Niebo przecięła zielona kula. Jej fragmenty skończyły w pobliskim jeziorze

W nocy 19 listopada jasnozielona kula ognia przecięła niebo nad północno-wschodnimi Stanami Zjednoczonymi i południowo-wschodnią Kanadą. Po tym incydencie obiekt najprawdopodobniej rozpadł się na wiele mniejszych kawałków.
Niebo przecięła zielona kula. Jej fragmenty skończyły w pobliskim jeziorze

Obserwowany przelot był najpewniej związany z meteoroidem, który wpadł do ziemskiej atmosfery całkiem niespodziewanie: o jego wizycie naukowcy dowiedzieli się zaledwie trzy godziny wcześniej. Świadkowie wydarzeń sprzed kilku dni opisywali, że zobaczyli obiekt przypominający helikopter, który poruszał się stosunkowo cicho, po czym rozświetlił noc niczym potężny piorun. Po około 10 sekundach kosmiczny spektakl się zakończył.

Czytaj też: Tunele czasoprzestrzenne istnieją? Według naukowców są zaskakująco powszechne

Meteoroid rozpadł się na wiele mniejszych fragmentów, które najprawdopodobniej wpadły do okolicznego jeziora. Jednocześnie naukowcy nie wykluczają, że nieco kawałków mogło skończyć na lądzie, w obrębie południowych krańców tego zbiornika.

Zielona kula ognia została zaobserwowana w nocy 19 listopada

Obserwacji przelotu dokonali zarówno przypadkowi świadkowie, których było co najmniej 59, jak i obserwatoria astronomiczne – w tym przypadku mowa o siedmiu placówkach. Jeden z obserwatorów uwiecznił nawet przelot na kamerze, dzięki czemu powstało około 30-sekundowe nagranie ukazujące nocne niebo przecięte jasnozielonym światłem.

Gdy meteoroid przelatuje przez atmosferę naszej planety, dochodzi do jej rozświetlenia na skutek rozgrzania i jonizacji gazów. 2022 WJ1, bo tak nazwano przelot z 19 listopada, mógł być związany z obiektem o średnicy nie większej niż 1 metr. W zależności od składu meteoroidy mogą rozświetlać się na różne kolory, choć szczególnie popularny okazuje się zielony.

Czytaj też: Marsjański księżyc jest pokryty zagadkowymi strukturami. Poznaliśmy potencjalne wyjaśnienie 

Czy tego typu zjawiska mogą stwarzać zagrożenie? W pewnych przypadkach jak najbardziej, choć trzeba uczciwie przyznać, że taki obrót spraw jest zazwyczaj związany z ogromną ilością pecha. Niewielkie kosmiczne skały zwykle spalają się bowiem w atmosferze, gdzie tarcie i wysokie temperatury prowadzą do ich utylizacji. Zdarza się jednak, że niewielkie fragmenty docierają do powierzchni, gdzie mogą być niebezpieczne dla ludzi, innych zwierząt czy budynków.