Nie jem mięsa, więc lubię soul

Lato, wakacje, plaża, smażalnia. I hit, sączący się z barowego głośnika. Wytwórnie płytowe zacierają ręce. W tym roku znów udało im się przypodobać masom, co przełoży się na zyski

Prostej recepty na przebój nie ma, ale pewne zasady są jasne – łatwa do zapamiętania melodia, wyraźny refren, prosty tekst. Producenci muzyczni korzystają z programu komputerowego o nazwie Hit Song Science, który analizuje rytm, tempo, natężenie dźwięku utworu i porównuje go z innymi, które w ostatnich latach okupowały szczyty list przebojów. Ale trafić w gusta milionów nie jest łatwo, bo ilu słuchaczy, tyleż muzycznych smaków.

OPERA GŁOSUJE NA PRAWICĘ

Najpierw słuchałem Abby, potem Kraftwerk, później Perfectu i Ultravoksu. W liceum pojawiły się The Cure, Led Zeppelin, Deep Purple. Potem przyszła kolej na jazz, jeszcze później na Michaela Nymana i dziesiątki kolejnych fascynacji. Ale… właściwie dlaczego te? Zdaniem Małgorzaty Kopacz, psychologa i muzykologa z Uniwersytetu Opolskiego (doktorat nt. zależności między osobowością a preferencjami muzycznymi), gust muzyczny zależy od tak wielu rzeczy, że niemożliwe jest dopasowanie gatunku ulubionej muzyki do typu osobowości. „Człowiek nieświadomie tworzy w głowie skomplikowane sieci, na które nakłada się muzyka, zapachy, ludzie, okoliczności.

Lubimy daną melodię, bo dobrze nam się kojarzy. Ktoś może polubić jakiś zespół, ponieważ chce dołączyć do grupy, która akurat go słucha. Później, w miarę dojrzewania, zainteresowania mogą się rozszerzyć, ale sentyment do tej starej muzyki zostanie” – mówi dr Kopacz. Adrian North i David Hargreaves z uniwersytetu w Leicester przebadali 2,5 tys. osób, wypytując ich o preferencje muzyczne i szczegóły z życia. Wnioski są ciekawe. Fakt, że hip-hopu słucha z grubsza dzieciarnia, a klasyki ludzie starsi, to żadna niespodzianka, jednak wniosek, że wśród miłośników opery i muzyki pop przeważają kobiety, a bluesa słuchają niemal wyłącznie mężczyźni, jest interesujący. Okazało się także, że ludzie z udanym życiem osobistym preferują klasykę i stary pop, zaś życiowi rozbitkowie chętniej pląsają przy dźwiękach rapu i muzyce klubowej. Ciekawa wydaje się korelacja muzyki z życiem seksualnym: wśród miłośników opery, muzyki country, klasyki i musicali dominują monogamiści i abstynenci seksualni. Podobnie jest z sympatiami politycznymi: ludzie głosujący na prawicę to fani opery, muzyki country i jazzu, lewicowcy zaś wolą rocka i muzykę indie.

Najwięcej wegetarianów jest wśród fanów soulu, mięsem opychają się głównie bywalcy dyskotek. Fani opery i muzyki klasycznej okazują aprobatę wobec podnoszenia podatków, podczas gdy hip-hopowcy i klubowicze są zdecydowanie przeciwni tego rodzaju pomysłom; pierwsza grupa czyta też poważniejsze gazety i gardzi tabloidami. Maniacy opery regularnie płacą rachunki i oddają na czas długi zaciągnięte dzięki karcie kredytowej, fani rapu – przeciwnie. Miłośnicy jazzu, klasyki i musicali wydają także zdecydowanie więcej pieniędzy na jedzenie niż zwolennicy bardziej odlotowych gatunków. Gdy Andrzej Lepper zdradził kiedyś w jednym z wywiadów, że „lubi muzykę, lubi zespoły, piosenki sentymentalne Geppert, Krawczyka, Rodowicz”, do tego słucha zespołu Ich Troje, a najbardziej uspokajają go melodie ludowe i patriotyczne, media z upojnym rozbawieniem cytowały jego wypowiedź. Taki wybór intuicyjnie pasował do osoby, która raczej nie zechce skoczyć w piątkowy wieczór na koncert do studenckiego klubu.

NA MUZYCZNYM HAJU

Słuchając muzyki – uruchamiamy marzenia, poprawia nam się humor, wydajemy się sobie bardziej atrakcyjni, przebojowi, towarzyscy. Toż to objawy jak po zażyciu jakiegoś wzmacniacza! To zjawisko jest trudne do zbadania, ponieważ człowiek pozwala sobie na muzyczny odjazd wtedy, gdy nikt go nie widzi (bądź obok są sami swoi) – podczas badania laboratoryjnego trudno się wyluzować. Daniel Levitin z uniwersytetu w Montrealu, neuropsycholog i pionier nowej dziedziny psychologii – neurobiologii muzyki, zdołał udowodnić, że muzyka wywołuje zwiększenie ilości dopaminy w jądrze półleżącym – obszarze mózgu odpowiedzialnym za odczuwanie przyjemności.

A zatem muzyka działa dosłownie jak narkotyk! Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego pewne dźwięki przyjemnie pobudzają, a inne męczą. Intuicyjnie wolimy łagodne melodie od miarowych, metalicznych stuków młota pneumatycznego, ale z naukowego punktu widzenia to poważniejsza zagadka. Wiadomo, że człowiek źle znosi dźwięki pracujące w fazie z biciem serca, co prowadzi nawet do zapaści. Amerykanie są oskarżani o stosowanie muzycznych tortur w Guantanamo, gdzie przez wiele godzin gnębiono więźniów nie tylko metalem, ale m.in. twórczością Christiny Aguilery (w tej sprawie Pentagon prowadzi śledztwo). Levitin uważa, że muzyka ma jakąś ewolucyjną funkcję. W końcu niektóre zwierzęta starają się zainteresować sobą partnera, posuwając się do czegoś w rodzaju śpiewu – choćby u ptaków to istotny element godów. Naukowiec zajął się więc ciekawym wątkiem atrakcyjności seksualnej ludzi muzyki. Przykład wybrał jaskrawy, znęcając się bezlitośnie nad Keithem Richardsem, gitarzystą the Roling Stones. Jak facet, który wygląda jak śmierć, może się podobać tylu atrakcyjnym kobietom? – pyta. Choć muzyka działa na mózg jak narkotyk, to jest dużo mniej demokratyczna. Na amfetaminę wszyscy reagują podobnie, na piosenki – różnie. Wystarczy przypomnieć protest brytyjskich handlowców, dla których kolejna perspektywa spędzenia świąt wśród kolęd była nie do zniesienia – więc pozwali pracodawców do sądu. Człowiek nie jest jedynym gatunkiem uwrażliwionym na subtelne dźwięki. Na melodie reagują też zwierzęta domowe – ponoć tuczniki w najsmaczniejszą szynkę obrastają przy klasyce.

Max Suski