluczu. A trójka – jak przekonuje Gelinek – to cyfra uosabiająca masoński ideał (przykład – oko wpisane w trójkąt, czyli wielki architekt wszechświata). Dlatego Mozart, oficjalny członek loży masońskiej, chętnie komponował dzieła w tonacji z trzema znakami chromatycznymi przy kluczu (i bemolami, i krzyżykamii). Beethoven ponoć też sympatyzował z masonami i dla nich – to wersja powieściowa – napisał X symfonię. Jednak w badaniach naukowych raczej ten wątek się nie pojawia.

Skąd jednak pewność, że to, co odnalazł Barry Cooper, rzeczywiście stanowiło zalążek X symfonii? Być może był to zarys uwertury do planowanej opery?

W rozmowie z „Focusem Historia” Cooper przekonuje: „To, co odnalazłem w szkicownikach w Berlinie, miało charakter muzyki symfonicznej, wieloczęściowej, a więc nie ma mowy o uwerturze. Twierdzę to na podstawie pięćdziesięciu oddzielnych fragmentów, jakie zbadałem. Inne »cząstki« tej symfonii odnalazł w Bonn i w Wiedniu muzykolog Sieghard Brandenburg i doszedł do podobnych wniosków jak ja”. Zdaniem Coopera warto wnikliwie badać kolejne szkicowniki Beethovena: „Wprawdzie większość tego typu zeszytów jest bardzo dobrze opracowana i nie ma wątpliwości, co zawierają, to jednak z pewnością znajdują się w nich utwory, których nigdy jeszcze nie słyszeliśmy”. Czy chodzi o kolejne części X symfonii?

Gelinek nie jest przekonany o sukcesie Coopera – uważa, że jego rekonstrukcja to bardziej akt najwyższego uznania dla tytana muzyki niż wierne odtworzenie jego artystycznych intencji. „Na podstawie szkicowników można określić linię melodyczną. I nic więcej. Natomiast geniusz Beethovena polegał na niepowtarzalnych aranżacjach instrumentalnych: na wydobyciu z melodii głębi, jakiej nie byłby w stanie osiągnąć nikt inny. Także Cooper. Ale muszę przyznać, że osiągnął on lepsze rezultaty niż doktor Frankenstein, tworząc niezbyt idealnego człowieka” – żartuje Gelinek.

KRAKOWSKI TROP

 

Wielu autorów publikacji na temat Beethovena omija temat X symfonii, jakby stanowiła nieważny (a może i zmyślony) epizod z życia twórcy. Wspomniany George R. Marek, opisując ostatnie lata geniusza, zajmuje się wyłącznie kwartetami, jakie komponował na zamówienie rosyjskiego księcia Nikołaja Golicyna. Fakt, stanowią one wspaniałe ukoronowanie twórczości, ale nie były jedynym artystycznym przedsięwzięciem Beethovena po 1825 roku.

Klucz do rozwiązania tej wielkiej zagadki znajduje się być może w Krakowie, a konkretnie w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego. To tam spoczywa bezcenna Biblioteka Pruska, przejęta – jako reparacja wojenna – przez Polskę w 1945 roku. Wśród manuskryptów wielkich niemieckich dramaturgów i poetów znajdują się także szkicowniki kompozytorów. Perłami w zbiorze są bez wątpienia te, które pozostawił po sobie Beethoven – Notierungbuch (nr E-60, Landsberg 6), Notierungbuch (nr D-50, Landsberg 11), z własnoręcznym autografem kompozytora, oraz kilka innych.

Wprawdzie sporo wiemy o tym, co zawierają (choćby szkice do III symfonii – Eroiki także napisanej w tonacji Es-dur), ale bez wątpienia skrywają jeszcze różne sekrety. Mogą się znajdować choćby w zbiorze luźnych szkiców, oznaczonym jako Skizzenblatter Mendelssohn 2.

To, co zanotował Beethoven – znany z dość niechlujnego pisma – jest bardzo trudne do rozszyfrowania. „Nie można wykluczyć, że w szkicownikach tych znajdują się utwory nieznane. Na to pytanie mogą odpowiedzieć jedynie najlepsi znawcy Beethovena, a to nie nastąpi szybko. Dla niewprawnego oka to tylko kreski, ułożone bez żadnego ładu” – twierdzi Krystyna Pytel, kierowniczka Oddziału Zbiorów Muzycznych BUJ.

Czy jest więc jakaś, choćby wątła, nadzieja na to, że w Krakowie odnajdą się zarysy kolejnych części X symfonii? Być może, jednak muzykolodzy wertują przede wszystkim znajdujący się berlińskiej Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz szkicownik, sygnowany SPK Autograph 9/1. Ale tam jest tylko początek X symfonii. Może więc warto poszperać w Polsce? Wszak to na obecnych ziemiach polskich, w Głogówku, Beethoven pisał swą wielką V symfonię…

Gdyby mityczna symfonia w końcu się odnalazła, bohater Gelinka Daniel Paniagua mógłby zająć się poszukiwaniem nieznanych dzieł innych kompozytorów. Choćby Veni Creator Fryderyka Chopina, które według kilku przekazów zostało stworzone i zaginęło wkrótce po śmierci mazowieckiego kompozytora.