Ziemia nr 2 może istnieć koło najbliższej Słońcu gwiazdy

Naukowcy potwierdzili istnienie pozasłonecznej planety Proxima b, potencjalnie dającej się zamieszkać alternatywy na wypadek, gdyby obecny dom przyszło ludzkości opuścić.

Nie jest to pierwsze doniesienie o dotyczące tej ”superplanety” w zasięgu gwiazdy Proxima Centauri, ale to najnowsze należy traktować jako oficjalne. Tak przynajmniej oceniają to autorzy informacji prasowej z Uniwersytetu Genewskiego.

W komunikacie podkreślono znaczenie spektrografu ESPRESSO w aktualnych badaniach. Pozwolił on dokładnie oszacować masę planety, a to już faktycznie spory sukces. O Proxima b wiemy, że ma 1,17 masy Ziemi (poprzednie oszacowanie wynosiło 1,3) i okrąża swoją gwiazdę w 11,2 dnia.

Szwajcarzy prężą się z dumy, bo nie dość że to oni zbudowali wspomniany spektrograf (zainstalowany na Bardzo Wielkim Teleskopie, jednym z czterech tworzących chilijskie Europejskie Obserwatorium Południowe, ESO) i oni obsługiwali go w poszukiwaniu nowych informacji o otoczeniu Proxima Centauri. Pierwszy raz usłyszeliśmy o tym ciele niebieskim w 2016 roku dzięki pracy innego szwajcarskiego zespołu wykorzystującego inny ”szwajcarski” spektograf, czyli HARPS (także w ESO).

Głównym autorem odkrycia i opisującej go artykułu w czasopiśmie ”Astronomy & Astrophysics” jest Alejandro Suarez Mascareno. Według niego, potwierdzenie istnienia Proxima b było ważnym zadaniem, choćby tylko z powodu, że jest to niezwykle ciekawa planeta.

Na podstawie dotychczas zebranych informacji wiemy, że o ile będąca dość blisko swojej gwiazdy Proxima b otrzymuje od Proxima Centauri tyle samo energii, co Ziemia ze Słońca, to podlega wyjątkowo nieprzyjemnemu (400 razy mocniejsze niż my od Słońca) naświetlaniu promieniami X. Takie rentgenowskie ”bombardowanie” ten Czerwony Karzeł zapewnia obu planetom w swoim pobliżu (istnienie drugiej, Proxima c, jest rozważane od sierpnia 2019 roku).

Proxima b Zdjęcie:ESO/M. Kornmesser

To, czego nie wiemy, a co decydowałoby o sensowności przeprowadzki na Proxima b, jest obecność atmosfery. Oraz tego, czy owa atmosfera mogłaby ochronić żywe organizmy przed promieniami X. Ilość otrzymywanej energii ze Słońca jest odpowiednia, by na powierzchni planety mogła (jeżeli pozwala na to atmosfera) utrzymać się woda w stanie ciekłym.

Gdyby przyszło się ludzkości przeprowadzić na Proxima b, to pokonanie nawet tych 4,24 lat świetlnych byłoby sporym wyzwaniem. Prosty przelicznik pokazuje, że owe 40 bilionów km dzielące Ziemię od teoretycznej Ziemi 2 najszybciej, bo w 20 lat, pokonałyby mikrosondy osiągające w próżni 20 proc. prędkości światła.

Najlepsze posiadane przez ludzkość silniki jonowe wydłużyłyby tę podróż do 16 tys. lat. To wszystko oczywiście liczone jest w olbrzymim uśrednieniu, ale pokazuje skalę problemu. Rakiety o napędzie chemicznym nie dają rady, więc może silnik nuklearny?

Żeby podróż trwała 84 lata, czyli pełną wymianę pokoleniową, napęd nuklearny musiałby mieć zdolność osiągania przynajmniej 5 proc. prędkości świetlnej. Może uda się kiedyś skutecznie ożywić porzucony pół wieku temu amerykański projekt NERVA, ewentualnie wyjść poza sferę teoretyczną z brytyjskim programem Daedalus (czyli Dedal).

 

NASA podchodziła do podróży międzygwiezdnych, rozwijając koncepcje zawarte jeszcze w projekcie NERVA, choćby na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku z projektem Timberwind (badającym możliwości atomowego napędu dla rakiet budowanych na potrzeby ”Gwiezdnych Wojen” prezydenta Ronalda Reagana) i jego pozaziemską wersją SNTP (Space Nuclear Thermal Propulsion).

Dekadę później próbowano jeszcze raz, ale Projekt Prometeusz szybko ”roztył się” i najpierw próbowano przyciąć budżet, a w 2005 roku kompletnie go skasowano. Koszt wydaje się głównym problemem, przed którym stoją instytucje planujące naszą podróż między gwiazdy.

Jak czytamy na serwisie Centauri Dreams, koszt pojazdu w programie Daedalus w 1978 roku szacowano na kosmiczną sumę 100 bilionów (ówczesnych) dolarów. Zmarły w tym roku fizyk teoretyczny Freeman Dyson (współtwórca programu Orion, pierwszego rozważającego wykorzystanie napędu jądrowego do podróży do gwiazd) szacował koszt odpowiedniego pojazdu na 100 mld dolarów, co po uwzględnieniu zmiany wartości pieniądza daje 650 mld dolarów.

Kiedy będzie opłacać się zbudować statek międzygwiezdny? Takie pytanie postawił i spróbował dać odpowiedź dr Richard Obousy, fizyk i założyciel NGO Project Icarus. Według przywoływanych przez Centauri Dreams wyliczeń, granicą opłacalności jest zejście z kosztem do 1 proc. PKB kraju, który by go budował.