
Zapiski Smitha okazały się prawdziwe
John Smith, ten sam, który kierował losami kolonii Jamestown i którego życie obrosło w liczne legendy, w 1608 roku spędził kilka tygodni na dokładnym mapowaniu rzeki Rappahannock. W swoich notatkach opisał liczne wioski rdzennych mieszkańców usytuowane na wysokich, stromych klifach. Przez dziesięciolecia te opisy traktowano z przymrużeniem oka, uznając je za efekt wybujałej wyobraźni żołnierza-najemnika. Tymczasem zespół archeologów pod kierunkiem Julii King z St. Mary’s College of Maryland odkrył coś zupełnie innego. Wykopaliska potwierdziły nie tylko istnienie osad, lecz również ich imponującą skalę.
Czytaj też: Niebywale zachowany grobowiec ma 2600 lat. Trwa archeologiczny wyścig z czasem, by go ocalić
Odnaleziono około 11 tysięcy różnych przedmiotów: od tysięcy szklanych koralików i fragmentów ceramiki po kamienne narzędzia oraz fajki. Skala odkrycia jednoznacznie potwierdza historyczne zapiski Smitha. Miejsce to nie było tymczasowym obozowiskiem, a domem dla prężnej społeczności, która przez długi czas rozwijała się nad rzeką. Lokalizacja wiosek nie była przypadkowa. Wysokie na kilkadziesiąt metrów klify Fones Cliffs zapewniały doskonały, panoramiczny widok na dolinę rzeki, pełniąc funkcję naturalnej fortecy. Gleba na wierzchowinie była przy tym na tyle żyzna, by uprawiać kukurydzę, stanowiącą podstawę lokalnej gospodarki.
Ustna historia znalazła potwierdzenie
Dla współczesnych członków plemienia Rappahannock odkrycie ma wymiar szczególny. To jedna z jedenastu rdzennych grup uznanych w Wirginii, której potomkowie nadal mieszkają w tej okolicy. Przez pokolenia przekazywali sobie ustne historie o przodkach żyjących na klifach. Archeologia dostarczyła im właśnie materialnego dowodu na prawdziwość tych opowieści.
Obecność tych artefaktów potwierdza zarówno ustne historie, jak i dokumenty, które sugerowały, że osady znajdowały się tutaj w 1608 roku, kiedy kapitan John Smith spędził kilka tygodni na mapowaniu rzeki Rappahannock – zauważa King
King zwraca uwagę, iż w badaniach historycznych zbyt często deprecjonuje się ustne przekazy, przeceniając jednocześnie niezawodność dokumentów pisanych. Jej zdaniem kluczem jest krytyczna analiza obu rodzajów źródeł. Część znalezisk, zwłaszcza ceramika, może pochodzić nawet z XVI wieku, co oznacza, że osady tętniły życiem na długo przed pojawieniem się pierwszych angielskich żagli na horyzoncie.
Walka o ziemie przodków trwa
Plemię Rappahannock od lat zabiega o odzyskanie i ochronę kluczowych terenów wzdłuż rzeki, współpracując w tym celu z organizacjami prywatnymi oraz Służbą Połowu i Dzikiej Przyrody Stanów Zjednoczonych. Sprawa jest delikatna i sięga korzeniami kontrowersyjnych transakcji z XVII wieku. Historyczne zapisy mówią o „sprzedaży” przez plemię około 10 000 hektarów ziemi w zamian za 30 koców, trochę koralików i kilka narzędzi. Współcześni historycy podchodzą do tego jednak z dużą ostrożnością. Pytają, czy dla społeczności Rappahannock pojęcie „sprzedaży ziemi” w ogóle miało ten sam, absolutny i wieczny charakter, co dla angielskich kolonistów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że mogli oni postrzegać taką umowę jako czasowe udostępnienie przestrzeni lub rodzaj dzierżawy.
Odkrycie w Fones Cliffs to nie tylko spektakularny sukces archeologiczny. To przede wszystkim kolejny, bardzo namacalny element układanki, która pomaga zrozumieć niezwykle złożone relacje między rdzennymi społecznościami a europejskimi przybyszami w tamtym burzliwym okresie. Każdy wydobyty koralik czy skorupa garnka to opowieść o handlu, wymianie kulturowej, dyplomacji, ale też nieuniknionych napięciach. Układa się z nich obraz daleki od czarno-białych schematów. Obraz, który wciąż czeka na pełne odczytanie.