Monarcha zapomniany

Fryderyk August nie jest dziś zaliczany w poczet władców Polski. Zniknął z kart historii i z pamięci Polaków, choć sami chcieli go na władcę. Zniknął, bo był „tylko” porządnym administratorem, podczas gdy naród czekał na bohatera

Ostatnim monarchą Polaków  wcale nie był Stanisław August Poniatowski. I to nie tylko dlatego, że władcami Królestwa Polskiego zostali po kongresie wiedeńskim rosyjscy carowie. Przecież między Stanisławem Augustem a carami ktoś zasiadał na tronie Księstwa Warszawskiego! Nie Napoleon i nie książę Józef Poniatowski. Tym władcą był dziś zapomniany Fryderyk August, król Saksonii z dynastii Wettynów, wnuk króla Polski Augusta III. Czy słusznie został przez Polaków wyrzucony z pocztu władców, jak carowie?

Sprzeczne uczucia

„Formalnie nie był królem Polski, tylko władcą Księstwa Warszawskiego. Ale to było państwo polskie z polskimi: konstytucją, armią, urzędami itd., nawet jeśli moderowanymi na francuskie. Co więcej, sam monarcha dokonał wielkiego wysiłku, bo (z poczucia obowiązku i przyzwoitości wobec nowych poddanych) nauczył się języka polskiego. Inna rzecz, że krępował się go używać” – mówi „Focusowi Historia” dr Andrzej Nieuważny, wykładowca na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, specjalista od epoki napoleońskiej.

„Powody oczywistego zapomnienia są co najmniej dwa – stwierdza z kolei prof. Andrzej Chwalba z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historycznego. – Po pierwsze trudno pamiętać o kimś, kto o nas zapomniał. Był trzykrotnie w Księstwie Warszawskim. Niczym się nie zapisał poza tym, że z radością oddał władzę polskim nowym elitom. Powód drugi: był monarchą kraju niesuwerennego, zależnego od Paryża, częścią francuskiej Europy, i stale niespełnioną nadzieją na więcej”.

Jeszcze inne argumenty wysuwa pasjonat  – Tomasz Maciej Klauza, organizator jedynego w Polsce Muzeum Wojen Napoleońskich w Witaszycach: „Myślę, że zapomnienie Fryderyka Augusta jako władcy Polski wynika z kilku powodów. Najważniejszy to ten, że był Sasem, czyli Niemcem, co w propagandzie porozbiorowej, a szczególnie w PRL (gdzie konsekwentnie pozbawiano nas wiedzy o naszej historii) grało najważniejszą rolę. Dodatkowy argument stanowiła próba usprawiedliwienia upadku I Rzeczypospolitej zrzucaniem częściowej winy na czasy saskie”. Klauza podkreśla też, że „w szkole nie podaje się podstaw wiedzy, dlaczego Sas był księciem warszawskim, a przecież jest to konsekwencja naszej dumy narodowej – Konstytucji 3 maja, w której znoszono wolną elekcję i powoływano Wettynów na nasz tron”.

Efekt konstytucji

„Dynastia przyszłych królów polskich zacznie się na osobie Fryderyka Augusta, dzisiejszego elektora saskiego, którego sukcesorom de lumbis (naturalnie poczętym – przyp. red.) z płci męskiej tron polski przeznaczamy” – głosił punkt VII wspomnianej Konstytucji 3 maja. Czyli Fryderyk August szykowany był na następcę Stanisława Augusta Poniatowskiego jeszcze „za życia” Rzeczypospolitej szlacheckiej. 

Mało tego: to Sasowi już w 1771 r. konfederaci barscy proponowali objęcie władzy w miejsce „króla Stasia”. Jednak Fryderyk August takiej woli nie wykazał. Podobnie 20 lat później, po przyjęciu przez Sejm Konstytucji 3 maja, gdy pojawiła się bardziej realna szansa na polski tron. Jak pisze prof. Henryk Kocój w pracy o Sasie, jego decyzja była wtedy negatywna z kilku powodów: militarnej słabości Saksonii i Polski, nacisku Rosji, braku rozeznania w planach Prus i Austrii, oporu saskiej opinii publicznej i krytycznego stosunku samego władcy do niektórych postanowień konstytucji.

Sytuacja zmieniła się, gdy w 1807 r. Napoleon powołał Księstwo Warszawskie („Polskie” w nazwie mogłoby sprokurować konflikt z carem, więc Cesarz Francuzów postanowił tego uniknąć). Konstytucja księstwa głosiła: „Korona książęca warszawska jest dziedziczną w osobie króla saskiego, jego potomków, dziedziców i następców, podług porządku następstwa ustanowionego w domu saskim”. 

Zdaniem dr. Nieuważnego Bonaparte świadomie nawiązywał do dawnej unii polsko-saskiej i politycznego testamentu Rzeczypospolitej szlacheckiej, jaką stanowiła Konstytucja 3 maja. I choć Sas był „tylko” księciem warszawskim, to miejscowe elity uważały księstwo za wstęp do odbudowy państwa polskiego, więc Fryderyka Augusta uznawały de facto za polskiego króla. Był też tak nazywany w pamiętnikach z epoki, np. u Kajetana Koźmiana.

To wszystko dowodziłoby, że pod względem prawnym i moralnym saski monarcha jak najbardziej zasługiwałby na umieszczenie w poczcie polskich władców. Pamiętamy przecież w nim o czeskich Przemyślidach (chociaż Wacław III rządził raptem rok) czy książętach piastowskich, wśród których nie brakowało nieudaczników, a nawet postaci wręcz groteskowych. Problem w tym, że Fryderyk August mentalnie nie pasował do zadania, jakie stawiali przed nim Polacy. Według biografa Juliusza Willaume był to „pracownik wytrwały, lecz powolny, z trudem zdobywający się na decyzję, w życiu kierował się fatalizmem przypominając pod tym względem swego brata ciotecznego Ludwika XVI”…

„Fryderyk August został wyznaczony przez Napoleona na władcę Księstwa Warszawskiego, jednak jego wpływ na zachodzące nad Wisłą wydarzenia był niemal symboliczny” – podkreśla Rafał Małowiecki, autor cenionych książek o epoce napoleońskiej. Istotnie, władca był w swoim księstwie raptem trzy czy cztery razy i niezbyt przypadł poddanym do gustu.

Królewskie sny

„Względna obojętność Polaków wynikała z dwóch rzeczy. Po pierwsze doświadczenia saskie sprzed 1764 r. nie były już po rozbiorach dobrze wspominane. Druga rzecz: to był człowiek zamknięty w etykiecie, który chciał panować »po staremu«, nawet jeśli otwierał się na nowe czasy” – mówi dr Nieuważny. Jego zdaniem Fryderyk August był rozsądny, ale brakowało mu charyzmy.

 

Władca ten dobrze rozumiał, że Saksonia musi dopasować się do systemu napoleońskiego, inaczej zginie lub osłabnie, jak kilka innych państw niemieckich. Dlatego, choć najpierw był sprzymierzeńcem Prus, po klęsce pod Jeną w 1806 r. przeszedł pod skrzydła Napoleona. Dzięki niemu elektor saski mógł się koronować na króla, dostał też Księstwo Warszawskie. W efekcie, choć w praktyce zależny od Francji, Fryderyk August stał się na europejskiej arenie władcą o niepoślednim znaczeniu. Jak szacuje dr Nieuważny, Saksonia liczyła wtedy ponad 2 mln mieszkańców, zaś Księstwo Warszawskie (po zdobyczach w 1809 r.) 4,3 mln, co w sumie stanowiło potencjał zbliżony do jednej czwartej Francji. 

Księstwo Warszawskie, choć demograficznie i militarnie mocniejsze od Saksonii, miało jednak kłopoty gospodarcze (efekty blokady kontynentalnej, zmiany celne, sumy bajońskie do spłacenia Francji). I to właśnie na tym aspekcie skupiał się praktyczny Fryderyk August. „Zabiegał o sprawy (zwłaszcza ekonomiczne) Księstwa Warszawskiego u Napoleona. Jednak miał inny temperament niż Polacy, źle znosił parlament w polskiej wersji: z kłótniami, tolerowaną opozycją itd.” – podsumowuje Nieuważny.

I tak w czasach, gdy Stanisław Staszic wołał o „króla-bohatyra”, Sas zajmował się palącymi kwestiami administracyjnymi, finansowymi etc. A kiedy Polacy sarkali „Księstwo  warszawskie, a pieniądz pruski/ Wojsko polskie, król saski, a kodeks francuski”, on w Warszawie wypędzał benonitów z powodu antyfrancuskiego zajścia w ich kościele i z wiernopoddańczym zapałem zmieniał nazwę ul. Miodowej na Napoleona…

Kochany przez Sasów, przez Polaków traktowany był coraz chłodniej. „Na Uniwersytecie Jagiellońskim zapamiętano go, gdy podczas uczonego wykładu natychmiast zasnął. Czyli jest w obszarze co najwyżej, i to lokalnej, anegdoty” – komentuje dla „Focusa Historia” prof. Andrzej Chwalba. 

Oszczędności i propaganda

Sarkano też z powodu rzekomego skąpstwa władcy. Jednak publicysta i polityk Kajetan Koźmian wspominał to inaczej: „Jechał, jak widziałem, w lecie w otwartym pojeździe, w płaszczyku płóciennym na mundurze kadeckim, w kapeluszu, którym z uśmiechem kłaniał się biegnącemu i wołającemu »vivat!« pospólstwu. Byli tacy, co taki wjazd króla znajdowali zbyt skromnym i przypisywali go wygórowanej oszczędności. Wystawa Polakom zawsze się podoba i ujmuje. Odpowiadali im rozsądniejsi: dziękujcie Bogu, że macie takiego króla, który dla siebie żałuje wydatków, dlatego siedem milionów należącej mu ze skarbu pensji nie dotyka się i zostawia ją na potrzeby kraju; nie otacza go służba ugalonowana i bogata”.

Sas nie zapominał też o prostych symbolach i działaniach propagandowych. Nową monetę  Księstwa  Warszawskiego  zdobiło oczywiście polsko-saskie godło i wizerunek monarchy. Fryderyk August, wzorem swego dziada Augusta III, zarządził też naprawę kolumny Zygmunta. Odpowiedni dokument stanowił: „Za panowania Fryderyka Augusta Króla Saskiego Książęcia Warszawskiego, Rząd tegoż Xięstwa dostrzegłszy, iż Statua Króla Zygmunta III przez ruszenie się Postumentu z miejsca swego pochyliła się, rozkazał uczynić tego reperacją, iakoż po zdjęciu Statuy i dorobieniu Postumentu z nowego marmuru oraz wyreparowaniu Gzemsu Kolumny Piedestału i Gradusów Statua ta w swojem mieyscu na powrót obsadzona została w roku 1810 dnia 24 listopada”.

Co z tego, skoro ewidentnie nie był „królem-bohatyrem”. Niechętni mu Polacy rozdmuchali to podczas wojny Księstwa z Austrią w 1809 r. W polskich szkołach, nawet jeśli wspomina się o Fryderyku Auguście, to w kontekście tego, że uciekł wtedy z kraju, podczas gdy książę Józef dzielnie stawiał czoło Austriakom pod Raszynem. Prawda nie jest jednak taka prosta. 

Tchórz czy realista?

Po pierwsze także rodzinna Saksonia władcy została zaatakowana. Po drugie Fryderyk August wydał odpowiednią odezwę do Polaków, pisząc m.in.: „Bierzcie się tedy do broni zemścić się napaści [na] Waszego Wskrzesiciela, Króla was kochającego i waszych swobód”. Po trzecie 59-letni wówczas władca chyba trafnie ocenił swoje predyspozycje. „Nikt nie oczekiwał od starego króla saskiego, że będzie stał na czele armii. Uciekł przed Austriakami do Frankfurtu nad Menem, ale z Drezna, nie z Warszawy. Stamtąd zagrzewał do oporu tak saskich, jak polskich poddanych. Wycofał się na zaplecze, to normalna rzecz. Władysław Jagiełło też dowodził z górki, a nie z pierwszego szeregu. Nie jest rolą starego króla udawanie podporucznika. To był człowiek ze sprawami wojennymi niezwiązany i nie miał w tym kierunku ambicji” –  argumentuje dr Nieuważny. Podkreśla, że gdyby Sas dostał się do niewoli, stałby się elementem politycznego szantażu, więc w gruncie rzeczy zrobił mądrze!

Nie da się jednak ukryć, że polscy żołnierze nie mieli o swym monarsze najwyższego zdania. „Z pewnością nie był osobą, za którą gotowi byli przelewać krew. W pamiętnikach z epoki bardzo rzadko możemy znaleźć jakiekolwiek wzmianki o Fryderyku Auguście. Nasi rodacy za naczelnych wodzów zawsze uważali Napoleona i księcia Józefa Poniatowskiego – podkreśla Rafał Małowiecki, autor książek o kampaniach napoleońskich. – Król saski może był dla nich kimś więcej niż nieistotną marionetką, ale z pewnością jego osoba nie była postrzegana jako łącznik pomiędzy Księstwem Warszawskim a Rzecząpospolitą Obojga Narodów”.

Na korzyść Fryderyka Augusta działa jednak fakt, że w obliczu wojny Napoleona z Rosją zgłosił akces do Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego – i to wbrew pełnemu rezerwy stanowisku Bonapartego. Zawiązano konfederację pod koniec czerwca 1812 r. na sesji Sejmu Księstwa Warszawskiego, w celu restauracji Królestwa Polskiego (mającego objąć kolejne ziemie, odzyskiwane podczas wojny z Rosją) oraz odnowienia związków z wyzwalaną Litwą. 

Jednak mimo poparcia konfederacji, Fryderyk August przestał już być dla Polaków idealnym kandydatem na „prawdziwego” króla. Także Napoleon uważał, że „król saski jest człowiekiem zacnym (…), ale to starzec bez energii”, więc chętnie dałby Królestwu Polskiemu „innego zupełnie króla”. W tej atmosferze i sam władca, lękając się o przyszłość tronu w Warszawie i zazdrosny o swą władzę, sprzeciwiał się ambitnym inicjatywom Konfederacji Generalnej. 

Córka Sasa i książę Józef

 

O ciekawym wątku w sprawie następstwa tronu w Warszawie wspomina „Encyklopedyja powszechna” Orgelbranda z 1862 r.: „Mówią, że księżniczka [Maria Augusta Nepomucena, córka Fryderyka Augusta – przyp. red.], która zawsze z ojcem i z matką zwiedzała Warszawę, kochała się w księciu Józefie Poniatowskim i że najdroższem było jej życzeniem wyjść za księcia. Podobno nie byli od tego i rodzice. Z tą myślą wiązała się myśl druga. Król Saksonię oddałby braciom i potomstwu ich z męskiej linii podług praw kardynalnych Saksonii. Księstwo Warszawskie miał oddać córce, jako wybranej infantce polskiej. Księżniczka męża swego wyniosłaby na tron; taki los uśmiechał się księciu Józefowi i przez niego dynastia Poniatowskich, o której marzył czasami król Stanisław August, może by się utrzymała na tronie”.

Jednak nie było na to szansy. Wielka Armia Napoleona poniosła klęskę, a Fryderyk August – by utrzymać się u władzy i ograniczyć straty Saksonii – zaczął lawirować i negocjować. Czyli robić coś, czego Polacy (przyzwyczajeni do honorowej śmierci u boku sojusznika, niczym książę Józef w falach Elstery) szczerze nienawidzą! 

Fryderyk August nie zdradził wprawdzie Napoleona, ale jako praktyk otwarty był na różne opcje. Przez moment Saksonia zaczęła skłaniać się ku Austrii. Ostatecznie jednak opowiedziała się po stronie koalicji napoleońskiej. I zaczynała w niej podczas feralnej „bitwy narodów” pod Lipskiem w październiku 1813 r. Niestety, sascy żołnierze, mając strzelać do Prusaków i Austriaków, do swych niemieckich ziomków po drugiej stronie, zmienili front. Powiadomiony, że jego wojsko przechodzi na stronę koalicji antynapoleońskiej, Fryderyk August wysłał pismo, aby „wypełniało ściśle swe obowiązki”. Dowódcy zrozumieli to dwuznacznie i kontynuowali swoją zdradziecką robotę. To przyczyniło się w pewnym stopniu do porażki Napoleona.

Luki w pamięci

Po ostatecznej klęsce Francji Fryderyk August stał się jedynie pionkiem w rękach zwycięskich mocarstw. Trzymany pod kluczem  docenił wtedy, ile znaczył dla Polaków. „W starości mojej wielką odebrałem naukę. Szkoda, że już za późno z niej skorzystać. Przez lat blisko 50 pracowałem nad szczęściem Sasów, wydobyłem ich z długów, kraj zakwitnął. Jakąż odbieram wdzięczność? Opuściło mnie wojsko i cywile. W Ks. Warszawskim nie pozwolił mi czas, bardziej jeszcze wojny, nic dla Polaków uczynić, przecież wierni i wdzięczni, jak gdybym ich dobrodziejstwami okrył” – stwierdził, a jego refleksja sama w sobie zasługuje na pamięć potomnych.

Ponoć car Aleksander groził mu, że jeśli nie zechce abdykować, to zostanie sprowadzony do Rosji i tam umrze jak pewien inny król (czyżby miał na myśli Stanisława Augusta Poniatowskiego?). Ważyły się też losy samej Saksonii, po której ziemie wyciągali ręce Prusacy. W efekcie w 1815 r. Fryderyk August zrzekł się tytułu księcia warszawskiego. Po kongresie wiedeńskim na tronie w Warszawie mieli zasiadać Romanowowie, carowie. 

Prof. Andrzej Chwalba uważa, że Sas zasługuje na zapomnienie. „Nie pamiętamy i nie chcemy też pamiętać o królach polskich z dynastii Romanowów” – argumentuje. 

Biograf pechowego władcy Juliusz Willaume przywoływał jednak oceny, że „Fryderyk August wbrew wszelkim oczekiwaniom wywiązał się poprawnie z roli monarchy konstytucyjnego” oraz że „łagodny, pracowity, rozsądny, byłby jednym z najlepszych monarchów, gdyby nie okoliczności!”. Historyk ten podkreślał, że mimo wszystko razem z czasami Księstwa Warszawskiego Sas pomógł wyrwać narodowego ducha Polaków z odrętwienia, co w przyszłości zaowocowało odzyskaniem niepodległości. Co więcej, Fryderyk August o Polsce nie zapomniał. W 1824 r., trzy lata przed swoją śmiercią, władca Saksonii odmówił wydania Rosjanom niewygodnego dla nich gen. Karola Kniaziewicza, jednego z przywódców polskiej emigracji. 

Dziś próżno jednak szukać w naszym kraju choć drobnego śladu po monarsze, który przez osiem lat łączył swe losy z Polakami. Brak go np. w Muzeum Wojen Napoleońskich, choć jego szef Tomasz Maciej Klauza tłumaczy: „Nie ma ekspozycji ukazującej postać Fryderyka Augusta, ale przy oprowadzaniu wycieczek zawsze podkreślamy, że tworzenie księstwa odbywało się z poszanowaniem polskiej tradycji i z odwołaniem się do czasów I Rzeczypospolitej, czego konsekwencją była jego nominacja”.

Dziś, gdy często powtarza się „warto być przyzwoitym”, jakoś razi fakt, że Sas – może pechowiec, nieudacznik i biurokrata pozbawiony energii, ale na pewno człowiek przyzwoity – nie może doczekać się obiektywnej oceny. W Ślesinie pod Koninem stoi łuk triumfalny, wzniesiony prawdopodobnie na cześć Fryderyka Augusta. Ale ponieważ książę warszawski nie jest postacią zbyt popularną, łuk nazywa się „bezpiecznie” Bramą Napoleona.