Tak może wiać w Polsce: 400 km/h to mało! Trąby powietrzne w Polsce mają długą historię

Zerwane dachy, przewrócone wagony, ludzie porwani z wiatrem – tak wyglądało przejście trąby powietrznej nad Lublinem w 1931 roku. Czy padł wówczas rekord prędkości wiatru?
Tak może wiać w Polsce: 400 km/h to mało! Trąby powietrzne w Polsce mają długą historię

Trąby powietrzne najczęściej pojawiają się w Polsce w czerwcu, lipcu i sierpniu. 7 czerwca 2020 r. z tego powodu ucierpieli mieszkańcy Kaniowa w województwie śląskim. A w ciągu minionych 20 lat na podobne nawałnice narzekali mieszkańcy w praktycznie wszystkich regionach. Wiatr potrafi siać w naszym kraju spustoszenie i nie uspokaja nawet fakt, że według oficjalnych danych podmuchy o najwyższych prędkościach zanotowano daleko od Polski.

Od Australii do Lublina

10 kwietnia 1996 roku tropikalny cyklon Olivia wiał na Barrow Island przy zachodnim wybrzeżu Australii z szybkością 408 km/h. Na szczęście wyspa jest słabo zaludniona, a naukowcy byli przygotowani na to uderzenie. Olivia pobiła rekord pochodzący z 12 kwietnia 1934 roku. Wtedy w obserwatorium na sięgającej 1917 metrów n.p.m. Górze Waszyngtona w USA meteorolodzy zarejestrowali porywy wiatru o sile prawie 372 km/h. Kompletnie nie byli na to przygotowani: wieczorem nic nie zwiastowało pojawienia się takich podmuchów, rano zaś nie dawało się wyjść ze stacji na zewnątrz. Tymczasem w bazie, oprócz trzech badaczy, było wówczas dwoje gości, a także… trzy koty i pięć kociąt!

Okazuje się jednak, że w Polsce nie wieje wcale dużo słabiej. W 1990 roku w stacji meteorologicznej na szczycie Śnieżki zarejestrowano rekordowe podmuchy o prędkości 345 km/h. Jeszcze mocniej mogło wiać kilkadziesiąt lat wcześniej: 20 lipca 1931 roku w Lublinie i okolicach. Brak miarodajnych pomiarów z epoki, jednak niektórzy badacze stwierdzili, że wiatr mógł wtedy osiągnąć prędkość nawet 500 km/h, czyli dużo większą od cyklonu Olivia!

Czarny słup nad miastem

„Pierwsze oznaki spustoszenia widoczne były na ok. kilometr od południowo-zachodniej granicy miasta. Szczególnie ucierpiały gospodarstwa położone we wsi Zemborzyce i podlubelskiej gm. Wrotków, gdzie porywisty wiatr przeniósł stodołę o kilkaset metrów i zniszczył stajnie koni wyścigowych” – opisuje historyk Norbert Borzęcki w analizie „Trąba powietrzna nad Lublinem w świetle prasy i dokumentów” („Rocznik Lubelski”, 2017) – „Trąba powietrzna podążyła (…) ku Lublinowi. Szeroki na circa 250–300 m lej ok. 19:30 był widziany na ul. Krochmalnej. Na jego drodze stawały kolejno: syropiarnia i krochmalnia, fabryka wódek Rektyfikacji Lubelskiej Spadkobierców Jana Czarnieckiego, obiekty kolejowe i Cukrownia Lublin. Szczęśliwie ocalały natomiast pobliskie wojskowe składy amunicji”.

Olbrzymi czarny słup niszczył wszystko dookoła. Ucierpiały domy mieszkalne, fabryki, młyn, gazownia miejska, dworzec kolejowy, placówki szpitalne, szkoły, rzeźnia, łaźnia, folwark Tatary. Na zdjęciach wykonanych po katastrofie widać budynki bez okien i z zerwanymi dachami, wyrwane drzewa, wywrócone wagony kolejowe. Dach nad głową straciło około 3 tys. ludzi. Sześć osób zginęło. „Josek Bergman, który w czasie burzy jechał dorożką, zrzucony z kozła siłą wichury poniósł śmierć w kłębowisku przewodów elektrycznych o wysokim napięciu” – relacjonowała prasa. Wielu innych lublinian otarło się o śmierć.

Porwani i zawiani

Pewną kobietę spacerująca przy łaźni wiatr uniósł i rzucił w nurty rzeczki Czerniejówki. Podobnie stało się z policjantem, który usiłował pomóc damie zaplątanej w zerwane przewody elektryczne – został porwany przez podmuch i rzucony na drewniany parkan. Zaś starszy człowiek w okolicach Majdanu Tatarskiego „został uniesiony w powietrze i w odległości około 200 metrów spadł na grząską łąkę, skąd (…) zawalony od stóp do głów czarną mazią, z trudnością się wydobył”. Poeta Józef Czechowicz wspominał potem w liście: „Jadczak odnowił sobie mieszkanie i meble przy tej okazji wyniósł na strych. Wiatr zerwał mu dach, a deszcz poniszczył meble. (…) Park Bronowicki ogołocony jest z kilkudziesięciu drzew, ale nie przestał istnieć. Poza tym Tatary wyglądają straszliwie – te lepianki biedoty potrzaskane i bez dachów mają wygląd wrzodów”.

Doszło też do sytuacji tragikomicznych. Pewien mężczyzna porwany wichrem „wprost z niewiarygodną szybkością” pędził na łeb na szyję w stronę zabudowań. Jak pisała prasa, „stojący w pobliżu posterunkowy, widząc grożące mu niebezpieczeństwo, rzucił się z pomocą i zwycięsko walcząc z wichrem, stanął na drodze, po której zdążał niesiony na skrzydłach huraganu osobnik. Ten zaś na widok policjanta, myśląc, że przedstawiciel władzy weźmie jego nadpowietrzne popisy za brak poszanowania przepisów o ruchu ulicznym i ewentualnie pociągnie go do odpowiedzialności, wpadając mu w ramiona rzekł tonem usprawiedliwienia: »Panie posterunkowy, nie jestem pijany, ja wracam spokojnie do domu«”…

Rekordowe tornado?

Początkowo naukowcy uznali, że prędkość wiatru w trąbie powietrznej osiągnęła 400 km/h. Niektórzy mówili nawet o 500 km/h! W skali Fujity, stosowanej do oceny siły tornad, oznaczałoby rzadko spotykany, maksymalnie niszczycielski poziom F5. Dziś przeważa jednak opinia, że relacje świadków i efekty katastrofy wskazują na przedział F3–F4, czyli z prędkością wiatru przekraczającą 300 km/h. 

Niestety, najgorsze wciąż może być przed nami. Naukowcy uważają, że postępujące zmiany klimatyczne powodują nasilenie anomalii pogodowych, w tym takich jak trąby powietrzne. Od początku XXI wieku w Polsce zanotowano ich ponad trzysta pięćdziesiąt. Dramatyczna historia z Lublina może się powtórzyć – i to na jeszcze większą skalę.