Przez ponad 60 lat leżał w amerykańskich archiwach. Tamtejszym historykom pewnie nie wydawał się ciekawy. Ot, plan wschodnioeuropejskiej stolicy z zaznaczonymi punktami. Nosił wprawdzie dopisek tajne, ale niewiele z niego wynikało. Pobieżne spojrzenie w historyczne materiały i już było wiadomo: „Festung Warschau” nie odegrała w 1945 r. roli. Spokojnie można mapę znowu schować. Chociaż może dla Polaków byłaby ciekawa? Tak. Zainteresowała się nią Sekcja Historyczno-Eksploracyjna Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. Dzięki tym pasjonatom historia niemieckiego pomysłu zrobienia z Warszawy miasta-twierdzy odżyła.
PRELUDIUM
Wczesną jesienią 1944 r. atmosfera w kwaterze Adolfa Hitlera była napięta. Szok po lipcowym zamachu w Wilczym Szańcu powoli ustępował wraz z kolejnymi spiskowcami popełniającymi samobójstwa lub skazywanymi na śmierć przez doraźne sądy. Führer z wewnętrznymi wrogami rozprawiał
się szybciej niż z tymi, którzy zagrażali mu ze wschodu, zachodu i południa. Wprawdzie Stalin zatrzymał swoje wojska nad Wisłą, ale w Warszawie trwało powstanie, które Hitler nakazał bezwzględnie stłumić. To wiązało część 9. Armii i ta zamiast szykować się do odparcia sowieckiej ofensywy – która musiała w końcu nadejść – walczyła w znienawidzonym mieście. Hitlerowcy uważali, że Warszawę trzeba zniszczyć, by na zawsze zniknęła z mapy Europy. Chociaż może jednak nie…
PIERWSZA FALA: WRZESIEŃ ‘39
Stolica Polski miała w 1939 r. wspaniałe XIX-wieczne kamienice, na ulicach tłumy mieszkańców, dobrze zaopatrzone nowoczesne sklepy. Kiedy nadleciały nad nią bombowce Luftwaffe, rozpoczął się pierwszy etap zagłady. Operacja o kryptonimie „Wasserkante” przybrała na sile od 10 września. „Chodzi o to, by już w trakcie pierwszego nalotu poczynić daleko idące zniszczenia w gęsto zaludnionych dzielnicach” – zapisano tego dnia w rozkazie dziennym sztabu Luftwaffe. Pięć dni później ostrzał zaczęła artyleria. Minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels zanotował w listopadzie: „Warszawa: istne piekło. Zdewastowane miasto. Nasze bomby i granaty odwaliły całą robotę. Nie ma domu, który by nie ucierpiał. Cienie zrezygnowanych ludzi snują się ulicami miasta niczym insekty”.
DRUGA FALA: KWIECIEŃ ‘43
„Es gibt kein Judenbezirk in Warschau mehr” (Nie ma już dzielnicy żydowskiej w Warszawie) – donosił w meldunku z połowy maja 1943 r. generał SS Jürgen Stroop. Zapomniał dodać, że nie tylko nie ma już dzielnicy żydowskiej w Warszawie, ale nie ma też kolejnych 15 proc. miasta, na których warszawskie getto się znajdowało. Toczone od połowy kwietnia walki i późniejsze celowe równanie z ziemią ocalałych budynków (aż do wysadzenia Wielkiej Synagogi na Tłomackiem) doprowadziło do tego, że – wliczając straty z września 1939 r. – ćwierć miasta leżało w gruzach.
TRZECIA FALA: SIERPIEŃ ‘44
Powstanie, które wybuchło w sierpniu 1944 r., było nie tylko hekatombą dla ludności cywilnej Warszawy, ale też dla całego miejskiego organizmu. Walki o każdy dom, naloty, ostrzał z dział olbrzymiego kalibru obracały w perzynę kwartał po kwartale. Według szacunków z powierzchni zniknęło kolejne 25 proc. miasta. To, co ocalało, czekał podobny los. „Miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Nie powinien pozostać kamień na kamieniu. Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznej” – rozkazywał Heinrich Himmler już po upadku powstania.
ZA, A NAWET PRZECIW
Hitler był wściekły. Kontuzja z lipcowego zamachu dalej mu doskwierała, a poza tym cały czas cierpiał na problemy gastryczne. Doktor Morell próbował coś poradzić, ale to wszystko na nic. A pogarszająca się sytuacja III Rzeszy wymagała szczególnego skupienia. I to jego skupienia, skupienia Führera. Hitler myślał więc i z każdym dniem miał coraz bardziej fantastyczne pomysły. I tak wpadł na pomysł ofensywy na zachodzie. Od powodzenia tej operacji zależała przyszłość tysiącletniej Rzeszy. „Obsesją Hitlera był atak. Zmiażdżenie wojsk na zachodzie. Spektakularne zwycięstwo. Jego myśli krążyły wokół tej jednej sprawy” – mówi „Focusowi Historia” niemiecki historyk Manfred Görtemaker. Zafiksowany na pokonaniu Zachodu Hitler wydał rozkaz zburzenia Warszawy. Jednak potem nieco zmienił zdanie, decydując się na zbudowanie w mieście umocnień. Do Warszawy wkraczają dwie grupy, jedna ma za zadanie burzyć, druga budować. Pokazuje to odnaleziona przez sopockich miłośników historii mapa „Wykaz punktów oporu na dzień 26.12.1944 dla Twierdzy Warszawa”. Dołączony jest do niej wykaz tabelaryczny punktów oporu, z których każdy składał się z kilku schronów, najczęściej w ilości 2–4 sztuk. Spis wymienia 49 schronów w budowie i dalszych 115 już zbudowanych. To autentyczny dokument 9. Armii. Warto przyjrzeć się temu, co na nim zaznaczono.
BUNKRY NA MAPIE
Najpopularniejszym typem schronu żelbetowego zastosowanym w Warszawie był „Tobruk” ( na zdjęciu). Nazwa ta została przyjęta przez aliantów, którzy zetknęli się z podobnymi obiektami w Afryce Północnej. Włosi wybudowali schrony, które wyróżniała innowacyjna cecha w porównaniu ze starszymi obiektami: strzelnice nie były umieszczane w ścianie, lecz w stropie. Efekt: cel o mniejszej powierzchni, dużo trudniejszy do trafienia, zapewniający większe bezpieczeństwo żołnierzom. Drugą ważną cechą schronu „Tobruk” było uzyskanie możliwości ostrzału 360° – zaleta nie do przecenienia w prowadzeniu walki obronnej. Niemcy, prowadzący od 1943 r. działania bardziej defensywne, rozbudowywali
linie obronne wzdłuż całego frontu wschodniego. Z czasem postanowili sięgnąć po sprawdzone rozwiązania z walk o Tobruk i wprowadzili całą
gamę małych schronów funkcjonujących w ich nomenklaturze jako „Ringstand 58” (stanowisko bojowe do obrony okrężnej typ 58).
Wspólną cechą takich obiektów był „Ring”, czyli strzelnica na stropie w kształcie otworu średnicy 80 cm, gdzie umieszczano broń: karabin maszynowy, miotacz płomieni, wieże czołgowe oraz urządzenia obserwacyjne i łączności. Prosta konstrukcja o niewielkich rozmiarach (3,7×2,35 m wersja podstawowa, 5,4×3,05 m wersja zastosowana w Warszawie) oraz uniwersalność zadecydowały o masowości budowania właśnie tego typu schronów, które stanowiły solidne oparcie całego programu budowy fortyfikacji wschodnich tzw. Linii–OKH. Schrony typu „Tobruk” zastosowane w Twierdzy Warszawa były o tyle ciekawe, że różniły się od poprzednich. Powiększono pomieszczenia, pogrubiono ściany i nadbudowy nad strzelnicą. Rzut oka na mapę pozwala wyobrazić sobie, na czym miała polegać siła twierdzy. Zwarta linia obronna, ułożona w trzy pierścienie, miała skutecznie wstrzymywać atak.
CZYSZCZENIE PRZEDPOLA
Ekipy mające zrównać miasto z ziemią przystąpiły do realizacji planu, kiedy tylko wyprowadzono cywilów. Niszczenie miasta opisał w dzienniku Wacław Borowy, który pod okiem dyrektora Muzeum Narodowego dr. Stanisława Lorentza starał się uratować to, co ważne dla polskiej kultury, a co nie spłonęło w walkach powstańczych.„17.XI. Pierwszy wjazd do Warszawy. (…) Dworzec Główny tylko w części spalony. Narożnika natomiast Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich nie można rozpoznać. Tu już widać wyniki systematycznego »wymłócania«, jakie prowadzili Niemcy przez kilka tygodni, żeby sobie zabezpieczyć tutaj drogę przelotową”. Wpis z 30 listopada: „Rozumiemy dlaczego nas wczoraj do Warszawy nie wpuszczono. Wysadzona została w powietrze poczta na Żelaznej i Dworzec Główny. Z Dworca zostało kłębowisko żelastwa i gruzu, nad którym się wznosi coś w rodzaju olbrzymiej gilotyny”.
W Warszawie-twierdzy oprócz schronów bojowych trzeba było wytyczyć również lądowisko i pas startowy dla samolotów. Takie działania były
charakterystyczne dla wznoszonych naprędce rejonów umocnionych w miastach (wiosną 1945 r. podobne polowe lądowisko funkcjonowało też w
Berlinie. Na osi wschód– –zachód, biegnącej od Bramy Brandenburskiej do Szprewy, dziś jest to Straße des 17. Juni). 25 maja 2009 r. na spotkaniu Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Kordian Tarasiewicz wspominał, że kiedy jesienią 1944 r.był w Warszawie, skąd ewakuował mienie firmy, w której pracował, widział powycinane drzewa, latarnie i słupy trakcyjne w Alejach Jerozolimskich. Prowadzono też wiele prac minerskich, tworząc nie tylko pola minowe, ale urządzając zasadzki w budynkach. W system obronny wprzęgnięto nawet pozostałe po powstaniu barykady. Temu wszystkiemu przyglądały się zza Wisły oddziały Armii Czerwonej. „Dzień był pogodny i mroźny. Ze szczytu okaleczonego budynku widzieliśmy na południe od Pragi otwarty, płaski teren, na wschód i północ ciemne lasy w dolinie Wisły, a przez lornetkę udało mi się zobaczyć dymiące zgliszcza Warszawy. Na zachodnim brzegu i na skutej lodem Wiśle leżały trupy w cywilnych ubraniach i wojskowych mundurach. Na tle nieba ponuro rysowały się szkielety ogromnych budowli” – zapisał we wspomnieniach płk Władymir Antonow relację z listopadowego rekonesansu.
ZMIANA FRONTU
Już wtedy Żukow podjął decyzję, że 5. Armia Uderzeniowa nie pójdzie do szturmu bezpośrednio przez rzekę. Bunkry od strony Wisły miały więc
pozostać bezużyteczne. Jesienią 1944 r. mało było racjonalnych przesłanek, by sądzić, że III Rzesza uniknie klęski. Jednak widząc, że Armia Czerwona tkwi na linii Wisły, Hitler ruszył z planowaną ofensywą na froncie zachodnim. „Liczył na to, że zwycięstwo na zachodzie pozwoli mu na osiągnięcie przynajmniej remisu na wschodzie i niewpuszczenie Armii Czerwonej na terytorium Rzeszy” – podkreśla Manfred Görtemaker. Plan ofensywy w Ardenach – bo to miał być ten złoty cios, który Führer chciał zadać aliantom – został przedstawiony 24 października. Dwa tygodnie po tym jak Hitler zadecydował o losach Warszawy. „Wiadomo było, że ofensywa wojsk Stalina jest kwestią czasu. Operacja w Ardenach mogła się przedłużać. Obrona kierunku wschodniego i wstrzymywanie radzieckiego pochodu byłoby strategicznie jak najbardziej uzasadnione” – dodaje Görtemaker. Przypomina, że w czasie kiedy planowano atak w Ardenach, na Bałkanach trwały zacięte walki, a to nie pozwalało na użycie na zachodzie jednostek z frontu wschodniego.16 grudnia 1944 r., kiedy ruszyły działania w Ardenach, Hitler przeniósł się do swojej kwatery Adlerhorst w Hesji. Gdy wrócił do Berlina w styczniu 1945 r., klęska goniła klęskę.
OFENSYWA I SZAŁ WODZA
„Wiadomość o upadku Warszawy rozwścieczyła Hitlera. W ciągu dwóch styczniowych tygodni posypało się wszystko. Najpierw w Ardenach, a później na wschodzie. Strata byłej stolicy Polski, nie tak może ważna z punktu widzenia strategicznego, ze względu na to co działo się na frontach, była jednak ciosem propagandowym. Hitler oddawał swoją pierwszą spektakularną zdobycz wojenną” – opisuje Görtemaker. Do tego jeszcze okazało się, że mimo rozkazów miasto nie było wcale bronione. Szał wodza był trudny do pohamowania. Hitlerowi ciężko było zrozumieć, że Warszawa była twierdzą tylko w jego wyobrażeniach. Nie udało się zbudować wszystkich umocnień i połączyć ich w spójny system obrony. Między innymi dlatego, że prace nie przebiegały tak jak powinny, swoje stanowisko stracił pierwszy komendant Festung Warschau gen. Helmut Eisenstuck. Zastąpił go Friedrich Weber, ale także jemu nie udało się ukończyć budowy. Zwracał nawet uwagę, że akcja wyburzenia odsłania pozycje przygotowywane do obrony. Czy to spowodowało, że 16 stycznia podjął decyzję o opuszczeniu miasta? „Sporym zaskoczeniem był impet, z jakim ruszyła ofensywa. Pozycje obronne przestawały istnieć w ekspresowym tempie. Broniący się w Warszawie zostaliby okrążeni i nie mieliby szans na jakąkolwiek pomoc. Pozostanie w mieście oznaczałoby zagładę. Zupełnie bezsensowną, bo radzieckie związki taktyczne i tak posuwały się na zachód, omijając miasto. Wejście do Warszawy większych sił w niczym nie zmieniłoby sytuacji” – tłumaczy Görtemaker. Zwłaszcza że pod koniec grudnia podjęto decyzję o przerzuceniu z okolic Warszawy pod Budapeszt niemieckiego IV Korpusu Pancernego SS, osłabiając mazowiecki odcinek frontu.
Jednak wycofanie oddziałów w styczniu stanowiło jawną niesubordynację. Hitler 16 stycznia wydał bowiem rozkaz bronienia miasta nawet w
okrążeniu. Prawdopodobnie Webera nie było już jednak wtedy w Warszawie. Hitler nic o tym nie wiedział. Kiedy cała sprawa wyszła na jaw, w kwaterze Führera starano się dociec, czy opuszczenie Warszawy było samowolną decyzją Webera, czy też realizował czyjś rozkaz. Winnych oczywiście znaleziono. Dowódca 9. Armii Smilo von Lüttwitz przestał być dowódcą. Oddany został nawet pod sąd, ale ten stwierdził, że von Luttwitz nie popełnił błędu. Cięższy los spotkał Bogislawa von Bonina. Za stwierdzenie, że armie mają prawo do swobodnego działania, wylądował w obozie koncentracyjnym. Hitler po raz kolejny pokazał, że nie znosi sprzeciwu.
TWIERDZA CZY FANTOM
Jak długo mógł się bronić Weber w Warszawie? To pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Niemieckie założenia mówiły o trzech miesiącach. Tak długi czas był być może prawdopodobny, gdyby twierdza była wykończona, jej załoga skompletowana, a zapasy amunicji i żywności dostarczone. Okazało się jednak, że Festung Warschau była jedynie pobożnym życzeniem. Według etatu dla niej przygotowanego, miała się składać z trzech pułków fortecznych (każdy po 4 bataliony) z pododdziałami wsparcia, pułku artylerii fortecznej, dwóch batalionów moździerzy, batalionu saperów i służb. Nic z tego jednak nie wyszło, bo jednostki miały być formowane na miejscu, a dotarła do Warszawy tylko część z nich – w sumie na przełomie grudnia 1944 r. i stycznia 1945 r. Niemcy mieli w mieście ok. 50 sztuk dział i 7 tysięcy ludzi. Polityczna decyzja, jaką było utworzenie Festung Warschau, okazała się totalną klapą. Wojska radzieckie i polskie zajęły miasto praktycznie bez walki, jeśli nie liczyć starć z pozostawionymi w nim niewielkimi siłami odwodowymi. Twierdza, jaką miała się stać stolica Polski, nie odegrała żadnej roli w powstrzymaniu ofensywy.
EPILOG, CZYLI DO ZOBACZENIA
Kilku tysięcy budynków, które stały w Warszawie w sierpniu 1939 r., dziś nie możemy już zobaczyć. Tymczasem to, co pozostało z fortyfikacji Festung Warschau, tak. Na początku tego roku w samym centrum miasta, na placu Zbawiciela, odkryto podczas remontu torowiska kolejny schron bojowy. Jego pozycja jest zaznaczona na niemieckiej mapie odnalezionej przez członków Towarzystwa Miłośników Sopotu. Ile jeszcze takich znalezisk kryje się pod ulicami? Odkryta w amerykańskich zbiorach mapa wskazuje, że jeszcze wiele. Może warto je zinwentaryzować i stworzyć coś na kształt ścieżki edukacyjnej?
ZDANIEM EKSPERTA:
Stefan Fuglewicz z Wydziału Zabytków Nieruchomych Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Warszawie, były prezes OW TPF:
Schrony bojowe to temat wart zainteresowania, bo w Warszawie jeszcze trochę tych obiektów jest. Niestety – stopniowo znikają. Publikacji im
poświęconych jest stosunkowo niedużo. Podstawowym źródłem jest do dziś artykuł K. Sobczaka, zamieszczony w „Studiach i Materiałach do Historii Wojskowości” z 1966 r. i zawierający ogólny plan Festung Warschau oraz dokładniejsze planiki wybranych fragmentów tej pozycji obronnej. Są to plany dość schematyczne, pokazujące przebieg pozycji w dużym uproszczeniu, zapewne w oparciu o treści naniesione na wojskowe mapy podczas działań wojennych, częściowo zweryfikowane i uściślone poprzez późniejsze rozpoznanie terenowe pewnych jej obszarów. Celem tego rozpoznania ani samej publikacji nie była z pewnością pełna inwentaryzacja, lecz poznanie i przedstawienie zasad, według których były budowane niemieckie pozycje obronne. Współczesne publikacje wykorzystują zwykle wspomniane plany oraz wyniki prowadzonych obecnie badań terenowych, ale do badania pozostał ułamek tego, co istniało w 1945 r.
Kilka lat temu inwentaryzacji zachowanych obiektów – zapewne jeszcze niekompletnej – dokonał Oddział Warszawski Towarzystwa Przyjaciół
Fortyfikacji. Wykaz ten został przekazany do Wojewódzkiego, a następnie Stołecznego Konserwatora Zabytków. Niestety, nie poszły za tym żadne działania urzędowe – do dziś Biuro Stołecznego Konserwatora nie wciągnęło obiektów fortecznych z 1944 r., podobnie jak i nieco wcześniejszych schronów wartowniczych, do gminnej ewidencji zabytków i nie są one objęte ochroną prawną. I pomału znikają z powierzchni ziemi przy okazji różnych inwestycji, np. przebudowy linii kolejowych i tramwajowych…