Miejscem działania wędkarza było miasto Manitowoc w stanie Wisconsin. Mężczyzna wyjaśnił w rozmowie z mediami, że historia z 13 maja miała bardzo niepozorny początek. Najpierw dostrzegł zagadkowe odczyty wykonane przez sonar. Takie urządzenia są stosowane w celu określenia ukształtowania dna i głębokości, a także wykrywania ławic ryb. Thuss nie spodziewał się jednak, że na ekranie dostrzeże coś jeszcze.
Z jego relacji wynika, jakoby na pierwszy rzut oka było bardzo trudno stwierdzić, z czym ma do czynienia. Obiekt, który zobaczył, znajdował się na niewielkiej głębokości, wynoszącej zaledwie trzy metry. Bliższe oględziny wykazały, iż chodzi o wrak statku, który uległ zatonięciu ponad sto lat temu.
Czytaj też: Grób przyjaciela Aleksandra Wielkiego ma kosmiczne powiązania. Aż trudno w to uwierzyć
Kiedy sprawą zainteresowali się eksperci, wyszło na jaw, że mają do czynienia z J.C. Ames. Był to holownik o długości około 50 metrów, który został celowo zatopiony w 1923 roku. Mówimy więc o znalezisku liczącym dokładnie 102 lata. Szczegółowymi informacjami w tej sprawie dzielą się przedstawiciele Wisconsin Historical Society.
Współpracując z przedstawicielami innych instytucji, doszli do wniosku, że wrak mógł zostać naruszony stosunkowo niedawno, na przykład za sprawą zimowych sztormów. W ich konsekwencji z wraku zostały zrzucone warstwy błota i piasku. Został wtedy odsłonięty i wkrótce później pokryty przez inwazyjny gatunek małży.
Być może najbardziej niebywałe w całej historii jest coś innego. Christopher Thuss dokonał tego odkrycia, ale jego macocha nieprzypadkowo była nazywana legendą w dziedzinie poszukiwania wraków. Jej prawdopodobnie największym sukcesem w tej materii była identyfikacja trzech zatopionych jednostek w ciągu trzech dni. Christopher nie ma jeszcze takich osiągnięć, ale bez wątpienia zanotował dobry początek.
Odkrycie dokonane w wodach jeziora Michigan odnosi się do wraku holownika, który zatonął w 1923 roku
Znaleziony przez niego statek został zbudowany w Manitowoc w 1881 roku. Kosztował 50 000 dolarów i został nazwany J.C. Perrett. Po uwzględnieniu inflacji oraz innych czynników taka kwota obecnie oznaczałaby wydatek rzędu miliona dolarów. Taki holownik był bardzo szybki, co stanowiło następstwo wykorzystywania silnika o mocy 670 koni mechanicznych.
Czytaj też: Maltańska cywilizacja starsza, niż nam się wydawało. Historię wyspy trzeba przepisać
Pierwotnie stosowano go na potrzeby przewozu drewna. W 1889 roku brał udział w kolizji, po której trzeba było poddać go naprawom. Z czasem trafił na wyposażenie kolejnej firmy, gdzie stosowano go na potrzeby holowania barek kolejowych między Chicago a Peshtigo w stanie Wisconsin. Wtedy też został poddany modernizacji i przemianowany na J.C. Ames. W 1908 roku doszło do kolejnej sprzedaży: tym razem holownik odpowiadał za holowanie barek wypełnionych drewnem celulozowym. Ostatnia transakcja nastąpiła w 1918 roku, a jej uczestnikami byli przedstawiciele Newaygo Tug Line.
W takich okolicznościach holownik zakończył swoją karierę, ponieważ po kilku latach nie nadawał się już do użytku i został celowo zatopiony. Spoczywał w wodach jeziorach Michigan od 1923 roku. Podobny los spotkał wiele innych jednostek, choć jak na razie udało się odnaleźć tylko część z nich. Zwykle dzieje się tak, gdy sztormy naruszą dno na tyle, by wynieść wraki bliżej powierzchni.