Tajemnica wędrujących kamieni z Doliny Śmierci

Wielu naukowców próbowało rozwiązać frapującą zagadkę śladów ciągnących się za kamieniami w kalifornijskiej Dolinie Śmierci.

Wyglądają tak, jakby pozostawiły je za sobą poruszające się głazy, ale kto to widział, żeby kamienie przesuwały się same? Ano nikt – aż do zimy na przełomie 2013 i 2014 roku. Amerykański zespół planetologów i paleontologów uwiecznił wówczas ruch kamieni na filmie poklatkowym. Badacze kręcili się po płaskim dnie wyschniętego słonego jeziora w północno-zachodniej części Doliny Śmierci – gdzie śladów kamieni jest najwięcej – uzbrojeni przede wszystkim w cierpliwość.

„Mieliśmy sporo szczęścia – opowiadał potem dr Richard Norris.  – Prawie wszystkie kamienie, które widzieliśmy wokół, przesuwały się!”.

Dolina Śmieci słynie z morderczych upałów, lecz w zimowe noce temperatura spada tam poniżej zera. Jeśli w wyniku opadów deszczu i śniegu na miejscu jeziora powstanie płytki staw – jak stało się w listopadzie 2013 r. – po nocnych przymrozkach tworzy się na nim cienka warstwa lodu (do 6 mm). Rankiem słońce i wiatr, niekoniecznie mocny, bo wystarczy 4–5 m/s, kruszy cienki lód – lodowe bryły zaczynają się wówczas przesuwać po wodzie, ciągnąc ze sobą kamienie. Z nadejściem lata i upałów woda znika, a na wyschniętym gruncie pozostają zygzakowate, mierzące kilkaset metrów ślady wędrówki głazów. Prawdziwe rolling stones!