Przez dekady naukowcy i poszukiwacze przygód próbowali różnych metod pozyskania morskiego złota. Wszystkie kończyły się tym samym — koszty wielokrotnie przewyższały wartość uzyskanego metalu. Mimo ogromnego postępu technologicznego ocean wciąż skutecznie strzeże swoich sekretów.
Naukowcy oszacowali, że w każdych 100 milionach ton wody morskiej w Atlantyku i Północnym Pacyfiku znajduje się około jednego grama rozpuszczonego złota. Brzmi jak śladowa ilość, ale gdy weźmiemy pod uwagę ogrom oceanów, liczby stają się oszałamiające.
Starsze szacunki amerykańskiej agencji NOAA wskazują na około 20 milionów ton złota w wodzie morskiej. Przy obecnych cenach z września 2025 roku, gdzie tona złota kosztuje ponad 106 milionów dolarów, łączna wartość tego podwodnego skarbu sięga około 2,13 biliarda dolarów amerykańskich.
Złoto trafia do oceanów różnymi drogami. Erozja skał, rzeki i wiatr transportują drobne cząstki metalu z lądu, podczas gdy kominy hydrotermalne na dnie morskim uwalniają złoto bezpośrednio do wody. Te podwodne źródła są szczególnie bogate — płyny hydrotermalne zawierają 10-100 razy więcej złota niż otaczająca je woda morska.
Czytaj także: Ze zwykłych metali zrobią złoto. Przełom po setkach lat badań!
Nie wszystkie akweny są jednakowo bogate w złoto. Stężenia w Atlantyku i Pacyfiku wynoszą około 50-150 femtomoli na litr, ale głębokie wody Morza Śródziemnego charakteryzują się wyższymi wartościami od 100 do 150 femtomoli na litr. Różnica ta wynika z bliskości źródeł pyłu przenoszonych przez wiatr oraz dopływu rzek.
Mimo oszałamiających kwot, wydobycie złota z wody morskiej jest obecnie kompletnie nieopłacalne. Problem leży w ekstremalnym rozcieńczeniu – złoto stanowi zaledwie mikroskopijną część składu wody morskiej, konkurując z miliardami innych jonów metali.
Historyczne próby pokazują skalę wyzwania. Badanie z 1941 roku opisało metodę elektrochemiczną wydobywania złota z wody morskiej, ale koszt procesu okazał się pięciokrotnie wyższy niż wartość uzyskanego metalu. Od tamtej pory ceny energii i technologii zmieniły się dramatycznie, ale podstawowy problem pozostał nierozwiązany.
W 2018 roku szwajcarscy naukowcy opracowali materiał działający jak gąbka do wydobywania śladowych ilości złota. Kompozyt Fe-BTC/PpPDA może wchłonąć 934 mg złota na gram swojej masy w zaledwie dwie minuty, osiągając imponującą czystość 99,6%.
Mimo obiecujących wyników laboratoryjnych technologia ta nie została jeszcze przeskalowana do poziomu umożliwiającego rentowne wydobycie z oceanów. Obecnie rozwija się ją głównie do odzyskiwania złota traconego podczas procesów produkcyjnych, a nie do masowej eksploatacji morskiej.
Paradoksalnie, najbardziej opłacalne źródła złota mogą znajdować się nie w oceanach, ale w naszych śmietnikach i w kosmosie. Górnictwo miejskie, czyli wydobywanie metali z odpadów elektronicznych, staje się coraz bardziej rentowne. Z tony rudy można uzyskać złoto wystarczające na produkcję około 40 telefonów komórkowych, podczas gdy odpady elektroniczne zawierają znacznie wyższe koncentracje cennych metali.
Czytaj także: Naukowcy przypadkiem stworzyli wodorek złota. To nie miało prawa się udać
W 2016 roku wygenerowano 45 milionów ton e-odpadów, ale mniej niż 20% trafiło do recyklingu. Szacowana wartość złota w tych odpadach wynosi około 10 miliardów euro. Dla porównania rocznie około 1,5 miliona euro wartości złota trafia do szwajcarskich ścieków.
Jeszcze bardziej futurystyczne, ale coraz bardziej realne, jest górnictwo kosmiczne — planetoidy i kratery Księżyca zawierają miliardy dolarów w platynie i innych metalach szlachetnych z dawnych kolizji kosmicznych.
Czy to w ogóle ma sens?
Oceany pozostają więc skarbonką, której nikt nie potrafi otworzyć. Mimo że zawierają więcej złota niż wszystkie dotychczas wydobyte zasoby razem wzięte, bariery technologiczne i ekonomiczne sprawiają, że ten podwodny skarb pozostanie prawdopodobnie nietknięty jeszcze przez wiele lat. Może zamiast marzyć o wydobyciu oceanicznego złota, powinniśmy skupić się na tym, co mamy pod nosem – efektywnym recyklingu i odzyskiwaniu metali z istniejących odpadów. To rozwiązanie nie tylko tańsze, ale i znacznie bardziej przyjazne dla środowiska.