Feliks Topolski: zapomniany artysta, którego prace zdobią Pałac Buckingham  

Utalentowany malarz ekspresjonista i ‒ podczas II wojny światowej ‒ oficjalny „artysta wojny”. Feliks Topolski był genialnym obserwatorem otaczającego nas świata, przyjacielem księcia Filipa ‒ męża królowej Elżbiety II ‒ oraz bywalcem londyńskich salonów. Był też ekscentryczny na miarę swojej epoki. Pod koniec życia gości przyjmował w łóżku, w wielkiej pracowni pod arkadami kolejowego wiaduktu Hungerford w Londynie…
Feliks Topolski: zapomniany artysta, którego prace zdobią Pałac Buckingham  

„Topolski Century. Gallery-Cafe Bar”. Dawna pracownia malarza w centrum Londynu pełni taką właśnie rolę. Wciąż wiszą tam obrazy polskiego ekspresjonisty, ale przed pandemią COVID-19 pod adres 150-152 Concert Hall Aproach wpadano głównie na drinka w artystycznym entourage’u. Cóż, takie czasy, że sztuka wisi w barze – można pomstować. Tyle że nie ma powodu do narzekań. Historia Topolskiego, który zmarł w roku 1989, zyskuje w ten sposób konsekwentną kontynuację. 

Londyn zazdrosny o Paryż

Pod wiaduktem linii kolejowej biegnącej do stacji Waterloo nigdy nie było cicho. W każdy ostatni piątek miesiąca, przy winie i w chmurze dymu z cygar rozprawiano o świecie, polityce, literaturze i sztuce. Takich salonów artystycznych w Londynie wówczas prawie nie było, a stolica Królestwa zazdrosnym okiem spoglądała na Francję i Paryż. Dlaczego? Bo to tam, nad Sekwaną a nie nad Tamizą, rodziły się nowe prądy w sztuce, tam była bohema i zaczęła eksplozja jazzu.

– Dotkliwie bombardowany i niszczony przez Niemców Londyn znalazł się z boku tego artystycznego fermentu, a świeżość mogli wnieść i bez wątpienia wnosili do tego odizolowanego wojną kraju także Polacy – mówi profesor Jan Wiktor Sienkiewicz, historyk sztuki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, autor książki „Polska sztuka na emigracji w londyńskiej kolekcji Matthew Batesona” wydanej przez Instytut POLONIKA. 

Po zakończeniu II wojny światowej na Wyspy Brytyjskie trafiło kilkuset polskich artystów. Tylko nieliczni – jak właśnie Topolski, który w Londynie osiadł jeszcze przed 1939 rokiem – znali wyspiarskie realia. Znakomita większość z nich to byli żołnierze Władysława Andersa czy Stanisława Maczka oraz spora grupa więźniów uwolnionych z niemieckich obozów, oflagów i stalagów. Zostali zmuszeni do życia z daleka od własnego kraju. Po 1945 r. nie chcieli wracać do Polski pod rządami komunistów, choć w Wielkiej Brytanii czuli się obco. Zostawili ciekawą spuściznę. Matthew Bateson zebrał około 170 różnych dzieł, z których stworzył swoją kolekcję. Bez wątpienia dzieła Feliksa Topolskiego są w grupie najważniejszych i najbardziej reprezentatywnych dla londyńskiej emigracji. Topolski był płodnym twórcą, miał dobry zmysł obserwacyjny, charakterystyczną kreskę. Wrósł w Londyn, a Anglicy go naprawdę doceniali – dodaje profesor Sienkiewicz.  

(Powyżej: Feliks Topolski w swoim studio w Londynie; Fot. Allan Warren/Wikipedia Commons/CC BY-SA 3.0)

Zapomniany artysta i artylerzysta

Feliks Topolski urodził się w 1907 roku w Warszawie, na kilka lat przed wybuchem I wojny światowej i przed odzyskaniem niepodległości przez Rzeczpospolitą. Skończył ówczesną warszawską Szkołę Sztuk Pięknych, ale też – bardzo w stylu tamtych czasów – zaliczył kurs oficerski w szkole artylerii. Zapowiadał się na świetnego malarza. To jemu powierzono zilustrowanie głośnego „Polskiego słownika pijackiego” Juliana Tuwima

W roku 1935 został artystycznym korespondentem „Wiadomości Literackich” w Wielkiej Brytanii. Poproszono go wtedy o zilustrowanie srebrnego jubileuszu panowania Jerzego V. Nieoczekiwanie artysta pozostał na Wyspach, a w 1947 roku otrzymał brytyjskie obywatelstwo. – Nigdy jednak nie wyparł się Polski i swojej polskości – zastrzega prof. Jan Wiktor Sienkiewicz. – Na każdym kroku podkreślał, kim jest i w czasie wojny służył w polskim mundurze

Czy decyzja o emigracji była przypadkowa? Topolski po studiach podróżował. Odwiedził Francję, ale to Londyn uznał za prawdziwie „egzotyczny”. Nad Tamizą trafił na ludzi, których doskonale rozumiał. Wśród nich był George Bernard Shaw ‒ pisarz kupił rysunki Polaka. Były to ilustracje do dramatu „Pigmalion”, które wywindowały popularność malarza. Topolski szybko zasymilował się w grupie literatów z Café Royal, wspaniale przyjęty przez Grahama Greene’a, Evelyna Waugha, czy Anthony’ego Powella. Zaczął być modny w Wielkiej Brytanii. Portretował wiele osobistości, także samego Winstona Churchilla.

Na wojennym szlaku

Feliks Topolski malował bombardowany przez Niemców Londyn (w nocnym nalocie został nawet niegroźnie ranny) i popłynął w pierwszym arktycznym konwoju, który przebił się drogą północną z zaopatrzeniem dla Rosjan. W czasie II wojny światowej ze swoim szkicownikiem odwiedził wiele krajów – był oficjalnym ilustratorem wojny, którego w odpowiednie zgody „wyposażył” sam król Jerzy VI. Portretował Władysława Andersa i Władysława Sikorskiego, upamiętniał walki na Bliskim Wschodzie, w Egipcie i Birmie. Odwiedził w mundurze Chiny i Indie, wraz z 2. Korpusem znalazł się we Włoszech

Pod koniec wojny tworzył swoje przejmujące ilustracje w Belgii, Holandii i Niemczech. Był na procesie nazistowskich zbrodniarzy w Norymberdze (obraz znajduje się w kolekcji londyńskiego Imperial War Museum), a także w oswobodzonym przez Amerykanów obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen. Rysunki w jego charakterystycznym „reportażowym szkicu” zdobiły nawet jedwabne szaliki, które projektował dla firmy Jacqmar i… US Army. Dochód z ich sprzedaży wspierał wysiłek wojenny.     

Przyjaciel księcia Filipa

W książce Jana Wiktora Sienkiewicza jest zdjęcie, na którym Topolski rozmawia z księciem Filipem (powyżej). Mąż królowej Elżbiety II lubił przychodzić do artystycznego studia. Prawdopodobnie czuł się swobodnie, mógł umknąć przed ceremoniałem i nieco „zgubić” pomiędzy obrazami i wysokimi półkami z bezładnie poustawianymi na nich książkami. Niektórzy dopatrywali się w tej znajomości obyczajowej dwuznaczności. Wieść gminna niesie, że obu panom podobały się wspólne wyskoki w ramach tzw. The Thursday Club, czyli suto zakrapianych winem spotkań w rybnej restauracji Wheeler & Co. na londyńskim Soho. Wśród najbliższych kompanów księcia Edynburga byli aktorzy David Niven i Peter Ustinov, a także wspomniany Topolski. 

– Był na pewno blisko życia. Nie stronił od jego przyjemności, bo jego dwa rozwody nie były przypadkowe. Z drugiej strony świetnie wychował własne dzieci. Jego syn został malarzem i filmowcem, był też kapitanem osady wioślarskiej studentów z Oksfordu oraz telewizyjnym komentatorem wioślarstwa. Córka Tessa do dziś zajmuje się jego spuścizną i na temat działalności ojca wie dosłownie wszystko – mówi profesor Sienkiewicz. 

Od Pałacu Buckingham do hipisów

The Thursday Club nobilitował. Nie wiemy, do jakiego stopnia Topolski zbliżył się podczas tych spotkań do księcia Filipa. Znali się i na pewno lubili. Polski artysta namalował dla niego mural/panneau przedstawiający koronację Elżbiety II – dwa malowidła mają po 15 m długości i znajdują się w Pałacu Buckingham. – Wyszła z tego pewna niezręczność. Oficjalnie miał to być prezent, ale w końcu królowa musiała za to zapłacić. Wybuchł mały skandal, po którym panowie już tak często się nie widywali. Zaczął się za to czas dzieci-kwiatów. Idee hipisowskie dotarły nad Tamizę, a tymi nowościami Feliks Topolski był żywo zainteresowany – tłumaczy Jan Wiktor Sienkiewicz. 

Malarz jest także autorem ilustrowanych „Memoir of the Century” (dosłownie „Pamiętników stulecia”), czyli własnej wizji tego, co w historii świata działo się przez kilkadziesiąt lat. Wespół z Krystyną i Czesławem Bednarczykami Topolski wydawał także ilustrowaną „Kronikę” (Topolski’s Chronicle). Co dwa tygodnie wspólnie przygotowywali periodyk, który w latach 1953-1979 drukowano na pakowym papierze. 

– Przez wiele lat w użyciu była ręczna prasa, która stała w pracowni. Pan Feliks twierdził, że taki druk ma więcej wyrazu. Długo się bronił przed zmianą techniki. Poddał się, bo musiał: „Kronika” wychodziła bez reklam, finansowana z własnego portfela. Przyznaję, że w każdym aspekcie historia tego malarza mnie zaskakuje. Największym honorem było przycupnąć na brzegu jego barłogu. Tak przyjmował gości, a gdy był już leciwy właściwie z tego swojego artystycznego łoża nie wstawał. Miałem szczęście go poznać, był naprawdę jedyny w swoim rodzaju – mówi profesor Jan Wiktor Sienkiewicz.   

Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą POLONIKA został powołany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 18 grudnia 2017 roku. Instytut realizuje swoje cele poprzez projekty naukowo-badawcze, konserwatorskie, informacyjne, edukacyjne i popularyzatorskie skupione w trzech programach strategicznych: BADANIA, OCHRONA i POPULARYZACJA. Więcej informacji na stronie https://polonika.pl/