Jak się robi wywiad z Hitlerem

Kazimierz Smogorzewski był jedynym Polakiem, który przeprowadził wywiad z Hitlerem. Nie uznał tego za zawodowy sukces.

Grudzień 1934 r., Berlin. Kazimierz Smogorzewski, korespondent „Gazety Polskiej” w stolicy III Rzeszy, odbiera telefon z warszawskiej redakcji. Naczelny Bogusław Miedziński przekazuje mu krótką wiadomość: trzeba przeprowadzić wywiad z kanclerzem Adolfem Hitlerem. Okazją ma być pierwsza rocznica podpisania deklaracji o niestosowaniu przemocy między Polską a Niemcami, która przypada 26 stycznia 1935 r. Wtedy też ma ukazać się wywiad.

„Gazeta Polska” jest prorządowym pismem, popierającym Józefa Piłsudskiego i obóz sanacyjny. Utrzymuje bliskie kontakty z szefem MSZ Józefem Beckiem. 39-letni Smogorzewski to doświadczony korespondent, który ma bardzo dobre relacje z polskimi i niemieckimi politykami. Wie, że w planie wywiadu z Hitlerem maczało palce polskie MSZ, które chce zdobyć w ten sposób potwierdzenie z najwyższego szczebla, że stosunki między oboma krajami przypominają sielankę.

Oficjalnie relacje między Polską a Niemcami oraz ich rządami nigdy nie były tak dobre jak w połowie lat 30. XX w. Chociaż jeszcze kilka lat wcześniej niemiecka prasa nazywała Piłsudskiego „nieuleczalnie chorym paranoikiem”, polskie gazety określały zaś Hitlera jako „niefortunnego amatora, nadaremnie próbującego odegrać rolę wodza narodu”. Wszystko zmieniło się po wywiadzie, którego kanclerz Rzeszy udzielił pewnemu brytyjskiemu pułkownikowi.

54-letni Percy Thomas Etherton był emerytowanym wojskowym, podróżnikiem, autorem kilku książek o Chinach i Dalekim Wschodzie, a prawdopodobnie również współpracownikiem brytyjskiego wywiadu. Był też pierwszym zagranicznym dziennikarzem, którego Hitler przyjął w lutym 1933 r., zaledwie kilka dni po objęciu urzędu kanclerza. Etherton, pracujący wówczas jako korespondent gazety „Sunday Express”, nie zamierzał bawić się w dyplomatę: spytał wprost o sposób rządzenia, który Hitler chce wprowadzić w Niemczech, stosunek do traktatu wersalskiego i granic z Polską. Odpowiedzi Hitlera zdumiały go szczerością.

Wywiad, który mógł zakończyć karierę Wodza

Po pełnej emocji tyradzie, że Niemcy potrzebują swojego Cromwella (Hitler miał na myśli siebie) i nie powinny płacić reparacji wojennych, które paraliżują ich gospodarkę (czego wynikiem jest kryzys i 28 tys. samobójstw na tle ekonomicznym), kanclerz przeszedł do sprawy granic. Polski korytarz, oddzielający Prusy Wschodnie od Niemiec, nazwał „haniebną niesprawiedliwością, która musi zostać wkrótce zniesiona”.

Publikacja wywiadu wywołała burzę. Polskie i francuskie gazety określiły wypowiedzi nowego kanclerza Niemiec jako skrajną bezczelność, która wymaga zdecydowanej reakcji. Spanikowane niemieckie MSZ czym prędzej wystosowało dementi, że Etherton przeinaczył sens słów swojego rozmówcy, ale pułkownik zdecydowanie zaprzeczył. W wywiadzie dla „Kuriera Warszawskiego” ujawnił, że w rzeczywistości Hitler wypowiadał się jeszcze ostrzej.

Na reakcję Polski nie trzeba było długo czekać. Pod koniec lutego 1933 r. marszałek Piłsudski wysłał do Francji dwóch emisariuszy, którzy mieli zbadać możliwość przeprowadzenia wspólnej wojskowej akcji przeciwko Niemcom i spacyfikowania agresywnych zamiarów nowego rządu poprzez wojnę prewencyjną. Chociaż Francuzi nie podjęli propozycji, rozsiewane w całej Europie przez polskich dyplomatów pogłoski o takiej możliwości były wystarczająco przekonujące, by przestraszyć Hitlera. A miał się czego obawiać. Ograniczone postanowieniami traktatu wersalskiego Niemcy miały w 1933 r. zaledwie 100-tysięczną, słabo uzbrojoną armię. Trzykrotnie liczniejsze wówczas wojsko polskie było w stanie pokonać ją nawet bez francuskiej pomocy.

Także kolejne zdarzenia w Polsce: obsadzenie wojskiem posterunku na Westerplatte, pogotowie bojowe w jednostkach na Pomorzu, bojkot niemieckich firm i towarów oraz zamieszki w zamieszkanych przez Niemców miastach (m.in. Łodzi) pokazały Hitlerowi, że nadmierna szczerość może wpędzić go w duże kłopoty. W maju 1933 r. kanclerz Rzeszy całkowicie zmienił ton. W przemówieniu radiowym zapewnił, że „nie zna pojęcia zmiany granic kosztem innych narodów”, a jego celem jest „prowadzenie pokojowej polityki”.

Jednocześnie Hitler nakazał uregulować wszystkie zaległe należności za tranzyt niemieckich towarów przez Pomorze oraz zmienić niechętną dotąd wobec Polski politykę władz Wolnego Miasta Gdańska, łącznie z przyznaniem jej prawa do korzystania z tamtejszego portu.

Ukoronowaniem tej niespodziewanej ugodowej przemiany była podpisana 26 stycznia 1934 r. polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy, która miała obowiązywać przez 10 lat. Towarzyszył jej protokół prasowy, w którym obydwa kraje zobowiązały się propagować porozumienie polsko-niemieckie i nie komentować żadnych konfliktów, szczególnie na obszarach przygranicznych. W relacjach prasowych Piłsudski przestał być „starym paranoikiem”, a Hitler „bladą miniaturą włoskiego Duce” – odtąd byli już „godnymi szacunku mężami stanu”.Między II RP a III Rzeszą rozpoczął się kilkuletni okres medialnej idylli.

Smogorzewski był doskonałym znawcą niemieckich spraw i nie miał złudzeń, w jakim kierunku zmierza polityka Hitlera. Jednak również jego obowiązywały odgórne polityczne zalecenia. Musiał więc pisać tak, by z jednej strony nie urazić władz III Rzeszy, a z drugiej – pokazać ich prawdziwe cele. W artykule „Najważniejszy z celów głównych”, który ukazał się na pierwszej stronie „Gazety Polskiej” 27 marca 1934 roku, zauważał: „Jedną z cech męża stanu jest skoncentrowanie całej swojej woli, inteligencji i energii na paru najwyżej sprawach: nie rozprasza on swej energii ani swych sił nie marnuje, walczy tylko z ideami i siłami opóźniającymi urzeczywistnienie jego celów głównych. Takich celów ma kanclerz Hitler trzy: zjednoczyć Rzeszę wewnątrz, włączyć do niej Austrię, nadać polityce zagranicznej Niemiec większą niż dotychczas niezależność przez dozbrojenie”.

Hitler miał przyjąć polskiego dziennikarza w Kancelarii Rzeszy – pałacu, który niegdyś należał do księcia Antoniego Radziwiłła. Führer nie przepadał za tym miejscem – w 1938 roku zlecił budowę nowej siedziby. (Fot. East News)

7 pytań do Hitlera

 

Pod tym pochlebczym tonem kryła się zakamuflowana, ale czytelna informacja: Hitler zamierza złamać postanowienia traktatu wersalskiego poprzez zbrojenia i przyłączenie Austrii do III Rzeszy (Smogorzewski pisał to na 4 lata przed anschlussem tego kraju). Tytułowym „najważniejszym z celów” miała być rozbudowa armii. Jeśli jednak chodzi o sprawy polsko-niemieckie, korespondent nie miał takiej swobody. Także służby prasowe nazistowskiej partii NSDAP, po pierwszej wpadce z Ethertonem, staranniej dobierały Führerowi dziennikarzy oraz tematy do rozmów i domagały się autoryzacji każdego słowa. Jak w takich warunkach zrobić ciekawy wywiad?

W dotarciu do Hitlera pomógł Smogorzewskiemu jego berliński znajomy Joachim von Ribbentrop, wówczas doradca do spraw zagranicznych rządu Rzeszy. Hitler zgodził się przyjąć polskiego dziennikarza pod warunkiem, że przed wywiadem pytania zostaną przekazane Ottonowi Dietrichowi z biura prasowego NSDAP. Wcześniej korespondent, na wniosek polskiego MSZ, musiał uzgodnić je z ambasadą w Berlinie. Ostateczna lista obejmowała siedem pytań:

Czy polityka narodowosocjalistyczna ostatecznie przekreśla wcześniejszą, konfrontacyjną politykę Niemiec wobec Polski?

Czy Hitler zamierza w 1935 r. wprowadzić nowy podział administracyjny Niemiec?

Czy zasada wodzowskiej roli partii narodowosocjalistycznej będzie na trwałe wprowadzona do niemieckiej konstytucji?

Jaki ma być stosunek rolnictwa do przemysłu w Niemczech?

Jaki jest stosunek Niemiec do proponowanych im międzynarodowych paktów?

Czy Niemcy powrócą do Ligi Narodów (z której wystąpiły w 1933 r.)?

Jakie wielkie umysły wywarły wpływ na poglądy Hitlera?

Rozmowa, której nie było

Kilka dni po przesłaniu listy pytań do biura prasowego NSDAP Kazimierz Smogorzewski został zaproszony na spotkanie z wodzem III Rzeszy. Starszy od niego o siedem lat Adolf Hitler przyjął go w saloniku, na parterze urzędu kanclerskiego w tzw. Pałacu Radziwiłłowskim przy Wilhelmstrasse 77. Dziennikarz tak zapamiętał to spotkanie: „Na ścianach dobre obrazy, w gablotach berlińska i miśnieńska porcelana. Zanim zdążyłem coś bliżej obejrzeć, słyszę, jak otwierają się drzwi. Hitler ma na sobie brunatną marynarkę i czarne długie spodnie, skromny mundur zwykłego kierownika partii. Wygląd ma znacznie młodszy i świeższy niż na ostatnich fotografiach. Pan Ribbentrop mnie przedstawia. Siadamy w wygodnych fotelach. Kanclerz przygląda mi się i milczy. W jego oczach błąka się jakby uśmieszek: jak też dziennikarz da sobie radę z zagajeniem rozmowy. Zaczynamy”.

Według tekstu, który ukazał się 26 stycznia 1935 roku na pierwszej stronie „Gazety Polskiej”, Hitler bardzo przychylnie wypowiadał się o Polsce i Polakach, mówiąc, że „udało się skorygować błędną opinię, że między oboma narodami stale i na zawsze istniał stan wrogi jako pewien rodzaj dziedziczności”, a oba kraje „są w interesie wspólnego utrzymania kultury europejskiej zobowiązane do szczerej współpracy”.

Führer podkreślał też, że „narodowy socjalizm odrzuca pojęcie wynaradawiania”, a „wzajemna ochrona narodowości” powinna być wspólnym celem Polski i Niemiec. Co do nowego podziału administracyjnego Niemiec, Hitler przyznał, że zostanie dokonany na wzór organizacji partii narodowosocjalistycznej, a celem nowej konstytucji jest wprowadzenie zasady pełnej jedności partii i państwa. Pochwalił się też dużymi sukcesami w walce z 6,5-milionowym bezrobociem, które zastał na początku swoich rządów.

W sprawie paktów międzynarodowych i powrotu Niemiec do Ligi Narodów Hitler powtórzył, że „Niemcy chcą żyć w pokoju ze wszystkimi sąsiadami” i są gotowe w tym celu akceptować wszelkie propozycje, ale pod warunkiem „równoprawnego traktowania Niemiec” na arenie międzynarodowej, ponieważ bez spełnienia tego warunku żaden niemiecki rząd nie utrzyma się u władzy.

Na pytanie o wielkie umysły, które na niego wpłynęły, Hitler odpowiedział, że nazistowska partia korzystała „z niezliczonej ilości duchowych zdobyczy i naukowych doświadczeń”, ale jej celem jest przede wszystkim wyciągnięcie z nich „praktycznych wniosków politycznych” i „logicznych konsekwencji”.

W rzeczywistości wywiad tak nie wyglądał. Przed śmiercią Smogorzewski ujawnił zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi Leszkowi Konarskiemu, że Hitler jak tylko mógł unikał odpowiedzi na zadane pytania. Kluczył, zmieniał temat, częstował szampanem i – jak wyznał Smogorzewski – „bardzo uważał, by nie powiedzieć czegoś, co mógłbym wykorzystać w druku”.

Ofiary faszystowskiego PR-u

Czy dziennikarzowi udało się wyciągnąć z Hitlera coś, co pokazywałoby jego prawdziwe intencje wobec Polski? Tego się już nie dowiemy. Na żądanie rozmówcy Smogorzewski nie robił żadnych notatek. Wykorzystać w gazecie miał wyłącznie gotowe odpowiedzi, przygotowane przez biuro prasowe NSDAP, które kanclerz Rzeszy wręczył mu w czasie spotkania na kilku kartkach maszynopisu.

Odpowiedzi, które polski dziennikarz dostał od Hitlera, pełne propagandowych deklaracji i okrągłych zdań, nie były tekstem, pod którym Smogorzewski miałby ochotę się podpisać. Nie miał jednak wyboru – data publikacji została już ustalona. Dlatego korespondent postanowił opatrzyć wywiad obszernym komentarzem, rzadko spotykanym w tego rodzaju publikacjach: „W obawie, abym czegoś nie zapomniał, uważnie słuchałem odpowiedzi kanclerza na moje pytania. Z doświadczenia wiem, że pamięć wierniejsza jest w takich wypadkach, niż pośpiesznie robione, a potem z trudem dające się odczytać notatki. Słuchając, obserwowałem przez cały czas mego wybitnego rozmówcę. Z niezwykłą uprzejmością i całkiem swobodnie odpowiadał na wszystkie moje pytania. Powiem nawet, że gdybym mógł ogłosić stenogram mojej z Kanclerzem Rzeszy rozmowy – czytelnicy »Gazety Polskiej« mieliby przed oczami dokument o wiele bardziej żywy, miejscami dla Polaka bardziej wymowny niż tekst, który oddaję poniżej. Ale każdy dialog jest własnością obu rozmawiających, a jeśli ma się zaszczyt rozmawiać z odpowiedzialnym mężem stanu – rozumie się samo przez się, że można podać do wiadomości publicznej tylko to, co on sam aprobuje”.

Smogorzewski dawał więc do zrozumienia w delikatnych słowach, że opublikowany wywiad znacznie różni się od tego, co usłyszał od Hitlera. W następnych miesiącach ujawniał na łamach „Gazety Polskiej” politykę nazistowskiego rządu w sprawie zbrojeń i imperialnych planów w Europie. Prawdziwej treści rozmowy z Hitlerem nigdy jednak nie opublikował. Nie chwalił się też tym wywiadem w późniejszych latach swego życia. Być może trapiły go wyrzuty sumienia, że w przededniu II wojny światowej polska opinia publiczna była jedną z najgorzej poinformowanych co do prawdziwych intencji Hitlera.

Marszałek Piłsudski, jak wielu innych polityków europejskich, nie wierzył, że Hitler długo utrzyma się przy władzy. (Fot. East News)

Warto wiedzieć:

Dziennikarz, który wiedział za dużo

 

Richard Breiting był redaktorem naczelnym konserwatywnej gazety „Leipziger Neueste Nachrichten”, kiedy w maju i czerwcu 1931 r. został zaproszony na dwa poufne spotkania z Hitlerem, Rudolfem Hessem i Hansem Frankiem. Pozwolono mu robić notatki pod warunkiem, że nigdy ich nie opublikuje. Breiting był świadkiem, jak Hitler przedstawił swój polityczny plan 1,5 roku przed objęciem władzy. Zapowiedział m.in. koniec demokracji parlamentarnej, wprowadzenie władzy jednej partii, przyłączenie do Niemiec Austrii, czeskich Sudetów, francuskiej Alzacji i Lotaryngii, a także wojnę z Polską i Związkiem Radzieckim.

Po objęciu władzy przez Hitlera wiedza na temat notatek Breitinga dotarła do głównego propagandysty III Rzeszy Josepha Goebbelsa. Uznał, że jeśli szczere wypowiedzi Führera dostaną się w niepowołane ręce, mogą zrujnować skrzętnie budowany wizerunek Hitlera-pacyfisty.  W lutym 1934 r. Breiting został wezwany przez gestapo w Lipsku, gdzie zażądano od niego wydania notatek. Dziennikarz odpowiedział, że je zniszczył. W rzeczywistości ukrył je w domu mieszkającej niedaleko Hamburga siostry.

W 1937 r. Breiting stał się politycznie podejrzany – odmówił wstąpienia do nazistowskiej partii, chociaż złożono mu taką propozycję. W kwietniu został wezwany do Ministerstwa Propagandy Rzeszy w Berlinie, skąd dwóch agentów gestapo zabrało go do restauracji na rozmowę. Po powrocie do Lipska poczuł się źle. Tydzień później zmarł. Rodzina, przekonana że został otruty, zażądała sekcji zwłok, jednak odmówiono jej. Ciało Breitinga zostało zabrane przez gestapo ze szpitalnego prosektorium i potajemnie skremowane. Jego notatki, ujawniające prawdziwe zamiary Hitlera, zostały opublikowane w Niemczech dopiero w 1968 r.

Smogorzewski: „Chorąży” zawsze zdąży

Smogorzewski urodził się w 1896 r. w Sielcu niedaleko Sosnowca. Tuż przed I wojną światową wyjechał do Paryża, gdzie studiował w prestiżowej Szkole Nauk Politycznych. Jako ochotnik walczył w armii francuskiej. Ciężko ranny, po długim leczeniu, pod koniec wojny rozpoczął pracę jako dziennikarz w wydawanej w Paryżu prasie polskiej oraz w wydziale prasowym Komitetu Narodowego Polskiego (KNP) Romana Dmowskiego.

W latach 20. pracował we Francji jako korespondent warszawskich gazet. W 1924 r. uratował honor pierwszej polskiej ekipy, wysłanej na zimową olimpiadę w Chamonix, która spóźniła się na uroczystość otwarcia igrzysk. Pod nieobecność sportowców dziennikarz sam poniósł polską flagę, przez co do końca życia towarzyszyło mu przezwisko „Chorąży”.

Smogorzewski stał się sławny w 1926 r., po opublikowaniu w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” poufnego listu Józefa Piłsudskiego do Romana Dmowskiego, ujawniającego długoletnią znajomość i zażyłość obydwu polityków – publicznie zajadłych wrogów. List ten, napisany w 1919 r., Dmowski kazał Smogorzewskiemu usunąć z akt KNP, ale ten nie posłuchał polecenia i ukrył pismo.

W 1933 r. dziennikarz został korespondentem „Gazety Polskiej” w Berlinie, skąd przed wybuchem II wojny światowej wyjechał do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. Do końca 1945 r. kierował wydawanym w Londynie pismem „Free Europe”, którego zadaniem była promocja polskiej racji stanu wśród brytyjskich elit. Później pracował m.in. jako redaktor w wydawnictwie „Encyclopaedia Britannica”. Zmarł w 1992 r.

22 wywiady z Hitlerem

Oprócz pułkownika Ethertona, Kazimierza Smogorzewskiego i G.W. Price’a jeszcze 13 dziennikarzy miało okazję przeprowadzić wywiady z Hitlerem po objęciu przez niego urzędu kanclerza. Było wśród nich sześciu Francuzów, czterech Amerykanów i trzech Brytyjczyków. Najczęściej – poza „Daily Mail” – wywiady z wodzem III Rzeszy publikowały „Daily Telegraph”, „New York Times”, „Le Matin” i „Le Journal de Paris” (dwukrotnie).

Który wywiad maczał palce w tym wywiadzie?

W marcu 1936 r. znów omal nie doszło do wojny, spowodowanej wywiadem Hitlera, tym razem dla francuskiej popołudniówki „Paris-Midi”. Rozmówcą Führera był młody prawicowy publicysta Bertrand de Jouvenel. Hitler sypał pochlebstwami pod adresem Francji, a rozmowę zakończył pełnym emocji wezwaniem: „Bądźmy przyjaciółmi!”. Wódz Rzeszy miał w tym swój interes – 6 dni po wywiadzie francuski parlament miał ratyfikować pakt o wzajemnej pomocy z ZSRR. Hitler liczył, że jego pojednawcze słowa skłonią deputowanych do odrzucenia umowy.

Pakt został jednak ratyfikowany, a wywiad Jouvenela ukazał się w „Paris-Midi” dopiero dzień po decyzji parlamentu. Słowa kanclerza Rzeszy zabrzmiały w tym kontekście jak płaczliwe błaganie o pokój. Tego już było Hitlerowi za wiele; poczuł się oszukany i ośmieszony. Tydzień później, 7 marca 1936 r., nakazał niemieckim wojskom wkroczyć do Nadrenii – położonej przy granicy z Francją części Niemiec, która miała pozostać na zawsze zdemilitaryzowana. Był to wyraźny policzek wymierzony Francji, która jednak nie odpowiedziała na to jawne pogwałcenie traktatu wersalskiego. Mimo że polski minister spraw zagranicznych Józef Beck ponowił wtedy propozycję francusko-polskiej wojny prewencyjnej przeciwko III Rzeszy.

Sprowokowana wywiadem dla francuskiej gazety remilitaryzacja Nadrenii spowodowała gwałtowny wzrost popularności Führera w Niemczech. Dla Hitlera był to również dowód, że polityka tworzenia faktów dokonanych jest o wiele skuteczniejsza niż kreowanie się na „pacyfistę” i „ofiarę wrogich sił”. Nigdy jednak nie udało się ustalić, kto stał za prowokacją z opóźnieniem druku wywiadu z Hitlerem o cały tydzień.

„Daily Mail” – ulubiona bulwarówka nazistów

Brytyjski tabloid „Daily Mail” był gazetą, która oddała największe przysługi nazistowskiej propagandzie za granicą. Jej dziennikarz George Ward Price stał się ulubionym korespondentem Hitlera: od października 1933 r. do września 1938 r. wódz III Rzeszy aż siedmiokrotnie udzielał mu wywiadów. Przyczyna była prosta – zarówno wydawca „Daily Mail” Lord Rothermere, jak i G.W. Price byli zdeklarowanymi zwolennikami faszyzmu.

 

Rothermere już w lipcu 1933 roku opublikował na łamach gazety wstępniak pt. „Youth Triumphant” (Triumfująca młodość), chwalący politykę niemieckich nazistów – był później wielokrotnie wykorzystywany w propagandzie III Rzeszy. Wydawca „Daily Mail” wiele razy spotykał się osobiście z Hitlerem, a w 1938 r. wysłał mu gratulacyjny telegram z okazji zajęcia czeskich Sudetów, jednocześnie życząc sobie, aby „Adolf Wielki” stał się również bohaterem Brytyjczyków. Bulwarówka opublikowała też na swoich łamach list Hitlera do wydawcy, w którym wyrażał nadzieję na sojusz Anglii i Niemiec – „120 mln najbardziej wartościowych ludzi na świecie”. W 1938 r. w „Daily Mail” ukazała się także seria tekstów skierowanych przeciwko Żydom, którzy po ucieczce z hitlerowskich Niemiec szukali azylu w Wielkiej Brytanii.