Motyw urojony

Ustawę o ochronie zdrowia psychicznego napisali  wybitni profesorowie, ale w oderwaniu od realiów  – mówi dr Jerzy Pobocha w rozmowie z Ewą Ornacką.

Ewa Ornacka: Zdarzają się przypadki zabójstw z rąk schizofreników. Dlaczego tak się dzieje?

Jerzy Pobocha: Między innymi dlatego, że mają urojenia. Najczęściej dotyczą one osób najbliższych, zatem najbardziej zagrożone są rodziny. Statystycznie chorzy psychicznie nie popełniają więcej przestępstw niż reszta populacji, ale gdy już popełniają, to w sposób zaskakujący, przerażający, bez motywacji. Schizofrenik z Siedlec zabił matkę, ponieważ na kolację podała mu nie to, co chciał. Wbił jej w gałki oczne dwie łyżeczki od herbaty tak głęboko, że były całe w mózgu i tylko czubki wystawały. Psychiatrzy rosyjscy opisali przypadek schizofrenika, który uroił sobie, że jest wynalazcą. Przynosił swoje „wynalazki” do biura patentowego i gdy któregoś razu urzędnik powiedział mu, że to się nie nadaje do opatentowania – obciął mu głowę.

E.O.:  Czy można przewidzieć zbliżające się  niebezpieczeństwo?

J.P. :  Psychozy są irracjonalne, nieprzewidywalne. Właśnie dlatego są takie groźne. Mieliśmy kiedyś w klinice wyjątkowo cichego, lękliwego i niekłopotliwego pacjenta. Zawsze wszystkim ustępował, nigdy nie był agresywny. Któregoś dnia, podczas śniadania – na sali było dwadzieścia pięć osób – podszedł do innego pacjenta i wbił mu nóż w plecy. Przewidzenie jego agresji było absolutnie niemożliwe, nie było żadnych przesłanek.

E.O.:  I nie ma skutecznego lekarstwa na takie choroby?

J.P. :  Pogorszenie stanu zdrowia może nastąpić mimo branych leków. Schizofrenik, który na oczach matki zabił w  Gdyni niemowlę w wózku, od wielu lat był leczony przez świetnego psychiatrę.

E.O.:  Jeśli psychozy są nieprzewidywalne, a leki nie zawsze działają, to skąd pewność, że po wyjściu ze szpitala chory znów nie zabije?

J.P. :  Takiej pewności nie ma. Precyzja prognozy psychiatrycznej to odrębny, niezwykle istotny problem. Przed laty pewien ordynator nabrał pewności, że jego pacjent, który już podczas leczenia miał wiele swobody, będzie się zachowywał bez zarzutu. Napisał wniosek do sądu, żeby go zwolnić, i sąd wyraził zgodę. Po opuszczeniu szpitala pacjent odwiedził rodzinę, u której kiedyś pracował. Ucieszyli się na jego widok, poczęstowali wódką, a  on ich wszystkich wymordował. Potem pojechał do kolejnej rodziny i zrobił to samo. Lekarz w anglii, który pisze wniosek o  zwolnienie pacjenta ze szpitala, bierze na siebie odpowiedzialność za niego. Także odpowiedzialność karną, jeśli pacjent dopuści się zbrodni. W USa jest podobnie, dlatego przeciętny czas internacji niebezpiecznych pacjentów wynosi tam średnio 22,5 roku.

E.O.:  Jak jest w Polsce?

J.P. :  Pacjenci wychodzą do domu po trzech, czterech latach.

E.O.:  A jeżeli zagrożenie powraca?

J.P.: Należy wzywać karetkę, w której powinien być lekarz – najlepiej psychiatra. W przypadku zagrożenia zdrowia i życia lekarz wzywa policję i jedzie na miejsce w asyście radiowozu. I to on powinien iść do pacjenta, a nie policjant.

E.O.:  U nas nie dzwoni się po karetkę, tylko po 997. I to policja robi za chłopca do bicia.

J.P. :  Ja się dziwię, że policja toleruje taki stan prawny. W  sytuacji potencjalnego zagrożenia ze strony chorych psychicznie każdy powinien mieć wytyczne, co ma robić i  jak się zachować. Nie można wysyłać karetki z  niekompetentnym lekarzem, bo on sobie nie poradzi. Niekompetentnym, czyli nieprzeszkolonym w postępowaniu z chorymi psychicznie. To samo odnosi się do policjantów. Pamiętam pacjentkę przywiezioną do kliniki przez brygadę antyterrorystyczną. Dlaczego przez AT? Ponieważ siedziała w  oknie na dziesiątym piętrze i mówiła, że wyskoczy. Wielogodzinne negocjacje prowadzone przez policyjnego psychologa nie dały rezultatów, dlatego podjęto decyzję o użyciu AT, żeby ją złapać. Ta kobieta uciekła z  kliniki, znów weszła na dziesiąte piętro i stanęła w oknie. Sąsiedzi zaalarmowali policję, dwóch funkcjonariuszy wpadło do mieszkania i  wtedy kobieta skoczyła. Trup na miejscu. Działania policji nie mogą prowadzić do śmierci. Policjanci powinni wejść w  sposób niewidoczny.  Równie dobrze mogli przysłać straż pożarną z drabiną.

E.O.:  Trudno oprzeć się wrażeniu, że jako państwo jesteśmy bezsilni wobec problemu, z  którym inni dobrze sobie radzą. W Szczecinie sąd nakazał umieścić agresywnego schizofrenika w szpitalu i przez półtora roku nikt nie kwapił się, żeby go tam dowieźć. Wszyscy obudzili się dopiero wtedy, gdy popełnił zbrodnię.

J.P. :  W tamtej sprawie zawinił cały system. Teraz pacjent z  orzeczeniem o  przymusowym leczeniu jest kierowany tam, gdzie są wolne miejsca, a  nie według rejonizacji. Problem jest szerszy i  wynika bezpośrednio z  zapisu ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Zapis ten mówi, że chorego można przyjąć do szpitala psychiatrycznego bez jego zgody, ale tylko wtedy, gdy bezpośrednio zagraża własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób. To poniekąd oznacza, że jeśli chory nikogo nie zabił, to nie wolno umieszczać go w szpitalu wbrew jego woli.

E.O.:  To nonsens.

J.P. :  Dlatego zapis w ustawie trzeba zmienić tak, aby mowa była o  PRAWDOPODOBIEŃSTWIE zagrożenia życia i  zdrowia, a  nie bezpośrednim zagrożeniu. Jedno słowo może wiele zmienić.  Zobrazujmy to przykładem. Kiedy u 22-letniego studenta ujawniły się pierwsze objawy psychozy, matka poprosiła o pomoc psychiatrę, ale syn odmówił badania, więc zostawiono go w  spokoju. Nie było przecież bezpośredniego zagrożenia życia ani zdrowia. Ale prawdopodobieństwo istniało: mężczyzna, objawy psychozy i trzy kobiety w  domu – to ewidentnie sytuacja wiktymologiczna. W nocy student zabił matkę i  jej dwie siostry. Proszę pomyśleć, co by się w mediach działo, gdyby jakiś bandyta zabił w  ciągu pięciu minut trzy osoby. A  tutaj nic, cisza, bo to był chory, „wolno mu”. To absurd.

E.O.:  Kto może zmienić ten zapis?

J.P. :  W imieniu Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej podejmę się działań w tym zakresie. Wyślemy do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia psychicznego i projekt zarządzenia o współpracy służby zdrowia z policją w zakresie interwencji psychiatrycznych.  Zachęcam czytelników „Śledczego”: studentów prawa, policjantów, prokuratorów, aby nas wspierali i dzielili się swoimi spostrzeżeniami w tym temacie. Zapraszam na stronę naszego towarzystwa: www.ptps.com.pl, prosimy także o e-maile ([email protected]). Proponuję, abyśmy razem dokonali tych zmian.