Jak wyjaśniają, jest to pierwszy przypadek obserwacji białego karła pochłaniającego zarówno materiał skalisto-metaliczny, pochodzący prawdopodobnie z pobliskiej asteroidy, jak i lodowy, który może pochodzić z obiektów przypominających te występujące w “naszym” Pasie Kuipera. Zacznijmy jednak od początku.
Biały karzeł, czyli umierająca gwiazda
Mianem białego karła określa się obiekty przypominające martwe gwiazdy. W toku ewolucji, a dokładniej rzecz biorąc – po utracie paliwa – doświadczyły one zrzucenia swoich zewnętrznych warstw, pozostawiając jedynie stosunkowo niewielkie, ale bardzo gęste i masywne jądro. Nigdy przedtem badaczom kosmosu nie udało się zaobserwować, jak biały karzeł pochłania (co nazywa się akrecją) materię pochodzącą zarówno z wewnętrznych, jak i zewnętrznych obszarów swojego układu.
Przełom nastąpił za sprawą badań poświęconych G238-44, czyli białemu karłowi oddalonemu o około 86 lat świetlnych. Naukowcy wzięli pod uwagę zarówno archiwalne, ale i bardziej aktualne dane, dzięki którym byli w stanie oszacować, czym “żywi się” ten obiekt. Lepsze poznanie tego zjawiska powinno doprowadzić do skompletowania historii całego Układu Słonecznego, w którym początkowo lodowe obiekty prawdopodobnie zderzały się z suchymi, skalistymi planetami. Do tego grona zaliczała się również Ziemia, która mogła w ten sposób otrzymać dostępną do dziś wodę.
Skład materii wykrytej w obrębie G238-44 pozwala sądzić, że takie lodowe rezerwuary wody mogą być powszechne w układach planetarnych. Jak zaobserwowali astronomowie, w ciągu 100 milionów lat od utworzenia się białego karła gwiazda jest w stanie jednocześnie przechwytywać i pochłaniać materię z pobliskiego pasa asteroid oraz z odległych regionów podobnych do pasa Kuipera. Ten ostatni rozciąga się w Układzie Słonecznym za orbitą Neptuna – jest więc niezwykle ciemny i chłodny.
Naukowcy zajmujący się to sprawą wzięli pod uwagę między innymi azot, tlen, magnez, krzem i żelazo wchodzące w skład atmosfery białego karła. Wykrycie żelaza w bardzo dużej ilości stanowi dowód na istnienie metalicznych rdzeni planet ziemskich, takich jak Ziemia, Wenus, Mars i Merkury. Z kolei zaskakująco wysokie stężenie azotu wskazuje na obecność lodowych obiektów. Przy okazji możemy się przekonać, jaki los może czekać cały nasz układ.
Mało optymistyczna wizja przyszłości Układu Słonecznego
Za około 5 miliardów lat Słońce może bowiem zmienić się w czerwonego olbrzyma, niszcząc przy okazji Ziemię i inne planety wchodzące w skład wewnętrznego Układu Słonecznego, takie jak Merkury, Wenus i Mars. Z kolei orbity obiektów w głównym pasie asteroid naszego układu będą podlegały grawitacyjnym perturbacjom ze strony Jowisza bądź zaczną opadać na powierzchnię obumierającego Słońca. Raczej nikt z nas nie chciałby tego doświadczyć.