Foki na puchu

Po zdobyciu mety zawodnicy padają jak szmaciane kukły, omdlenia i krwotoki z nosa nikogo nie dziwią. Skialpinizm to nie przelewki

Może trudno w to uwierzyć, ale 70 lat temu w polskich Tatrach nie było wyciągów i żeby zjechać z góry, trzeba było najpierw na nią wejść. Jak? Dzięki „fokom” – przyklejanym do ślizgów nart pasom foczej skóry. Przy ślizgu narty do przodu futro układało się gładko, umożliwiając zjazd: podczas ruchu w tył włosy podnosiły się, niczym sierść głaskanego pod włos psa, co zatrzymywało nartę i zapobiegało jej zsuwaniu. Ten sposób poruszania się, wynaleziony kilka tysięcy lat temu na dalekiej północy, stał się popularny w Polsce jeszcze przed pierwszą wojną światową. Turystyka narciarska odeszła do lamusa, gdy w 1936 r. wybudowano kolejkę na Kasprowy Wierch, a w latach 60. wyciągi krzesełkowe w dolinach Gąsienicowej i Goryczkowej. Miejsce tej turystyki zajęło narciarstwo zjazdowe. Ale moda na „foczenie”, czyli skialpinizm, z impetem wróciła.

PO MULDACH

Najbardziej prestiżowe zawody skialpinistyczne na świecie, Pierra Menta Tivoly, odbywają się w okolicach Albertville we Francji od 20 lat. „Są tak ciężkie, że biorą w nich udział prawie wyłącznie mężczyźni” – mówi Magda Derezińska, wicemistrzyni świata w skialpinizmie i jedyna Polka, która jak dotąd ukończyła Pierra Mente. To nie lada wyczyn. Suma podejść wynosi około 10 kilometrów, cała trasa mierzy 80–100 km i bynajmniej nie przypomina wyratrakowanej nartostrady. Dlatego też wśród obowiązkowego ekwipunku zawodników znajduje się m.in. detektor lawinowy, sonda, kask, gwizdek i apteczka.

Zawartość plecaków sprawdzana jest każdego dnia, za brak jakiegoś elementu naliczane są karne minuty. Zawodnicy, startujący parami, mają do pokonania strome i skaliste granie i ubezpieczone poręczówkami żleby. Niektóre odcinki trasy wymagają zdjęcia nart i założenia raków. Gdy śnieg jest twardy lub zlodowaciały na podchodzie trzeba użyć harszli (metalowych ostrzy mocowanych po dwóch stronach narty). Podstawowa zasada startu w dwuosobowych zespołach: odległość między partnerami nie może być większa niż 20 metrów. „W teamie wszystkie problemy rozwiązujesz z partnerem, trzeba współpracować. Kiedy druga osoba ma kiepski dzień, to czekasz na nią, pomagasz jej zdjąć foki, bierzesz plecak albo narty.

Trzeba się dopasować formą, nastawić na pracę w zespole i wykluczyć wewnętrzną rywalizację” – mówi Grzegorz Bargiel, przedstawiciel polskiej kadry skialpinistycznej, zdobywca 52. miejsca w Pierra Menta. „W zawodach biorą udział sportowcy między 18. a 70. rokiem życia. Starszy organizm lepiej toleruje wysokość, ale najlepsze wyniki osiąga się między 27. a 40. rokiem życia”. Zjeżdża się po puchu, muldach i lodoszreni. Dla dobrego skialpinisty zjazd to czas na odpoczynek i zregenerowanie wykończonego podchodzeniem organizmu. Pijąc w trakcie podchodzenia, można narazić się na utratę rytmu, dlatego power żele i płyny bogate w magnez i wapno pobiera się tylko w trakcie zjazdu. Taka mikstura stawia na nogi w dziesięć minut.

POWRÓT FOK

Sprzęt, którego używają zawodnicy, tylko z pozoru przypomina tradycyjny. Narty są dużo lżejsze, stawiają więc mniejszy opór przy podejściu. Wiązania umożliwiają zarówno zjazd, jak i – poprzez możliwość odpinania pięty – podchodzenie. Sprzęt tourowy, jak zwykło się nazywać wyposażenie skialpinisty, może być wykorzystywany w przejściach rekreacyjnych (skitou-ring), ale także przy pokonywaniu ekstremalnych trawersów i jeździe po kotłach i żlebach (skialpinizm). W obu przypadkach podstawowym elementem są przyczepiane do nart „foki”. Do polskich Tatr sprzęt tourowy powrócił w połowie lat 80. z krajów alpejskich, gdzie foczą skórę zastąpiły włókna syntetyczne i moher.

Jednym z pierwszych posiadaczy takiego sprzętu w Polsce był Piotr Malinowski, słynny tatrzański przewodnik i alpinista, jeden z pierwszych Polaków startujących w Pierra Menta. Jego nazwisko uświetnia kwietniowe zawody w skialpinizmie. Liczba zawodników startujących w Memoriale Piotra Malinowskiego rośnie z roku na rok. Dwa lata temu obok kategorii sportowej utworzono rekreacyjną dla amatorów. Adepci tego sportu spotykają się co roku pod słynnym schroniskiem „Murowaniec”, a po pokonaniu 18-kilometrowej trasy świętują z góralską kapelą. Większość zimowych wypraw TOPR odbywa się dziś na sprzęcie tourowym, dlatego dla Adama Maraska, zawodowego ratownika, jest on przede wszystkim narzędziem pracy, a w zawodach startuje jako amator: „To wytrzymałościowa dyscyplina. Liczy się siła i pojemność płuc, bo zawody odbywają się na dużych wysokościach, w Alpach nawet na ponad trzech tysiącach metrów. Trzeba sporo trenować, żeby zachować wydolność organizmu przy tak rozrzedzonym powietrzu”.

Zuzanna Kisielewska