Kosmiczne śmieci na australijskiej pustyni. Co to jest?

Na odludnych terenach australijskiej pustyni dokonano niecodziennego odkrycia, które przypomina nam o coraz poważniejszym problemie. Śmieci są wszędzie – nawet w kosmosie. I mogą nam spaść na głowę dosłownie w każdym momencie.
...

Podczas rutynowego patrolu w rejonie Pilbara w Zachodniej Australii górnicy natrafili na nietypowy, wciąż dymiący obiekt. Znalezisko leżało przy drodze dojazdowej do kopalni, ok. 30 km od miasta Newman. Szybka interwencja służb pozwoliła zabezpieczyć fragment, który według wstępnych ustaleń Australijskiej Agencji Kosmicznej najprawdopodobniej stanowił zbiornik paliwa lub ciśnieniowy element pojazdu kosmicznego. Co ciekawe, obiekt wykonano z włókna węglowego, co jest charakterystyczne dla nowoczesnych konstrukcji rakietowych.

Kosmiczne śmieci spadły na australijską ziemię

Ekspertka w dziedzinie archeologii kosmicznej Alice Gorman z Uniwersytetu Flindersa sugeruje, że szczątki mogą pochodzić z czwartego stopnia chińskiej rakiety Jielong. Jej teoria znajduje potwierdzenie w czasie ostatniego startu tej rakiety pod koniec września, co oznaczałoby, że fragment przez kilka tygodni krążył po orbicie ziemskiej, zanim siły grawitacji ściągnęły go z powrotem w atmosferę. Warto zaznaczyć, że samo odkrycie jest dość wyjątkowe – zazwyczaj podobne znaleziska udaje się zidentyfikować dopiero po latach od zdarzenia.

Czytaj też: Ups. Klimatyczny satelita Jeffa Bezosa zgubił się właśnie w przestrzeni kosmicznej

Choć policja Australii Zachodniej wykluczyła związek znaleziska z samolotami komercyjnymi i zapewniła, że obiekt nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego, cała sytuacja skłania do refleksji nad skalą problemu kosmicznych śmieci. Obecnie wokół Ziemi krąży dziesiątki tysięcy większych fragmentów oraz miliony drobniejszych elementów, poruszających się z zawrotną prędkością ok. 29 tys. km/h.

Takie kosmiczne śmieci można znaleźć w Australii /Fot. Pilbara Division – WA Police Force

Nie jest to bynajmniej odosobniony przypadek. Latem 2024 roku na górskim szlaku w Północnej Karolinie odnaleziono 40-kilogramową płytę ze statku SpaceX Crew Dragon. Jeszcze bardziej niepokojące zdarzenie miało miejsce w marcu tego samego roku, gdy kawałek metalu ważący 0,7 kg przebił dach domu na Florydzie. Jak się okazało, fragment ten pochodził z platformy ładunkowej celowo uwolnionej z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

W obliczu tych zdarzeń rośnie świadomość konieczności rozwiązania problemu zaśmiecania orbity. NASA oraz inne agencje kosmiczne intensyfikują badania nad technologiami oczyszczania przestrzeni kosmicznej, co wydaje się szczególnie pilne w dobie rosnącej komercjalizacji lotów kosmicznych i coraz częstszych startów rakiet. Australijska Agencja Kosmiczna deklaruje zaangażowanie w promowanie zrównoważonego korzystania z przestrzeni kosmicznej na arenie międzynarodowej.

Odkrycie na australijskiej pustyni dobitnie pokazuje, że problem kosmicznych śmieci nie jest jedynie abstrakcyjnym zagrożeniem istniejącym gdzieś wysoko nad naszymi głowami. To realne wyzwanie, które – na szczęście głównie w odludnych rejonach – może dosłownie spaść nam pod nogi. Choć na razie większość fragmentów spala się w atmosferze, te które przetrwają stanowią namacalny dowód na potrzebę bardziej odpowiedzialnego podejścia do eksploracji kosmosu.