Z topniejących lodowców Grenlandii uwalnia się śmiertelnie niebezpieczna trucizna

Lód na Grenlandii topnieje – to wiadomo od dawna. Teraz okazuje się, że jego ubytek powoduje nie tylko podnoszenie się poziomu mórz i oceanów na planecie. Z lodowców uwalnia się bowiem trująca rtęć i to w ogromnych ilościach.
lodowce, lód, zima
lodowce, lód, zima

Ilość rtęci zaobserwowana w trzech rzekach lodowcowych i trzech fiordach Grenlandii jest jedną z najwyższych odnotowanych w historii. Naukowcy twierdzą wręcz, że stężeniom w tym rejonie  dorównują tylko zanieczyszczenia wód w przemysłowej części Chin. Te ostatnie odpowiadają za blisko jedną trzecią całego światowego zanieczyszczenia rtęcią. 

Naukowcy obawiają się, że do środowiska może przedostać się jeszcze więcej toksycznej rtęci. Wszystko dlatego, że lodowce Grenlandii cały czas topnieją i to w coraz szybszym tempie.  

Skąd rtęć w lodowcach Grenlandii? 

Rtęć jest naturalnym i rozpowszechnionym pierwiastkiem, uwalnianym przez pożary, erupcje wulkanów i erozję. W ciągu ostatnich 150 lat za dodatkową i ponadprogramową emisję rtęci do środowiska w dużej mierze odpowiada przemysł. 

Biorąc pod uwagę, że na Grenlandii nie mamy do czynienia z żadnym dużym źródłem przemysłowym, najbardziej prawdopodobne jest, że rtęć w lodowcu pochodzi z erozji skał znajdujących się pod pokrywą lodową. Przez setki lat niebezpieczny metal był ukryty w lodzie. Postępujące zmiany klimatyczne przyspieszyły jego topnienie i sprawiły, że rtęć zaczęła spływać do okolicznych wód.  

Niestety pokłady rtęci w grenlandzkim lodzie mogą być tak duże, że uniemożliwią ograniczenie zanieczyszczenia środowiska tym metalem do bezpiecznego poziomu.  

„To duże i wrażliwe klimatycznie źródło rtęci (Hg) nie zostało uwzględnione w obecnych globalnych budżetach Hg i strategiach zarządzania Hg” – ostrzegają autorzy nowego badania.

Rtęć na dnie rowów oceanicznych 

Inny zespół naukowy odkrył niepokojąco wysokie stężenie rtęci w najgłębszych rowach Oceanu Spokojnego. Odnotowane poziomy przekraczają wszystkie dotychczas rejestrowane wartości. Są wyższe nawet od stężeń obserwowanych na obszarach bezpośrednio skażonych przez działalność przemysłową. 

Badanie z udziałem naukowców z Danii, Kanady, Niemiec i Japonii przedstawia pierwsze w historii bezpośrednie pomiary depozycji rtęci w jednym z najtrudniejszych do pobierania próbek środowisk na Ziemi – na głębokości od 8 do 10 kilometrów pod wodą. Co ciekawe zdaniem głównego autora badań gromadzenie się rtęci na tak dużych głębokościach niekoniecznie musi być negatywnym zjawiskiem.  

– Dobrą wiadomością jest to, że rowy oceaniczne działają jak stałe wysypisko. A więc możemy spodziewać się, że rtęć, która na nie trafi, pozostanie tam przez wiele milionów lat – mówi profesor Hamed Sanei, dyrektor Lithospheric Organic Carbon Laboratory (LOC) na Uniwersytecie w Aarhus. – Ale nawet gdy rtęć zostanie usunięta z biosfery, nie zmienia to niepokojącego faktu, jak dużo tego pierwiastka znalazło się w rowach oceanicznych. Może to być wskaźnik ogólnego stanu naszych oceanów – dodaje. 

Zdaniem autorów, wyniki tych badań pomagają wypełnić kluczową lukę dotyczącą cyklu rtęci, tj. usuwania rtęci ze środowiska globalnego. Okazuje się, że rtęć może gromadzić się w osadach głębinowych, a następnie ruch tektoniczny przenosi te osady w głąb górnego płaszcza Ziemi.  

– Udowodniliśmy, że osady w okopach oceanicznych są punktami akumulacji rtęci, a wskaźniki akumulacji rtęci są wielokrotnie wyższe niż wcześniej sądzono – dodaje współautor badania, dr Peter Outridge z Natural Resources Canada.  

Ryby pod lupą 

Rtęć spoczywająca kilka kilometrów pod powierzchnią wody nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia ludzi. Co innego zanieczyszczenie wód w pobliżu Grenlandii. Grenlandia jest eksporterem ryb, co sprawia, że wraz z morskimi przysmakami trafiającymi na nasz talerz możemy zaserwować sobie także rtęć.   

Czym to grozi? Akumulacja rtęci w organizmie może prowadzić do zatrucia tym pierwiastkiem, czyli choroby zwanej rtęcicą. Dochodzi w niej do uszkodzenia układu nerwowego i hormonalnego, a w skrajnych przypadkach nawet do urazów mózgu i śmierci. W latach 50 XX w. japoński zakład tworzyw sztucznych wypuszczał do zatoki Minamata ścieki zawierające metylortęć (związek rtęci o ogromnej toksyczności). Jej stężenie rosło w kolejnych ogniwach łańcucha pokarmowego – w rezultacie u mieszkańców okolicznych wiosek doszło do masowych zatruć owocami morza. Szacuje się, że spowodowały one śmierć prawie 1800 osób. 

Czysta rtęć jest mniej groźna niż jej związki takie jak metylortęć czy stosowana jako pestycyd dimetylortęć. Mimo to ludzie i zwierzęta żyjący w Arktyce częściej są narażeni na spożywanie toksycznych poziomów rtęci wraz z pożywieniem i wodą. Pomijając naturalną erozję skał Grenlandii, dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że globalna cyrkulacja przenosi metale ciężkie na północ. Ponadto coraz większe ilości rtęci spadają na lodowce, które topniejąc ponownie uwalniają rtęć do lokalnych cieków wodnych. 

 

Źródła: Nature Geoscience, Scientific Reports