Turbiny wiatrowe w Polsce. Przepytaliśmy ekspertów, aby odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania

Coraz więcej osób rozważa inwestycje w zieloną energię – nie tylko ze względu na rosnące ceny prądu, ale też z powodu rosnącej świadomości klimatycznej. Panele fotowoltaiczne stają się coraz bardziej zaawansowane, ale powoli przestają zaskakiwać, ale turbiny wiatrowe? Tu wciąż mamy więcej pytań niż gotowych odpowiedzi. Czy można je legalnie postawić na własnej działce? Jakie formalności trzeba spełnić? Czy to bezpieczne dla ludzi i zwierząt? I czy wiatraki naprawdę szpecą krajobraz?
Turbiny wiatrowe w Polsce. Przepytaliśmy ekspertów, aby odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania

Aby rzetelnie odpowiedzieć na te i wiele innych pytań, oddałem głos tym, którzy zawodowo zajmują się planowaniem, realizacją i oceną takich inwestycji. W poniższym materiale krok po kroku rozwiewamy wspólnie wątpliwości, obalamy mity i pokazujemy kulisy polskiej transformacji energetycznej widziane z bliska – nie zza biurka, ale z terenu. Razem z Kają Sawicką, Dyrektorem Projektów OZE w EnercoNet oraz Igorem Grądzielem, głównym specjalistą ds. ochrony środowiska w Enerco, rozmawiamy nie tylko o technice, ale też o prawie, finansach, społecznościach lokalnych i ekologii. Bo turbina to nie tylko stal i beton – to decyzja, która może wpływać na życie całych gmin.

turbiny wiatrowe
Źródło: Waldemar / Unsplash

Turbiny dla wszystkich? Niestety sprawa jest bardziej skomplikowana

Zacznijmy od konkretu. Załóżmy, że ktoś ma dużą działkę i zastanawia się nad własną turbiną wiatrową. Co powinien wziąć pod uwagę na samym początku? Jak wyglądają formalności i pozwolenia, na jakie ograniczenia (choćby hałasowe) trzeba uważać, czy istnieją realne przeciwwskazania zdrowotne przy zachowaniu wymaganych 500 metrów od zabudowań? I wreszcie: dlaczego ktoś miałby wybrać akurat turbinę, skoro panele słoneczne wydają się znacznie prostsze i mniej kontrowersyjne?

Najważniejsze jest wstępne zbadanie wykonalności takiego zamierzenia. Jednym z największych ograniczeń w możliwości realizacji tego typu inwestycji i czerpania z niej zysków w Polsce są nie tylko zapisy wciąż niezmienionej ustawy 10h, ale brak możliwości uzyskania warunków przyłączeniowych do sieci elektroenergetycznej. W pierwszej kolejności inwestor powinien więc nie tylko zbadać czy dana lokalizacja spełnia wymagania prawne, np. odległości od zabudowy mieszkaniowej, czy terenów chronionych, ale również czy ma szanse na odprowadzenie do sieci wytwarzanej energii. Inwestorzy często w pierwszej kolejności zabezpieczają tereny, po latach okazuje się jednak, że nie otrzymują warunków przyłączeniowych i inwestycja nie może być zrealizowana. Jeśli jednak dany teren spełnia wymagania ustawy tzw. wiatrakowej, posiadamy warunki przyłączeniowe oraz finansowanie inwestycji kolejnym krokiem będzie uzyskanie niezbędnych decyzji i uzgodnień. Jeśli teren nie jest objęty zapisami Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, umożliwiającymi realizację tej inwestycji, to właśnie jego uchwalenie będzie w pierwszej kolejności niezbędne. Następne kroki to decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach oraz pozwolenie na budowę. Nie należy zapomnieć również o ustanowieniu służebności przesytu. Jeśli chodzi o ograniczenia, to część z nich łatwiej jest przewidzieć, jak np. konieczność zachowania odległości czy wspomniane ograniczenia hałasowe, które już na etapie wyboru lokalizacji badamy za pomocą modelowania przy użyciu specjalistycznego oprogramowania. Pewne aspekty ograniczające możliwość realizacji inwestycji mogą zostać odkryte dopiero na późniejszym etapie jak np. te wynikające z występowania chronionego ptactwa na danym terenie,  badane na etapie rocznej inwentaryzacji przyrodniczej. Aby zminimalizować to ryzyko, konieczne jest więc wstępne zaopiniowanie terenu przez eksperta w dziedzinie ochrony środowiska, który jest w stanie na podstawie danych z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska czy innych uwarunkować wstępnie ograniczyć to ryzyko. Nie ma żadnych przeciwwskazań zdrowotnych co do budowy turbin w odległości 500 metrów od miejsca stałego pobytu. Turbiny nie emitują żadnych, w tym szkodliwych substancji, a emitowany przez nie hałas w miejscu pobytu stałego ludzi spełnia bardzo restrykcyjne polskie normy. Przeciwnicy turbin mówią o zagrożeniach infradźwiękami, w rzeczywistości jednak poziom infradźwięków emitowanych przez turbiny jest porównywalny z tym emitowanym przez naturalne morza jak falowanie wody czy szum drzew. Potwierdzają to badania naukowe, m.in. te przygotowane przez PAN, opublikowanie w opracowaniu “Elektrownie wiatrowe w środowisku”. – odpowiedziała Kaja Sawicka, Dyrektor Projektów OZE w EnercoNet.
Turbiny wiatrowe – zdjęcie poglądowe /Fot. Unsplash

W ostatnich miesiącach sporo mówi się o zniesieniu zasady 10H, która przez lata skutecznie blokowała rozwój energetyki wiatrowej w Polsce. Rząd proponuje skrócenie wymaganej odległości od zabudowań do 500 metrów. Co skłoniło decydentów do takiego ruchu właśnie teraz? I czy ta zmiana rzeczywiście wystarczy, by realnie odblokować rynek turbin wiatrowych?

Pierwotnie obowiązująca zasada 10 H praktycznie wyeliminowała możliwość lokalizowania turbin wiatrowych na terenie kraju. Uwzględniając pozostałe ograniczenia, dostępne tereny pod inwestycje w zakresie elektrowni wiatrowych stanowiły mniej niż 0,5% powierzchni kraju. Liberalizacja zasady do minimalnej odległości 700 metrów również okazała się niewystarczająca. Aby wykorzystać w pełni potencjał lokalizacyjny, niezbędne jest zmniejszenie tej odległości do 500 metrów. Nie ma obawy co do negatywnych oddziaływań turbin wiatrowych w zakresie emisji hałasu, gdyż obowiązujące prawo jest tak skonstruowane, że podczas lokalizacji elektrowni należy dotrzymać bezpiecznych, ustalonych norm. W przypadku przekroczenia tych norm nie uzyskamy zgody na realizację turbiny wiatrowej. Zmianę zasady 10H, która skraca minimalną odległość od zabudowań mieszkalnych […] do planowanych 500 metrów, rząd argumentuje tym, że dla większości przypadków lokalizowanie turbin w zaproponowanej odległości nie spowoduje przekroczenia obwiązujących norm w zakresie emisji hałasu. Ponadto za sprawą ciągłego rozwoju technologii produkcji energii z wiatru już dziś istnieją systemy dające możliwość wyciszenia pracy turbin nawet o 6 dB. Wartość ta jest znacząca, gdyż należy pamiętać, że natężenie dźwięku obliczamy logarytmicznie. Zwracam też uwagę, że proponowana odległość 500 metrów pozwala również spełniać normy i zalecenia  w zakresie innych oddziaływań. Podsumowując, określona odległość jest wartością generalną, a ostateczna odległość turbin wiatrowych od zabudowy mieszkalnej zależna będzie od uwarunkowań lokalnych i ustalana będzie w trakcie uzgadniania zezwoleń administracyjnych. Zmiana wymaganej minimalnej odległości na pewno pomoże odblokować rynek, jednakże projekt ustawy zakłada wprowadzenie nowych dodatkowych ograniczeń czy zaostrzenie istniejących, co niestety uniemożliwi odblokowanie rynku w stopniu, na jaki byśmy liczyli. Nowym ograniczeniem jest np. zakaz lokalizacji turbin wiatrowych w strefach niskich lotów (MRT – Minimum Reception Terrain), który nie tylko ograniczy ilość dostępnych terenów (strefy te podobnie jak parki wiatrowe są lokalizowane na terenach niezamieszkałych), ale spowoduje większą niepewność dla inwestorów, ponieważ strefy te nie są stałe, jako że ich lokalizacja i zasięg jest co jakiś czas zmieniana. – odpowiedział Igor Grądziel, czyli główny specjalista ds. ochrony środowiska w Enerco.

Jednym z nowych elementów w projekcie ustawy jest obowiązek udostępnienia części mocy mieszkańcom w formie tzw. wirtualnego prosumenta. Jak Państwa zdaniem powinno wyglądać praktyczne wdrożenie tego mechanizmu? I kto oraz w jaki sposób miałby kontrolować, czy inwestorzy rzeczywiście wywiązują się z tego zobowiązania?

W projekcie nowelizacji ustawy przewidziano obowiązek, aby inwestorzy budujący nowe elektrownie wiatrowe zaoferowali mieszkańcom lokalnej społeczności udział w produkcji energii w formule tzw. wirtualnego prosumenta. Praktycznie oznacza to, że inwestor będzie zobowiązany zapewnić mieszkańcom możliwość objęcia udziału w dostępnej mocy elektrowni, bez konieczności budowy własnych instalacji. Mieszkańcy będą korzystać z przypisanej im części energii wirtualnie – np. poprzez rozliczenia na rachunku za prąd. Jeżeli po objęciu udziałów przez mieszkańców pozostanie niewykorzystana część mocy, będzie ona dostępna dla gminy, na terenie której zlokalizowana jest elektrownia. Gmina będzie mogła przeznaczyć tę energię na potrzeby własnych punktów poboru (np. szkół czy urzędów), z limitem do 50 kW na każdy punkt. Status prosumenta wirtualnego dla mieszkańców i gminy będzie obowiązywał przez okres 15 lat. Kontrola prawidłowego wykonania obowiązku będzie powierzona Prezesowi Urzędu Regulacji Energetyki (URE). Inwestorzy będą zobowiązani do składania okresowych raportów, a w przypadku uchylania się od obowiązku przewidziano możliwość nałożenia sankcji administracyjnych. – wyjaśnia Kaja Sawicka, Dyrektor Projektów OZE w EnercoNet.

Z jednej strony mamy wyraźny sygnał społeczny, bo według badań ponad 80% Polaków deklaruje poparcie dla rozwoju lądowej energetyki wiatrowej. Jednak z drugiej każda konkretna inwestycja często spotyka się z lokalnym oporem, protestami i dezinformacją. Skąd bierze się ten rozdźwięk między ogólną akceptacją a niechęcią tuż za płotem? Jak realnie budować zaufanie mieszkańców do tego typu projektów?

Ponad 80% Polaków popiera rozwój lądowej energetyki wiatrowej, jednak lokalne inwestycje często budzą kontrowersje. Ten rozdźwięk wynika głównie z obaw o wpływ turbin na zdrowie i krajobraz, a owe obawy często opierają się na powielanych mitach. Badania Polskiej Akademii Nauk wykazały, że przy zachowaniu odległości 500 metrów od zabudowań, oddziaływanie turbin na zdrowie ludzi jest znikome. Fińskie badania potwierdziły, że infradźwięki emitowane przez turbiny są niesłyszalne i nie wywołują skutków fizjologicznych. Dodatkowo, według danych U.S. Fish and Wildlife Service, rocznie w USA z powodu kolizji z turbinami wiatrowymi ginie około 234 tys. ptaków, podczas gdy koty domowe odpowiadają za śmierć około 2,4 miliarda ptaków. Dlatego tak ważne jest prowadzenie transparentnego dialogu z mieszkańcami i opieranie się na rzetelnych danych naukowych, aby rozwiewać nieuzasadnione obawy i budować akceptację dla projektów energetyki wiatrowej. To robimy w Enerconet, angażując się w akcje informacyjne i edukacyjne, przygotowując je bardzo indywidualnie pod potrzeby konkretnych regionów. Warto też podkreślić, że inwestycje wiatrowe przynoszą lokalnym społecznościom realne korzyści. Gminy, na których terenie powstają farmy wiatrowe, zyskują znaczące wpływy z podatku od nieruchomości (nawet kilkaset tysięcy rocznie od jednej turbiny). Inwestycjom często towarzyszą również dodatkowe projekty infrastrukturalne – takie jak modernizacja dróg, budowa sieci energetycznych czy wsparcie lokalnych inicjatyw społecznych. Co więcej, nowe przepisy wprowadzają obowiązek zaoferowania mieszkańcom udziału w produkcji energii jako wirtualnym prosumentom, co oznacza możliwość korzystania z tańszego prądu i dodatkowych oszczędności w gospodarstwach domowych. Wszystko to pokazuje, że odpowiednio prowadzona inwestycja wiatrowa może być nie tylko bezpieczna dla mieszkańców i środowiska, ale także realnym impulsem rozwojowym dla całej gminy, ma realny, odczuwalny dla wszystkich mieszkańców wpływ na jej rozwój i na poziom życia mieszkańców. – komentuje Kaja Sawicka.

Jeśli jesteśmy już przy temacie niechęci do “turbiny widocznej z okna”, to warto zatrzymać się przy rozpowszechnionym “syndromie turbiny wiatrowej”. Czym dokładnie on jest i co na ten temat ma do powiedzenia dzisiejsza medycyna? Które badania powinniśmy uważać za najbardziej miarodajne w obaleniu syndromu turbiny?

W tym wypadku źródło można wskazać bardzo precyzyjnie. Tak zwany syndrom turbin wiatrowych pochodzi z nierzetelnie opracowanej publikacji autorstwa Pani N. Pierpont, która w  ostatecznej formie została opublikowana w 2009 roku. Badania przeprowadzone przez N. Pierpont zostały ograniczone do przeprowadzenia telefonicznej ankiety z 38 osobami w wieku od 1 – 70 lat, w wyniku której przedstawiono zbiór objawów występujących u ankietowanych. W imieniu najmłodszych ankietowanych wypowiadali się rodzice. Badania przeprowadzone przez Pierpton posiadały szereg uchybień, takich jak brak grupy kontrolnej, brak losowości przy wyborze osób ankietowanych. Brak określenia faktycznych warunków, w jakich zamieszkują ankietowane osoby. Co najważniejsze publikacja ta nie została opublikowana w żadnym recenzowanym czasopiśmie, co świadczy o braku jej rzetelności. W późniejszym okresie  N. Pierpton nie przeprowadziła również badań potwierdzających przedstawione tezy. Badania takie zostały natomiast przeprowadzone przez organizację Health Canada w 2014 r., gdzie jednoznacznie stwierdzono brak wpływu turbin wiatrowych zlokalizowanych w sąsiedztwie zabudowań mieszkalnych na zdrowie mieszkańców tych obszarów, obalając tym samym tezy postawione przez Panią Pierpton. Dzisiejsza medycyna pokazuje, że natężenie dźwięku generowane przez turbiny wiatrowe zlokalizowane w odległości proponowanej przez rząd nie wpływa negatywnie na zdrowie człowieka. Dźwięk ten ma natężenie zgodne z wytycznymi WHO w zakresie emisji hałasu, które wynoszą obecnie <45 dB  Lden (poziom dźwięku w ciągu całego dnia). – tłumaczy Igor Grądziel.

Przy tej kwestii warto zatrzymać się na dłużej, bo przecież turbiny mają bezpośredni negatywny wpływ na przyrodę, a dokładniej mówiąc, ptaki i nietoperze. Pozostaje więc pytanie, jakie wnioski płyną z ostatnich polskich i europejskich badań nad kolizjami ptaków. Czy np. malowanie jednego skrzydła na czarno lub radarowa detekcja stada realnie redukują straty?

Ostatnie badania nad kolizjami ptaków z turbinami wiatrowymi pokazują, że przy zastosowaniu odpowiednich działań ochronnych jesteśmy w stanie ograniczyć potencjalne kolizje ptaków do minimum. Przez lata funkcjonowania parków wiatrowych wypracowano odpowiednie procedury i wytyczne lokalizacyjne służące ochronie ptaków. Narzędziami służącymi ochronie ptaków są  np.: monitoringi przedrealizacyjne i prorealizacyjne, które służą do identyfikacji potencjalnie kolizyjnych obszarów, gdzie niewskazane jest lokalizowanie parków wiatrowych. Rozwój technologii pozwolił na usprawnienie samego procesu detekcyjnego możliwych kolizji ptaków z funkcjonującymi parkami wiatrowymi.  Zgodnie z obowiązującym na terenie kraju prawem, inwestycje w zakresie elektrowni wiatrowych wymagają uzyskania tzw. “decyzji środowiskowej”. Jej uzyskanie poprzedzone jest wykonaniem szczegółowego raportu oddziaływania na środowisko, który pozwala na określenie wpływu planowanej inwestycji na środowisko przy uwzględnieniu lokalnych uwarunkowań. Lokalne uwarunkowania określane są m.in. podczas wspomnianego wcześniej przedrealizacyjny monitoringu ornitologicznego. Pozwala to już na etapie projektowym odrzucić turbiny wiatrowe stanowiące zagrożenie dla awifauny oraz ograniczenie działalności na cennych ornitologicznie obszarach, które nie są objęte ochroną. Co więcej, ponowna weryfikacja założeń projektowych ma miejsce już po realizacji inwestycji podczas kolejnego monitoringu ornitologicznego, który może trwać nawet 3 lata. W przypadku stwierdzenia niezgodności na tym etapie, wprowadza się dodatkowe działania ochronne, które mogą polegać na czasowym wyłączeniu turbin wiatrowych w przypadku stwierdzenia możliwości kolizji.  Współcześnie krótkotrwałe wyłączenia sterowane są przez systemy detekcyjno-reakcyjne. Systemy detekcyjne reakcyjne wykorzystują zaawansowane techniki rozpoznawania ptaków obierających kolizyjną trajektorię lotu za pomocą technik optycznych lub radarowych, które wykorzystują uczenie maszynowe będące elementem AI, a następnie spowalniają lub całkowicie zatrzymują wirnik turbiny w celu uniknięcia kolizji z nadlatującym ptakiem. Systemy detekcyjno-reakcyjne produkowane i doskonalone są na całym świecie, również w Polsce. Co do specjalnych malowań łopat turbin wiatrowych nie jest to szczególnie popularna metoda. Ze względu na wymienione procedury i działania zagrożenie dla ptaków zostało praktycznie zniwelowane zarówno na terenie Europy, jak i w Polsce. – wyjaśnia Igor Grądziel. 

Najnowsze polskie badania na temat wpływu turbin wiatrowych na ludzi wskazują, że rzeczywiście nie musimy się czego bać. Jednak czy możemy dochodzić do takich wniosków, kiedy badania obejmowały krótkotrwałą ekspozycję? Jeden z naszych czytelników zgłosił się też do nas niedawno z zastrzeżeniami, że jego badania wykazują negatywny wpływ na zwierzęta hodowlane. Czy więc ludzie wykształcili w sobie “turbinoodporność”?

Dotychczas brak jest jednoznacznego wskazania negatywnego oddziaływania turbin wiatrowych zarówno na człowieka, jak i na zwierzęta hodowlane żyjące w sąsiedztwie turbin wiatrowych. Większość z prowadzonych badań nie wykazuje negatywnego oddziaływania na ludzi i zwierzęta hodowlane. Przedstawione badania stanowią cenną bazę wiedzy w zakresie wpływu turbin wiatrowych na człowieka jak i zwierzęta hodowlane i pozwalają na wyciągnięcie konkretnych wniosków. Parki wiatrowe w sąsiedztwie człowieka obecne są już od kilkudziesięciu lat, możemy obserwować więc ich rzeczywisty wpływ na danym terenie, a raczej brak tego wpływu. Rozwój technologii oraz dotychczasowe doświadczenie wpływają na normy, oraz zalecenia przy lokalizowaniu nowych parków wiatrowych skutecznie eliminując wszelkie czynniki wpływające na środowisko człowieka. Obecnie nie stwierdza się również negatywnego, długotrwałego oddziaływania na środowisko człowieka w sąsiedztwie parków wiatrowych. W przypadku zwierząt kolejnym istotnym czynnikiem jest kwestia adaptacji do nowego środowiska. Szereg badań pokazuje, że pomimo początkowej reakcji zwierząt na obecność turbin wiatrowych z czasem adaptują się do nowej sytuacji i w efekcie turbiny pozostają bez wpływu na zwierzęta. Warto zwrócić uwagę, że większość z obiektów hodowlanych zlokalizowanych jest w niewielkiej odległości od skupisk zabudowy mieszkaniowej, a więc zgodnie z obowiązującymi przepisami turbiny wiatrowe oddalone będą od zabudowy, gdzie hodowane są zwierzęta. – kontynuuje Igor Grądziel.

Nie mogłem odpuścić sobie też pytania na temat praktycznych projektów, których realizacja przez firmy takie jak EnercoNet jest poprzedzona długimi rozmowami. Zaciekawiło mnie więc, jakie są dziś trzy największe mity na temat turbin i jak specjaliści kontrują je w rozmowach z potencjalnymi klientami?

1. Mit: Turbiny wiatrowe szkodzą zdrowiu przez infradźwięki.
– Fakty: Badania Polskiej Akademii Nauk oraz Światowej Organizacji Zdrowia jasno wskazują, że hałas i infradźwięki emitowane przez turbiny nie stanowią zagrożenia dla zdrowia przy zachowaniu standardowych odległości (np. 500–700 metrów). Infradźwięki wytwarzane przez wiatraki są zbliżone do tych występujących naturalnie (np. fale morskie). W rozmowach prowadzonych w terenie stawiam na dane naukowe, fakty i wyniki badań. Posługując się nimi na co dzień w rozmowach, rozwiewamy te i inne obawy.
2. Mit: Farma wiatrowa drastycznie obniży wartość nieruchomości.
– Fakty: W krajach o rozwiniętej energetyce wiatrowej (np. Niemcy, Dania) analizy rynku pokazują, że wpływ farm wiatrowych na ceny nieruchomości jest minimalny lub krótkoterminowy. Co więcej, nowe drogi, infrastruktura i niższe koszty energii mogą w dłuższym okresie nawet podnosić atrakcyjność lokalizacji.
3. Mit: Turbiny wiatrowe niszczą środowisko i zabijają ptaki.
– Fakty: Nowoczesne farmy są projektowane z uwzględnieniem tras migracyjnych i siedlisk przyrody. Badania (np. U.S. Fish and Wildlife Service) pokazują, że turbiny odpowiadają za śmierć znacznie mniejszej liczby ptaków niż chociażby ruch drogowy czy domowe koty. Każda inwestycja przechodzi obowiązkową wieloetapową  ocenę oddziaływania na środowisko (OOŚ) i uwzględnia ochronę przyrody. To nie jest proces, który można pominąć lub zlekceważyć i stanowi on podstawę decyzji o tym czy i gdzie stanie turbina wiatrowa.
– opowiada Kaja Sawicka.

Spojrzenie w przyszłość, czyli plany i wyzwania

Polska przyjęła ambitny plan – 41,4 GW zainstalowanej mocy z lądowej energetyki wiatrowej do 2040 roku. To cel, który wymaga nie tylko dobrej woli, ale i realnych reform. Czy przy obecnym tempie rozwoju i barierach administracyjnych ten cel wciąż wydaje się osiągalny? Co musiałoby się wydarzyć, by go realnie zbliżyć?

Polska planuje osiągnąć 41,4 GW mocy zainstalowanej w lądowej energetyce wiatrowej do 2040 roku, co byłoby możliwe jeśli wprowadzone by zostały planowane od dawna zmiany legislacyjne, zarówno w zakresie minimalnej odległości turbin od zabudowy mieszkaniowej, jak i mechanizmów wpierających rozwój energetyki wiatrowej wynikających z dyrektywy RED III. Tymczasem niestety w zmienianej ustawie pojawiają się nowe ograniczenia względem lokalizacji turbin wiatrowych, a procedury administracyjne wciąż są długotrwałe i skomplikowane. Brak odpowiednio rozwiniętej infrastruktury przesyłowej utrudnia przyłączanie nowych źródeł energii do sieci. Podsumowując – bez wprowadzenia niezbędnych zmian legislacyjnych i infrastrukturalnych, osiągnięcie celu 41,4 GW mocy zainstalowanej w lądowej energetyce wiatrowej do 2040 roku jest w mojej opinii mało realne. – komentuje przyszłość Kaja Sawicka.

Morska energetyka wiatrowa w Polsce rozwija się dynamicznie, ale koncentruje się na konstrukcjach posadowionych na dnie. Tymczasem na świecie coraz więcej mówi się o turbinach pływających. Czy Pani zdaniem jest szansa, by do 2050 roku w polskiej strefie ekonomicznej pojawiły się pierwsze komercyjne instalacje tego typu? Czy to nadal technologia zarezerwowana dla Atlantyku?

Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej w opublikowanym raporcie „Energetyka Wiatrowa w Polsce” przewiduje, że do 2050 roku ok. 2% energii z odnawialnych źródeł może pochodzić z właśnie z pływających turbin. Jest to jednak dość odległa perspektywa i wszystko zależeć będzie od dostępnych technologii i kierunków rozwoju energetyki. Na ten moment Polska koncentruje się na rozwoju morskiej energetyki wiatrowej z wykorzystaniem tradycyjnych turbin na stałych fundamentach, co wynika również ze stosunkowo płytkich wód Bałtyku, które przy obecnych projektach nie wymagają użycia droższych, bardziej wymagających technologii pływających. – wyjaśnia Kaja Sawicka.
Qihang to największa morska turbina wiatrowa na świecie /Fot. CRRC

Nowoczesne turbiny osiągają dziś imponujące rozmiary – średnica wirnika sięga 240 metrów. Takie konstrukcje wymagają nie tylko miejsca, ale i akceptacji społecznej. Czy w Polsce są w ogóle lokalizacje zdolne pomieścić tego typu jednostki przy zachowaniu odpowiedniego buforu krajobrazowego? A może nasze prawo powinno mocniej chronić przestrzeń przed tak dużymi instalacjami?

Nie istnieje uniwersalna reguła, dlatego uważam, że polskie prawo nie powinno ani jednoznacznie zabraniać lokalizacji dużych jednostek, ani automatycznie dopuszczać mniejszych bez dokładnej analizy. Każdy przypadek wymaga indywidualnego, wielokryterialnego podejścia. Turbiny wiatrowe o mocy 15 MW o średnicy ponad 240 metrów, wymagają sporej przestrzeni i stref buforowych. W Polsce, biorąc pod uwagę gęstość zabudowy oraz inne ograniczenia, w tym uwarunkowania krajobrazowe, ilość takich miejsc jest bardzo ograniczona. Warto jednak zauważyć, że postawienie jednej turbiny 15 MW jest bardziej efektywne i zajmuje mniej przestrzeni niż budowa trzech czy czterech mniejszych jednostek o podobnej łącznej mocy, co może być także pozytywne z punktu widzenia ochrony krajobrazu. Jednak podobnie jak w przypadku posadowienia mniejszych turbin, każda taka inwestycja powinna być indywidualnie analizowana pod kątem wielu aspektów, a w tym krajobrazowego czy środowiskowego. Warto zauważyć, że polskie przepisy już dziś nakładają taki obowiązek: duże inwestycje wiatrowe podlegają procedurze oceny oddziaływania na środowisko (OOŚ), w ramach której przeprowadza się analizę wpływu na krajobraz, środowisko przyrodnicze, zasoby gruntów oraz komfort życia mieszkańców. W ramach tej procedury organ wydający decyzję środowiskową powinien oceniać każdą inwestycję w sposób kompleksowy, a nie automatyczny, zapewniając jednocześnie odpowiednią ochronę przestrzeni i interesu społecznego. – tłumaczy Kaja Sawicka.

Rosnąca liczba inwestycji w OZE wiąże się z pytaniami o ich cykl życia. Fotowoltaika już teraz budzi wątpliwości co do przyszłego problemu utylizacji. Czy w przypadku turbin wiatrowych jesteśmy lepiej przygotowani na ich recykling? I czy już dziś warto wdrażać rozwiązania, które zapobiegną powstawaniu trudnych odpadów za 20–30 lat?

W przeciwieństwie do paneli fotowoltaicznych, turbiny wiatrowe składają się w większości z materiałów, które podlegają recyklingowi. Materiały, które wykorzystuje się do budowy turbin wiatrowych to m. in. metale takie jak stal, żelazo miedź, aluminium, a także beton. Są to materiały powszechnie znane, a ich powtórne wykorzystanie nie jest dziś wyzwaniem. Na elementy turbin wiatrowych składają się również kompozytowe łopaty wirnika. Ich żywotność szacuje się nawet na około 30 lat. Materiał ten jest również powszechnie wykorzystywany w innych gałęziach przemysłu. Już dziś istnieją skuteczne niskoemisyjne metody recyklingu kompozytów, z których zbudowane są łopaty turbin wiatrowych. Dzięki temu nie ma potrzeby lokalizowania zużytych elementów kompozytowych na składowiskach odpadów.  Obecnie jednym ze sposobów recyklingu kompozytów wykorzystywanych do budowy łopat turbin wiatrowych jest ich kruszenie i wykorzystywanie uzyskanego materiału do produkcji cementu, a następnie do wytworzenia betonu. Włókna kompozytu uzyskane podczas tej metody recyklingu dodawane są do mieszanki cementu. Wpływa to pozytywnie na właściwości mechaniczne betonu uzyskanego z tej mieszanki. Wykorzystanie materiałów z recyklingu przy produkcji cementu przyczyniać się będzie również do redukcji śladu węglowego. Oprócz tego łopaty wykorzystuje się jako materiały budowlane czy instalacje artystyczne. Znane są również bardziej zaawansowane metody recyklingu kompozytów, głównie chemiczne takie jak solwoliza. Ze względu na dużą popularność turbin wiatrowych obecnie prowadzone są liczne badani, także w Polsce służące opracowaniu alternatywnych metod recyklingu kompozytów. W związku z tym możemy być niemal pewni, że w perspektywie najbliższych lat pojawią alternatywne metody recyklingu materiałów kompozytowych, z których zbudowane są łopaty turbin wiatrowych – wyjaśnia Igor Grądziel.

Turbiny wiatrowe to przyszłość?

Turbiny wiatrowe to temat, który wymyka się prostym ocenom. Nie są ani cudem technologicznym, który rozwiąże wszystkie problemy energetyczne Polski, ani zagrożeniem, przed którym trzeba się bronić za wszelką cenę. To narzędzie – a jak każde narzędzie, może być wykorzystane dobrze albo źle i właśnie dlatego tak ważna jest edukacja, konsultacje i uczciwa rozmowa oparta na faktach, nie na emocjach. Dlatego też mam nadzieję, że ten wywiad będzie głosem rozsądku w coraz głośniejszej debacie o odnawialnych źródłach energii i pomoże podjąć lepsze decyzje zarówno tym, którzy planują własną inwestycję, jak i tym, którzy po prostu chcą lepiej zrozumieć, co naprawdę oznacza życie w sąsiedztwie turbiny. Bo przyszłość energetyczna nie dzieje się gdzieś daleko. Ona zaczyna się od pytań, które zadajemy dzisiaj oraz odpowiedzi, jakich odważymy się wysłuchać.