Zmierzch ery etatów

Wkrótce zatłoczony biurkami open space na dobre przejdzie do historii. Podobnie jak tkwienie w biurze przez kilkanaście godzin. Dla większości ludzi miejscem pracy będzie ich własny dom.

 

Za dziesięć, najdalej za dwadzieścia lat etaty znikną – zapowiada niemiecki socjolog dr Georg Vielmetter z globalnej firmy doradczej Hay Group. Wszyscy przejdziemy na krótkotrwałe kontrakty, a sukces w o wiele większym stopniu będzie uzależniony od dobrej współpracy w zespole. „Każdy stanie się firmą i będzie starał się zapewnić sobie to, co Amerykanie nazywają employability, czyli zdolność do bycia zatrudnionym. W gruncie rzeczy już teraz perspektywa zawodowa sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: czy jeszcze ktoś zechce mnie zatrudnić za kilka lat? Dzisiaj coraz więcej osób myśli tymi kategoriami i intensywnie się szkoli, często na własny koszt” – mówi Joanna Pommersbach, szefowa Praktyki Rozwoju Przywództwa w Hay Group.

„Twoje zarobki są skutkiem tego, czego potrafisz się nauczyć” – mawiał  Bill Clinton, były prezydent Stanów Zjednoczonych. Ta ponadczasowa prawda jak nigdy sprawdzi się w najbliższej przyszłości. Poza nielicznymi wyjątkami (a do takich pewnie będzie się zaliczał zawód lekarza i prawnika) mało kto będzie wierny jednej profesji przez całe życie.

My, freelancerzy

W czasach niepewności gospodarczej więcej firm uzna gromadzenie wszystkich pracowników w jednym miejscu za nadmierną rozrzutność. Przede wszystkim będą poszukiwani ludzie niezbędni dla funkcjonowania firmy, a wykonanie reszty zadań przypadnie zewnętrznym wykonawcom. „Te zmiany już widać, na przykład przedsiębiorstwo zajmujące się budową i serwisowaniem ogromnych wirówek dla cementowni i cukrowni, będące częścią globalnego koncernu, a mieszczące się w Polsce, zatrudnia jedynie 180 osób, tyle co zwykły supermarket. Pozostali pracownicy są angażowani jedynie do konkretnych działań” – mówi Joanna Pommersbach. 

Większość ludzi będzie pracować w domu. Internet, który dynamicznie opanowuje nasze życie prywatne i społeczne (Facebook w 2004 r. miał około miliona aktywnych użytkowników, w 2010 r. – 500 mln; 56 proc. Amerykanów i aż 72 proc. Francuzów przyznaje, że bez sieci nie wyobraża sobie kontaktów z przyjaciółmi i rodziną), stanie się także podstawą wirtualnego biura. Menedżer będzie wiedział, o której każdy zaczyna pracę i kto czego dokonał danego dnia. Internet ułatwi i usprawni pracę zespołową. Co kilka dni pracownicy będą się zbierać albo na telekonferencji, albo w realnym biurze. Według raportu „Liderzy przyszłości – 2030 r.”, przygotowanego przez dr. Georga Vielmettera, kończą się czasy lojalności wobec jednej instytucji. Jako jednoosobowe firmy będziemy mieć różnych klientów. Będziemy pracować z konkretnymi ludźmi, nie z firmami.

Kariera prorodzinna

Za przykład zalążka nowego świata podawany jest Prenzlauer Berg, dzielnica Berlina zamieszkana głównie przez pracowników wolnych zawodów. Przy czym termin „wolny zawód” obejmuje ostatnio nie tylko ludzi sztuki i mediów, ale także informatyków, webmasterów, handlowców, menedżerów, księgowych, psychologów, trenerów, różnego rodzaju terapeutów. Wszyscy pracują tam głównie w domu przy komputerach i dostosowują czas pracy do potrzeb swojej rodziny. Ojcowie na równi z matkami opiekują się dziećmi, wszyscy spotykają się na placach zabaw, działają grupy sąsiedzkie, w ramach których ludzie pomagają sobie nawzajem.

„Zmieni się styl życia, granica między życiem prywatnym a zawodowym nie będzie tak wyraźna jak obecnie. Współczesny model funkcjonowania zupełnie mija się z potrzebami ludzi. Nowe technologie mogą przywrócić zdrową równowagę w naszym życiu, dzięki internetowi będziemy faktycznie pracować osiem godzin” – mówi Paulina Łukaszuk z Hay Group.

To system przyjazny przede wszystkim kobietom, które po urodzeniu dziecka będą mogły stopniowo wydłużać czas pracy, zaczynając chociażby od pół etatu. Dziś w korporacjach obowiązują takie same wymagania wobec wszystkich pracowników – niezależnie od sytuacji rodzinnej mają codziennie stawić się w biurze, być dyspozycyjni często nawet w sobotę i niedzielę, muszą służbowo podróżować. „W przyszłości warunki pracy będą płynne, powiązane z indywidualnymi potrzebami. To oznacza także dużo trudniejsze zadanie dla menedżera” – dodaje Joanna Pommersbach.

Pracowicie w jesieni

Potrzeba zrównoważenia życia prywatnego i zawodowego nie ogranicza się do rodzenia i wychowywania dzieci. Powodem przerwania pracy na pewien czas może być rozwijanie pasji: podróż dookoła świata czy szlifowanie sportowych umiejętności. Według danych Deloitte, międzynarodowej firmy doradczej, blisko 10 proc. jej pracowników już w 2008 r. zgłaszało potrzebę dłuższej przerwy w pracy.

Elastyczność pracodawcy będzie także wymuszana przez zmiany demograficzne. Japońskie powiedzenie: rzuć kamieniem w tłum, a trafisz w starszą osobę, staje się prawdziwe w skali globalnej. W 2005 roku w krajach uprzemysłowionych osoby powyżej 65. roku życia stanowiły 15 proc. społeczeństwa, w 2050 roku będzie ich już 26 proc. (dane Hay Group). Coraz mniej młodych osób znajduje się na rynku pracy. Receptą na brak młodej kadry mogą być ludzie, którzy z różnych powodów nie decydują się na przejście na emeryturę, ale nie chcą pracować w pełnym wymiarze godzin. Dwie osoby dzielące obowiązki nie będą niczym niezwykłym. Joanne Sujansky, współautorka książki „Keeping the Millennials” przewiduje, że za dziesięć lat osoby 60-, 70-letnie będą stanowiły 40 proc. pracowników w USA. Będą to głównie eksperci – konsultanci, doradcy, ludzie opracowujący strategie rozwoju firm. 

Wśród zmian, które najsilniej kształtują przyszły rynek pracy, dr Vielmetter wymienia postępującą globalizację. Już teraz pracownik globalnego banku z oddziału w Polsce „zdalnie” naprawia i obsługuje działanie bankomatów w RPA. W niedalekiej przyszłości powstaną o wiele bardziej zróżnicowane rynki pracy, na których będzie panowała silna międzynarodowa konkurencja. Ciężar światowej gospodarki przesunie się do Azji. Przy jednym projekcie będą pracować ludzie z różnych miejsc na świecie – z Pekinu, Paryża i Nowego Jorku. Zarządzający projektem pewnie nigdy ich osobiście nie spotka. Na potrzeby konkretnego zadania będzie prowadzona międzynarodowa rekrutacja. Wybrany kandydat otrzyma mailem dokumentację i przystąpi do pracy. „Na razie działają tak tylko globalne koncerny, obecnie jest ich około pięćdziesięciu, ale wkrótce tego typu praktyka stanie się powszechna” – wyjaśnia Joanna Pommersbach.

Wirtualne zarządzanie

Menedżer przyszłości będzie musiał znać biegle kilka języków obcych, być elastyczny, możliwe, że będzie musiał stale podróżować na duże odległości i podejmować decyzje związane z dużym ryzykiem. Jedno z większych wyzwań to także zdolność do współpracy z ludźmi należącymi do odmiennych kultur i wypracowanie metod motywowania i nagradzania pracowników w różnych rejonach świata. 

Tomasz Lechowicz pracował dla amerykańskiego koncernu Guardian Industries Corporation, budował hutę szkła pod Moskwą i usprawniał działanie linii produkcyjnej szkła w Teksasie. „W Rosji moi koledzy mieli największe trudności z wykonywaniem wielu zadań równolegle i z wielotorowym myśleniem. Musiałem też im wyjaśniać, co to znaczy, że coś jest czyste, i że coś jest dokładnie zrobione. Z kolei w Stanach Zjednoczonych, gdzie w ciągu trzech miesięcy miałem doprowadzić do zwiększenia wydajności linii produkcyjnej o 75 proc., największym problemem było przekonanie Amerykanów, że istnieją w innych krajach lepsze metody od tych, które znają z własnego podwórka. Niezależnie od miejsca, w którym pracowałem, największym wyzwaniem byli ludzie, a nie sprzęt” – opowiada Lechowicz.

Nowy lider to nie tylko specjalista od zarządzania i organizowania działań firmy czy budowania sieci relacji. To także błyskotliwy pomysłodawca, który dzięki wiedzy będzie umiał wypracować sobie autorytet. „Kończą się czasy, w których lider korzysta ze statusu wynikającego ze stanowiska” – mówi Joanna Pommersbach. Znacznie mu pomoże stała współpraca z mentorem i coachem, doświadczonym, emerytowanym liderem biznesu.

Kluczem do kariery stanie się kreatywność i wiedza niezbędna w rozwiązywaniu problemów. Zawody inżynierskie z Europy przeniosą się do Azji, gdzie nadal nie będzie brakować młodej i taniej siły roboczej. Techniczne umiejętności staną się mniej ważne, bo ich łatwiej można się nauczyć.

Znikną zawody wymagające powtarzalnych, rutynowych czynności, przestaną być potrzebni kasjerzy, recepcjoniści, bibliotekarze czy osoby przetwarzające dane. Za to zwiększy się zapotrzebowanie na pracę wymagającą bezpośredniego kontaktu w służbie zdrowia i w edukacji. Tych ludzi komputery i roboty nie zastąpią. A w każdym razie nie w ciągu najbliższych dwóch dekad.