
Galwanizm i żabie eksperymenty. Początki bioelektryczności
W latach 80. XVIII wieku włoski lekarz Luigi Galvani przeprowadzał serię badań, które na zawsze zmieniły postrzeganie funkcjonowania organizmów żywych. Wszystko zaczęło się od przypadkowej obserwacji. Mianowicie, gdy asystent dotknął nogi żaby leżącej na stole preparacyjnym, inny student zauważył iskrę elektryczną, a w tym samym momencie kończyna zwierzęcia drgnęła. Galvani postanowił zbadać to zjawisko metodycznie. Zawieszał odcięte żabie nogi na metalowych hakach przy żelaznej balustradzie i obserwował, jak podczas burz martwe od godzin kończyny nagle się poruszały. Początkowo przypisywał to wyładowaniom atmosferycznym, lecz ostatecznie udowodnił coś znacznie ważniejszego: ruch można wywołać bez burzy, łącząc nerwy dwoma różnymi metalami tworzącymi obwód elektryczny.
Tak w 1786 roku narodziła się teoria galwanizmu i koncepcja „elektryczności zwierzęcej”. Dla ówczesnych ludzi było to odkrycie zarówno fascynujące, jak i niepokojące – okazało się, że życie można manipulować za pomocą elektryczności, iż martwa materia może ożyć pod wpływem prądu. Te właśnie eksperymenty stały się kluczową inspiracją dla młodej Mary Shelley, gdy kilkadziesiąt lat później zabierała się do pisania swojej przełomowej powieści.
Giovanni Aldini i publiczne ożywianie zwłok
Jeśli badania Galvaniego miały charakter czysto naukowy, to pokazy jego siostrzeńca Giovanniego Aldiniego przypominały już makabryczne widowiska. Aldini kontynuował dzieło wuja, ale na znacznie szerszą skalę. Testował galwanizm na wołach, owcach, koniach i psach, które poddane działaniu elektryczności zaczynały się poruszać, jakby wracały do życia. Ale to nie zaspokoiło ambicji Aldiniego. Przeniósł swoje eksperymenty pod szubienice, gdzie przeprowadzał przerażające demonstracje na ciałach świeżo straconych przestępców. Relacje z tych pokazów brzmią jak scenariusze horrorów:
Przy pierwszym zastosowaniu procesu do twarzy, szczęka zmarłego przestępcy zaczęła drżeć, przyległe mięśnie uległy strasznym skurczom, a jedno oko faktycznie się otworzyło. W kolejnej części procesu, prawa ręka została podniesiona i zaciśnięta, a nogi i uda wprawiono w ruch – opisuje Iwan Morus, historyk nauki
Te publiczne spektakle przyciągały tłumy i wywoływały skrajne emocje – od fascynacji po przerażenie. Ludzie na własne oczy widzieli, jak martwe ciała poruszają się pod wpływem elektryczności, jak otwierają oczy i zaciskają pięści. Dla wielu było to dowodem, iż granica między życiem a śmiercią nie jest tak oczywista, jak sądzono. Wieści o tych eksperymentach rozchodziły się po Europie, docierając także do kręgów literackich, w których obracała się Mary Shelley.
Johann Konrad Dippel i legendy Zamku Frankenstein
Podróżując przez mroczne lasy Doliny Renu, Mary i Percy Shelleyowie prawdopodobnie zetknęli się z lokalnymi opowieściami o tajemniczym alchemiku. Johann Konrad Dippel był postacią równie kontrowersyjną co intrygującą, ponieważ mieszkał w Zamku Frankenstein koło Darmstadt i krążyły o nim pogłoski, jakoby okradał groby oraz eksperymentował na zwłokach. Dippel wierzył, że odkrył sposób na przywrócenie życia zmarłym. Jego metoda polegała na wstrzykiwaniu specjalnej mikstury sporządzonej z krwi i kości – zarówno zwierzęcych, jak i ludzkich. Co ciekawe, w powieści Mary Shelley Victor Frankenstein również wykorzystywał kości zwierząt do stworzenia swojego dzieła, co raczej nie było przypadkiem.
Czytaj też: Tajemnicza śmierć dosięgnęła tysięcy napoleońskich żołnierzy. Wiemy, co było przyczyną
Ironia losu sprawiła, że Dippel, który twierdził, iż odkrył „eliksir życia” pozwalający dożyć 135 lat, sam zmarł w wieku zaledwie 61 lat. Mimo to stał się częścią lokalnego folkloru, a jego historia – prawdziwa czy mocno podkoloryzowana – mogła dostarczyć Mary Shelley nie tylko inspiracji dla nazwiska głównego bohatera, lecz również dla całej koncepcji szalonego naukowca usiłującego przechytrzyć śmierć.
Koszmar w Genewie i powstanie arcydzieła
Bezpośrednim impulsem do napisania „Frankensteina” był konkurs na opowiadania o duchach, zorganizowany podczas pobytu Mary w Genewie z poetą Lordem Byronem i jej przyszłym mężem Percym Shelleyem. Pewnej nocy młoda pisarka doświadczyła koszmaru, który opisała w przedmowie do wydania z 1831 roku:
Widziałam – z zamkniętymi oczami, ale z ostrą wizją mentalną – widziałam bladego studenta bezbożnych sztuk klęczącego obok rzeczy, którą złożył. Widziałam szkaradne widmo człowieka leżącego, a potem, pod wpływem działania jakiejś potężnej maszyny, wykazującego oznaki życia i poruszającego się z niespokojnym, pół-życiowym ruchem – opisywała
W tym momencie wszystkie elementy układanki złożyły się w całość: eksperymenty Galvaniego i Aldiniego, legendy o Dippelu, osobiste lęki młodej kobiety oraz atmosfera gotyckiej opowieści. Mary Shelley stworzyła historię, która łączyła ówczesną naukę z uniwersalnymi pytaniami o granice ludzkiej wiedzy i odpowiedzialność za własne czyny. Powieść ukazała się anonimowo 1 stycznia 1818 roku, a nazwisko autorki pojawiło się na okładce dopiero w drugim wydaniu pięć lat później. Dziś „Frankenstein” uznawany jest za jedno z najważniejszych dzieł literatury światowej, a jego wpływ jest na tyle trwały, że Guillermo del Toro wypuścił niedawno własną adaptację dla Netflixa.