Takiej supernowej jeszcze nie widzieliśmy. Co ją tak wykrzywiło?

Kiedy masywna gwiazda, co najmniej osiem razy masywniejsza od Słońca, kończy swoje życie, robi to zazwyczaj w sposób iście spektakularny. W ostatnim momencie jej życia dochodzi do spektakularnej eksplozji, w której przez chwilę rozrywana od środka gwiazda świeci jaśniej niż cała galaktyka, w której się znajduje. Szczątki zewnętrznych warstw gwiazdy rozlatują się w przestrzeni kosmicznej w każdą stronę, pozostawiając po sobie jedynie albo gwiazdę neutronową, albo czarną dziurę. Choć pozostałość po supernowej zazwyczaj jest sferyczna, to czasami możemy znaleźć na niebie coś, co przynajmniej przez chwilę sprawia, że astronomowie zaczynają drapać się po głowie.
Takiej supernowej jeszcze nie widzieliśmy. Co ją tak wykrzywiło?

Tak jest w przypadku zarejestrowanej niedawno supernowej, której światło lecąc przez przestrzeń kosmiczną, zanim trafiło na Ziemię, natrafiło na masywną galaktykę, której grawitacja zadziałała niczym soczewka i zniekształciło jej obraz. Efekt? Zamiast jednej supernowej, widzimy ich kilka.

Mowa tutaj o supernowej skatalogowanej pod nazwą SN Zwicky, na cześć przeglądu Zwicky Transient Faciility prowadzonego w Obserwatorium Palomar. Astronomowie wskazują, że ta konkretna supernowa od samego początku przyciągnęła ich uwagę, bowiem była jaśniejsza, niż powinna być, zważając na jej odległość od Ziemi. Bardzo szybko okazało się, że jest to efekt silnego soczewkowania grawitacyjnego. Paradoksalnie w takiej sytuacji naukowcy mogą się dowiedzieć nowych informacji nie tylko o samej supernowej, ale także, a może nawet przede wszystkim o rozkładzie materii w galaktyce znajdującej się między supernową a Ziemia.

Czytaj także: Supernowe właśnie stały się bardziej niebezpieczne. To znaczy zawsze były, ale o tym nie wiedzieliśmy

Co do zasady, zjawisko soczewkowania grawitacyjnego ogranicza się do tego, że światło emitowane przez jeden obiekt, które napotyka na swojej drodze masywny obiekt, ulega jego grawitacji i zakrzywia swój tor lotu. W przypadku silnego soczewkowania grawitacyjnego efekt jest na tyle silny, że światło wskutek odkształcenia ulega wzmocnieniu i rozdziela się na kilka kopii tego samego obrazu.

Problem jednak w tym, że zjawisko soczewkowania grawitacyjnego jest przejściowe, przez co trzeba mieć sporo szczęścia, aby dostrzec takie supernowe jak SN Zwicky. Nic zatem dziwnego, że jak dotąd mimo szeroko zakrojonych poszukiwań udało się znaleźć zaledwie kilka soczewkowanych supernowych. Za pomocą instrumentów znajdujących się w obserwatorium Palomar udało się znaleźć tylko dwie, z czego jedną jest SN Zwicky.

SN Zwicky

Jak w najnowszym artykule wskazują astronomowie, SN Zwicky jest jak dotąd najmniejszą soczewką grawitacyjną odkrytą za pomocą teleskopu optycznego. Niemal natychmiast po odkryciu naukowcy postanowili przyjrzeć się jej bliżej za pomocą innych instrumentów, takich jak np. kamera NIRC2 w Obserwatorium W. M. Kecka na Hawajach. To właśnie na tym etapie obserwacji okazało się, że soczewkowanie jest na tyle silne, że powstało kilka niezależnych obrazów eksplozji. Dalsze obserwacje pozwoliły ustalić, że SN Zwicky to supernowa typu Ia, która powszechnie wykorzystywana jest do pomiarów odległości we wszechświecie, bowiem wszystkie eksplozje tego typu mają zawsze dokładnie tą samą jasność.

Czytaj także: Nowa supernowa tak szybko nie zniknie. Naukowcy wiedzą, ile czasu będzie widoczna na niebie

Aktualnie trwają poszukiwania innych soczewkowanych supernowych typu Ia. Astronomowie są bowiem przekonani, że im więcej takich obiektów uda się odkryć, tym więcej informacji z nich wyciągniemy o tajemniczej ciemnej energii, która według obecnie obowiązujących modeli odpowiada za przyspieszenie tempa rozszerzania się wszechświata.

Więcej:supernowe