Tygrysek Ala Capone

To scena jak z „Ojca chrzestnego II”. Jest rok 1898. Na leżącej koło nowojorskiego portu wyspie Ellis, stanowiącej dla imigrantów bramę do upragnionej Ameryki, przybywają kolejni pasażerowie. Przypłynęli tam z Europy. Jest wśród nich 6-letni Abram Sycowski. To syn Żyda z Wielgomłynów (Wielkomłynów) niedaleko Częstochowy. Według jednej z wersji życiorysu jego ojcem był felczer. Według innej Abram „był synem chłopa, miał mnóstwo rodzeństwa, ile ich było, tego nigdy nie wiedział”.

Gangster spod Częstochowy Abram „Alex” Sycowski umiejętnie wykreował się przed dziennikarzami jako konkurent Ala Capone, milioner i światowiec. Równie sprawnie uniknął amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości zmieniając miejsca pobytu, nazwiska i twarz.

APETYT DRAPIEŻNIKA

„Mając 20 lat znany już jest pod pseudonimem Kid Tiger – pisał „Nowy Głos. Żydowski Dziennik Poranny” z 17 czerwca 1938 r. – Kampanie wyborcze w Ameryce są źródłem zarobku dla chętnych bitki młodzieńców. Tammany Hall („bojówka” Partii Demokratycznej – przyp. red.) szuka odpowiednich ludzi. Sycowski zaciąga się w ich szeregi i poznaje wszystkie kulisy polityki”.

Postanowił – jak łatwo się domyślić – że on też będzie miał władzę i pieniądze. Jego los przypieczętowało ponoć przypadkowe zdarzenie, gdy podczas nocnej hulanki z kolegami zaczęło im brakować alkoholu. „Wsiadają do starego auta i w zamiarze wyrządzenia kawału policji udają się do składu, gdzie poprzedniego dnia złożono skonfiskowane skrzynki whisky – opisywał „Nowy Głos”. – W chwili gdy ruszają, zatrzymuje ich jakieś wielkie auto i wysiada z niego starszy pan. Obawiają się policji. Jest to jednak tylko bogaty Amerykanin mający pragnienie: »Kupuję wasze whisky po 10 dolarów butelka. Macie tu tysiąc dolarów«”.

Tak Sycowski zrozumiał ponoć, że alkohol to żyła złota. „Pozycję wzmocnił wchodząc w alians z neapolitańczykami; oni dawali ochronę i gwarantowali zbyt produktu. Z czasem stanie się »mózgiem« Ala Capone, organizatorem dla niego przemytu” – stwierdzał w gawędzie „Gangster z Wielkomłynów” Jarosław Kapsa, autor publikacji o historii częstochowskiego Ala. „Moja wiedza o Sycowskim wynika z notatek, z różnego rodzaju tekstów, które znajdowały się m.in. w »Gońcu Częstochowskim«. Było to lokalne czasopismo, wydawane przed II wojną światową” – opowiada „Focusowi Historia”. Życiorys Kida Tigera znamy więc w gruncie rzeczy z tego, co sam przekazywał dziennikarzom i w jakim świetle im się prezentował. Prasa donosiła, że Kid Tiger dorobił się na nielegalnym alkoholu fortuny „iście amerykańskiej”, skoro pod koniec lat 30. ciążył na nim nałożony przez władze USA zaległy podatek sięgający ponad 80 min dolarów!

Choć Sycowski rzekomo najpierw współpracował z Alem Capone, z czasem stał się jego zaprzysięgłym rywalem. Ponoć zajął pociąg z ładunkiem alkoholu swego konkurenta, liczący 150 wagonów (!). Nic dziwnego, że Kid Tiger z pogardą wypowiadał się o dawnym koledze. „Zupełnie nie wiem, dlaczego ten typ jest taki sławny i uchodzi za króla gangsterów. W rzeczywistości nie jest to żadna wybitna osobistość, jest to straszliwy tchórz. Zawsze, gdy się robiło niebezpiecznie, kazał pracować innym ludziom, a sam usuwał się w bezpieczne miejsce. To wszystko reklama wokół jego osoby. Ba, teraz siedzi w więzieniu i nieprędko się stamtąd wydostanie” – mówił dziennikarzowi „Głosu Porannego” z 9 stycznia 1938 r.

Bo Al Capone trafił w USA do więzienia za niezapłacone podatki. Sprytniejszy Kid Tiger się wywinął. Czy przyczynił się do uwięzienia przeciwnika, nie wiadomo. Na pewno jednak udało mu się umknąć amerykańskiej Temidzie, której popkulturowym symbolem stał się agent federalny Eliot Ness i jego specgrupa „Nietykalnych”.

ŻYD WIECZNY TUŁACZ

Sycowski miał gdzie uciekać, bo „we wszystkich krajach ma ulokowane kapitały, aby wszędzie znaleźć odpowiednie środki”. Wyjechał z Ameryki w 1933 r. Bawił w wielu krajach (w hotelach, kasynach i wpływowych kręgach marzących o szybkim dochodowym biznesie), ale policja szybko dawała mu do zrozumienia, że jest persona non grata. Najgorsze przydarzyło mu się w Austrii. „Zatrzymany zostaje w 1935 r. w Wiedniu. Jak donosi prasa, ma przy sobie ok. 7 tys. dolarów, 900 franków, wartą 14 tys. dolarów biżuterię i kilka paszportów na różne nazwiska. Za owe paszporty i posługiwanie się fałszywym nazwiskiem został skazany, siedem miesięcy spędził w austriackim więzieniu. Obserwować mógł z tego miejsca, jak na ulicach Wiednia austrofaszyści bili socjaldemokratów i proniemieckich nazistów. Wiedeń w latach 30. był miastem przewyższającym skalą ulicznej przemocy Chicago w czasach Ala Capone” – pisał Jarosław Kapsa.

 

Nawet po przykrej przygodzie z austriackim więzieniem Sycowski nie miał zamiaru wracać do Ameryki, upominającej się o jego nielegalną fortunę. Tak wyłożył dziennikarzom swoją filozofię: „Gdybym zapłacił chociaż jednego dolara podatku, to oznaczałoby, że sam czuję się winny, iż zrobiłem majątek nielegalną drogą. Wówczas, gdyby mnie schwytano, otrzymałbym co najmniej tuzin lat więzienia. Ale ja nie popełniłem nic kryminalnego: miliony Amerykanów chciały pić również za czasów prohibicji, a ja jedynie spełniłem ich życzenia”.

Nie uważał siebie za kryminalistę. Za kogoś takiego uważał raczej np. kidnapera. On sam był człowiekiem interesu. Na „wygnaniu” w Europie snuł też przed żurnalistami wizje dawnej potęgi: „To były piękne czasy, gdy 12 000 ludzi słuchało moich rozkazów, a ja posiadałem flotę przemytniczą, składającą się z 29 okrętów..

WIZYTA W POLSCE

Kid Tiger nie zapomniał również odwiedzić rodzinnych stron. „Trafiłem na notkę, że po powrocie ze Stanów Zjednoczonych Sycowski zasłynął z tego, że wręczył czek na budowę teatru w Częstochowie, przeznaczył też pewne datki dla Radomska i dla swojej rodzinnej miejscowości. Przyjęto to z wielką wdzięcznością, jako dar bogatego rodaka z zagranicy. Niestety, zaraz po jego wyjeździe okazało się, że te czeki są bez pokrycia” – opowiada Jarosław Kapsa.

Także w Wolnym Mieście Gdańsku Sycowskiemu nie udało się zapuścić korzeni, ponieważ zaraz został aresztowany (na własne szczęście, na krótko). Postanowił jednak ostatecznie zmienić klimat na cieplejszy: wylądował na Półwyspie Iberyjskim.

Zaczął od maleńkiej Andory. Jednak i tam mu się nie udało. „W Andorze odmówiono mu zezwolenia na dalszy pobyt, pomimo że zaofiarował się wybudować wielkie sanatorium” – pisał „Głos Poranny”. Sycowski zdążył tam jednak spotkać się z polską i zachodnią prasą, którą czarował swoim „nienagannym językiem francuskim”.

Następnie z pirenejskiego mikropaństewka udał się do Hiszpanii. Ale tam dopadła go wojna domowa! To nie było miejsce dla gangstera milionera. Postanowił rozwiązać sprawę raz, a dobrze. „Kid Tiger, zaopatrzony obecnie w paszport hiszpański wydany w Barcelonie, zmienił nazwisko na Newborn, co znaczy po angielsku »nowo narodzony«. Zmiana nazwiska nie wystarczyła jednak Sycowskiemu, który w jednej z paryskich klinik, położonych w dzielnicy Auteli, poddał się skomplikowanej operacji plastycznej. Kid Tiger kazał przerobić sobie kształt nosa, uszu i ust, tak że obecnie nawet i policja amerykańska, znająca go doskonale, nie zdoła z pewnością go rozpoznać” – pisał „Nowy Głos” z 15 czerwca 1938 r. i inne tytuły, także anglojęzyczne, np. „The New York Times” i „Montreal Gazette”.

I tak Mister Newborn zaczął nowe życie (ponoć nawet zdecydował się ożenić, choć wcześniej uważał, że kobietom nie można ufać). Jak i gdzie je skończył? Czy przeżył piekło nadchodzącej II wojny światowej? Tego już powojenna prasa nie dochodziła, a sam Sycowski nigdy nie pokwapił się, by uchylić rąbka tajemnicy. Losy i marny finał Ala Capone zna cały świat. Wygląda na to, że Kid Tiger faktycznie był od niego cwańszy.

Więcej:Al Capone