Kosmiczne jaja

Rozrywka i zabawa na orbicie to gwarancja psychicznego zdrowia astronautów. O ich codziennym życiu w kosmosie opowiada film Dany Rangi „Jestem w kosmosie”. Część zdjęć wykonał astronauta Jean-François Clervoy – tegoroczny laureat nagrody „Focusa” dla największej osobowości Planete+Doc Film Festiwal.

Potrzebna jest rolka taśmy klejącej i długopis. Gra się parami – pierwsza osoba wypuszcza z rąk rolkę z taśmą, a druga, stojąca, a właściwie lewitująca dwa metry dalej, próbuje  celować długopisem w jej środek. Sukces zależy od tego, czy uda się w taki sposób puścić przedmioty, aby nie zboczyły z toru. Wynalazcą kosmicznych lotek jest Jean- Francis Clervoy, francuski astronauta, dla którego pobyt w kosmosie był jedną wielką frajdą.

Z ośmiu przeznaczonych na sen godzin przesypiał mniej niż pięć, po to, by mieć czas na kręcenie filmów, robienie zdjęć i eksperymentowanie ze stanem nieważkości.  Film dokumentalny „Jestem w kosmosie”, na który składają się m.in. jego amatorskie nagrania, pokazuje, że wygłupy i zabawy mają terapeutyczną moc nie tylko na Ziemi, ale także w kosmosie.

„Patrząc na Ziemię z kosmosu, kochasz ją jak człowieka” 16 wschodów i zachodów słońca na dobę, stan nieważkości, promieniowanie kosmiczne, deprywacja sensoryczna, monotonia w trakcie długich misji – podczas kosmicznych lotów wiele rzeczy może negatywnie wpłynąć na psychofizyczny stan astronautów. Dlatego też już u zarania kosmicznych podbojów specjaliści martwili się o ich reakcję na tak drastyczne oderwanie od ludzkości.

„Odseparowanie od Ziemi oraz od jej całego podświadomego symbolicznego znaczenia dla człowieka (…) może, przynajmniej teoretycznie, spowodować coś podobnego do schizofrenicznej paniki” – przemawiał w 1959 roku na Sympozjum Psychiatrii Kosmicznej psychiatra Eugene Brody. Zdarza się, że przebywanie w kosmosie faktycznie wywiera na astronautach piorunujące wrażenie.

„Myśl o setce milionów galaktyk jest tak przytłaczająca, że staram się nie myśleć o tym przed snem, ponieważ mogę się tak rozemocjonować i rozedrgać, że nie będę w stanie zasnąć z tym ładunkiem w głowie” – pisał astronauta Jerry Linenger.

Jednak wbrew obawom psychiatrów, większym problemem niż poczucie abstrakcyjnego oderwania od ludzkości okazały się dla astronautów trudności bardziej przyziemne.

„Granicą między życiem a śmiercią są ściany stacji” W filmie „Jestem w kosmosie” wykorzystano wypowiedzi astronautów z rozmów z psychologami. Mówią same za siebie: „Nie ma prywatności, kabiny są ciasne i głośne”, „Wielu z nas źle śpi”, „Podczas długich misji może się pojawić depresja, irytacja i wyczerpanie”, „Ten zawód jest bardzo stresujący dla małżeństw”.

Czynnik psychologiczny odgrywa podczas misji kosmicznych olbrzymią rolę.  Życie na malutkiej przestrzeni z pozostałymi członkami ekipy, 15-godzinny dzień pracy, presja na wywiązanie się ze zleconych przez bazę zadań oraz poczucie zagrożenia wynikające ze świadomości, że uderzenie nawet najmniejszego meteorytu może spowodować katastrofę – wszystkie te czynniki mogą powodować ciągłe napięcie i stres. Wywołuje je również codzienna praca, która rzadko kiedy toczy się zgodnie z planem.

„Kosmiczny spacer do Teleskopu Hubble’a miał trwać mniej niż sześć godzin.  Tymczasem po wymianie sprzętu okazało się, że nie można zamknąć jego drzwi, bo po latach w kosmosie zmieniły kształt. Kiedy na górze udawało się je przymknąć, to na dole odstawały, i odwrotnie.  Czasami więc głupie zamykanie drzwi może trwać ponad godzinę. Proszę mi wierzyć, że irytacja może wtedy sięgnąć zenitu” – wyznaje Jean-François Clervoy. Narzekacie czasem na złośliwość rzeczy martwych? To wyobraźcie sobie, że zwijacie kabel, ten się cały czas sam rozwija, albo że gonicie po pokoju za kęsem obiadu, który spadł z widelca.  Stan nieważkości sprawia, że złośliwość przedmiotów nabiera zupełnie nowego wymiaru. „Zacząłem mieć depresję. Na szczęście na pokładzie była gitara”

W celu przeciwdziałania załamaniom nerwowym wśród astronautów ich głosy analizowane są na bieżąco przez psychologów. Obserwują oni, jakich ich podopieczni używają słów i jakim wypowiadają je tonem. W ten sposób zbiera się informacje na temat ich stanu ducha. Astronauci zawsze mogą też porozmawiać bezpośrednio z psychologiem. Najczęściej jednak o swoje psychiczne zdrowie dbają sami, czego efekty bywają lepsze od najśmieszniejszych komedii.

W filmie „Jestem w kosmosie” widać na przykład dwóch łysych astronautów, którzy dla żartu biją się o szczotkę do włosów, parę tańczącą rock and rolla (oczywiście bez dotykania stopami do podłogi), a także astronautę, który robi fikołki w powietrzu albo bawi się lewitującą po kabinie kroplą wody.
„Tego typu rozrywka pomaga odreagować napięcie. Wspólna zabawa pozwala też rozładować ewentualne międzyludzkie konflikty” – twierdzi Clervoy.

Groźbę tych ostatnich próbuje się wyeliminować już podczas przygotowań na Ziemi. Aby stworzyć ekipę, której członkowie będą uzupełniać się pod względem charakterologicznym, szkoli się ludzi w ekstremalnych warunkach. NASA wysyła na przykład przyszłych astronautów do jaskini, gdzie na 24 godziny odcina im się dopływ światła. Wtedy łatwo zaobserwować, czy ich osobowości do siebie pasują.  Nie eliminuje to oczywiście groźby konfliktów na orbicie, ale tajemnicą poliszynela jest fakt, że baza naziemna ma swoje własne, sprytne sposoby na rozwiązywanie konfliktów.

„Kiedy koordynatorzy lotu zaobserwują spięcie między dwoma astronautami, każą im zazwyczaj wykonać jakieś głupie albo bardzo trudne zadanie. Nie ma ono dla misji żadnego znaczenia, bo tak naprawdę jest tylko rozrywką, dzięki której ekipa wścieka się na zespół naziemny, zapominając o wzajemnych żalach” – opowiada Clervoy.

Z jego obserwacji wynika, że po powrocie na Ziemię astronauci mają co do przebywania w kosmosie sprzeczne spostrzeżenia.  Bez względu jednak na to, czy wywołało ono u nich dziwne uczucie oderwania się od ziemskiej sfery, czy euforyczne poczucie przebywania bliżej Boga, to żadnemu z nich nie udaje się tam wyzwolić od zwykłego ludzkiego zamiłowania do zabawy.