Zakon w cieniu herezji. Posądzano ich o najgorsze zbrodnie, ale chodziło o ich bogactwo

Proces templariuszy był prawdopodobnie podyktowany żądzą przejęcia przez króla Francji ich bogactw. Jednak naciągane oskarżenia o herezję powtarzano tak wytrwale, aż uwierzyła w nie spora część chrześcijańskiego świata

W grudniu 1307 r. król Aragonii Jakub II zarządził aresztowania templariuszy – rycerzy i zakonników, którzy od ponad stu lat, ramię w ramię z mieszkańcami Półwyspu Iberyjskiego wypierali stamtąd Maurów. Król uderzył w zakon niechętnie, pod naciskiem papieża. W więzieniu znalazł się m.in. mistrz Aragonii Exemen de Lenda. Jego następcy Ramonowi Sa Guardia udało się jednak zorganizować opór. Zamknął się w zamku w Miravet i stamtąd tak pisał do króla Aragonii: „Żal mi was, królu, króla Francji i wszystkich katolików, bo cała ta sprawa przyniesie więcej szkody wam niż nam, którzy musimy ścierpieć zło, które nam wyrządzacie”.

Miravet zostało wzięte głodem dopiero w listopadzie 1308 r. Padły też inne twierdze templariuszy w Hiszpanii, a rycerze znaleźli się w więzieniach. Tak kończyła się potęga najbogatszego i najbardziej walecznego w średniowiecznej Europie zakonu rycerskiego.

Najgorszy los spotkał jednak templariuszy we Francji, bo to tam przez kilka lat na oczach Europy odbywał się pokazowy proces rycerzy. Zakon został oskarżony o herezję. Zarzuty zebrali i ogłosili światu urzędnicy króla Francji Filipa IV. Papież Klemens V nie próbował ich podważać, chociaż mógł zrobić dla templariuszy wiele, bo podlegali jemu, a nie władzy świeckiej. 22 marca 1312 r., po trwającym pięć lat procesie, Klemens V ogłosił na soborze w Vienne pod Lyonem, że zakon templariuszy ulega kasacie. Jednym swoim rozporządzeniem papież dokonał tego, czego muzułmanie przez lata nie po-trafili dokonać siłą. Jak mogło do tego dojść?

ORGANIZACJA TEMPLARIUSZY

Templariusze nazywali swoje siedziby „templum”, na pamiątkę domu macierzystego w Jerozolimie. Na czele zakonu stał wybierany dożywotnio wielki mistrz. W dwustuletnich dziejach templariuszy było ich 22.

Zakon dzielił się na prowincje, którymi zarządzali mistrzowie prowincji, zwani także komandorami. Na prowincje składały się komandorie z kilkoma lub kilkunastoma domami, przy czym w Ziemi Świętej i na Półwyspie Iberyjskim były one warownymi zamkami, a w Europie miały raczej charakter folwarków.

LWY W BOJU

W ciągu prawie dwustu lat swojej historii templariusze cieszyli się wśród chrześcijan znakomitą reputacją. Kilkadziesiąt lat przed procesem, wytoczonym templariuszom przez francuskiego króla, biskup Akki Jakub z Vitry pisał o nich w „Dziejach Jeruzalem” jako o „lwach w boju, łagodnych jak baranki w domu, w polu srogich rycerzach, w kościele niby eremitach lub mnichach, nieustępliwych i okrutnych dla nieprzyjaciół Chrystusa, łaskawych i łagodnych dla chrześcijan”.

Zakon ubogich rycerzy Chrystusa i świątyni Salomona (z łac. Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonis) powstał na początku XII w. Początki były skromne. Po pierwszej krucjacie i utworzeniu Królestwa Jerozolimy francuski rycerz Hugon z Payns z kilkoma towarzyszami złożył na ręce patriarchy Jerozolimy trzy śluby zakonne: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, tworząc coś w rodzaju bractwa. Król Jerozolimy postanowił wykorzystać nowo powstałą drużynę do obrony Ziemi Świętej. Trzeba było tylko znaleźć sposób, by pogodzić misję walki zbrojnej ze świątobliwym życiem zakonnym. Król zwrócił się w tej sprawie do Bernarda opata Clairvaux, który opracował dla zakonu regułę.

 

Słynny opat wysoko postawił rycerzom poprzeczkę. W zakonie miała panować żelazna dyscyplina, a za takie występki, jak zabójstwo chrześcijanina, kradzież, zdrada, homoseksualizm czy dezercja groziło wykluczenie ze wspólnoty. Życie codzienne ograniczało się do modlitwy i do walki. Rycerze zbierali się już na dwie godziny przed wschodem słońca w kaplicy, żeby odśpiewać kilkadziesiąt psalmów. Każdy sprawdzał stan swojej zbroi już nad ranem. Dopiero potem mogli się zdrzemnąć. A spali w celach pozbawionych drzwi.

Znane powszechnie surowe reguły zakonu sprawiały, że mieszkańcom Europy było trudno uwierzyć w winy templariuszy, które przypisywano im w czasie procesu. Nie ulega jednak wątpliwości, że w ciągu prawie dwustu lat istnienia narobili sobie sporo wrogów. Po utracie Akki (1291) zaczęła się niekorzystna dla templariuszy dyskusja o tym, jak odzyskać Ziemię Świętą i co zrobić z zakonami rycerskimi. Pojawił się nawet pomysł, aby połączyć z templariuszami zakon szpitalników. Na ich czele miałby stanąć bellator rex, jeden z europejskich monarchów. Przymierzał się do tej funkcji sam król Francji Filip IV. Nie mogło mu się więc podobać, że wielki mistrz zakonu Jakub z Molay zdecydowanie sprzeciwiał się pomysłowi fuzji. „Molay obawiał się, że w ten sposób zostanie ograniczona jego własna władza i niezależność zakonu – podkreśla w rozmowie z „Focusem Historia” historyk Malcolm Barber. – Ale sam fakt po-wstania takiego pomysłu świadczył, że nikt nie uwierzyłby w oskarżenia, póki nie zostały wypuszczone w świat przez francuski rząd. Przecież nikt zdrowy na umyśle nie dążyłby do połączenia skorumpowanego, zdeprawowanego zakonu, dotkniętego chorobą herezji, ze szpitalnikami”.

ARMATORZY I BANKIERZY

Najbardziej jednak wrogów zakonu mu-siało kłuć w oczy jego bogactwo, niezależność od władzy świeckiej i potęga na morzu. Zakon rycerzy Świątyni powołano do obrony miejsc świętych, ale stopniowo poszerzono jego misję o ochronę pielgrzymów podróżujących do Ziemi Świętej i o udział w operacjach zbrojnych krzyżowców przeciw muzułmanom.

BAFOMET I CAŁUN

Kustosz Archiwów Watykańskich dr Barbara Frale uważa, że tajemnicza brodata postać, którą według zeznań mieli czcić rycerze, w istocie mogła być wizerunkiem z ukrywanego w tym czasie całunu turyńskiego. Całun miał zostać sprowadzony do Konstantynopola w 943 r. z Edessy (dzisiaj w Turcji). Płótno było najcenniejszą relikwią w cesarskiej kolekcji. W 1204 r., kiedy Wenecjanie i Francuzi plądrowali Konstantynopol, całun zniknął. Według Frale wtedy trafił w ręce templariuszy (wedle datowania radiowęglowego, całun turyński powstał najwcześniej w 1260 r., ale część badaczy je podważa – przyp. red.). Wiadomo, że drogocenne płótno ponownie pojawia się na kartach historii w 1353 r. w Lirey we Francji. Ian Wilson, specjalista ds. całunu, zauważa, że Galfryd z Charney – który w 1314 r. zginął na stosie z wielkim mistrzem – nosił to samo nazwisko, co rycerz, który sprezentował płótno świątyni w Lirey. Z kolei Frale trop prowadzący do templariuszy jako depozytariuszy całunu znalazła w trzech zeznaniach z czasu procesu: Guillame’a Bosa, Jeana Taylafera i Arnaut Sabbatiera. Twierdzi ona, że Sabbatier mówił w zeznaniu właśnie o całunie, opisując tajemny rytuał przyjęcia do zakonu. Rytuał ten miał polegać na całowaniu stóp tajemniczego wizerunku (przedstawiającego całą postać mężczyzny jak całun z Turynu). Z kolei w zeznaniu Bosa pojawiał się czarno-biały wizerunek na płótnie. Rycerz Taylafer miał zaś widzieć rysunek o czerwonawej barwie, z twarzą naturalnych rozmiarów.

Średniowieczni śledczy oczywiście inaczej interpretowali zeznania o czci dla broda-tego bożka. Uznali, że to kult szatana – Bafometa (na obrazku), któremu rycerze musieli oddać hołd w dzień wstąpienia do zakonu. Tortury, którymi wymuszano zeznania, sprawiły zapewne, że opisy owej postaci różniły się i przybierały tak fantastyczną postać jak drewniana figura z rogami i kotem czy podobizna Mahometa. Hugon z Payraud mówił nawet o głowie z czterema stopami. Wzmianki na temat bożka pojawiają się jednak w śledztwie stosunkowo rzadko. Dr Frale obliczyła, że na 1114 świadectw złożonych przez templariuszy tylko w 130 znajdziemy opis rzekomo bałwochwalczych praktyk. Jej zdaniem było tak dlatego, że całun – najlepiej chronioną tajemnicę templariuszy – pokazywano tylko wąskiej grupie rycerzy. 

Od początku papieże starali się go uniezależnić od władzy świeckiej. Kolejne bulle dawały templariuszom przywileje, m.in. nie musieli składać przysięgi lennej świeckim władcom, byli zwolnieni z podatków i mieli prawo do dóbr zdobytych na niewiernych.

 

Mimo ślubów ubóstwa templariusze gromadzili olbrzymie bogactwa – walka z niewiernymi okazała się niezwykle kosztowna. Mieli kilka źródeł dochodów. Od połowy XII w. templariuszy zaczęto obsypywać nadaniami w całej Europie, mieli więc posiadłości we Francji, Anglii, na Węgrzech, we Włoszech i w Niemczech, a na Półwyspie Iberyjskim obejmowali zamki na obszarach graniczących z muzułmanami, których wspólnie z Portugalczykami i Hiszpanami próbowali się stopniowo pozbyć. W XIII w. pojawili się nawet w Polsce. Swoje komandorie utrzymywali na Pomorzu Zachodnim, na Śląsku i na Podlasiu, m.in. w Czaplinku, Wałczu, Myśliborzu i Sulęcinie. Jak obliczył jeden z doradców króla Francji Filipa IV Pierre Dubois (który odegrał kluczową rolę w procesie zakonu), roczne przychody templariuszy m.in. z europejskich posiadłości, równały się kilkuset tysiącom kilogramów srebra!

Dodatkowym źródłem dochodów stała się dla nich flota, z której korzystali pielgrzymi [patrz ramka obok: Jak agencja podróży]. Zapewne największe stanowiła jednak ich działalność finansowo-bankierska, pod wieloma względami pionierska. Ich komandorie były rozsiane po całej Europie, dzięki czemu udało im się stworzyć niezwykle skuteczny system bankowy. Pielgrzymi wyruszający w podróż oddawali templariuszom w depozyt swoje środki i otrzymywali w zamian weksel, który mogli zrealizować w Ziemi Świętej. W międzyczasie, a podróże trwały wtedy miesiącami, templariusze mogli tymi pieniędzmi obracać.

Nic dziwnego, że zadłużeni byli u nich nawet monarchowie. Gdy pożyczali pieniądze, wymagali sowitego zastawu. Kiedy cesarz Baldwin II z Konstantynopola wziął od nich sporą sumę, musiał dać jako zabezpieczenie relikwie Krzyża Świętego.

Długi u zakonu miał również francuski król Filip IV. Templariusze  prowadzili zresztą francuskiemu królowi rachunkowość i wykonywali dla niego operacje bankowe. Spłacali też za niego długi zaciągnięte u francuskich poddanych i włoskich bankierów. Współpraca ta trwała jeszcze w 1306 r., kiedy to według niektórych historyków Filip IV planował już operację przeciwko zakonowi. Według Malcolma Barbera w ciągu 10 lat panowania francuskiego władcy templariusze odgrywali taką samą rolę w finansach korony francuskiej jak za poprzednich władców. Historyk jest pewien, że nie byłoby to możliwe, gdyby Filip nie wierzył w doświadczenie i uczciwość templariuszy. Tym bardziej że zachowywali się oni wobec króla Francji niezwykle lojalnie. Opowiedzieli się nawet po jego stronie w sporze z papieżem, któremu formalnie zakon podlegał. Wielki mistrz Jakub z Molay był ojcem chrzestnym Ludwika, syna Filipa. „Dlatego przyczyn upadku Świątyni należy szukać w motywach działania króla Francji i jego ministrów, a nie w samym zakonie” – pisze Barber. A motywem Filipa, który unieważnił wcześniejsze dobre relacje z templariuszami, był pusty skarb.

JAK AGENCJA PODRÓŻY

Od momentu powstania zakonu aż do 1244 r., kiedy chrześcijanie stracili Jerozolimę, templariuszom udało się stworzyć doskonale działającą (używając współczesnego języka) agencję podróży. Celem była oczywiście Ziemia Święta. Pielgrzymi mogli korzystać ze statków krążących po Morzu Śródziemnym i po Atlantyku (co nie podobało się Wenecjanom i Genueńczykom).

Z samego portu w Marsylii templariusze zabierali ok. 4 tys. pielgrzymów rocznie. Mieli prawie wyłączny dostęp do wielu portów, m.in. do Monako, St. Valery czy Brindisi. W Bretanii rzucali kotwicę w Ile-aux-Moines, gdzie na pokład wchodzili głównie pielgrzymi podążający do Santiago de Compostela. Najważniejszym dla nich portem było jednak La Rochelle, na zachodnim wybrzeżu Francji. Kiedy chrześcijanie stracili Jerozolimę, rycerze zakonni nadal używali swojej floty do przewożenia towarów.

W POSZUKIWANIU GOTÓWKI

Ojciec pozostawił Filipowi olbrzymi dług po walkach przeciw Aragonii. Skarbiec pustoszał też z powodu wojen z Anglią i Flandrią, dlatego król próbował nawet nałożyć na duchowieństwo podatek, czym doprowadził do konfliktu z papieżem Bonifacym VIII. Filip zdecydował się też na uwięzienie i konfiskatę własności włoskich bankierów w 1291 r., a w 1306 r. to samo zrobił z mieniem Żydów, których wypędził z Francji (notabene, po jego śmierci sprowadzono ich z powrotem).

 

Barber jest więc zdania, że aresztowanie templariuszy przyniosło królowi oczywiste korzyści. Templariusze posiadali gotówkę i nieruchomości w całej Francji. „Szczegółowe zinwentaryzowanie mienia po przeprowadzonych aresztowaniach, sekwestracja i wydzierżawienie gruntów, zabór wartościowych rzeczy i długotrwałe zarządzanie skarbcem zakonu przez urzędników królewskich (a proces wytoczony templariuszom trwał latami – przyp. red.) po październiku 1307 r. stanowią niezbity dowód, że motywem na-padu na Świątynię była chęć przejęcia jej bogactw, mimo że stanowczo zaprzeczał temu  w 1308 roku Wilhelm z Plaisians, jeden z czołowych ministrów króla” – uważa Barber.

Mając motyw, król musiał jeszcze znaleźć sposób, jak jednym mocnym uderzeniem pozbyć się potężnego zakonu. W tej sytuacji oskarżenia o herezję, które spreparowali jego urzędnicy, wydawały się idealne. Miały utrudnić papieżowi ewentualną obronę templariuszy, co okazało się słusznym założeniem.

BRODATY BOŻEK, SODOMIAI LNIANE SZNURKI

Aresztowania we Francji nastąpiły nagle. Ludzie króla przyszli po templariuszy o świcie w piątek 13 października 1307 r. Zaskoczenie było tak duże, że tylko kilkunastu templariuszy zdołało uniknąć aresztowania. Do więzienia wtrącono także Jakuba z Molay, który jeszcze poprzedniego dnia uczestniczył w pogrzebie żony królewskiego brata. Śledztwo poprowadził dominikanin, spowiednik królewski Wilhelm Imbert z Paryża. Templariusze podlegali papieżowi, ale prawnicy królewscy wykorzystali fakt, że papież Mikołaj IV udzielił w 1290 r. przeorowi paryskich dominikanów władzy badania spraw związanych z herezją we Francji. A templariuszy oskarżono właśnie o herezję.

KONTAKTY Z ISLAMEM

Templariuszy podejrzewano o serdeczne kontakty z niektórymi muzułmanami. Powtarzano np. historię sułtana z Damaszku, któremu w czasie wizyty w Jerozolimie templariusze oddali do dyspozycji mały meczet, a wtedy był on już chrześcijańską świątynią.

Możliwe też, że rycerze pobierali haracz od sekty asasynów, słynących jako skrytobójcy (zgładzili wielu władców muzułmańskich, ale i chrześcijan). Mieszkali w górach na terenie Libanu, a na ich czele stał „Starzec z Gór”.

Wykorzystywali tak mistyczną tradycję islamską(czekali na mesjasza), jak i gnostycką. Wspominano nawet o możliwym nawróceniu asasynów na chrześcijaństwo…

Mieli w czasie inicjacji żądać od nowicjuszy wypierania się Chrystusa i plucia na krucyfiks. Templariuszy oskarżano też o akty homoseksualne i o czczenie szatana w postaci tajemniczego brodatego bożka, który w różnych postaciach pojawiał się w późniejszych zeznaniach [patrz: Bafomet i całun].

Skąd wzięła się w oskarżeniach o herezję deprawacja seksualna? Historyk średniowiecza dr Mark Pegg twierdzi, że definicja herezji w XIV w. była szersza niż wcześniej. „Począwszy od 1300 r., definicja herezji obejmowała już także idolatrię i praktyki magiczne – tłumaczy – ale przywiązywanie tak dużej wagi do wykroczeń seksualnych w procesie templariuszy przypominało też zarzuty stawiane przez inkwizytorów znacznie wcześniej”.

 

„Inkwizycja powstała, żeby zwalczać kataryzm, a można powiedzieć, że niektórzy katarzy uznawali każde narodziny za kolejne zwycięstwo szatana, co oznaczało, że byli oni bardziej skłonni tolerować akty seksualne nieprowadzące do poczęcia.

Dlatego oskarżenia templariuszy o zinstytucjonalizowaną sodomię mogły być nawiązaniem do wcześniejszych o sto lat oskarżeń pod adresem katarów” – dodaje Barber.

Przypomnijmy, że o sodomię oskarżano nawet papieża Bonifacego VIII podczas pośmiertnego procesu w latach 1310–1311.

Zeznania wymuszano torturami. Stosowano m.in. strappado – polegające na tym, że więźniowi zawiązywano ręce z tyłu liną, którą zarzucano na wysoko zawieszoną belkę, po czym spuszczano nieszczęśnika z dużej wysokości i wyrywano mu w ten sposób ręce. Templariuszom wkładano też stopy do ognia.

Zapisy zeznań templariuszy do dziś znajdują się w archiwach Watykanu. Analizowała je m.in. dr Barbara Frale, kustosz Archiwów Watykańskich. Zwróciła uwagę na jedno z oskarżeń stawianych templariuszom. Powszechnie znany był wówczas zwyczaj noszenia przez rycerzy lnianych sznurków, poświęconych wcześniej przy grobie Chrystusa. Zgodnie z tradycją nigdy nie mogli ich zdejmować. Oskarżyciele wykorzystali ten obyczaj, by udowodnić rycerzom herezję! Na torturach zakonnicy przyznawali się do pocierania sznurkami o przedmioty rzekomo diabelskiego pochodzenia.

PROCES POKAZOWY

Frale uważa, że papież Klemens V nie dał się nabrać na oskarżenia w procesie przygotowanym przez króla Francji i próbował ratować templariuszy. Do twierdzy w Chinon, gdzie był zamknięty m.in. Jakub z Molay, wysłał kardynałów, którzy wysłuchali wielkiego mistrza. Nie doszukali się zarzucanej templariuszom winy, dlatego rycerze otrzymali papieskie rozgrzeszenie i jedynie nakaz pokuty. Według Frale król Francji zaczął wtedy grozić Klemensowi V. Papież stanął więc przed dylematem: zgodzić się na zniszczenie templariuszy czy ryzykować destabilizację Kościoła. Zdecy-dował się poświęcić rycerzy Świątyni.

ECHA FRANCUSKIEGO PROCESU

  • Hiszpania – Król Aragonii aresztował templariuszy zgodnie z poleceniem papieża, ale część rycerzy zdołała się uratować w szeregach hiszpańskiego zakonu Calatrava. W 1317 r. król uzyskał zgodę na utworzenie zakonu Montesa, wzorowanego na zakonie Calatrava. W Kastylii i na Majorce aresztowania nastąpiły z opóźnieniem i nie stosowano wobec templariuszy tortur.
  • Portugalia – Król Dionizy nie dopuścił do wywiezienia z kraju ogromnego majątku zakonu, czego domagał się papież. Władca zarządził lokalny proces w Salamance, który oczyścił rycerzy z oskarżeń. Dionizy wysłał wtedy do nowego papieża Jana XXII dwóch emisariuszy, którzy przekonali go, by zgodził się na utworzenie w miejsce templariuszy czysto portugalskiego zgromadzenia – Zakonu Pana Naszego Jezusa Chrystusa, któremu przekazał dobra Zakonu Świątyni. Templariuszom pozwolono nawet na utrzymanie dotychczasowej pozycji w hierarchii.
  • Niemcy – Zwołano synod, żeby sądzić templariuszy, ale w ich obronie stanęli życzliwi im biskupi. Na ponownie zwołanym synodzie wydano wyrok uniewinniający.
  • Anglia – Król Edward II nie chciał uwierzyć w oskarżenia, ale po zapoznaniu się z bullą papieża (1307) zgodził się na aresztowania. Podczas śledztwa tylko kilku rycerzy przyznało się do winy. Nikogo nie torturowano.
 

Jednak Mark Pegg deprecjonuje argumenty Frale i stwierdza, że jej publikacje nie są poważnie traktowane przez historyków. Jego zdaniem zarówno papież, jak i król w końcu sami uwierzyli we wszystkie oskarżenia. „Co więcej, niektórzy templariusze, pod wpływem tortur, także uwierzyli w to, o co oskarżano ich współbraci – tłumaczy Pegg. – Dlatego to naprawdę był proces o herezję, co jednak nie oznacza, że oskarżenia, które postawiono templariuszom, miały jakiś związek z rzeczywistością”.

Do opinii, że powodowany chciwością król Francji równocześnie szczerze wierzył w herezję templariuszy, przychyla się też Malcolm Barber. W książce „Templariusze” przytacza historię przedwczesnej śmierci żony króla Joanny z Nawarry, którą – jak wierzył Filip – zabiły czary i trucizna biskupa z Troyes. Dlatego – jak twierdzi historyk – jeśli ktoś przekonał władcę o herezji i deprawacji seksualnej templariuszy, monarcha był gotów oczyścić Francję z takich ludzi. To samo zrobił przecież wcześniej z Żydami. Na ich wypędzeniu skorzystał wprawdzie finansowo, ale wierzył też podobno, że Żydzi regularnie bezcześcili hostię.

„Jeśli zaś naprawdę wierzył w zarzuty, które stawiano templariuszom, czuł, że jego świętym obowiązkiem było działać zgodnie z tym, co przyrzekał w czasie koronacji, czyli bronić królestwa przed herezją – dodaje Malcolm Barber. – Z drugiej strony Filipa IV postrzegano jako osobę przesadnie pobożną, o ograniczonych horyzontach, łatwo mogącą uwierzyć w tajemnicze he-retyckie rytuały i oczywiście także w czyjeś odstępstwo od wiary. Jego doradcy mogli więc grać na jego naiwnej łatwowierności”.

WERSJA OKULTYSTÓW

W kręgu okultystów i masonerii już w XVIII w. popularna była inna wersja historii i idei zakonu. Templariusze mieli być wyznawcami tzw. ezoterycznego chrześcijaństwa Janowego, opartego na Ewangelii św. Jana (do czego nawiązał Dan Brown w „Kodzie Leonarda da Vinci”). Inna wersja mówi o tym, że przynajmniej część templariuszy wyznawała gnozę z elementami chrześcijańskimi i muzułmańskimi (stąd wzięły się kontakty z asa-synami). Okultyści powołują się przy tym na tajną regułę templariuszy, którą rzekomo odkryto w archiwach watykańskich pod koniec XVIII w. Miała być w niej mowa o „podwójnym wtajemniczeniu”. Według ezoteryków, templariusze wyrzekali się w czasie inicjacji „fałszywego Chrystusa”. A cześć oddawana brodatemu bożkowi Bafometowi to wedle okultystów wyznawanie ducha (bafomet to zniekształcona forma słowa manuhme, oznaczającego w perskim mądrość i ducha).Głosiciele podwójnego życia templariuszy przekonują, że dowodem na to były m.in. spotkania Jakuba z Molay z Rajmundem Lullusem (na zdj.) katalońskim filozofem, astronomem i znawcą kabały, który utrzymywał też kontakty z Bractwem Czystości – muzułmańską gnostycką sektą działającą w Kordobie.

KLĄTWA OSTATNIEGO MISTRZA

Klemens V, kiedy w końcu uznał, że nie ma innego wyjścia, w listopadzie 1307 r. zarządził aresztowania templariuszy w innych krajach. Zlecił też przeprowadzenie śledztwa. Monarchowie z Półwyspu Iberyjskiego, Szkocji i Anglii z niedowierzaniem potraktowali oskarżenia templariuszy o herezję. Wprawdzie w końcu zarządzili aresztowania, ale rycerzy nie poddawano tam torturom i większość z nich nie przyznała się do zarzucanych im przestępstw. Im dalej bowiem było od Paryża, tym bardziej oskarżenia traciły swoją moc. Król Francji nie zamierzał się jednak poddać.

Śledztwo biskupie się przeciągało – władca musiał naciskać na papieża, żeby w ogóle je kontynuowano. Kiedy kilkuset templariuszy na czele z Piotrem z Bolonii postanowiło się w końcu bronić i wycofało swoje wcześniejsze zeznania (czym zgodnie z zasadami inkwizycji narażali się na stos), król zdławił ich opór. Wybranych templariuszy stracono z wyroku stronnika króla arcybiskupa z Sens, co zastraszyło pozostałych.

 

Ostatnią próbę obrony templariusze podjęli w czasie soboru w Vienne. Papież Klemens V zaprosił wówczas przedstawicieli zakonu, nie spodziewając się pewnie, że ktokolwiek się tam pojawi. Wbrew oczekiwaniom do Vienne przybyło jednak dziewięciu rycerzy zakonnych, którzy ogłosili, że chcą bronić zakonu. Zostali aresztowani, bo papież przestraszył się pogłosek o stacjonującej w okolicy Vienne dwutysięcznej armii templariuszy, gotowej ruszyć współbraciom na pomoc.

Co ciekawe, prócz papieża większość kardynałów zebranych w Vienne nie chciała rozwiązania zakonu i broniła templariuszy. Papież  nie potrafił w tej atmosferze podjąć jakiejkolwiek decyzji. Zniecierpliwiony Fi-lip IV przybył w końcu do Vienne na czele niewielkiej armii i dopiero wtedy zapadła decyzja o kasacie zakonu. Ku rozczarowaniu króla papież zdecydował jednak przekazać całe bogactwo templariuszy szpitalnikom.

A dzieje zakonu dobiegły końca wraz ze spaleniem na stosie wielkiego mistrza Jakuba z Molay i skarbnika Galfryda z Charney 18 marca 1314 r. Zachowała się legenda, według której Molay, umierając, przeklął papieża i króla, zapowiadając ich rychłą śmierć. Klemens V rzeczywiście zmarł tego samego roku w kwietniu, a król Filip Piękny – w listopadzie. W ciągu kolejnych 14 lat zmarli wszyscy następni królowie Francji i tak skończyła się dynastia Kapetyngów. Przetrwała niewiele dłużej niż potęga zakonu rycerzy Świątyni.