Odkryli górę dwukrotnie wyższą od najwyższego budynku świata. Nikt jej wcześniej nie widział

Mogłoby się zdawać, że do XXI wieku podróżnicy wszelkiej maści, ale także wszystkie instrumenty badawcze, czy nawet satelity obserwujące powierzchnię Ziemi z wysokości kilkuset kilometrów zobaczyły już wszystko, co da się zobaczyć na powierzchni Ziemi. Okazuje się jednak, że wciąż na powierzchni naszej planety można znaleźć coś, czego nie widział nikt wcześniej.
Odkryli górę dwukrotnie wyższą od najwyższego budynku świata. Nikt jej wcześniej nie widział

Powierzchnia Ziemi w ponad siedemdziesięciu procentach pokryta jest wodą. Nie bez powodu wszak określa się naszą planetę mianem błękitnej planety. Jeżeli zatem chcemy przyjrzeć się strukturom geologicznym na jej powierzchni, powinniśmy przygotować się na częste zaglądanie pod powierzchnię wody. Tak też zrobili naukowcy, którzy badali dno morskie na pokładzie statku badawczego Falkor. To oni właśnie natknęli się i udokumentowali istnienie wygasłego wulkanu na dnie Pacyfiku. Wierzchołek wulkanu wznosi się na ponad 1500 metrów nad otaczające go dno morskie. Warto sobie uzmysłowić zatem, że całkowicie zanurzona pod wodą góra jest dwa razy wyższa od Burdż Chalify, najwyższego obecnie budynku na świecie.

Do odkrycia charakterystycznej formacji skalnej w kształcie stożka, której wysokość w stosunku do otoczenia szacuje się na 1600 metrów doszło podczas prowadzonej w miesiącach letnich wyprawy badawczej zorganizowanej przez Schmidt Ocean Institute. Bez specjalistycznego sprzętu znajdującego się na pokładzie Falcora odkrycie byłoby praktycznie niemożliwe. Mimo sporych rozmiarów samego wulkanu znajduje się on na głębokości 4000 metrów pod powierzchnią wody. Jego szczyt zatem nadal znajduje się 2400 metrów pod powierzchnią wody. Badacze z SOI wskazują na fakt, że odkrycie to powinno nam uświadomić, jak wciąż niewiele wiemy o powierzchni naszej planety. Mało kto by pomyślał, że na Ziemi wciąż mogą być nieodkryte struktury geologiczne tak imponujących rozmiarów.

Cały stożek wulkanu u podstawy zajmuje powierzchnię 14 kilometrów kwadratowych i znajduje się około 156 kilometrów od na wodach międzynarodowych Oceanu Spokojnego, nieco ponad 100 kilometrów od granicy wód terytorialnych Gwatemali. Nikt specjalnie wulkanów nie szukał. Naukowcy ze Schmidt Ocean Institute odkryli go podczas podróży z Kostaryki do wzniesienia wschodniego Pacyfiku, czyli do granicy sześciu różnych płyt tektonicznych.

Naukowcy zwracają uwagę na to, że takie podmorskie góry, jak ta właśnie przez nich odkryta są niezwykle cenne dla oceanicznego ekosystemu. Dno oceanu zazwyczaj pokryte jest luźnymi osadami i ciężko tam znaleźć twarde podłoże. Gdy się zatem trafi taka powulkaniczna góra, na jej zboczach życie aż kwitnie. Można tam znaleźć całą paletę koralowców, gąbek i bezkręgowców.

Co jednak najciekawsze, wszystko wskazuje na to, że takich odkryć jak to przed nami jeszcze wiele. Dane pochodzące z satelitów obserwujących Ziemię wskazują bowiem, że na zidentyfikowanie i zbadanie czeka jeszcze jakieś… ponad sto tysięcy mniejszych i większych gór podwodnych. Naukowcy zajmujący się mapowaniem dna morskiego mają przed sobą zatem sporo pracy do wykonania. Tak się składa, że akurat my żyjemy w takich czasach, w których człowiek po raz pierwszy ma możliwość rozpoczęcia badania podwodnej części Ziemi.

Warto tutaj jednak zauważyć, że badacze z SOI regularnie ostatnio dostarczają nowych odkryć z podwodnego świata. W kwietniu zespół uczestniczący w ekspedycji mapującej dno oceanu za pomocą Falkora odkrył trzy nowe pola kominów hydrotermalnych na grzbiecie środkowoatlantyckim. W sierpniu ten sam zespół ogłosił istnienie ukrytego podziemnego świata pełnego stworzeń morskich na Wzgórzu Wschodniego Pacyfiku, a ostatnio także udało się odkryć dwie wcześniej nieznane góry podwodne i dziewicze rafy koralowe w pobliżu wysp Galapagos. Możemy zatem być pewni, że wkrótce znów usłyszymy coś ciekawego.