Nowa mapa mózgu i jej konsekwencje. Jesteś “działaczem” czy “postrzegaczem”?

Czy nowy podział mózgu na dolny i górny wywróci do góry nogami nasze myślenie o myśleniu?
Nowa mapa mózgu i jej konsekwencje. Jesteś “działaczem” czy “postrzegaczem”?

Wstajesz rano i jedziesz do pracy, podobnie jak miliony ludzi na świecie. Podobnie, ale nie identycznie. Bo czy z góry planujesz, co dziś zrobisz? Gdy po drodze twoje auto zepsuje się albo pociąg zatrzyma, bo z powodu mrozu popękały tory, czy wpadasz w panikę, analizując szybko, jak na nowo poukładać dzień? A może jednak relaksujesz się, bo przecież nie warto się martwić na zapas – w końcu co możesz poradzić na to, że zima znów zaskoczyła drogowców i kolejarzy?

A gdybym powiedział ci, że to, w jaki sposób reagujesz, może mieć związek z tym, którą część swojego mózgu częściej wykorzystujesz? Pewnie wzruszyłbyś ramionami. To żadna nowość, od dawna wiadomo, że prawa półkula odpowiada za procesy twórcze, a lewa za analityczne. Nawet ostatnio w drodze do pracy widziałeś ogłoszenie: „Zwiększ swoją kreatywność. Kurs ćwiczenia prawej półkuli. Szybkie efekty!”.

Wyobraź sobie jednak, że nie chodzi o podział na lewą i prawą półkulę, ale na część górną i dolną. Co z niego wynika? Stephen M. Kosslyn i G. Wayne Miller, autorzy opublikowanej w USA w 2014 roku książki „Top Brain, Bottom Brain: Surprising Insights Into How You Think” (Mózg górny, mózg dolny. Zaskakujące spojrzenie na to, jak myślimy), przekonują, że całkiem sporo. Czy ich pomysły to rewolucja w myśleniu o myśleniu?

Jak Sylwiusz mózg przepołowił 

Sam podział mózgu na część dolną i górną wzdłuż bruzdy Sylwiusza nie jest nowy – dokonał go XVII-wieczny holenderski anatom (Sylwiusz właśnie). Tyle że amerykańscy badacze obu tym częściom przypisują odmienne funkcje. Górna zbiera informacje na temat otoczenia, aby na tej podstawie opracować cele. Formułuje plany, a także oczekiwania dotyczące konsekwencji ich realizacji. W miarę jak plan jest realizowany, kontroluje postępy i koryguje plan. Mózg dolny organizuje bodźce zmysłowe, porównując to, czego doświadczamy, z tym, co mamy w pamięci. Na tej podstawie klasyfikuje zdarzenia i je interpretuje.

Co popchnęło Kosslyna i Millera do takich wniosków? Wszystko zaczęło się w roku 1982 od badania rezusów. Mortimer Mishkin i Leslie G. Ungerleider z National Institute of Mental Health uczyli rezusy wykonywania dwóch zadań. W pierwszym pokazywano im trzy kubeczki, z których jeden zawierał smakołyk. Zmieniano ich położenie, ale jedzenie zawsze było w tym samym pojemniku, więc zwierzęta uczyły się rozpoznawać jego kształt i kolor. W drugim zadaniu pojemnik z jedzeniem umieszczano za jedną z szarych tablic.

 

Położenie jedzenia zmieniano, ale było ono zawsze za tablicą stojącą bliżej piłeczki. I tym razem małpy nauczyły się znajdować smakołyki. Potem części zwierząt usunięto fragment tzw. mózgu dolnego (płatu skroniowego), reszcie – część mózgu górnego (płatu ciemieniowego). Zwierzęta z pierwszej grupy straciły umiejętność rozpoznawania kształtu, te z drugiej – lokalizacji. Kolejne badania prowadzone np. za pomocą rezonansu magnetycznego już na ludziach potwierdziły, że przetwarzanie informacji przez płat skroniowy odgrywa kluczową rolę w percepcji wzrokowej (poczucie, że już widzieliśmy gdzieś dany obiekt, np. psa danej rasy), podczas gdy przetwarzanie danych w płacie ciemieniowym pozwala nam na ocenę relacji przestrzennych (np. ta piłka leży na lewo od koszyka).

„Kosslyn był wtedy młodym naukowcem. Przez kolejne trzy dekady wiele jego badań dotyczyło właśnie różnic w funkcjonowaniu mózgu dolnego i górnego” – opowiada „Focusowi” G. Wayne Miller, współautor książki.

Jak dół z górą pracuje

Spróbujmy wyjaśnić współdziałanie dołu z górą na przykładzie. Czekamy na pociąg do domu na dworcu i nagle z masy nieznanych podróżnych, „z twarzy podobnych do nikogo”, wyławiamy kumpla ze studiów. Mózg dolny podsuwa nam odpowiednie wspomnienie i już wiemy: to Marcin, z którym w niejednym lesie tropiliśmy wilki. Jego obraz pociąga kolejne skojarzenia: Marcin od lat siedzi w Uppsali i rzadko wpada do Warszawy, rok już się nie widzieliśmy, a że jest przy okazji ojcem chrzestnym naszego syna i świetnym kompanem do nocnych Polaków rozmów (o które trudno na obcej, szwedzkiej ziemi), to warto… 

Tu włącza się odpowiedzialny za tworzenie planów mózg górny, który podpowiada, by ignorując normy społeczne, wrzasnąć przez pół peronu: „Marcin! Kopę lat!” i popędzić w kierunku przyjaciela. Wsiadamy więc razem z nim do pociągu, po drodze dzwoniąc do żony, która komunikuje nam, że lodówka jest pusta. Mózg dolny rejestruje nowe okoliczności. Plan jak najszybszego ogrzania się przy rozpalonym kominku wymaga modyfikacji, mózg górny formułuje więc koncepcję udania się do najbliższego sklepu i zrobienia szybkich zakupów. Przy półce z winami mózg dolny podsuwa wspomnienie sylwestra spędzone- go z kumplem kilka lat temu w górach, mózg górny znów formułuje plan i w koszyku ląduje szampan. Brzmi logicznie i prosto, prawda?

Niestety, nie u każdego współpraca między górą a dołem przebiega tak płynnie. Niektórzy, i owszem, korzystają zarówno z tego, co przekazuje im góra, jak i z tego, co sugeruje dół, a więc formułują plany, realizują je, oceniają efekty i w zależności od wyniku potrafią modyfikować swoje działania. To tzw. działacze (ang. mover). Druga grupa to postrzegacze (ang. perceiver), którzy korzystają głównie z mózgu dolnego, ale gorzej idzie im planowanie i realizowanie tych planów. 

 

Te osoby zatem rozpoznałyby kolegę na dworcu i powspominały stare czasy, ale plan zaproszenia go na kolację w ich głowie by nie powstał. Trzeci typ to adaptatorzy (ang. adaptator) – w niewielkim stopniu używają zarówno dolnego, jak i górnego mózgu, zamyślą się na widok znajomej twarzy, ale jeśli ze strony kolegi nie padnie propozycja spotkania, pójdą dalej. Ostatni typ to stymulatorzy (ang. stimulator), korzystający głównie z mózgu górnego: mają mnóstwo planów i pomysłów, gorzej z ich realizacją. Na widok kolegi zarzucą go zaproszeniami na kolację, kręgle i piwo, ale skończy się na rozmowie na dworcu.

Aby się przekonać, w którym systemie najczęściej działa twój mózg, zrób przerwę w czytaniu i rozwiąż test na stronie www. topbrainbottombrain.com. Sprawdź, czy bliżej ci do braci Wright, Emily Dickinson czy może Elizabeth Taylor?

Jak stymulatorzy burzę mózgu robili

Przebadałem się. Okazało się, że najbliżej mi do stymulatora, ale stosuję też styl działacza. Przebadałem żonę – jest postrzegaczem – w sumie się zgadza, bacznie obserwuje wszystko dookoła, martwi się, co inni o niej myślą, co pomyśleli i co pomyślą. Za dużo analizuje. „Zrozumienie naszych zachowań, które wynikają z odmiennych stylów poznawczych, może być pomocne w pracy, związkach, rodzinie. Chcemy, by nasza teoria zachęcała czytelników do oceny samych siebie, a przez to miała wpływ na ich życie” – mówi w rozmowie z „Focusem” Stephen Kosslyn.

Może zapytam autorów, co im wyszło? „Zabawne, że o to pytasz” – śmieje się Kosslyn, przyznając, że obaj z Millerem są działaczami. „Nic dziwnego, że tak dobrze nam się razem pracuje” – dodaje. Mam wątpliwości. Czy zespół złożony z samych działaczy może dobrze funkcjonować? Czy między żądnymi władzy działaczami nie rozegra się walka o dominację? „Nie zbadaliśmy tego, ale wydaje nam się, że taka rywalizacja jest bardziej możliwa, choć ktoś operujący w stylu działacza, kto na bie- żąco ocenia sytuację i dopasowuje działania do zmieniających się okoliczności, powinien sobie z tym poradzić. Inaczej sytuacja wyglądałaby w zespole samych stymulatorów, tam z pewnością powstawałoby wiele planów, ale nie byłyby wprowadzane w życie” – wylicza Kosslyn. Fakt, zespół samych kreatywnych – koszmar każdej agencji reklamowej!

 

W 2005 r. grupa naukowców pod kierownictwem J. R. Hacmana spośród 2 tys. przebadanych za pomocą kwestionariusza wyobraźni przedmiotowej i przestrzennej wybrała 200 osób: połowa uzyskała bardzo dobre rezultaty w orientacji przedmiotowej  mózg dolny), a złe w przestrzennej (mózg górny), druga połowa odwrotnie. Następnie w parach musieli przejść wirtualny labirynt. Jedna osoba za pomocą dżojstika miała przez trzy minuty nawigować po labiryncie, druga odznaczać obiekty, których kształt dwa razy się powtórzył. Część badanych obsadzono zgodnie z predyspozycjami: zorientowany przestrzennie nawigował, a jego partner oznaczał pionki. Części jednak role przydzielono niezgodnie z predyspozycjami. W trzeciej grupie obaj partnerzy byli albo „top-brain”, albo „bottom-brain”.

Najlepsze rezultaty osiągnęły te drużyny, w których rola zgadzała się z predyspozycją. Ale gdy badanym pozwolono na porozumiewanie się,  ci z drugiej grupy zaczęli sobie radzić tak dobrze jak grupa pierwsza. Dzięki komunikacji osoba o dobrej orientacji przestrzennej pomagała partnerowi nawigować, podczas gdy on pomagał jej odznaczać pionki. Co ciekawe, ci z grupy trzeciej zaczęli wówczas popełniać więcej błędów niż wcześniej, bo choć nie mieli kompetencji np. w nawigowaniu, to się kłócili.

„Zamiast próbować na siłę sprostać wszystkim zadaniom, powinniśmy w sytuacjach, gdy styl, w którym operujemy, się nie sprawdza, szukać pomocy u kogoś, kto działa w stylu najlepszym do danego zadania” – przekonują Kosslyn i Miller. 

Bo dobry zespół, jak dobry rząd, wymaga premiera, który działa, doradców, którzy poddadzą analizie jego pomysły, a wreszcie adaptatorów – urzędników, którzy je wdrożą. 

Jak działacze uśpili moją czujność

Czy rewolucja, którą wieszczą Kosslyn i Miller, nie jest przesadzona? Autorzy „Top Brain, Bottom Brain” uśpili moją czujność: rozprawili się z mitem o dominacji prawej bądź lewej półkuli tylko po to, by w miejsce starego podziału zaproponować nowy – na mózg dolny i górny. „Ciekawe jest to, że choć Kosslyn i Miller mówią o podziale na dół i górę, to podkreślają, że obie części z sobą współpracują. Wprawdzie psychologia też mówi o procesach z góry do dołu i z dołu do góry, ale ma na myśli raczej teorie umysłu, a nie wyraźny podział mózgu” – mówi dr Dorota Karwowska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, która specjalizuje się w tematyce pamięci i emocji. Martwi ją, że autorzy książki tak szybko od poziomu biologicznego przechodzą do snucia teorii na temat procesu myślenia, a nawet odmiennych ludzkich osobowości.

 

„Sceptycznie odnoszę się do teorii, które chcą ludzi na siłę zaszufladkować. To dobrze wygląda, ale trudno na tej podstawie przewidywać ich przyszłe zachowania. Przecież ktoś, kto zwykle jest bierny, działa – wg zaproponowanej typologii – np. jako postrzegacz, w sytuacji ekstremalnej na pewno zmieni się w działacza” – przestrzega dr Karwowska. Sami autorzy „Top Brain, Bottom Brain” twierdzą, że w pewnych sytuacjach zachowujemy się nietypowo dla nas samych, ale trudno jest zmienić swój dominujący styl. „Prof. Jan Strelau, świetny specjalista od spraw temperamentu i osobowości, zawsze podkreśla, że większość naszych zachowań, poza pewnymi predyspozycjami genetycznymi, to efekt wychowania. Od nas zależy, czy dając dziecku pozytywne sygnały, nauczymy je planować i działać, a nie od tego, czy urodziło się działaczem, czy postrzegaczem” – dodaje dr Karwowska.

Do odkryć Stephena Kosslyna i G.Wayne’a Millera warto podejść z przymrużeniem oka. Możemy wprawdzie powiedzieć o przyjaciółce, która nigdy nie zjawia się o umówionej godzinie, bo zawsze jej coś wypadnie, że jest stymulatorem, ale do rezonansu jej raczej nie wsadzimy, by sprawdzić, czy jej mózg dolny działa trochę gorzej. Żona, od czasu testu, z którego wyszło, że jest jak poetka Emily Dickinson, czeka, aż spłynie na nią natchnienie i zacznie pisać wiersze. Polecałem jej prace w ogrodzie, ale niestety spadł śnieg.