X1 to robotyczny duet do zadań specjalnych. Czy tak będą wyglądać ratownicy przyszłości?

Wyobraźcie sobie scenariusz: wewnątrz zniszczonego budynku, do którego nie może wejść żaden człowiek, pojawia się dwunożny robot. Nie jest jednak sam – na plecach niesie pasażera, który w odpowiednim momencie odłącza się, wzbija w powietrze lub zamienia w miniaturowy łazik, by dotrzeć tam, gdzie nogi nie sięgną. To nie fragment scenariusza nowej części Terminatora, ale efekt trzyletniej pracy inżynierów z Caltech oraz instytutu TII z Abu Zabi.
...

Projekt o nazwie X1 to pierwszy na świecie tak ściśle zintegrowany zespół wielorobotyczny, który łączy siłę humanoida z niezwykłą elastycznością drona o zmiennym kształcie. To maszyny stworzone do pracy w chaosie, gdzie tradycyjne metody ratunkowe zawodzą.

Humanoid z „plecakiem” – jak działa system X1?

Sercem zespołu X1 jest zmodyfikowany humanoid Unitree G1. To on pełni rolę tragarza i głównego nawigatora w trudnym terenie. Dzięki dwóm nogom potrafi pokonywać schody, przechodzić przez wąskie drzwi i manewrować w zagraconych korytarzach, niosąc na plecach drugi, mniejszy moduł. Tym pasażerem jest M4 – robot morficzny, który potrafi zmieniać swój kształt w zależności od tego, czy musi lecieć, jechać, czy się czołgać.

Co sprawia, że ten duet jest wyjątkowy?

  • Locomotion Plasticity – to zdolność systemu do błyskawicznej zmiany sposobu poruszania się. Jeśli droga jest zablokowana, M4 odłącza się od humanoida i wzlatuje w górę jako dron.
  • Autonomia zamiast joysticka – X1 nie potrzebuje pilota z padem w ręku. Dzięki lidarom, kamerom i czujnikom odległości, maszyny same budują mapę otoczenia i planują trasę.
  • Podział energii – humanoid pokonuje długie dystanse pieszo, oszczędzając baterię drona M4 na krytyczne momenty lotu lub precyzyjnego zwiadu.

Podczas testów na kampusie Caltech, zespół X1 pokazał klasę: humanoid przeszedł przez bibliotekę i korytarze, a po dotarciu na otwarty plac pochylił się, pozwalając M4 wystartować z pleców. Dron następnie wylądował, złożył wirniki, zamieniając je w koła, i przejechał nad brzeg stawu, by ostatecznie znów wzbić się w powietrze.

Fizyka zamiast naśladownictwa

Większość współczesnych humanoidów uczy się chodzić, naśladując nagrane ruchy ludzi. To działa świetnie na płaskim asfalcie, ale zawodzi w gruzowisku. Grupa badawcza pod kierownictwem Aarona Amesa z Caltech poszła więc inną drogą. Połączyli modele oparte na czystej fizyce z uczeniem maszynowym. Dzięki temu X1 nie „odtwarza” kroków, ale „rozumie” teren i na bieżąco koryguje swoją równowagę, gdy grunt pod nogami staje się niestabilny.

Czytaj też: Robot na wigilii, czyli jak technologia (nie) radzi sobie ze świątecznym chaosem

Współpraca z inżynierami z Abu Zabi (TII) pozwoliła z kolei na dopracowanie bezpiecznych komputerów pokładowych. Muszą one być odporne na błędy czujników i zakłócenia sieci. W strefie katastrofy, gdzie Wi-Fi czy GPS mogą nie istnieć, robot musi umieć podjąć decyzję lokalnie, bez czekania na instrukcje z serwera. Inżynierowie pracują też nad metodami, które pozwolą opinii publicznej i organom regulacyjnym zaufać takim maszynom – mowa tu o jasnych procedurach awaryjnego zatrzymania i możliwości audytu decyzji podejmowanych przez AI.

Czy roboty nas uratują?

Projekt X1 to dowód na to, że przyszłość ratownictwa nie należy do jednej „supermaszyny”, ale do wyspecjalizowanych zespołów. Połączenie nóg, kół i wirników daje elastyczność, której nie posiada żaden człowiek ani pojedynczy robot. Choć na razie X1 wykonuje misje w kontrolowanych warunkach kampusu, technologia ta dojrzewa do roli pierwszego ratownika, który wejdzie do dymiącego budynku lub na zalany teren, by dostarczyć zapasy lub przeszukać teren, zanim zaryzykują to ludzie. Widok robota niosącego drugiego robota może wydawać się