Kompostowanie ciała

Promesja to najbardziej naturalna metoda pochówku – mówi Susanne Wiigh-Mäsak z firmy Promessa. Zobacz materiały dodatkowe do wywiadu z „Focusa“ nr 11/2011

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ WYWIADU!

Jan Stradowski: Opracowana przez Ciebie metoda polega na zamrażaniu ciała, zamienianiu go w pył, a potem zakopywaniu w płytkim grobie, by uległo skompostowaniu. Czy nie brzmi to trochę przerażająco?

Susanne Wiigh-Mäsak: Wbrew pozorom coraz mniej osób unika dziś tego tematu. Owszem – rozkład, gnicie czy robaki to dość przerażające rzeczy, ale skoro jest mniej straszna alternatywa, to można o niej spokojnie rozmawiać. Wielu ludzi jest tym zainteresowanych, o czym przekonujemy się na naszym profilu na Facebooku.

J.S.: Napisałaś tam niedawno, że chcecie stworzyć społeczność zwolenników promesji.

SW-M: To Prolifera – organizacja non-profit dla tych, którzy będą chcieli kiedyś skorzystać z opracowanej przez nas metody. Będą mogli wydrukować oświadczenie woli lub prawnie wiążący dokument dla rodziny. Rejestracja i członkostwo są bezpłatne. Chcemy stworzyć forum do swobodnej dyskusji na ten temat, a Facebook jest dla nas cenną lekcją w tym zakresie. Nasza firma ma być bardzo otwarta, bardzo transparentna – uważamy, że najważniejsza jest tutaj edukacja.

J.S.: Czy internet to dla Ciebie dobre narzędzie edukacyjne?

SW-M: Kiedy miałam 17 lat, postanowiłam zrobić coś dobrego dla środowiska. Chciałam wejść na najwyższą górę, jaką uda mi znaleźć, by w ten sposób móc dotrzeć do wszystkich ludzi na świecie. Trochę mi było przykro, gdy okazało się, że nie ma takiej góry. Ale teraz już jest – poprzez internet czy Facebooka mogę komunikować się z całym światem i bardzo mi się to podoba.

J.S.: Skoro o świecie mowa – słyszałem, że promesją są zainteresowani wyznawcy zoroastrianizmu z Indii?

SW-M: Dla nich to jedyna alternatywa dla tzw. wież milczenia, w których od tysiącleci zostawiali swoich zmarłych, gdzie ich ciała zjadły sępy. Zapewne niedługo pojedziemy do Indii i mamy już osobę, która chce być tam naszym „ambasadorem” – to zoroastrianin, który rozmawiał już z kapłanami i współwyznawcami. Ale to zupełnie inny kraj i zupełnie inny rynek. Mamy nadzieję, że uzyskamy wsparcie indyjskiego rządu, dzięki któremu będzie można obniżyć cenę procedury.

J.S.: Wracając do edukacji – jakie są Twoje dalsze plany?

SW-M: Zamierzamy szkolić nauczycieli, stworzyć ruch społeczny, zwiększać świadomość ekologiczną. Ona powinna dotyczyć nie tylko życia, ale i tego, co się dzieje po śmierci – z nami, z naszymi zwierzętami domowymi, gospodarskimi itd. To wielkie wyzwanie, dlatego zaczęłam pisać książkę – w zasadzie szkolny podręcznik ekologicznego stylu życia. Pomysł podsunęli mi koledzy jednej z moich córek. Studiowała florystykę, a gdy jej nauczyciele zorientowali się, jak wiele wie o ekologii, poprosili mnie o prowadzenie wykładów dla 300 studentów rocznie. Floryści zajmują się m.in. dekoracją trumien, więc zależało mi na zwiększaniu ich świadomości ekologicznej. Wszystkim spodobała się idea promesji, a po zajęciach poprosili mnie o napisanie książki.

J.S.: Ale nie będzie ona poświęcona wyłącznie kompostowaniu zwłok?

SW-M: Nie, chcę napisać w niej o wielu aspektach codziennego życia, o wyborach, których dokonujemy. Natomiast druga książka, nad którą pracuję będzie poświęcona naszej drodze – naszemu projektowi od początku aż do otwarcia pierwszego promatorium na świecie. Mam nadzieję, że jesienią przyszłego roku napiszę jej ostatni rozdział.