Małżeństwo? Raczej spółka z ograniczoną odpowiedzialnością

Zamiast miłości od pierwszego wejrzenia – chłodna kalkulacja. Przed skutkami rewolucji w sferze uczuć ostrzega socjolog prof. Tomasz Szlendak.

Focus: Czy miłość się urynkowiła?

Tomasz Szlendak: Do pewnego stopnia tak, podobnie jak urynkowieniu uległy inne sfery ludzkiego życia, np. religia czy nauka. Nowe technologie, gadżety czy interfejsy zadecydowały również o urzeczowieniu relacji.

Wybieramy partnera, do którego pasują hasztagi instalook, love i chill?

Nawet jeśli dopasuję do kogoś te hasztagi, to w pozainternetowej rzeczywistości okaże się to czystą fikcją. Dlaczego? Kobiety, przeglądając oferty na portalach randkowych, mają do czynienia z profilami całej masy mężczyzn. Po spotkaniu w realu w związek wchodzą pod jednym warunkiem: że wizerunek rzeczywisty przewyższa ten w sieci. Tymczasem profile są tak skonstruowane, by ludzie wydawali się bardziej atrakcyjni niż są. Mało tego, zaczynamy sami wierzyć w fasady, które budujemy np. na Facebooku. A jak zauważyła już w 2003 r. pewna nowojorska publicystka, wszyscy interesujący mężczyźni są jak miejsca parkingowe w centrum miasta – dawno zajęci. Szacuje się, że 30 proc. Brytyjek z wykształceniem powyżej licencjatu nie znajdzie partnera długoterminowego, bo mają niezwykle wysokie wymagania, dokładnie tak jak w stosunku do towarów na rynku. A tego towaru wysokowartościowego w wydaniu męskim brakuje. Identycznie jest w Polsce. Spośród 1,5 mln studentów, ponad 70 proc. to studentki. Duża część wykształconych kobiet po prostu będzie sama.

Mężczyznom jest łatwiej znaleźć miejsce do zaparkowania?

Jeszcze trudniej. Ta część mężczyzn, która nie jest pożądana przez kobiety, w ogóle wypada z rynku matrymonialnego. Problem zaczął się w latach 70.,
kiedy kobiety poszły w skali masowej do pracy i zobaczyły tam kierowników wyższego szczebla, menedżerów, itp. panów, którzy są wyżej ulokowani w hierarchii zawodowej niż ich mężowie. I zaczęło się porównywanie. Dzisiaj to porównywanie jest ułatwione, bo media torpedują nas wizerunkami idealnych
par i kobiety są rozczarowane. Partner wyrzuci brudne naczynia do zlewu i przez trzy dni ich nie myje? Nie, dziękuję bardzo. Rzuci skarpety pod łóżko? Nie, dziękuję. Takie to dziś bywają powody kończenia związków.

Zasłony tak szybko opadają?

Polki w ciągu ostatnich 20 lat weszły z impetem na rynek edukacyjny i pracy, i widać wyraźną korelację między ich gigantycznym awansem społecznym a rosnącymi oczekiwaniami.

Chcą mieć towar z wyższej półki i nie przepłacić?

Tak się nie da. Od lat proszę moje studentki i studentów na zajęciach z socjologii rodziny o zrobienie tego samego ćwiczenia – żeby wymienili na kartce, jakich cech oczekują od partnera długoterminowego. Z roku na rok studentki mają coraz więcej wymagań.

Ile cech jest na tej liście życzeń?

Oho ho, zdziwiłaby się pani. Od dziewięciu do nawet trzydziestu kilku. Oczywiście nie ma takiego mężczyzny, który spełniłby wszystkie te oczekiwania, a nawet takiego, który spełniłby większość.

 

A co jest na męskiej liście?

Co roku mniej więcej to samo. Od czasu pojawienia się naszego gatunku na Ziemi: miła, ładna, biodra szersze niż talia. Aha, i oczywiście inteligentna, bo żaden mężczyzna nie pragnie niemądrej partnerki. Nie warto się nawet męskimi oczekiwaniami zajmować, bo są stałe. Natomiast wydłużająca się lista cech pożądanych u mężczyzn przez kobiety jest świadectwem tego, że ich pozycja w społeczeństwie rośnie. Mężczyźni też zaczynają racjonalizować wybór partnerki, przy czym w kategoriach ryzyka, tzn. nie będę wchodził w związek z kobietą, bo uczepi się mnie, nie zrobię kariery, będę musiał dziecko niańczyć, co dzisiaj dla mężczyzny z klasy średniej jest obowiązkiem, a nie opcją.

Przecież są bardzo dobre serwisy pogwarancyjne w postaci terapii małżeńskich, coachingu par, itp.

Ostatnio mówiłem podczas jednego z wykładów, że pokolenie, które teraz wchodzi w dorosłość, to pokolenie najsilniej samoubezpieczone, np. wycofuje się z palenia papierosów czy picia alkoholu, bo to działania ryzykowne. Związek też jest działaniem ryzykownym – bardziej ryzykownym w percepcji niektórych ludzi niż palenie i picie. We Francji ukazała się książka socjologa Jean-Claude’a Kaufmanna – w języku polskim można przetłumaczyć jej tytuł na „Pierwszy poranek” – w której autor opisał wnioski ze swoich badań, w trakcie których przyglądał się temu, co ludzie robią po upojnej nocy, po imprezie, gdy lądują
razem w łóżku. Kto komu podaje kawę, kto ucieka itd. Po analizach kilkudziesięciu kilku par Kaufmann doszedł do wniosku, że związki się dzisiaj zawiązują, ponieważ się nie rozpadają. Ludzie nie mają siły skończyć tego, co już się zaczęło.

Koniec z miłością romantyczną?

Wydaje się nam, że miłość romantyczna jest odwieczna. Nie, w większości kultur ona nigdy nie była powodem zawiązywania trwałych związków, wręcz pojawiała się obok nich. Dopiero po II wojnie światowej zrodziła się idea, że pobieramy się z miłości, która zastąpiła swata czy rodziców jako profesjonalne instytucje doboru partnera. Dzisiaj racjonalizujemy, zanim cokolwiek emocjonalnego między nami się wydarzy. W takiej sytuacji jedyne, co widzę, to wady przyszłego związku i ewentualnego partnera. Być może nastały czasy i warunki – sieć, społeczeństwo konsumpcyjne, namysł nad sobą, indywidualizm – które powodują, że miłość już nie będzie powodem wchodzenia w związek. Przyjaźń małżeńska, przyjemność z bycia razem – takie „dobra” mogą nas ku sobie popychać.

W takich związkach seks będziemy outsourcingować?

Możliwe. Przy czym nie chodzi o seks za pieniądze. On już teraz jest towarem odnajdywanym w ramach wymiany społecznej w różnych miejscach, np. u kumpla albo u osoby, która jest mi dobrze znana i z którą mam taki układ. Nadal oczywiście chodzenie ze sobą będzie funkcjonować, ale z uwzględnieniem elementu ryzyka i ubezpieczania się „na zaś”, tzw. miłość współbieżna. Do momentu kiedy coś się wydarzy i jednej ze stron wybór konsumpcyjny przestanie odpowiadać.

Firma rodzinna, która działa do momentu, kiedy przynosi zyski?

To jest dobre porównanie. Taka spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, w której zderzają się dwa rozbieżne czasem interesy, a każda jednostka stara się kształtować związek według swoich wyobrażeń. Nie łudźmy się, małżeństwo zawsze było pewnego rodzaju firmą, ale poddaną zewnętrznej kontroli. Dzisiaj nikt już nas nie zmusi do tego, żebyśmy w nim trwali. Ludzie nadal będą potrzebować relacji z innymi, tylko że to będą związki innego typu, zracjonalizowane. Nie na zabój, nie na śmierć i życie, a już na pewno nie do końca żywota.