Po co marzymy i czy marzenia mogą być niebezpieczne?

Żeby spełniać swoje marzenia, trzeba mieć trochę wyobraźni i motywacji, szczyptę zdrowego rozsądku, a przede wszystkim spokojne serce
Po co marzymy i czy marzenia mogą być niebezpieczne?

„Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy pomyślałem: fajnie byłoby kiedyś przepłynąć kanał La Manche. Traktowałem to bardziej jako marzenie. Nie wiedziałem, kiedy się spełni. Nie miałem konkretnego planu. Po prostu myślałem, że świetnie byłoby kiedyś tego dokonać”  – mówi Sebastian Karaś, 24-letni pływak długodystansowy.

Nie wszyscy marzymy o tak ryzykownych wyczynach, choć wielu z nas chciałoby wiele w swoim życiu zmienić. Które marzenia warto przekształcać w cele? Jak odróżnić te, które są naprawdę nasze, prawdziwe, od tych wykreowanych przez reklamy? Co o nas mówi to, że ciągle zwlekamy ze spełnianiem swoich marzeń? I czy warto się tym martwić?

Lekcja 1. Czy marzenie to cel?

„Nie ma nic bardziej żałosnego od niespełnionych marzeń” – napisał w jednym z listów rosyjski pisarz Mikołaj Gogol. I o ile w przypadku sportowych marzeń jest to stosunkowo proste: decydujesz się na bicie rekordu albo nie, stajesz do walki albo pasujesz, o tyle realizowanie naszych codziennych pragnień nie jest takie oczywiste. „Jeśli życzymy  komuś  dobrze, życzmy mu, by nigdy nie przestał marzyć! Marzenia są napędem do realizowania planów, bo przekształcają się  często  w  nasze  cele,  uruchamiają nas i  nadają sens życiu”  – mówi Agnieszka Gudzowata,  coach i psychoterapeutka z poradni Psychomedic.pl.

Tak się stało w przypadku Sebastiana Karasia. „Nadchodzi czas, kiedy marzenie przemienia się w cel. Wydaje mi się, że jest to moment, w którym zaczynasz myśleć o pragnieniu realnie i zdajesz sobie sprawę, że jesteś w stanie je spełnić” – mówi pływak. 20 września 2015 roku Sebastian Karaś przepłynął wpław kanał La Manche, pokonując 41 kilometrów w niespełna dziewięć godzin i bijąc rekord Polski. Stało się to po 11-miesięcznych przygotowaniach: dwa razy dziennie basen, aklimatyzacja w zimnej wodzie (specjalna wanna z wodą o temperaturze 11 stopni, w której przesiadywał godzinami), praca nad wzrostem tkanki mięśniowej. Podczas bicia rekordu największym wyzwaniem była niska temperatura. „Nie wiedziałem, że z zimna można się popłakać, ale tak się właśnie stało” – wspomina Sebastian. „Mój organizm łapał skurcze co kilka minut i naprawdę wydawało mi się, że umrę podczas pływania. Ale jednak udało się!”.

„Marzenia mogą stać się celem, ale nie muszą nim być” – uważa z kolei Beata Kaczyńska, master coach i trener biznesu w WINGS Szkoła Coachingu, a także nauczyciel i superwizor innych trenerów i coachów. „Cel nadaje kierunek drodze, którą zmierzamy, żeby coś osiągnąć. Marzenie może być zaledwie myślą w naszej głowie, która nigdy nie zamieni się w czyn. I tak też jest dobrze”.

Zdaniem Sebastiana Karasia większość z nas traktuje marzenia jak coś  nierealnego i nieosiągalnego. „Jakby wszystko zależało od szczęścia i nie mielibyśmy na to wpływu. Aby spełnić marzenie, przede wszystkim trzeba zacząć działać. Kiedy poukładamy sobie wszystko w głowie, ustalimy plan działania i zaczniemy stopniowo go realizować, to okaże się, że nasze marzenie nie jest wcale tylko marzeniem, lecz stało się już celem, do którego systematycznie się zbliżamy” – mówi sportowiec.

 

Lekcja 2. Okres „marzenny i bezmarzenny”

Świat jest wypełniony marzycielami. Monumentalnymi, takimi jak bohater filmu Wernera Herzoga–Fitzcarraldo, inżynier, który by zbudować w puszczy operę, postanowił przenieść parowiec z koryta jednej rzeki do drugiej, i nieustraszonymi, jak Philippe Petit, balansujący na linie między wieżami World Trade Center. I całkiem zwyczajnymi, takimi  jak bohaterowie książki „Ulica marzycieli” Roberta McLiama Wilsona: Jake, jeszcze przed trzydziestką, którego opuściła ukochana kobieta, i Misiek Lurgan, gruby  facet, któremu nagle w życiu wszystko zaczyna się idealnie układać. A czy jeżeli nie mamy marzeń, to znaczy, że coś z nami jest nie w porządku?

Kiedy do Beaty Kaczyńskiej przychodzą klienci, skarżąc się, że nie mają marzeń, a przecież powinni, bo marzenia są rozwojowe, słyszą: „No i co z tego? Jeżeli jesteś szczęśliwy, niczego ci nie brakuje, to wcale nie musisz marzyć”. „Można na danym etapie życia nie mieć marzeń, można mieć jedno wielkie marzenie, kilka mniejszych albo kilka większych. Co innego, kiedy ktoś mówi, że nie ma marzeń i źle mu z tym” – mówi Beata Kaczyńska. „Wtedy najczęściej okazuje się, że tak naprawdę nie tyle chodzi o same marzenia, ile o to, że jego życie mu się nie podoba z różnych powodów i to jest temat na coaching. Nie pracujemy więc nad tym, żeby marzenia wymyślić, bo one się po prostu pojawiają. Jak niespodziewani goście”.

Bywa, że kiedy już te marzenia się wymyślą, a nawet zostaną przekształcone w cele i mamy tylko postawić kropkę nad „i”, czyli przystąpić do ich realizacji, nagle siadamy i… pijemy kawę. „Coffee on the edge” – jak mawia twórca tej metafory Bruce Lyon, pisarz i nauczyciel. Kawa na krawędzi, czyli na psychologicznym progu zmiany – tuż przed wykonaniem ostatecznego kroku do realizacji marzenia – smakuje szczególnie dobrze. Można ją pić zaskakująco długo. W takiej sytuacji znalazł się Sebastian Karaś, który na dzień przed wypłynięciem kompulsywnie sprawdzał temperaturę wody podczas spacerów w porcie w Calais. „Dostałem niemal obsesji na tym punkcie. Kiedy sprawdziłem, jak jest niska, natychmiast chciałem odwołać start”  – opowiada Karaś. „Na szczęście okazało się, że to była pomyłka w obliczeniach. Wystartowałem”.

Lekcja 3. (a właściwie przerwa) Kawa na krawędzi

„Jest to właściwość ludzkiej natury, że tracimy zapał, kiedy nasze marzenia zaczynają się materializować” – pisał w książce „Rok potopu” Eduardo Mendoza. Co powoduje, że zamiast z rozmachem zabrać się za spełnianie swojego marzenia, nagle siadamy, żeby odpocząć, choć wcale się jeszcze nie zmęczyliśmy?

„Marzenia czasami zamrażają nas w bezruchu. Dlatego mam do nich stosunek ambiwalentny. Zdarza się, że są cukrem dla mózgu sprawiającym, że codzienność wydaje się przyjemniejsza. Ale kiedy otwieramy oczy, okazuje się, że rzeczywistość nie jest smakowita i samo zanurzanie się w marzeniach tego nie zmienia, co więcej – czyni niechcianą codzienność jeszcze bardziej dojmującą” – tłumaczy Beata Kaczyńska. Co z tego wynika? Że mamy marzyć tylko realistycznie? Okazuje się, że wiele zależy od tego, skąd wypływają nasze marzenia i co jest ich źródłem.

 

Mogą np. wynikać z zachwytu życiem kogoś innego albo z tego, że ktoś powiedział: „Tak właśnie wygląda szczęśliwe życie” – ale wtedy nie wypływają z naszej istoty. „Jeśli  jednak czujemy, że marzenia wypływają z naszego sedna, dopowiadają historię na nasz temat, o tym, kim naprawdę jesteśmy, kiedy są dookreśleniem naszej głębi, unikatowej, jednostkowej, i podkreśleniem naszej wyjątkowości – to raczej na pewno zaproszą nas, abyśmy po wypiciu tej kawy zrobili krok dalej” – wyjaśnia Beata Kaczyńska.

Ale picie kawy na krawędzi wcale nie musi być takie złe. Może to sygnał, że nie idziemy we właściwym kierunku. Dobrze zrobiliby Frank i April Whellerowie (grani przez Leonardo di Caprio i Kate Winslet), bohaterowie filmu „Droga do szczęścia”, gdyby przed podjęciem decyzji o wyjeździe do Paryża (aby spełnić swoje marzenie), jednak posiedzieli kilka chwil nad kawą. Może wtedy nie podjęliby decyzji o tragicznych dla siebie konsekwencjach. Muriel z filmu „Wesele Muriel”, goniona wizją spełniania swoich marzeń o różowo-cukierkowym weselu, także przeżywa wielką gorycz. „Chwila zwłoki przed realizacją marzenia może znaczyć, że potrzebujemy czasu, aby coś się w nas wykluło.

Tymczasem dzisiaj wiele osób, czasami bez zastanawiania się, wyrywa się, aby spełnić swoje marzenia: bierze ryzykowne kredyty, wyjeżdża na Mazury lepić garnki, bo połowa znajomych już rzuciła pracę w korporacji i jest szczęśliwa” – ostrzega Beata Kaczyńska. „Mówię swoim klientom: nie śpieszcie się z decyzją, może potrzebujecie przepoczwarzyć się jak motyl. Co więcej, znam sytuacje, kiedy ktoś zrywał się od swojego stoliczka z kawą i potem brnął w tę nową wymarzoną rzeczywistość.

Tyle że kiedy po roku spojrzał wstecz, mówił: »po co ja to zrobiłem? Wprawdzie ruszyłem z miejsca, ale dzisiaj nie widzę sensu tego ruchu«. Czasami potrzebujesz posiedzieć nawet lata, bo psychologiczne progi mają swoje wymagania. Jestem przeciwniczką pędzenia w amoku za marzeniami”. 

Żyj własnym życiem

Nie daj się złapać w pułapkę przeżywania życia, będąc sterowanym przez innych. Nie pozwól, by zgiełk opinii innych zagłuszył twój wewnętrzny głos. Miej odwagę podążać za swoim sercem i intuicją. One jakimś cudem już wiedzą, kim tak naprawdę chcesz zostać. Wszystko inne ma wartość drugorzędną”.

 

Lekcja 4. Jak marzyć?

„Realistycznie” – odpowiada Paweł Pilich, psychoterapeuta i coach z Laboratorium Psychoedukacji. „Biorąc pod uwagę wszystkie nasze możliwości i ograniczenia. Wybierać taką drogę do realizacji marzeń, aby podążanie nią było świetną i ciekawą przygodą”.

 

Czasami bowiem może się zdarzyć, że nawet nie zauważymy, że nasze marzenie się spełniło. Tak mocno pochłonie nas droga wiodąca do celu, że pewnego dnia obudzimy się, konstatując: „O, spełniło mi się!”. „Bez fajerwerków, bez wysiłku. Oczywiście, w bezruchu niewiele się rodzi, więc działanie jest potrzebne, ale nie musi być spektakularne. Jedna z ważniejszych części podróży do marzeń odbywa się w momencie, kiedy jesteśmy w kontakcie sami ze sobą, z istotą swojej unikatowości. Ludzie mają z tym największy kłopot, bo zwykle szukają inspiracji na zewnątrz” – mówi Beata Kaczyńska. „Jeżeli  marzenia będą spójne z nami, mogą się spełnić bezwysiłkowo. Nie będzie to wymagało pracy, starania, szarpania, napinki. Będzie się odbywało w spokoju serca. W takim stanie nawet wielkich rewolucji dokonujemy z łatwością. Ważna jest też ufność w bieg życia. Kiedy widzę, kim jestem, czego chcę, dokąd zmierzam, jestem też w stanie dostrzec, że życie podsuwa mi różne propozycje i wiem, które są dla mnie naprawdę apetyczne. Ale równocześnie pozwalam sobie przetrwać w spokoju te momenty, kiedy ich nie dostaję”.

Sylwia Kubryńska, autorka wydanej niedawno książki „Kobieta dość doskonała”, wspomina, że podczas rozmowy ze znajomą na temat planów na przyszłość nagle usłyszała własne słowa: „Zamierzam wydać książkę”. Jeszcze tego samego dnia zadzwonili do niej z wydawnictwa i w ułamku sekundy powstał pomysł na książkę. „Jakby to marzenie czekało tylko na moje słowa, na hasło. Myślę, że to ważne, aby sobie uzmysłowić, co mnie wewnętrznie rozpiera, jaką mam w sobie energię. I dalej to już poleci” – mówi Sylwia Kubryńska.

Od najmłodszych lat marzyła, by zostać pisarką. „Zawsze to chciałam robić, więc robiłam. Zapisałam tysiące stron przez całe dzieciństwo, chociaż nikt mi nigdy nie kazał tego robić. I dzisiaj, gdy piszę, a piszę prawie codziennie, mam ciągle taki stan uniesienia nad ziemią, zapominam o całym świecie, odrywam się od ziemi. Uwielbiam wciągać samą siebie pod wodę, prowadzić za rękę po labiryncie własnej opowieści. Nigdy nie wiem, jak ona się skończy. A kiedy dochodzę już do tego momentu i dowiaduję się, jaki jest koniec, czuję, jak wciągam za sobą innych. Takie dzielenie się własnymi emocjami i poczucie, że te emocje zarażają, to jest niesamowite uczucie, właśnie takie jak spełnione marzenie” – opowiada Sylwia Kubryńska.

Pisarka raczej sobie nie wymyśla marzeń. One w niej po prostu są. „To część mnie, wewnętrzna misja, jakaś energia, która jest i czeka, kipi, aż zacznę iść w kierunku realizacji. To pomaga, tylko trzeba zrozumieć, że nie ma sensu się z tym kłócić. Wiem, także po sobie, że w życiu różnie bywa, czasem człowiek robi mnóstwo rzeczy, tylko nie to, co jest zgodne z jego pasją. Do tego potrzeba odwagi, psychicznej niezależności, bo czasami wypełniamy oczekiwania rodziców, środowiska i wypieramy się własnych potrzeb” – mówi.

„Wtedy wszystko idzie jak po grudzie. Ale uświadomienie sobie siebie, swojego JA, pójście drogą w kierunku realizacji marzeń też może być trudne. Moja pierwsza książka to był prawdziwy mozół, pot i łzy, frustracja, dziesiątki, setki maili bez odpowiedzi, dwa lata szukania wydawnictwa, a na koniec, gdy książka wyszła i nawet się nieźle sprzedawała, wydawca nie zapłacił mi ani złotówki. Mimo wszystko nigdy nie przestałam pisać, bo wewnętrzna pasja jakoś uskrzydla, dodaje energii, coś w tobie szepcze: nigdy się nie poddawaj” – dodaje Kubryńska.

 

Ważna przy spełnianiu marzeń jest motywacja. Nie jest dobrze, gdy szukamy głównie podziwu, poklasku lub chcemy sprostać oczekiwaniom, być docenionym. „Może to nas łechtać, ale robi z nas wielkich samotników, bo albo dostajemy warunkową akceptację, albo zyskujemy podziw, który rodzi dystans” – ostrzega Paweł Pilich. Musimy także zdawać sobie sprawę z realności sytuacji, w której spełniamy marzenia. Paradoksalnie, aby to robić, trzeba być realistą. „Zmieniając np. pracę, dobrze jest uwzględnić, czy z tej nowej damy radę się utrzymać” – radzi Paweł Pilich. Musimy także zdawać sobie sprawę z konsekwencji zrealizowania marzenia: na pewno coś zyskamy, a coś stracimy. Warto też zachować zdrowy rozsądek i dozę krytycyzmu. Jak Walt Disney, który stosował metodę trzech kroków: marzyciela, krytyka, realisty. „Podobno najpierw marzył bez ograniczeń, potem stawał się swoim własnym krytykiem, aby wreszcie wypracować konkretne rozwiązanie” – mówi Paweł Pilich.

Lekcja 5. Protezy zamiast marzeń

„Jeżeli nie będziesz realizował swoich marzeń, ktoś inny zatrudni cię, żebyś spełniał jego” – ostrzegał Steve Jobs. A coach Beata Kaczyńska przestrzega przed budowaniem marzeń na zazdrości albo powinności. „Wtedy marzenie staje się protezą, nie jest wyobrażeniem tego, jak chcemy, żeby wyglądało nasze życie, ale tego, jak życie powinno wyglądać. Rodzą się wówczas marzenia fantomowe stworzone przez kulturę, środowisko, cywilizację. Nieuchronnie narodzi się z tego frustracja” – mówi Kaczyńska.  Tylko jak odróżnić, które marzenie wypływa z naszej głębi, a które jest jego protezą? Paweł Pilich podkreśla, że sprawę często utrudnia to, że korzenie marzeń tkwią głęboko w przeszłości, w oczekiwaniach i niespełnieniach rodziców, ba – nawet dziadków, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. „Jako dorośli ludzie możemy przeżywać je jako własne. Tylko potem zdarza się, że nieświadomie sabotujemy te »nasze« dążenia, nie wiedząc, dlaczego tak się dzieje. Jeżeli ktoś po raz kolejny nie zdaje na »wymarzone« studia, to może nie jest to de facto to, do czego dąży” – mówi Paweł Pilich.

Beata Kaczyńska dodaje: „Jeżeli cały czas ma się poczucie, że chodzi się nie w swoich butach, to jest spore prawdopodobieństwo, że nasze marzenie jest tak naprawdę cudze. Ale kiedy jesteś szczęśliwy, albo chociaż bywasz, i masz poczucie, że idziesz własną drogą, to stwarzasz na pewno miejsca, w których rodzą się twoje i tylko twoje marzenia”.

Zanim się rzucisz na głęboką wodę

Zanim zaczniesz spełniać marzenia, usiądź na chwilę przy kawie i odpowiedz sobie na następujące pytania:

1. Po co mi to?

2. Co chcę uzyskać? 

3. Jak chcę się czuć, osiągnąwszy swój cel i spełniwszy marzenie?

4. W jaki sposób chcę dane marzenie spełnić?

5. Czy wiedzie do niego tylko jedna droga? Jeśli jest ich więcej, którą podążę i z jakiego powodu?

6. Jakie jest ryzyko i czy o taką proporcję zysków do kosztów mi w tej sprawie chodzi?

7. O co potrzebuję zadbać, by mieć to, co chcę – biorąc pod uwagę siebie samego i świat, w którym żyję?

 

Lekcja 6. Czy marzenia mogą być niebezpieczne?

Joanne Kathleen Rowling w „Harrym Potterze i kamieniu filozoficznym” ostrzega: „Pamiętaj: naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu”. I jest w tym dużo prawdy. Kiedy tajemniczy przybysz z Europy Leland Gaunt otwiera w Castle Rock sklep, w którym można kupić „wszystko, o czym zamarzysz”, mieszkańcy miasta opisanego w książce Stephena Kinga „Sklepik z marzeniami” nie wiedzą, że przyjdzie im za to zapłacić nie-bagatelną cenę. Jedną z ofiar staje się krawcowa, która po zakupie okularów Elvisa Presleya spędza całe dnie w łóżku na fantazjowaniu o swoim idolu jako idealnym kochanku, tracąc kontakt z rzeczywistością. „Marzenia stają się niebezpieczne, kiedy zamiast pobudzać nas do działania i rozwoju, zaczynają nas odgradzać od rzeczywistości, stając się schronieniem przed »złym światem«” – mówi Paweł Pilich. Następuje wtedy w naszej głowie rozdzielenie rzeczywistości: jest ta szara, która wzbudza w nas lęk, i ta kolorowa, w której chcielibyśmy się zanurzyć.

Marzyciele wykreślają numery totolotka i spędzają godziny na rozważaniu, jak bardzo dzięki wygranej zmieniłoby się na lepsze ich życie: nie musieliby chodzić do pracy (której nie lubią), zmieniliby mieszkanie (wraz z żoną, której nie kochają), spłaciliby kredyt (zaciągnięty pochopnie). Realne życie staje się wówczas mniej wartościowe niż to, które kreujemy sobie w marzeniach – codzienność staje się poczekalnią, w której biernie czekamy na spełnienie snu o lepszym jutrze. Liczymy na łut szczęścia, tracąc zaangażowanie w aktywności, które mogą nam przynieść wymierne – choć nie zawsze spektakularne – rezultaty.

Niebezpieczne mogą być również próby spełniania marzeń, do których zachęcają nas reklamy, wmawiając nam: „możesz mieć wszystko”, „możesz być każdym”. A skoro tego nie masz, widocznie wina tkwi w tobie. „Z jednej strony ludzie zamykają się w poczuciu krzywdy, bo nie mają tak jak inni i nie są tak szczęśliwi jak »wszyscy« wokół. Z drugiej strony mają poczucie winy, że za mało robią” – mówi Beata Kaczyńska.

„I krzywda, i poczucie winy to mało konstruktywne stany, zanim więc zaczniemy coś zmieniać, warto zapytać siebie, czego tak naprawdę chcę i czy np. to koniecznie jest ten drogi kredyt” – dodaje coach.

Bo chociaż same marzenia nie niszczą, to jednak jeżeli zapragniemy je realizować bez wzięcia pod uwagę swoich możliwości, mogą zamienić się w myśli prześladujące nas.  „Jeśli mając 164 cm wzrostu, marzyłabym, by być modelką i żyłabym w przekonaniu, że tylko to mnie uszczęśliwi, wtedy moje marzenie zamieniłoby się w coś niszczycielskiego” – mówi psychoterapeutka Agnieszka Gudzowata. 

 

Zdaniem pisarki Sylwii Kubryńskiej dobrze jest się zastanowić, co nasze marzenia oznaczają. „Są na przykład takie, żeby komuś powinęła się noga, albo żeby facet, który nam się podoba, rozwiódł się z żoną i zostawił dzieci. Bo nam się wydaje, że to, co czujemy, to miłość” – mówi Sylwia Kubryńska. „To są niebezpieczne marzenia, które niekoniecznie nazywam w ogóle marzeniami. To jest raczej pokusa, żeby pójść za takim swoim chciejstwem, za egoistycznym uporem, aby doprowadzić do tego, co wydaje nam się słuszne”.

Lekcja 7. Po co marzymy?

Wbrew pozorom wielką wartość mają także te marzenia, których nie udało nam się spełnić. Można się z nich wiele nauczyć. „Niezrealizowane  marzenia uczą nas pokory i tego, że nie można mieć wszystkiego, a przecież jednym z elementów poczucia bycia szczęśliwym jest pogodzenie się z tym, czego nie da się zmienić” – mówi Agnieszka Gudzowata. „Mogą  też skierować naszą uwagę w nową stronę, zmotywować do  wymyślenia sobie innego celu zmodyfikowania marzenia tak, by było możliwe do zrealizowania. Czasami też uświadamia-my sobie, że marzyliśmy o czymś, co po kilku latach w ogóle już nas nie interesuje. Pokazują więc nam, w jaki sposób się zmieniamy.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której w smutny szary dzień wracamy do domu, siadamy w fotelu i marzymy o wyjeździe w ciepłe kraje. „Po pierwsze pozwala nam to uświadomić sobie, że jesteśmy zmęczeni i potrzebujemy wytchnienia, po drugie – z odpowiednim wyprzedzeniem możemy zaplanować wymarzoną podróż i po prostu zrealizować to, o czym marzyliśmy” – mówi Paweł Pilich. Tyle że marzenia, które stają się realne, mogą nas wystraszyć. „Jeśli wychowywaliśmy się w domu, w którym realizowanie potrzeb innych kosztem własnych było cenioną wartością, to dziś perspektywa spełnienia swojego marzenia może budzić w nas bardziej lub mniej świadome poczucie winy. To z kolei może sprawiać, że będziemy się nieświadomie karać – sabotować działania, które mogłyby nas doprowadzić do realizacji naszych pragnień” – wyjaśnia Paweł Pilich. 

Chociaż trudno w to uwierzyć, eksperci przekonują, że spełnienie marzenia wcale nie musi nas uszczęśliwiać. „To od istoty marzenia i tego, kim jest marzyciel, zależy to, co ma mu ono zapewnić. Być może niektóre z marzeń są wizją szczęścia. Szczęścia można poszukiwać nie tylko w spełnieniu marzeń, ale też w ich spełnianiu, czyli w drodze” – mówi Beata Kaczyńska. „Jeśli ktoś może poczuć się szczęśliwy tylko pod warunkiem, że spełni jakieś marzenie, to może skazać się na lata niedosytu, wiecznych poszukiwań i udręki. Na dodatek bez gwarancji, że upragnione spełnienie będzie źródłem szczęścia. A przecież frajda z życia zaklęta jest w każdej chwili, która nas wiedzie do ostatecznego sukcesu”. Bo jak mówił William Szekspir: „Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne”.

PS. Sebastian Karaś ma nowe marzenie: chce przepłynąć 100 km wpław przez Bałtyk, z Bornholmu do Kołobrzegu.