Te same kalorie między posiłkami tuczą bardziej

Tyjemy, bo nasz mózg jaskiniowca nie umie odejść od całodobowego bufetu. Winne jest zakodowane w nas myślenie ”jedz w opór, kiedy jest” pochodzi z czasów, gdy obiad trzeba było sobie uzbierać albo upolować. Dziś najbardziej leniwi muszą po posiłek najwyżej doturlać się od komputera do drzwi. Tymczasem naukowcy ostrzegają, że według najnowszych ustaleń, przyswajanie kalorii poza normalnymi godzinami szkodzi bardziej, niż obfity obiad o zwykłej porze.

Polacy są niechlubnym, choć nie jedynym przykładem, jak można roztyć się przez powszechną dostępność jedzenia. W 1996 roku według danych GUS’u w Polsce z nadwagą lub otyłych było ok. 27 proc. kobiet i 29 proc. mężczyzn. W 2014 roku było to już odpowiednio ok. 45 proc. pań i 62 proc. panów. Dane Instytutu Matki i Dziecka pokazują, że ten sam trend na przestrzeni dwóch dekad widać wśród uczniów.

O ile w chudych latach PRL-u dziecko grube uważane było w powszechnej świadomości za mające majętnych (czytaj: mogących je dokarmiać) rodziców, to dziś przy swobodnym dostępie do wiedzy i, wydawałoby się, lepszemu zrozumieniu konsekwencji otyłości dla zdrowia, powinniśmy być szczupli. A jednak. Nadciśnienie, alzheimer, rak, cukrzyca, zawały są niczym przy czekoladowej muffince do kawy z syropem.

– W ostatnim półwieczu dieta w rozwiniętych gospodarczo krajach przeszła radykalną transformację. O każdej porze dnia i nocy mamy pod ręką wysokokaloryczne przekąski upakowane w nie budzące obaw niewielkie porcje – zwraca uwagę prof. Ali Güler z Uniwersytetu Wirginii. 

W najnowszym wydaniu czasopisma “Current Biology” Güler wraz z kolegami opisał, jak ośrodek naszego mózgu produkujący dopaminę, hormon ”przyjemności i szczęścia” połączony jest z zegarem biologicznym regulującym rytmy fizjologiczne. Co z tego wynika? Dające nam przyjemność kaloryczne jedzenie narusza wewnętrzny harmonogram pór jedzenia a to prowadzi do objadania się.

Tucząc na potrzeby tego badania stadko laboratoryjnych myszy, prof. Güler upozorował warunki, w których zwierzęta miały dostęp do całodobowego bufetu z superkaloryczną karmą. Podjadające, kiedy tylko chciały, gryzonie szybko zaczęły zyskiwać na wadze. Grupa kontrolna karmiona ”zdrową” karmą ze składników jakie myszy znalazłyby w naturze regularnie biegała i zachowała wagę. Była też trzecia grupa, najciekawsza z punktu widzenia badania.

Części zwierząt, którym oferowano jedzenie bez żadnych ograniczeń podawano środek powstrzymujący wydzielanie dopaminy. Te myszy nie czuły specjalnej radości z podjadania i zamiast obżerać się, jadały o typowych porach utrzymując przy tym prawidłową wagę. – Wykazaliśmy, że sygnalizacja dopaminy w mózgu zarządza cyklem okołodobowym i prowadzi do konsumpcji napakowanego kaloriami jedzenia pomiędzy regularnymi posiłkami i już długo po ich porze – wyjaśnia prof. Güler.

Na naszą niekorzyść działa dodatkowo, co wykazały wcześniejsze badania, że nadmiar kalorii pochodzących z podjadania pomiędzy posiłkami (szczególnie w porach odpoczynku) łatwiej i szybciej magazynowany jest jako tłuszcz. Gdy zjemy równie dużo, ale o regularnej porze, efekt jest słabszy. A co zrobić z mózgiem jaskiniowca? Chyba trzeba po prostu z nim walczyć.

– Wyewoluowaliśmy pod presją, która już nie istnieje. To naturalne, że nasze ciała jako organizmy chcą konsumować tak dużo, jak to możliwe. Oczywiście dziś jedzenia jest pod dostatkiem i kolejny posiłek czeka już w kuchni, albo w pobliskiej restauracji. Łatwo się w tym zatracić, a konsekwencje dla zdrowia są opłakane. Nie pomaga, że wraz z wynalazkiem elektryczności odeszliśmy od naturalnego cyklu światła i mroku, pracy i odpoczynku. Zaburza to nasze zegary wewnętrzne, zakłóca metabolizm i prowadzi do otyłości. Już widać, że równie ważna co ilość jedzenia, jest pora konsumpcji. Kaloria kalorii nierówna. Te przyjmowana poza ustalonymi godzinami posiłków czy w nocy są najgorsze – wyjaśnia naukowiec.