Jak trwoga, to do astrologa

Polska astrolożka Joanna Godecka od kilku miesięcy ma znacznie więcej pracy. Wśród jej nowych klientów przeważają osoby związane z biznesem. Ze względu na tajemnicę zawodową nie ujawnia nazwisk, ale precyzuje, że to zazwyczaj właściciele firm, klienci banków i gracze giełdowi, którzy pytają, jak długo potrwa zamęt na rynkach. „Chcą wiedzieć, w co zainwestować, z jakiego interesu się wycofać, w który wejść” – wyjaśnia. „I gwiazdy wiedzą lepiej niż eksperci ekonomiczni?” – dopytuję. Bez wahania odpowiada, że układ planet nie wpływa bezpośrednio na to, co dzieje się w gospodarce, ale można się z niego sporo dowiedzieć o przyszłości poszczególnych osób. „To rodzaj kodu pełniącego podobną rolę jak układ kart rozkładanych przez wróżkę czy tarocistkę. Sztuka polega na jego odkryciu i właściwym zinterpretowaniu”.

Gdy wybuchł kryzys, analitycy giełdowi wpadli w panikę, a analitycy ruchów gwiazd zacierali ręce. Im niżej spadały kursy akcji, tym szybciej rósł popyt na usługi specjalistów od wiedzy magicznej

Joanna Godecka kategorycznie dementuje pogląd, że w przepowiednie wierzą jedynie ludzie naiwni i niewykształceni. Z jej doświadczeń wynika, że – zwłaszcza z usług astrologów – równie chętnie korzystają elity. Potwierdzają to sondaże Instytutu Gallupa w Niemczech, Francji i USA – wykazały, że zdaniem co trzeciego mieszkańca tych krajów układ gwiazd w jakiś sposób wpływa na ich życie. „Osoby wykształcone są bardziej skłonne do wiary w astrologię niż na przykład we wróżby karciane, gdyż postrzegają ją jako dziedzinę opartą na ścisłych regułach, wymagającą sporej wiedzy” – tłumaczy Godecka. Nie bez znaczenia jest także świadomość, że zajmowali się nią najwybitniejsi naukowcy, z Keplerem i Newtonem na czele, a z porad astrologów korzystali politycy tej rangi co Ronald Reagan, Borys Jelcyn i François Mitterrand.

PRZESŁANIE OD BOGÓW

Wiara we wpływ ciał niebieskich na bieg zdarzeń na Ziemi liczy sobie grubo ponad cztery tysiące lat. Narodziła się, gdy pierwsi obserwatorzy nocnego nieba dostrzegli związek między układem gwiazd i Księżyca a zmieniającymi się porami roku. Dysponując tą wiedzą, mogli przewidywać, kiedy nadejdą deszcze, określić początek nowego roku, opracować kalendarz.

Skojarzenie zmian na niebie ze zjawiskami na Ziemi prowadziło do logicznego wniosku, że to gwiazdy decydują o ludzkich losach, a zakłócenia w ich wędrówce po firmamencie są zapowiedzią czegoś niezwykłego.

Obserwacje Sumerów kontynuowali Babilończycy, którzy stworzyli podstawy astrologii i zyskali opinię największych magów starożytności. To oni wyróżnili na niebie pas, przez który w ciągu roku „przechodzi” Słońce – czyli Zodiak – i podzielili go na 12 części. Z Babilonu „nauka o gwiazdach” dotarła do Egiptu i Indii, ale największą furorę zrobiła wśród Greków. Im zawdzięczamy indywidualne horoskopy.

W antycznych despotiach za jedyne osoby, do których niebiosa mogły osobiście kierować przesłanie, uważano władców. W demokratycznej Grecji uznano natomiast, że z ich wyrokami może się zapoznać każdy obywatel. Gdy babiloński mag Berossos otworzył na wyspie Kos szkołę astrologii, produkcja horoskopów ruszyła pełną parą. Ich sporządzanie ułatwiło przypisanie planetom cech konkretnych bogów. Dzieła dopełnili Rzymianie, nadając im współczesne nazwy. Dzięki temu „wiemy”, że Mars jest wojowniczy, Wenus patronuje miłości, Jowisz sprzyja optymistom, a Saturn rozważnym i zamkniętym w sobie.

AGENT 007

„Uważasz się za znawcę przyszłości, powiedz więc, jak długo będziesz żył?”– zapytał francuski król Ludwik XI swego astrologa. Sprawa była poważna, gdyż wróżbita przepowiedział wcześniej zgon jednej z królewskich konkubin, a gdy proroctwo się spełniło, zdenerwowany monarcha postanowił skazać go na śmierć. Przed ogłoszeniem wyroku urządził mu jednak test. „Gwiazdy powiedziały mi, że umrę trzy dni przed Waszą Królewską Wysokością” – odparł astrolog. Dzięki temu uratował głowę, gdyż Ludwik wolał nie igrać z zapisanym w gwiazdach losem. Trudno zliczyć podobne opowieści dowodzące, że wpatrzeni w niebo magowie potrafili twardo stąpać po ziemi.

Powróżyć firmie

Bill Meridian, analityk giełdowy, przekonuje, że istnieje zbieżność między ruchami cen akcji a zjawiskami na niebie. Porównując wykresy, sporządza horoskopy dla firm, uwzględniając m.in. datę ich założenia i rejestracji. Niewielu otwarcie korzysta z jego rad, ale wielu robi to po cichu, np. Harry Weingarten, który w ciągu kilku lat pomnożył kapitał założycielski swojej firmy z 40 tys. do 3 mln dol. Dziś w Internecie roi się od ofert z zakresu astrologii finansowej.

 

Jeden z najsławniejszych astrologów Anglik John Dee przepowiedział uwięzionej w Tower księżniczce, że nie musi się obawiać o życie, gdyż jej przeznaczeniem jest władza. Dziewczyna odzyskała wolność, zasiadła na tronie i przeszła do historii jako Elżbieta I Wielka. Wiadomo, że Dee czytał nie tylko w gwiazdach, lecz dorabiał jako tajny agent, wiedział więc, co działo się na królewskim dworze.

Gdy władzę objęła Elżbieta, nadal stawiał horoskopy i szpiegował. Raporty podpisywał astrologicznym pseudonimem… „007”. I za horoskopy, i za materiały szpiegowskie praprzodek Jamesa Bonda kazał sobie słono płacić. „Bóg dał każdemu stworzeniu coś, co pozwala mu zdobywać środki do życia. Tygrys dostał kły, orzeł – szpony, wojownicy – siłę, a astronomowie – astrologię” – podsumował Johannes Kepler. W naszych czasach maksyma ta nie straciła na aktualności. Brytyjska prasa ujawniła niedawno, że roczne zarobki Jonathana Cainera, współczesnego następcy Johna Dee, przekraczają dwa miliony funtów. Według szacunkowych danych mieszkańcy Unii Europejskiej wydają co roku na przepowiednie od 1,5 do 2 miliardów euro. Nie mniej szczodrzy są Azjaci i Amerykanie.

MILIARDERZY WIERZĄ

W roku 1907 w USA zanosiło się na podobny kryzys, jaki dotyka nas obecnie. Przestraszeni bankierzy przestali udzielać kredytów, na rynku wybuchła panika. Gdy krach wydawał się nieuchronny, do akcji wkroczył jeden z najbogatszych amerykańskich finansistów John Pierpont Morgan, który udzielił zagrożonym bankom gwarancji i wykupił gwałtownie taniejące akcje. Jego śladem poszli inni i sytuacja została opanowana. 70-letni Morgan nie ukrywał, że w swej działalności kierował się rachunkiem ekonomicznym i… horoskopami. „Milionerzy nie korzystają z usług astrologów, ale miliarderzy tak” – oświadczył, a na Wall Street dobrze zapamiętano ten aforyzm.

W gwiazdy spoglądali nie tylko przesądni biznesmeni, lecz także wojujący ateiści. „Od czasów Stalina jedynym lokatorem Kremla, który nie korzystał z usług astrologów, był Michaił Gorbaczow” – ujawnił w „Nowoj Gazietie” Paweł Swiridow, autor horoskopów stawianych Borysowi Jelcynowi. Według niego nawet Władimir Putin wybrał godzinę inauguracji prezydentury na podstawie sugestii astrologa. Najwięcej uciechy nadwornym wróżbitom dostarczał Leonid Breżniew, który koniecznie chciał wiedzieć, czy pożyje dłużej od Mao Zedonga. Gdy słyszał, że tak, poprawiał mu się nastrój.

Dla Stalina astrologia była bzdurą, a wyższość „naukowego komunizmu” nad magią wykazał w typowy dla siebie sposób. Uczestników zorganizowanego w 1929 r. w Soczi kongresu astrologów kazał aresztować i zesłać do łagru. Ponieważ żaden tego nie przewidział, dyktator uzyskał dowód ich ignorancji. Na wszelki wypadek kazał jednak utajnić archiwa izb porodowych, by nikt nie próbował przepowiadać przyszłości komunistycznych aktywistów. Niewiele to pomogło, bo ledwie umarł, astrologia w ZSRR odżyła i to nawet na najwyższych szczeblach władzy.

Skoro astrologii nie zniszczył terror, trudno się dziwić, że bezradna wobec niej pozostaje także prawdziwa nauka. Uczeni przeprowadzili dziesiątki badań i eksperymentów, które nie potwierdziły wpływu ruchu planet na ludzkie życie. W Izraelu sporządzono charakterystyki tysięcy poborowych i nie odkryto żadnej korelacji między cechami osób urodzonych pod tym samym znakiem Zodiaku. John Addey porównał długość życia uważanych za długowieczne Koziorożców z krótkowiecznymi Rybami. Okazało się, że obie grupy dożywają identycznego wieku.

Fizycy obliczyli, że położna odbierająca poród oddziałuje na dziecko siłą grawitacji tysiąc razy większą niż Jowisz i dziesiątki miliardów razy niż Pluton. Astronomowie dodają, że z powodu tzw. precesji ziemskiej osi wcale nie rodzimy się pod tym znakiem Zodiaku, którego cechy przypisują nam horoskopy. Nachylenie osi do płaszczyzny, po jakiej nasza planeta krąży wokół Słońca, spłaszczenie jej powierzchni na biegunach oraz siły grawitacji i odśrodkowe sprawiają, że obserwowane z Ziemi położenie Słońca na tle gwiazd zmienia się co 72 lata o 1o. Od podzielenia przez Babilończyków Zodiaku na 12 znaków minęły ponad dwa tysiąclecia, czyli wystarczająco dużo, by Słońce „przesunęło” się o 1/12 część zataczanego na niebie koła.

Wróżka Francji

Élisabeth Teissier jest jedyną współczesną astrolożką, która za swoją działalność otrzymała tytuł naukowy – doktora wydziału socjologii Uniwersytetu Paris V. Wywołało to liczne protesty, ale Madame Teissier może ignorować krytykę, gdyż cieszy się poparciem potężnych protektorów. Z jej usług korzystali m.in. prezydent Francji François Mitterrand oraz król Hiszpanii Juan Carlos.

Oznacza to np., że w starożytności w dniu wiosennej równonocy (21 marca) faktycznie wchodziło w znak, w którym znajdował się gwiazdozbiór Barana. Dziś natomiast w tym miejscu są już… Ryby. „Zmiany te uwzględnia astrologia hinduska” – tłumaczy Ewa Siarkiewicz, redaktor naczelna tygodnika „Gwiazdy mówią”. „Natomiast europejska ogranicza się do stwierdzenia, że przesunęły się jedynie konstelacje, ale przypisana danemu znakowi część nieba pozostała na swoim miejscu. Można więc stawiać horoskopy po staremu”.

JAK NA NIEBIE, TAK NA ZIEMI

Jedyną dziedziną nauki, która nie ma problemów z wyjaśnieniem fenomenu nieśmiertelności wiary w mowę gwiazd, jest psychologia. Człowiek bowiem zawsze będzie szukał odpowiedzi na dręczące go pytania, których żaden uczony mu nie udzieli – o powodzenie w życiu, o miłość, a przede wszystkim o przyszłość. „Chciałby też mieć poczucie, że panuje nad sytuacją i swoim losem” – dodaje psycholog Jacek Santorski. „Dzisiejsi astrologowie odwołują się do skomplikowanych obliczeń, co stwarza wrażenie, że działają racjonalnie”. Potrafią też wzmacniać swoje argumenty, odpowiednio interpretując odkrycia naukowe.

Gdy analitycy z Oksfordu stwierdzili, że choroby kości występują o 10% częściej u osób urodzonych w maju niż w listopadzie, natychmiast dostrzegli w tym wpływ znaków Zodiaku. Podobnie skomentowali sześciomilimetrowe różnice wzrostu między urodzonymi w różnych okresach roku. Problem w tym, że na półkuli północnej nieco wyżej rosną ci, którzy przyszli na świat w jego pierwszej połowie, a na południowej – w drugiej. Przyczyną jest zapewne wyższy poziom nasłonecznienia i temperatury w czasie, gdy ich matki były w ciąży. Pewną rolę mogła odegrać też zdrowsza dieta, zawierająca więcej warzyw i owoców.

 

Łatwiej uwierzyć w dobre przepowiednie

Amerykański psycholog Bertram Forer opracował na podstawie daty urodzenia horoskopy swoich studentów. Następnie poprosił ich o ocenę trafności przepowiedni w skali od 1 do 5. Średnia ocen wyniosła 4,26, co oznaczało, że zdecydowana większość badanych wysoko oceniła astrologiczne zdolności profesora. Tym większe było ich zdumienie, gdy okazało się, że wszyscy dostali dokładnie ten sam tekst. Eksperyment powtarzano wielokrotnie i zawsze uzyskiwano wyniki przekraczające 4,2 punktu. Zdaniem Forera wynika to z tak ogólnikowego i zręcznego sposobu formułowania horoskopów, by każdy mógł je uznać za adresowane do siebie. Do ich najbardziej typowych cech zaliczył: przewagę pochlebstw nad krytyką i zapowiedzi pozytywnych nad negatywnymi, brak konkretów oraz bezpośredni, niemal intymny ton. Skłonność do uznawania przyjemnych sugestii za trafne zyskała w psychologii miano efektu Forera.

Czasem przyczyny „niezwykłych” zjawisk bywają wręcz banalne. Astrologowie kanadyjscy obwieścili z entuzjazmem, że najlepsi hokeiści rodzą się pod znakami Zodiaku rozpoczynającymi rok. Faktycznie tak jest, tyle że badający okoliczności zadziwiających sukcesów publicysta Malcolm Gladwell w wydanej właśnie książce „Outliners” podaje proste wyjaśnienie tego fenomenu. Nabór do szkółek sportowych odbywa się w styczniu, więc wśród wybranych przeważają chłopcy urodzeni na początku roku, którzy są lepiej rozwinięci fizycznie od rówieśników urodzonych w grudniu czy listopadzie. W takie szczegóły obrońcy astrologii już jednak nie wnikają.

„Wcale nie szukamy na siłę racjonalnych uzasadnień dla tego, co robimy” – broni się Joanna Godecka. „Astrologia, tak jak religie, opiera się na wierze, że nie wszystko zależy od człowieka. Nikt przecież nie zaprzeczy, że istnieje wiele zjawisk nieprzewidywalnych i niezrozumiałych. Staramy się je poznawać, wiedząc, że nie każda przepowiednia okaże się trafna, ale część jednak się spełnia. Czy to tylko przypadek?”. Oryginalnej odpowiedzi na to pytanie udzielił wybitny psychoanalityk Carl Gustav Jung. Według niego układy ciał niebieskich nie wywołują konkretnych zdarzeń na Ziemi, lecz są z nimi zsynchronizowane. Porównał tę zależność do relacji między człowiekiem, który zwykł jadać posiłki o ściśle określonej porze, i zegarem. Jest oczywiste, że to nie ruch wskazówek wywołuje uczucie głodu, ale łatwo przewidzieć, że kiedy ułożą się w określony sposób, czyli wskażą konkretną godzinę, człowiek go dozna. Podobne wnioski można wyciągać na podstawie obserwacji nieba. Z teorią Junga, do której nawiązuje wielu współczesnych astrologów, nie sposób polemizować, można w nią jedynie wierzyć lub nie. A ponieważ w czasach kryzysowych wierzących przybywa, dla wróżbitów nadchodzą dobre czasy. Oby jak najszybciej mogli to samo powiedzieć swoim klientom.

Dopomógł przeznaczeniu

Wybitny włoski lekarz i matematyk Girolamo Cardano, odkrywca wzorów na obliczanie pierwiastków równań trzeciego stopnia, zajmował się również astrologią. I to tak gorliwie, że dla potwierdzenia jej skuteczności oddał życie. Gdy przepowiedział datę swojej śmierci, dopilnował, by proroctwo koniecznie się spełniło. 21 września 1576 roku… popełnił więc samobójstwo.