Taycan, który udaje spalinowe Porsche. Dlaczego marka się w to bawi?

Elektryczne Porsche od początku miały być czymś więcej niż „kolejnym cichym EV do miasta”, ale im dłużej trwa elektryczna rewolucja, tym wyraźniej widać, że wielu kierowcom brakuje jednej rzeczy: uczucia pracy skrzyni biegów. Teraz wygląda na to, że Porsche postanowiło ten brak wypełnić.
...
Czy Porsche pozostanie wierne swoim ideałom? /Fot. Unsplash

Od modelu rok 2027 Taycan ma dostać „wirtualną skrzynię”, a wraz z nim całe elektryczne portfolio marki zacznie bawić się symulowanymi zmianami przełożeń. Z pozoru to detal, trochę jak tryb „sport” zmieniający dźwięk wydechu w autach spalinowych. W praktyce może jednak oznaczać powrót do czegoś, za czym tęskni bardzo konkretna grupa klientów: rytmu, przewidywalności i tej chwili zawahania między jednym a drugim biegiem, której nie da się odtworzyć w klasycznym, jednostopniowym napędzie elektrycznym.

Wirtualne biegi w Taycanie od 2027 roku

Według doniesień z wewnętrznej konferencji dealerskiej Porsche, pierwszym autem z wirtualną skrzynią biegów ma być odświeżony Taycan, który trafi do salonów pod koniec 2026 roku jako model na rok 2027. To przy okazji szerszy lifting: zmieni się nie tylko oprogramowanie, ale też wnętrze oraz system infotainment Porsche Communication Management.

Kluczowy szczegół jest taki, że symulowane zmiany biegów nie pojawią się jako aktualizacja OTA dla obecnych właścicieli Taycana. Wymagają one fizycznych manetek przy kierownicy, których obecne wersje po prostu nie mają. Nowe egzemplarze dostaną więc inną kierownicę i zmodernizowaną elektronikę, która będzie w stanie „udawać” zachowanie klasycznej automatycznej skrzyni biegów.

Porsche stawia na elektromobilność /Fot. Porsche

Co ważne, producent ma pozwolić kierowcy decydować, kiedy teatr biegów jest mile widziany, a kiedy nie. Tryb wirtualnej skrzyni będzie funkcją do włączenia jednym przyciskiem, a auto w każdej chwili będzie mogło wrócić do gładkiego, pozbawionego szarpnięć przyspieszania typowego dla EV. To kompromis między chęcią zabawy w „mechaniczne” wrażenia a świadomością, że wielu kierowców właśnie dla tej gładkości wybrało elektryka.

Jak ma działać wirtualna skrzynia biegów?

Porsche nie zamierza ograniczać się do prostego dźwięku silnika z głośników. Według przecieków nad kalibracją wirtualnych biegów pracują inżynierowie odpowiedzialni na co dzień za dwusprzęgłowe skrzynie PDK i klasyczne automaty. Chodzi o to, żeby kierowca faktycznie poczuł charakterystyczne „przytrzymanie”, moment zmiany przełożenia i różnicę w sposobie oddawania mocy między kolejnymi „biegami”.

Inspiracją była tu w dużej mierze Hyundai Ioniq 5 N, który jako jeden z pierwszych tak konsekwentnie wprowadził do świata EV symulowane biegi i dopracowane, sztuczne dźwięki jednostki spalinowej. Inżynier Frank Moser, odpowiedzialny w Porsche za dwudrzwiowe modele jak 718 i 911, przyznał po jeździe koreańskim hot-hatchem, że doświadczenie było „otwierające oczy” i pokazało, jak bardzo można uatrakcyjnić jazdę elektrykiem przy pomocy samego software’u i dobrej kalibracji.

Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP.PL

To, co dziś wiemy, pozwala założyć, że wirtualna skrzynia w Taycanie będzie działała podobnie jak w Ioniqu 5 N. Kierowca ma mieć kilka „biegów” do dyspozycji, z których każdy będzie inaczej mapował moment obrotowy i dostępne przyspieszenie. Zmiana biegu manetką będzie powodować chwilowe odcięcie mocy i lekkie szarpnięcie, a jeśli ktoś „wrzuci” zbyt wysoki bieg przy niskiej prędkości, auto ma „zamulić” jak klasyczne turbo w zbyt niskim zakresie obrotów.

Po co elektrykowi biegi, skoro ich nie potrzebuje?

W czysto technicznym ujęciu elektryki nie potrzebują wielobiegowych skrzyń. Silnik elektryczny ma szeroki zakres użytecznego momentu obrotowego, a jedna lub dwie przekładnie stałe w zupełności wystarczają, by zapewnić świetne przyspieszenie i wysoką prędkość maksymalną. Taycan już dziś korzysta co prawda z dwubiegowej przekładni na tylnej osi, ale kierowca nie „przeżywa” przełożeń tak, jak w klasycznym aucie z automatem czy manualem.

Problem w tym, że sporo osób kupuje Porsche nie tylko po to, żeby mieć szybki środek transportu. Chodzi o poczucie kontroli i zaangażowania, ten moment, w którym ręka albo palce na łopatce robią coś więcej niż tylko wybieranie trybu jazdy. W świecie, gdzie coraz więcej modeli ma tylko wybierak kierunku jazdy przy kierownicy lub na desce, wirtualna skrzynia jest próbą przywrócenia czegoś z emocji związanych z „pracą biegami”, nawet jeśli pod spodem wszystko rozgrywa się w software’ze.

fot. Porsche

Dochodzi do tego aspekt marketingowy. Sprzedaż elektrycznych modeli niektórych marek, w tym Porsche, nie rośnie już tak dynamicznie, jak jeszcze kilka lat temu. Jednym z zarzutów wobec EV jest właśnie to, że „wszystkie jeżdżą tak samo”. Wprowadzenie wyróżniającej się, „sportowej” funkcji może być sposobem na odświeżenie oferty i przekonanie tych klientów, którzy dziś z zazdrością patrzą na zabawę, jaką daje, chociażby Ioniq 5 N.

Co dalej z elektrycznymi Porsche?

Taycan ma być tylko początkiem. Wirtualna skrzynia biegów ma z czasem trafić do kolejnych elektrycznych modeli, w tym do planowanego elektrycznego 718, a potencjalnie także do elektrycznego Cayenne i Macana. Skoro raz opracuje się logikę działania, integrację z układami napędowymi i interfejsem, rozciągnięcie jej na inne auta staje się głównie kwestią pozycji w cenniku i strategii produktowej.

Warto zauważyć, że Porsche już wcześniej eksperymentowało z elementami „udawanej mechaniki”. Elektryczny prototyp Cayenne dostał syntetyczne dźwięki silnika, a teraz ma mieć także możliwość współpracy z wirtualną skrzynią. To pokazuje, że marka próbuje zbudować spójny język doznań dla swoich EV, tak by osoba przesiadająca się z 911 do Taycana nadal czuła, że obcuje z „prawdziwym Porsche”, a nie z przypadkowym elektrykiem z logo doklejonym na końcu.

Nie można też pominąć faktu, że podobne rozwiązania mogą z czasem trafić do aut innych marek. Skoro jeden producent udowodnił, że można software’owo „namalować” biegi w elektryku, a kolejny szykuje się do wejścia na tę samą ścieżkę, bardzo prawdopodobne, że reszta rynku będzie się przyglądać reakcjom klientów i w razie sukcesu po prostu skopiuje pomysł.

Fot. Unsplash

Z jednej strony bardzo łatwo jest się z tego pomysłu śmiać. „Sztuczne biegi, sztuczne dźwięki, sztuczne emocje” – taki komentarz wręcz sam się pisze. Jako osoba, która lubi mechaniczne, „prawdziwe” doświadczenia za kółkiem, mam w sobie sporą dawkę sceptycyzmu. Ale z drugiej strony widzę, jak szybko w ostatnich latach zmienia się podejście do samochodów i jak bardzo to software zaczął decydować o tym, czy auto jest wciągające, czy nie. Jeśli można jednym przyciskiem włączyć tryb, który sprawia, że elektryk przestaje być tylko „szybkim, cichym sprzętem do przemieszczania się”, trudno się dziwić, że producenci próbują.

Dobrze, że Porsche chce dać kierowcy wybór. Kluczowe jest dla mnie, żeby wirtualna skrzynia była dodatkiem, a nie przymusem. Jeśli ktoś ma ochotę pobawić się w symulowane redukcje przed zakrętem, super. Jeśli ktoś woli mieć pod nogą idealnie liniowy napęd bez żadnych teatralnych efektów, powinien móc jednym kliknięciem to całe widowisko wyłączyć. To trochę jak z trybami wydechu w sportowych autach: jedni żyją tym, że auto „strzela” przy zmianie biegów, inni wolą wracać do domu po nocnej zmianie w ciszy.

Z perspektywy rynku to ruch, który może mieć większe znaczenie, niż się wydaje. Jeżeli marka tak mocno kojarzona z „prawdziwą jazdą” jak Porsche zaczyna świadomie budować emocje w EV przy pomocy wirtualnych biegów, to znaczy, że dyskusja o elektryfikacji weszła w nową fazę. Już nie chodzi tylko o zasięg, ładowarki i sekundy do setki. Zaczyna się rozmowa o tym, jak sprawić, żeby samochody elektryczne były po prostu fajne w prowadzeniu. I jeśli do tego celu prowadzi nas odrobina dobrze zrobionej symulacji, to ja jestem bardzo ciekawa, jak ten eksperyment wypadnie w realnym świecie, na prawdziwych drogach, z prawdziwymi kierowcami.