Rolą coacha nie zawsze jest przypinanie skrzydeł. Po co nam coaching?

Wynikiem coachingu nie zawsze jest życiowa rewolucja. Czasem wręcz przeciwnie – odstąpienie od pewnych pomysłów i planów.

Czy ja się teraz dowiem, że jestem kimś zupełnie innym, rzucę pracę i będę robić coś kompletnie nowego? – zapytał mnie niedawno ktoś, z kim miałam zacząć coaching. I nie ma się co dziwić. Prasa najchętniej opowiada historie spektakularnych zmian życiowych, a mówcy motywacyjni przekonują, że każdy może być, kim zechce, jeśli tylko się postara. Stąd tylko krok do przekonania, że coaching równa się zmiana o 180 stopni. A to nie jest regułą. Nie każdy potrzebuje aż tak dużej zmiany, by być bardziej zadowolonym z życia. A czasem nawet zmiany, które rozważamy, mogą wywołać więcej zamieszania niż dać satysfakcji.

Coaching ma swój awers i rewers. Awers to ta część pracy, z którą coaching jest najbardziej utożsamiany – stawianie sobie ambitnych celów, mobilizacja sił i zagrzewanie do ich osiągnięcia. Para pójdzie jednak w gwizdek, jeśli cel, który postawi przed sobą klient, okaże się chybiony. I tu zaczyna się to, co stanowi rewers coachingu – mniej widowiskowa, ale kluczowa dla powodzenia planów część coachingu, gdy robimy przegląd pomysłów na życiową zmianę i oceniamy ich szanse na realizację. Bo niezadowolenie z obecnej pracy, chęć doświadczenia czegoś zupełnie nowego potrafią podsunąć wręcz rewolucyjne pomysły na zmiany. O tyle że część z nich może się okazać kolorową bańką mydlaną, która pęknie, gdy tylko dotknie ziemi.

INACZEJ CZY LEPIEJ

Dlatego rolą coacha nie zawsze jest przypinanie skrzydeł. Czasem wręcz przeciwnie – musi najpierw chwycić klienta za nogi i ściągnąć na ziemię, żeby podjął decyzje, opierając się na konkretach, uwzględniając swoje możliwości i okoliczności życiowe, a nie wyłącznie na podstawie optymistycznych wyobrażeń, jak będzie fajnie.

Myśl, że to może nie ta branża i trzeba szukać nowego pomysłu na życie, czasem łapie nas, gdy kiepsko trafimy z pracą albo dzieje się w niej coś, co sprawia, że zaczynamy mieć jej serdecznie dość. Ale to zarazem sytuacja, gdy klienci najszybciej zauważają, że pospieszyli się z myślą o totalnej zmianie.

Co pomaga to zauważyć?  Czujność coacha, którego zaciekawi, jak to było z satysfakcją zawodową danej osoby, zanim trafiła do tej pracy. Co nią kierowało, że wybrała ten zawód. Mając inne punkty odniesienia, zyskujemy nowe spojrzenie na sytuację. Wtedy zaczyna się dostrzegać, że teraz rządzą mną emocje, niezadowolenie, ale tak naprawdę wcale nie chcę pracować w innym zawodzie, tylko w miejscu, gdzie będę mógł zrobić sensowny użytek ze swoich umiejętności. Zwykle coaching kończy się wtedy z poczuciem ulgi i decyzją o zmianie pracy, ale w obrębie branży.

Trzeźwiąco działa też uświadomienie sobie, ile lat jesteśmy już w danej branży i ile wysiłku włożyliśmy w to, by dojść tu, gdzie teraz jesteśmy. Myśl o tym, że mielibyśmy to wszystko zostawić i budować swoją pozycję od zera, sprawia, że zaczynamy się jednak zastanawiać, co możemy zmienić w obecnej sytuacji, żeby było lepiej. Czasami to np. kwestia rezygnacji z pewnych aktywności, zmiany nawyków związanych z pracą czy poprzestawiania życiowych celów.

 

RÓŻNE PERSPEKTYWY

Pomysł o zmianie życiowej możemy urealnić, poznając osoby pracujące w zawodzie, który nas interesuje, a podczas sesji dzięki ćwiczeniom, które pozwalają doświadczyć zmiany. Pamiętam sesje z dwiema osobami – jedna rozważała przebranżowienie i pracę jako fizjoterapeuta, a druga – jako psycholog kliniczny w szpitalu. Obie miały silną potrzebę pracy, w której będą widziały głęboki
sens, a te zawody pasowały do ich wyobrażeń o takim zajęciu. Z tego, w jaki sposób opowiadały o tych zawodach, wynikało jednak, że nie do końca zdawały sobie sprawę, jak wygląda taka praca na co dzień. Zaprosiłam je do ćwiczeń, dzięki którym wyobraziły sobie, jak wygląda dzień pracy w nowym zawodzie: z kim pracują, jakie emocje im wtedy towarzyszą. To pozwoliło im dostrzec to, co dotąd gdzieś umykało. Klientka, która rozważała ścieżkę fizjoterapeuty, uświadomiła sobie, że w dużej mierze oznacza to pracę z ludźmi cierpiącymi, przewlekle chorymi i doszła do wniosku, że byłoby to dla niej zbyt obciążające emocjonalnie. Druga klientka odkryła, że szpital zbyt ją przygnębia. Obie wybrały później inne pomysły na zmianę pracy, uwzględniające odkrycia z ćwiczenia.

Inna klientka, znużona pracą urzędniczą i chętnie relaksująca się u kosmetyczki, zastanawiała się, czy nie otworzyć własnego salonu kosmetycznego. Patrzyła na swój pomysł z perspektywy kogoś, kto korzysta z usług salonu. Zaproponowałam, żebyśmy przyjrzały się temu pomysłowi oczami kogoś, kto tam pracuje. Szybko się okazało, że perspektywa klientki, która przychodzi do salonu miło spędzić czas, i perspektywa kosmetyczki i zarazem właścicielki biznesu – która musi zdobyć odpowiednie umiejętności, zainwestować pieniądze w lokal i wyposażenie, dbać o dopływ klientów, a na dodatek mieć dla nich zawsze uśmiech i miłe słowo – są całkiem różne. Kobieta uznała, że na tym etapie życia nie czuje się już na siłach zaczynać takiego przedsięwzięcia.

Postanowiła zmienić swoją sytuację, wykorzystując te kompetencje, które już ma. Została na rok w obecnej pracy i wykorzystała ten czas na studia podyplomowe dających jej nowe uprawnienia i szanse na ciekawszą pracę.

KUSZĄCE HOBBY

Pomysłem, który często wydaje się szczególnie kuszący, jest zamiana hobby w pracę zarobkową. Przez cały dzień robić to, co się kocha – co może być przyjemniejszego? Ale to tylko wycinek rzeczywistości, ten najbardziej kolorowy. Prowadząc własną działalność, będziemy musieli robić także wiele innych rzeczy, a nie tylko te, które sprawiają nam największą radość.

Zanim się więc podejmie decyzję, warto sprawdzić, czy zmiana rzeczywiście przyniesie takie korzyści, na jakich nam zależy. Jakiś czas temu zaimponowała mi jedna z klientek, która w porę zauważyła w swoim pomyśle coś, co wpędziłoby ją w duży stres, i dlatego zrewidowała swoje plany. Pracowała w branży chemicznej, a po pracy oddawała się swojej wielkiej pasji – wymyślaniu i wytwarzaniu kosmetyków. W pewnym momencie zaczęła się zastanawiać, czy skupić się na szukaniu nowej pracy etatowej, czy zrezygnować z etatu i zrobić ze swojej pasji pracę. O tym chciała zdecydować podczas coachingu. Określiła, kogo widzi jako swoich klientów i jak prowadziłaby sprzedaż kosmetyków, zrobiła różne kalkulacje finansowe. Wszystko zaczynało się układać w konkretny plan, który budził w niej wielki entuzjazm. Klientkę zatrzymało dopiero uświadomienie sobie, jak  wiele spraw miałaby odtąd na głowie, i że to jednak inna sytuacja, gdy kosmetyki kupują zaprzyjaźnione osoby, a zupełnie inna, gdy musiałaby nakłaniać obce osoby do regularnych zakupów, żeby móc się utrzymać. Znała siebie na tyle, że wiedziała, że w tej roli się nie odnajdzie.

Zaczęła sobie też bardziej uświadamiać inne kwestie – że ze względu na rodzinę ceni sobie jednak bezpieczeństwo, pewną przewidywalność. Zauważyła to, bo każdy aspekt zmiany został przedyskutowany w odniesieniu do jej życiowych wartości, a ona realistycznie oceniła swoje pomysły i potrzeby. Po rozważeniu wszystkiego stwierdziła, że jako główne źródło utrzymania wybiera jednak pracę etatową, a kosmetyki będą na razie pasją realizowaną po godzinach, która kiedyś może przerodzi się w coś więcej.

Zyskała spokój i pewność, na czym się skupić w najbliższej przyszłości. Dobrą stroną takiego rozwiązania jest też to, że warto mieć w życiu coś, co robi się wyłącznie dla przyjemności, bez presji zarabiania na tym pieniędzy.

MIT NIEZALEŻNOŚCI

Niezależność jednak kusi. Zwłaszcza gdy relacje z przełożonym sprawiają, że każdego dnia walczy się z myślą, by złożyć wypowiedzenie. Czegoś takiego właśnie doświadczał jeden z moich klientów, pracujący w niedużej firmie. Już od jakiegoś czasu myślał o tym, żeby założyć własny biznes i na zawsze uwolnić się od przełożonych. Wydawało się to rozwiązaniem wszystkich problemów. Do myślenia dało mu to, że do żadnego pomysłu nie był na 100 proc. przekonany. Żeby zdecydować, co dalej, zgłosił się na coaching. Rozumiałam motywacje klienta, ale pomysł o własnym biznesie miał wiele niewiadomych.

W coachingu ważne jest to, żeby samemu to zobaczyć i wyciągnąć własne wnioski. Dlatego zaprosiłam go do ćwiczenia, które pozwoliło mu doświadczyć, jak się czuje w roli samodzielnego przedsiębiorcy na przestrzeni kilku lat. Sesja okazała się przełomem. Klient skonfrontował się z tymi aspektami prowadzenia własnej działalności, które wcześniej niby widział, ale jakby nie do końca się z nimi liczył: zmienne dochody, zmienność mód wśród kupujących, myślenie o pracy cały czas, nie tylko w godzinach od do. Okazało się, że stres wcale nie jest mniejszy niż w pracy etatowej, a zyski mogą go nie rekompensować. Biorąc pod uwagę, że w jego życiu miały też nastąpić inne zmiany, własna działalność gospodarcza oparta na chwiejnym pomyśle była zbyt dużym ryzykiem.

Ćwiczenie pozwoliło też zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak zupełna niezależność, bo jednak ktoś musi chcieć od nas kupić produkt czy usługę. Możemy więc zamienić jedną zależność na inną, wybierając tę, którą jesteśmy bardziej skłonni zaakceptować. Warto też zadać sobie w takiej sytuacji pytanie, co mną bardziej kieruje: chęć bycia przedsiębiorcą czy raczej ucieczki z nielubianego miejsca? Bo to drugie możemy zrobić na kilka sposobów. Mój klient po uwzględnieniu wszystkich okoliczności zdecydował, że priorytetem jest dla niego utrzymanie stałych regularnych dochodów. Swoją potrzebę zmiany postanowił zrealizować, znajdując pracę w pokrewnej branży, na stanowisku dającym mu większą niezależność – bo to było to, czego mu najbardziej brakowało. Uznał, że będzie to też okazja, by rozwinąć te umiejętności, które kiedyś mogą mu się przydać w prowadzeniu własnego biznesu, bo czuł, że nie chce zupełnie porzucać tego marzenia.

INNE ROZWIĄZANIA

Czasami wynikiem coachingu jest nie decyzja o totalnej zmianie, ale uchronienie się przed pochopnymi decyzjami, dlatego że coach zauważy, kiedy brakuje nam realizmu w ocenie pomysłów. To nie zawsze znaczy, że same te pomysły są złe. Z niektórymi po prostu lepiej poczekać, sprawdzić, czy za 2–3 lata są dla nas tak samo ważne, przygotować się do nich.

Niekiedy wynikiem coachingu jest odzyskanie spokoju, ulga, że OK, jestem na właściwej drodze, tylko coś mi zaczęło przeszkadzać, i zdecydowanie, jak chcę ten problem rozwiązać. W każdej z tych sytuacji przedyskutowanie ich podczas sesji coachingowej pomaga znaleźć najlepsze w danych okolicznościach rozwiązania – czasami zupełnie inne od tych, które początkowo rozważamy.