Miasto wykute w skale

Beduini uparcie szukali tu skarbów faraona, Mojżesz rozkazał wodzie wypływać ze skały, a matka króla Heroda spędziła tu dzieciństwo. Przez setki lat ukryta przed światem i wymarła Petra jest dziś jedną z największych atrakcji turystycznych Bliskiego Wschodu

Petrę – miasto wykute w skale – powinni dobrze znać fani przygód filmowego archeologa Indiany Jonesa. W „Ostatniej krucjacie” dr Jones przedziera się przez labirynt w świątyni w Aleksandretcie w poszukiwaniu świętego Graala. Fasadę świątyni „gra” grobowiec Chazne zwany Skarbcem Faraona – budowla zdobiąca wszystkie pocztówki z Petry. W rzeczywistości w Skarbcu żadnych labiryntów nie ma. Kiedy zagląda się do wnętrza budowli, nie trzeba wysilać wzroku, by dostrzec jej tylną ścianę. Stevenowi Spielbergowi udało się oczywiście w filmie stworzyć iluzję głębi, jednak i bez tego Petra zachwyca i pobudza wyobraźnię. Miasto, którego nazwa pochodzi od łacińskiego słowa petrus – skała, leży kilka godzin drogi od stolicy Jordanii Ammanu, w dolinie ukrytej wśród gór na pustyni.To niegdyś tętniące życiem przecięcie szlaków handlowych, przez wieki było wymarłe i zapomniane. W XIX wieku odkrył je ponownie szwajcarski badacz i awanturnik Johann Burckhardt.

MOJŻESZ, WODA I TRANZYT

Pierwsi osadnicy pojawili się w tej okolicy jeszcze w paleolicie. Semickie plemię Edomitów przejęło panowanie nad tymi terenami około 1500 lat p.n.e. Właśnie wtedy przechodził tędy Mojżesz, prowadząc swój lud do Ziemi Obiecanej. Dziś dolina nosi arabską nazwę Wadi Musa – Dolina Mojżesza – na pamiątkę wody, która na rozkaz proroka ponoć wypłynęła tutaj ze skały. Edomitów przegoniło ostatecznie koczownicze arabskie plemię Nabatejczyków, którzy w V w. p.n.e. zdobyli te ziemie i tutaj założyli swoje siedziby. Najnowsze badania przeprowadzone w dolinie pokazały, że pod warstwą ruin budynków mieszkalnych znajdują się ślady po namiotach. Zanim miasto stało się skalnym arcydziełem, było więc prawdopodobnie typowym obozowiskiem. Nabatejczycy trafili w dziesiątkę, zakładając miasto na skrzyżowaniu szlaków handlowych, łączących Półwysep Arabski ze światem śródziemnomorskim.

Dzięki temu mogli przeprowadzać karawany z Półwyspu do Petry, a potem dalej do Gazy, pobierając opłaty za przejście przez swoje tereny. Korzyści płynące z tranzytu umożliwiły zbudowanie potęgi Nabatei, która w okresie swej świetności pod koniec I wieku p.n.e. sięgała od Damaszku aż po Palestynę. W tym czasie miasto na pustyni liczyło prawie 40 tysięcy mieszkańców. Matka biblijnego króla Heroda – tego od rzezi niewiniątek – pochodziła właśnie stąd. Bogata Petra była solą w oku potężnych sąsiadów, którzy chcieli podbić miasto i przejąć jego zyski. Mieszkańcy zdołali jednak przez długi czas obronić niezależność. W 312 r. p.n.e. odparli atak wojsk Aleksandra Wielkiego, nie złamali się nawet przed połączonymi siłami Kleopatry i Rzymian, a także wobec ataku Seleucydów z Syrii.

WSZYSTKO W JEDNYM

Druga Księga Machabejska wspomina, że do rozkwitu miasta, między III wiekiem p.n.e. i I wiekiem naszej ery, przyczynił się król Aretas i jego trzej imiennicy. Za ich panowania zaczęły wyrastać kwartały mieszkalne, budynki użyteczności publicznej oraz wykuwane w skale fasady grobowców i świątyń. Koczownicze jeszcze niedawno plemię nie posiadało własnej sztuki i architektury, chętnie więc korzystało z dorobku sąsiadów. Stąd w Petrze rozliczne wpływy i style. Budynki, które wznoszono, łączyły w śmiały sposób elementy sztuki greckiej, rzymskiej, egipskiej i syryjskiej. Budowniczy miasta chętnie łamali wszelkie zasady, nad klasycznymi tympanonami rzeźbiąc egipskie wzory, między geometryczne pilastry wstawiając hellenistyczne posągi. W okresie swego rozkwitu Petra wyglądała imponująco. Na głównej ulicy wyłożonej kamiennymi płytami, której zrujnowaną kolumnadę można dziś oglądać, znajdowały się trzy świątynie, trzy rynki, rozmaite budynki publiczne, agora, wykuty w skale teatr i wreszcie park, mający być namiastką raju na ziemi.

Nabatejczykom udało się również rozwiązać problem zaopatrywania miasta w wodę, niezwykle istotny w trudnych pustynnych warunkach. Stworzyli system irygacyjny złożony z cystern wydrążonych w skałach, połączonych ze sobą siecią małych kanalików. Działał niezawodnie i był niemal nie do zniszczenia przez ewentualnych najeźdźców. Udało się także zapanować nad strumieniem przepływającym przez dolinę, który w porze deszczowej potrafił się zmieniać w rwącą rzekę. Wybudowali w wąwozie prowadzącym do miasta tamy, regulując bieg potoku, odsuwając od siebie niebezpieczeństwo powodzi.

ŚMIERĆ I ŻYCIE W JEDNYM STAŁY DOMU

Mieszkańcy Petry byli nie tylko biegli w budownictwie i sztuce hydraulicznej, ale mieli też bardzo nietypowe jak na owe czasy podejście do śmierci. Ich stolica była miastem żywych… i umarłych. Petra to wielka pustynna nekropolia. Choć dziś cmentarze w miastach nikogo nie szokują, w starożytności jednak było to nie do pomyślenia. W Grecji i Rzymie zmarłych chowano poza obrębem murów miejskich. Ludzie nie wyobrażali sobie mieszkania w sąsiedztwie grobów, obawiając się, aby Charon przypadkowo nie przewiózł ich na drugą stronę Styksu… Tymczasem w stolicy Nabatei budynki mieszkalne sąsiadowały z grobowcami. Do jednych i drugich prowadziły takie same gęste sieci ścieżek i stopni, pewnie więc łatwo można się było pomylić, wracając nocą z agory. Zwłaszcza że mieszkańcy lubili raczyć się wyrabianym na miejscu winem.

 

Grobowce niejednokrotnie przewyższały swoim przepychem budynki mieszkalne. Do dziś z miasta żywych nie ostało się prawie nic, zaś setki grobów, zbudowanych w znacznie trwalszy sposób, zachowały się w niezłym stanie. Tomasz Waliszewski, archeolog z Instytutu Warszawskiego, biorący udział w pracach w Petrze, wyjaśnia, że ów kult zmarłych mógł wynikać z plemiennej natury Nabatejczyków. „Rodzina i więzy krwi odgrywały dużą rolę” – mówi. „Być może więc zmarli znajdowali się tak blisko żywych, bo uważano, że nadal stanowią część rodziny”.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO RZYMU

Nabatea długo opierała się wpływowym sąsiadom. Ostatecznie jednak podzieliła los podobnych państewek i została wcielona do Cesarstwa Rzymskiego. Po śmierci ostatniego króla nabatejskiego Rabbela w 106 r. p.n.e., cesarz Trajan uczynił Petrę rzymską prowincją. W życiu Nabatejczyków niewiele to jednak zmieniło – w dużym stopniu i tak byli już zależni od Cesarstwa. Wielu z nich służyło w rzymskiej armii. Zmieniła się zatem jedynie kasa, do której wpłacali podatki. Rok 363 przyniósł gigantyczne trzęsienie ziemi. Spora część miasta uległa zniszczeniu, jednak Petra szybko podniosła się z ruin i jeszcze w VI wieku była stolicą prowincji rzymskiej. Jej pozycja jednak stopniowo słabła, bo karawany – podstawa egzystencji miasta – korzystały coraz częściej z nowych przejść i innych szlaków handlowych. W XII wieku przybyli tu krzyżowcy, którzy podporządkowali sobie chwilowo te ziemie, budując swoją twierdzę w pobliskim Keraku. Krzyżowcami na tych terenach dowodził kawaler Reinald de Chatillon, rycerz okrutny i porywczy, którego w 1187 r. w bitwie pod Hattin ściął Saladyn. Od tamtego momentu Petra przeszła pod panowanie arabskie i kompletnie straciła znaczenie, stając się stopniowo całkiem wymarłym miastem.

NOWA ERA TURYSTYCZNA

Petrę odkrył ponownie w 1812 roku szwajcarski podróżnik Johann Ludwig Burckhardt, który podróżując po Oriencie, dotarł z Beduinami do skalnego miasta. Od tamtego czasu do Petry, do tej pory zazdrośnie strzeżonej przed światem przez pustynne plemiona, rojące o skarbach w skalnych budowlach, zaczęli przybywać naukowcy i odkrywcy. Chwilę później zjawili się tu zaś turyści, pisarze żądni inspiracji oraz filmowcy w poszukiwaniu plenerów.

Anna Dziewit