Fajny adres

Redakcja „Focusa” nie powinna się nigdy przeprowadzać. Zmieniając adres, stracilibyśmy bowiem potężny atut. Może nie wszyscy czytelnicy zwrócili na to uwagę, ale nasze wydawnictwo zadomowiło się w biurowcu przy ulicy Wynalazek. Naprawdę trudno o lepszy adres dla pisma popularnonaukowego. Zresztą cała okolica obfituje w podobnie obiecujące nazwy ulic: Postępu, Cybernetyki, Racjonalizacji, Komputerowa.

Cudaczna nazwa ulicy, osiedla
czy miejscowości nie musi zawstydzać
ani sprawiać kłopotów. Może poprawiać
humor i przyciągać turystów. Nawet
w Polsce są miejsca słynne tylko z nazwy

Nie każdy ma tyle szczęścia, co my, niektórzy starają się więc pomóc losowi. Budują firmę w szczerym polu, by trzeba było do niej wytyczyć nową ulicę i zgłosić propozycję jej nazwy. Dlatego szwedzki sklep Ikea w Jankach stoi przy pl. Szwedzkim, polska centrala Mercedesa przy Gottlieba Daimlera, a fabryka Cadbury Wedel w Bielanach Wrocławskich przy – jakżeby inaczej – Czekoladowej.

Równie trafnie (a nawet przesadnie) charakter miejsca podkreśla swym adresem więzienie w Łodzi. Ulica Smutna, zanim dotrze pod zakład karny, przeciska się między murami dwóch cmentarzy i krzyżuje z ulicą Doły (tak zresztą nazywa się cała dzielnica). Wprost nie sposób utrzymać wysokiego morale.

VILLAGE TO BRZMI DUMNIE

Zadowolenie bije za to od deweloperów, wymyślających chwytliwe nazwy dla nowych osiedli w dużych miastach. W pretensjonalności celuje zwłaszcza Warszawa. Trudno dociec, czym kierowali się autorzy nazwy Ogrody Berberysowe czy Słoneczne Skorosze w Warszawie (czyżby było tam więcej słońca niż na Marszałkowskiej?). Inne kuriozum to osiedle Wiślany Zakątek, które buduje się ponad dwa kilometry od Wisły. A gdy brakuje pretekstu przyrodniczego, deweloperzy sięgają po nazwy angielskie.

We Wrocławiu powstaje osiedle Angel Wings, w Piasecznie – Sand City Tower i Electra Resort. Jednak żadne z nich nie dorasta do pięt wynalazkowi ze stołecznych peryferii o nazwie Płudy Village. To chyba jedyny przypadek, gdy w nazwie występują obok siebie litery z dwóch alfabetów – „ł” i „v”. Village to po angielsku wioska, ale kto chciałby mieszkać we wsi Płudy? Za to w village – jak najbardziej.

Do jakich absurdów może prowadzić nadawanie szumnych nazw byle jakim zaułkom, wskazuje przykład ulicy Odrodzenia Polski we Wrocławiu. „To jedna z najbrudniejszych ulic w mieście. Leży gdzieś na peryferiach, nie ma nawet kanalizacji!” – mówi Tomasz Kruszewski, członek tamtejszej komisji nazewnictwa. Zwraca przy tym uwagę na niechlujne zmiany nazw, przeprowadzone tuż po wojnie, gdy szybko trzeba było pozamieniać szyldy niemieckie na polskie. Ulicę i most An der Nakonz Brucke przechrzczono np. na ulicę Na Końcu. Nawet trafnie, rzeczywiście leży na końcu osiedla Zacisze.

FAJNY ADRES BEZ SENSU

 

Rozrastające się przez wieki metropolie stopniowo wchłaniały okoliczne wsie. Ten proces skutkuje dziwacznymi pozostałościami. Oto w Warszawie znajdziemy ulicę Przyce. Jak trafnie zauważył kiedyś Michał Ogórek, tubylcy na pytanie, przy jakiej ulicy mieszkają, odpowiadają „Przyce”. Zdumieni rozmówcy nadal nie wiedzą przy czym.

W Krakowie za jedną z ciekawiej brzmiących uchodzi ulica Poniedziałkowy Dół (na pamiątkę małej miejscowości o tej nazwie). „Mamy też ulicę Czechosłowacką, choć na mapie świata takiego kraju już nie ma” – mówi Bartłomiej Kocurek z krakowskiej komisji nazewnictwa. Zwraca uwagę też na dwie ulice „polityczne”, odporne na zmiany ustrojowe. To aleja Przyjaźni w Nowej Hucie i ulica Bohaterów Wietnamu. „Wiadomo było, o czyją przyjaźń kiedyś chodziło i o których bohaterów. Teraz chodzi o innych, ale nazwy nie trzeba zmieniać” – dodaje krakowski radny.

Nie wszystkie ulice, które mają źródłosłów historyczny (jak Zamkowa czy Dworcowa), są dziś znaczeniowo neutralne. We Wrocławiu mamy np. wytyczoną jeszcze w średniowieczu ulicę Nożowniczą (nazwa przetłumaczona po wojnie wprost z niemieckiego). Taki adres w połączeniu z działalnością gospodarczą nie musi się dobrze kojarzyć; nie bez kozery o niebezpiecznych dzielnicach mówi się „kraina latających noży”. „Już wiele lat temu pewien biznesmen pisał protesty do władz miejskich z prośbą o zmianę tej nazwy, bo koledzy się z niego śmiali” – wspomina prof. Bernard Jackiewicz, przewodniczący wrocławskiej komisji nazewnictwa ulic.

Ciekawie brzmiąca nazwa potrafi zjednać nam przyjaciół w najmniej spodziewanych momentach. Nazwa wrocławskiej ulicy Na Ostatnim Groszu pochodzi od nazwy karczmy Ostatni Grosz, w której przed wiekami rolnicy, wracając do domu, przepijali cały zarobek. „Kiedyś moja koleżanka jechała za granicę i podczas kontroli dokumentów na lotnisku celniczka przeczytała: Na Ostatnim Groszu? Jaka ładna nazwa! I bardzo łagodnie tę koleżankę potraktowała. Ale gdy deweloper budował tam domy, pojawiły się protesty ludzi, którzy twierdzili, że nie chcą mieszkać przy takiej podłej ulicy” – mówi prof. Jackiewicz.

Co dla jednych piękne, innym wydaje się okropne. Część mieszkańców ulicy Zachodzącego Słońca na warszawskim Bemowie kilka lat temu chciała zmienić nazwę, uznając ją za zbyt pretensjonalną. Większości jednak adres się podobał i do zmiany nie doszło. Nie zawsze jednak kontekst jest tak neutralny. „W Lublinie przed laty zmieniono nazwę ulicy Cygańskiej, bo mieszkańcom źle się kojarzyła” – mówi Joanna Gajak z lubelskiego magistratu. Lublin wydaje się zresztą uczulony na fatum. Lokatorom domów z numerem 13 oferuje się tam bezproblemową zamianę na 11a albo 15a. Żeby wszyscy dobrze się czuli.

Mieszkańcy nowych domów w warszawskim Wilanowie za nic nie chcieli u siebie ulicy Kazachskiej. Wraz z władzami dzielnicy i deweloperem przerzucali sobie Kazachską jak gorący kartofel, argumentując, że nazwa jest nie dość królewska, zważywszy na charakter Wilanowa. Marzyli o Wiedeńskiej („ta nazwa zdobi, a nie szpeci” – napisał na forum jeden z mieszkańców), ale ta była zbyt podobna do pobliskiej ulicy Wiktorii Wiedeńskiej. Kazachska w końcu powstała, ale w miejscu gdzie wcześniej nie było żadnych domów.

Za to o dziwo nikt nie protestuje przeciw nieco rażącej dziś nazwie ulicy 17 Stycznia – pewnie dlatego, że niemal nikt przy niej nie mieszka. Przy zamianie starych nazw na poprawne historycznie warto jednak uważać. Chęć uhonorowania spychanych przez dziesięciolecia na margines kombatantów walk o niepodległość Polski prowadzi do powstania kuriozalnie długich nazw: jak ulica Dwudziestego Pierwszego Praskiego Pułku Piechoty imienia Dzieci Warszawy – to chyba rekord w skali kraju.

A skoro sięgamy do historii: konia z rzędem początkującemu taksówkarzowi, który nie pomyliłby ulic 1 Maja, 3 Maja i 9 Maja w Katowicach albo ulic Powstańców: Warszawy, Styczniowych, Śląskich, Listopadowych i Wielkopolskich w Rzeszowie. Szczęśliwie cztery z tych pięciu leżą blisko siebie.

Wydaje się, że jednymi z najbezpieczniejszych są nazwy pochodzące od bohaterów fikcyjnych, jak ulica Bolka i Lolka w Olsztynie, Czerwonego Kapturka w Dziekanowie czy Rumcajsa w Poznaniu. W niewielkim Grabowcu koło Torunia swoją ulicę ma bohater „Gwiezdnych wojen” Obi-Wan Kenobi. Autorem pomysłu był Leszek Budkiewicz, radny gminy Lubicz. Przekonał rajców, że Obi-Wan Kenobi jest człowiekiem godnym naśladowania. „Nie jest tak chwiejny jak Anakin Skywalker, którego kandydaturę też rozważałem” – argumentował w wywiadach.

Dziś Leszek Budkiewicz nie jest już radnym, ale Urząd Gminy w Lubiczu potwierdza, że do Grabowca docierają pielgrzymki fanów filmowej sagi, by zrobić sobie zdjęcie z nazwą ulicy.

Lektura planów miast potrafi być niesłychanie zajmująca i skłaniać do stawiania pytań, czym kierowali się autorzy niektórych nazw. Dającą się dostrzec modą na skalę ogólnopolską jest chrzczenie całych kwartałów ulic nazwami z jednej rodziny. I tak w okolicach wrocławskiej cukrowni Klecina biegną ulice Karmelkowa, Piernikowa, Marcepanowa i Waflowa. Poznańskie osiedle Plewiska pocięte jest dziesiątkami ulic, każda o kwiatowej nazwie, od Astrowej do Żonkilowej. Tego typu „wyspy tematyczne” można znajak wynika z mapy, droga z kiszki do stolca wiedzie przez piekŁo leźć w każdym dużym mieście, gdzie jest spore zapotrzebowanie na nazwy.

ŚLADAMI WĄCHOCKA

O ile jednak na pytanie „skąd jesteś?” wystarczy odpowiedzieć „z Przemyśla”, zostawiając na później informację, że mieszkamy przy Cmentarnej, to mieszkańcy miejscowości o kuriozalnych nazwach stoją przed większym wyzwaniem.

W Polsce mamy całą serię „ukradzionych” nazw geograficznych, jak Kanada, Korea, Bagdad, Ateny, Szwecja czy Ameryka, ale też brzmiących, mówiąc potocznie, swojsko, jak Baby Dolne, Cyców czy Biadoliny Szlacheckie. Są jednak i takie – pierwsze skrzypce gra tu wschodnia Polska – przy których trudno powstrzymać salwy śmiechu: Spiczki, Kiełbasy, Makowiec, Kłaczyna, Zady i Kały Towarzystwo. Najlepiej z liczbą dzielących nas od nich kilometrów, co wprowadza dodatkowy kontekst (3 Zady). Wprost nie sposób zachować powagi – bez urazy – słysząc nazwy: Złe Mięso, Zimna Wódka, Kłopoty Stanisławy, Bujny Książę, Twarogi Ruskie, Dyszobaba, Tumidaj albo Nowe Rumunki. A Nogawki? Albo Wzdół Rządowy? Nie wspominając, że istnieje też Mokra Lewa i Mokra Prawa. No i oczywiście Stare Niemyje.

Max Suski
Dziennikarz i publicysta, publikował m.in. w „Przekroju”, „Gazecie Wyborczej”, „Machinie”. Fan Erica Rohmera, Michela Houellebecqa.

Więcej:cywilizacje