Jak Franklin (nie) biegał z latawcem, czyli o jednym z najsłynniejszych eksperymentów świata

Są takie postaci w świecie nauki, które kojarzą się z dość specyficznymi sytuacjami. Na przykład Newton, opisując zasady działania grawitacji, miał doznać olśnienia siedząc pod jabłonią, podczas gdy Franklin wykorzystał rzekomo latawiec do zrozumienia zjawiska wyładowań atmosferycznych.
Jak Franklin (nie) biegał z latawcem, czyli o jednym z najsłynniejszych eksperymentów świata

Dzisiaj pomówimy o tym drugim przypadku, który stanowił obiekt zainteresowania naukowców z brazylijskiego Universidade Federal do ABC. To właśnie oni zajęli się analizami siedmiu ilustracji ukazujących eksperyment wymyślony przez Benjamina Franklina. Obrazki zostały narysowane w XIX wieku i wygląda na to, że mają niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Czytaj też: Kiedyś prowadzono tam mrożące krew w żyłach eksperymenty. Właśnie odnaleziono nieznane laboratorium

Badacze na tyle poważnie podeszli do całej kwestii, że wyciągnięte w toku ekspertyz wnioski opublikowali na łamach Science & Education. Podstawowym celem amerykańskiego człowieka renesansu (Franklin zajmował się nie tylko nauką, ale i polityką – był też jednym z założycieli Stanów Zjednoczonych) było udowodnienie, że ładunki elektryczne generowane w obrębie chmur burzowych mogą przenieść się po wilgotnym sznurze i naładować butelkę lejdejską, czyli swego rodzaju kondensator.

Wbrew pozorom Franklin nie chciał jednak, aby w wypuszczony przez niego latawiec, kolokwialnie rzecz ujmując, walnął piorun. Ówcześni ludzie świetnie zdawali sobie sprawę z tego, jakie mogłyby być konsekwencje takiego wyładowania. Nie wygląda nawet na to, by naukowiec faktycznie puszczał latawiec. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym wykorzystany został długi metalowy pręt, podłączony do niewielkich rozmiarów przewodnika elektrycznego umieszczonego pod osłoną. 

Benjamin Franklin interesował się ładunkami elektrycznymi generowanymi w chmurach. To dzięki niemu powstał też piorunochron

Przebieg eksperymentu został opisany przez Josepha Priestleya w 1767 roku. Autor dokumentu mógł jednak mijać się z prawdą, wyjaśniając, jak dokładnie wyglądały ówczesne działania. Wątpliwości może wzbudzać między innymi fakt, że rysunki powstałe na bazie opisów Priestleya ukazują syna Benjamina Franklina, który miał mu pomagać w prowadzeniu eksperymentu w 1752 roku. Problem polega na tym, że potomek naukowca powinien wtedy mieć około 21 lat, podczas gdy ilustracje pokazują małego chłopca. 

Historyk pominął też bardzo istotny aspekt: wykorzystywanie schronienia. Z tego względu rysunki sugerują, jakoby autorzy eksperymentu przebywali w czasie jego trwania na otwartej przestrzeni. Franklin najwyraźniej nie używał też metalowych elementów, nie wspominając o wykorzystaniu izolacji. Zdarzały się nawet obrazki, na których możemy dostrzec moment trafienia latawca przez wyładowanie atmosferyczne. Gdyby faktycznie się tak stało, to Franklin nigdy nie zostałby ojcem założycielem Stanów Zjednoczonych, bo najzwyczajniej w świecie nie dożyłby 1776 roku. 

Czytaj też: Natknęła się na plaży na olbrzymiego zęba. Nie wiedziała, że znalezisko może mieć aż milion lat

Do jakich wniosków możemy dojść dzięki autorom wspomnianej publikacji? Przede wszystkim, nie zawsze warto wierzyć w napotkane informacje – nawet, jeśli są to źródła sprzed kilkuset lat. W przypadku ilustracji ukazujących rzekomy przebieg eksperymentu autorstwa Benjamina Franklina przekłamań jest naprawdę wiele, choć rzeczywistość była zupełnie inna. Sam naukowiec miał na koncie wiele osiągnięć kluczowych dla współczesnej nauki. Wynalazł również piorunochron, czyli instalację zabezpieczającą przed poważnymi skutkami uderzeń wyładowań atmosferycznych w obiekty znajdujące się na powierzchni.