Polska niewolników: Czy Piastowie handlowali żywym towarem?

Czy Piastowie zbudowali państwo polskie na handlu żywym towarem? Coraz więcej odkryć archeologicznych wskazuje, że szokująca i bardzo niewygodna koncepcja powstania Polski ma mocne podstawy.

Pochodzenie Polan i ich władców Piastów jest niejasne. Najczęściej uznaje się ich za plemię słowiańskie, które ze swego ośrodka w Wielkopolsce zaczęło w X w. skuteczny podbój okolicznych ziem. Niektórzy kontrowersyjni badacze utrzymują jednak, że Polanie byli wikingami przybyłymi z terenów Rusi bądź sarmackimi Alanami. Albo nawet zbieraniną wojów różnego pochodzenia, którzy pod wodzą zdolnego watażki osiedlili się w Wielkopolsce i sterroryzowali tamtejsze plemiona rolnicze.

IMPORT EKSPORT

Tak czy inaczej Polanie – jeśli nawet byli w 100 procentach Słowianami – sąsiednich plemion nie uważali za pobratymców. Jak ustalili archeolodzy, w pierwszych dekadach X stulecia doszło do prawdziwej zagłady małych plemiennych gródków wielkopolskich. Doszczętnie spalono m.in. grody w Spławiu, Bruszczewie, Samarzewie. Kmiecie, którzy się w nich schronili przed Piastami, zapewne nie wołali zachwyceni: „Och, jak cudownie! Powstaje państwo polskie!”.

Co się jednak stało z tymi ludźmi? Nie posiadamy żadnych miejscowych źródeł pisanych z tego okresu. Można jednak próbować dokonać rekonstrukcji na podstawie innych informacji – źródeł obcych i znalezisk archeologicznych. Część nieszczęśników ze Spławia czy Samarzewa zginęła pod ciosami mieczów, ale przecież Piastowie nie prowadzili podbojów w celu eksterminacji ludności. Nie byli im potrzebni ludzie martwi. Potrzebowali żywych, gdyż tylko żywi mogli im przynieść dochód.

„Odpowiednikiem dzisiejszego parku maszynowego była w ówczesnej gospodarce siła żywa: konie, woły, ludzie – mówi „Focusowi Historia” mediewista prof. Jarosław Wenta z toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. – Eksport ludzi z terenów obecnej Polski był bardzo opłacalny i odbywał się na skalę hurtową. Jestem przekonany, że odegrał dużą rolę w budowie państwa Piastów”.

W OBROŻACH JAK PSY

We wczesnym średniowieczu rzymskie słowo oznaczające niewolnika – servus – zostało wyparte na Zachodzie przez inny termin – sclavus. Dlaczego? Sclavus oznaczał początkowo Słowianina, czyli członka jednego z tajemniczych plemion, które pojawiły się w Europie Środkowowschodniej w V–VI w. Jak łatwo się domyślić, na Zachód dostarczano takiej ilości spętanych sznurami Sclavusów, że w VIII w. nazwa etniczna dała początek nowemu określeniu człowieka niewolnego. Również w języku arabskim wyraz Słowianin – Siqlab – zaczął oznaczać niewolnika.

Źródła bizantyjskie z tamtych czasów potwierdzają, że sami Słowianie szczególnie chętnie parali się porywaniem ludzi. Po najazdach na terytoria Cesarstwa Bizantyjskiego na południe od Dunaju wracali do siebie, pędząc tłumy niewolników. Ale nie ograniczali się do łapania „obcych”. Byli podzieleni na setki plemion, które walczyły między sobą. Brańców sprzedawali bądź wykorzystywali we własnych gospodarstwach.

Podobny sposób funkcjonowania przyjęli również Piastowie. Wobec niektórych sąsiadów stosowali go bardzo długo. Na przełomie 1110 i 1111 r. Bolesław Krzywousty uderzył na pogańskich Prusów i – jak pisze nasz pierwszy kronikarz Gall Anonim – „zgromadził niezmierne łupy, biorąc do niewoli mężów i kobiety, chłopców i dziewczęta, niewolników i niewolnice niezliczone, paląc budynki i mnogie wsie”. Można wysnuć z tego opisu prosty wniosek. Dla X-wiecznych Polan okoliczne plemiona słowiańskie były tak samo obce jak Prusowie dla Krzywoustego w XII w. Traktowano je w podobnie brutalny sposób, a może jeszcze gorzej.

Terytorium obecnej Polski zajmowało w X w. sporo niewielkich plemion. Tworzyli je głównie prymitywni rolnicy, mieszkający w zakopconych ziemiankach i półziemiankach razem ze zwierzętami domowymi. Jak ustalili archeologowie, piastowscy woje bezceremonialnie przesiedlali ludność podbijanych terenów w zależności od własnych potrzeb. Niewykluczone, że stosowali podobne metody jak Czesi, zakładający brańcom żelazne obroże na szyje, dzięki czemu mogli prowadzić ich niczym psy na smyczy. Następnie wielki tłum nieszczęśników, przywiązanych do jednego długiego sznura, pędzono na nowe miejsce osiedlenia.

 

MILION SREBRNYCH MONET

Większość brańców była osadzana wokół piastowskich grodów, by pracowali tam dla swych nowych panów. Przesiedlając i mieszając ludność z różnych terenów, Piastowie niszczyli tradycyjne wspólnoty, które mogłyby stać się zalążkiem ewentualnego oporu. To znana technika sprawowania władzy – w XX w. będzie się nią posługiwał np. Stalin. Jak wynika z ustaleń archeologów, Piastowie dokonali w X stuleciu w Wielkopolsce prawdziwej demograficznej rewolucji. Niektóre tereny kompletnie ogołocili z ludności. Z kolei centralny rejon wokół Gniezna, jeszcze około 900 r. prawie zupełnie niezamieszkany, stał się po stu latach najgęściej zaludnioną częścią prowincji. 

Część jeńców Polanie sprzedawali w niewolę za granicę. Żywy towar kupowali nabywcy z przodującego wówczas gospodarczo świata islamskiego. Za niewolników płacili dirhemami, srebrnymi monetami arabskimi wysokiej jakości. „Ilość znalezionego w północnej Europie srebra z tamtych czasów wskazuje, że skala tego handlu była bardzo duża, zapewne rzędu kilku tysięcy ludzi rocznie – mówi „Focusowi Historia” dr Marek Jankowiak, historyk z Uniwersytetu w Oksfordzie. – Przy czym dotyczy to ogólnie ziem, z których eksportowano niewolników, a nie tylko tych, które później weszły w skład Polski”.

Dr Jankowiak bada znaleziska dirhemów. W naszej części Europy odkryto do dziś ponad 1000 skarbów z tymi monetami. Jak się szacuje, w sumie mogły zawierać nawet milion monet. Polska należy przy tym do krajów o największej liczbie znalezisk tego typu.

Arabskie monety napływały na wschód przez cały IX i X w., ale szczególnie dużo skarbów zmagazynowano w latach 50. X stulecia, w okolicach Kijowa i w Wielkopolsce. Jest to okres, w którym rodzi się państwo piastowskie! Jego główny ośrodek Gniezno zbudowano około 940 r., zapewne rękami brańców spędzanych z okolicznych terytoriów. Jak możemy przypuszczać, pozostali zostali sprzedani handlarzom żywym towarem. „Dirhemy na polskich ziemiach praktycznie mogły pochodzić tylko z handlu niewolnikami. Były tu oczywiście również futra i bursztyn, ale Arabowie woleli lepsze futra z północnej Rusi, a bursztynem w ogóle nie byli zainteresowani” – podkreśla dr Jankowiak.

SEKRET PUSTYCH GRODÓW

Sprowadzaniem słowiańskich niewolników do państw arabskich parali się żydowscy kupcy, tzw. radanici. Należał do nich m.in. Ibrahim ibn Jakub, handlarz i dyplomata, w którego pismach znajdują się wczesne wzmianki o państwie Mieszka I. Pochodzący z kalifatu kordobańskiego Ibrahim podróżował po ziemiach słowiańskich w latach 965–966. Odwiedził prowadzące handel żywym towarem państewko Obodrytów. Do samej Wielkopolski nie dotarł, informacje o państwie piastowskim zgromadził prawdopodobnie podczas pobytu w Pradze. Czeska stolica była wówczas największym ośrodkiem handlu niewolnikami w tej części Europy.

„Zbudowana z kamienia i kredy, jest największym miastem targowym ze wszystkich krajów słowiańskich – pisał Ibrahim. – Do niego przybywają z miasta Kraków, Ruś i Słowianie z towarami (…), a sprowadzają ze sobą niewolników, cynę i różne skóry”. Handlem żywym towarem zajmował się czeski książę Bolesław II, szwagier Mieszka I. Nie miał skrupułów, jeżeli chodzi o sprzedawanie chrześcijan, za co krytykował go biskup Wojciech, późniejszy święty.

Ludzi pojmanych przez piastowskich władców sprzedawano zapewne nie tylko w Pradze, ale też na dwóch wielkich targach na wschodzie: w Bułgarze nad Kamą i w Itilu w dorzeczu Wołgi. Z tego handlu pochodzi prawdopodobnie większość dirhemów znalezionych na ziemiach polskich. W Pradze posługiwano się bowiem w transakcjach jako środkami płatniczymi raczej kawałkami tkanin (te już bezpowrotnie zaginęły).

To do organizowania handlu niewolnikami mogły służyć specjalne drewniane grody na wzgórzach – punkty etapowe w marszach kolumn niewolniczych. Taki gród stanowił właściwie tylko wał z drewnianych pali; w środku nie było żadnych zabudowań albo mieścił się tylko jeden czy dwa budynki. Niewolnicy spali na gołej ziemi. W budynku mógł mieć swą siedzibę dowódca drużyny wojów. To także tam nadzorcy mogli wykorzystywać seksualnie swoje branki.

Na terenach Polski odkryto szczególnie dużo takich grodów. Jeden z największych w Naszacowicach nad Dunajcem. Na powierzchni 15 ha mieściły się tam być może tylko dwa budynki. Archeolodzy prowadzący przez 20 lat wykopaliska nie znaleźli prawie żadnych przedmiotów charakterystycznych dla normalnego osadnictwa. Wskazuje to, że gród był po prostu wielką zagrodą dla „ludzkich stad”. Zapewne stanowił też węzłowy punkt na drodze handlowej wiodącej z ziem polskich do Pragi. Być może to tutaj drużyny piastowskie czekały na odbiór „towaru” przez nabywców z Czech. Dokonywano transakcji, po czym Czesi pędzili brańców do Pragi, a Polanie wracali z zapłatą na północ.

 

Z SIOŁA DO HAREMU

Wielkim rynkiem zbytu słowiańskich niewolników była przodująca pod względem rozwoju gospodarczego muzułmańska Hiszpania. Ale tysiące spętanych Słowian pędzono nie tylko tam. Jeden z arabskich autorów pisał o istnej „słowiańskiej szarańczy”, którą obserwował w Bagdadzie. Ładne młode kobiety i chłopców kupowano tam do służby domowej; rzadziej do pracy na roli i w kopalniach. Duża odległość powodowała, że opłacało się dostarczać głównie drogich „domowych” niewolników. Działający dla hiszpańskich kalifów żydowscy kupcy poszukiwali z kolei młodych chłopców do służby wojskowej i pracy w administracji, a także eunuchów do haremów. Dlatego część Słowian kastrowano po drodze na południowy zachód. Przez jakiś czas odbywało się to na dużą skalę na rynku w Verdun.

Niektórzy spośród zdolniejszych młodych Słowian robili nawet błyskotliwą karierę w Hiszpanii czy północnej Afryce. Przyjąwszy islam i nauczywszy się arabskiego, zostawali dowódcami wojskowymi, dworzanami czy gubernatorami.

Źródła potwierdzają, że polowaniami na ludzi zajmowały się liczne plemiona czy grupy wojownicze w naszej części Europy. Polanie nie byli wyjątkiem. Rusowie, Czesi czy Pomorzanie dokonywali równie brutalnych rajdów na ziemie piastowskie, uprowadzając miejscowych rolników. Zapewne wielu z nich nieraz zmieniło w ten sposób „przynależność państwową”.

Mały chłopak urodzony nad Łabą, na ziemiach Cesarstwa Niemieckiego, mógł np. zostać uprowadzony w 1030 r. przez wojów Mieszka II do Wielkopolski. Harował tam na roli przez osiem lat dla Piastów, po czym – dajmy na to – schwytali go Czesi podczas najazdu Brzetysława w 1038 r. i pognali do Pragi na targ niewolników. Tam kupił biedaka żydowski handlarz żywym towarem z Hiszpanii. Po drodze kazał go swoim ludziom wykastrować i młody wieśniak skończył jako eunuch w haremie islamskiego emira. Na pewno bardzo rozpaczał na początku z powodu utraconej męskości i oderwania od rodziny. Ale – paradoksalnie – życie zakończył w warunkach tak komfortowych, że nie mógłby nawet o tym śnić w siole nad Łabą…

BUNT PRZECIW POLANOM

Rozwój procederu niewolenia ludzi mógł przyczyniać się do powstawania prymitywnych państw. Plemię czy grupa wojownicza, która potrafiła zdobyć dużo niewolników, bogaciła się na ich sprzedaży lub wyzyskując ich pracę. Wódz takiej grupy zdobywał posłuch i szacunek, przyciągając kolejnych wojów. Wzmocniona drużyna eliminowała konkurencję, terroryzowała i podporządkowywała sobie wciąż powiększające się terytorium. Wojowie żyli coraz lepiej; mieszkali w większych, obszerniejszych grodach, dobrze się odżywiali, stać ich było na kosztowną broń i konie, wysokiej jakości ubrania i drogocenne ozdoby dla swoich kobiet. To ostatnie było bardzo istotne. Jak podawał w 922 r. kupiec Ibn Fadlan, gdy ruski woj dorobił się na sprzedaży niewolników, zaraz kupował swojej żonie złoty lub srebrny torques, czyli otwarty naszyjnik o zdobionych zakończeniach.

Niektórzy badacze określają taki typ organizacji społecznej „hodowlą ludności rolniczej przez wojowników”. Wojownicy uprowadzali „ludzkie stada”, żyli z ich wysiłku albo sprzedawali jak bydło. W ten sposób mógł zostać zbudowany przez przodków Mieszka I– oraz jego samego – twór polityczny nazwany później państwem polskim.

Jak jednak przyjmowały to ofiary owego procederu? Co myśleli chłopi, gdy konni wojownicy palili ich ziemianki i przepędzali z miejsca na miejsce? Cóż, zapewne wielu z nich uważało, że jest to „naturalne” i że „świat jest po prostu tak urządzony” (podobnie jak np. my uważamy za „naturalne”, że ktoś zarabia miesięcznie 1200, a inny 300 000 zł).

Niemniej zdarzało się, że zniewolona ludność podnosiła bunt. W 1038 r. doszło w Polsce do krwawego powstania przeciw rządzącej kaście wojowników. „Niewolnicy powstali na panów, wyzwoleńcy przeciw szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc” – pisał Gall Anonim. „Jedyna nadzieja wybawienia dla Polan, uchodzących w różne strony, była w nędznej ucieczce” – dodawał czeski dziejopis Kosmas.

Lecz bunt niewiele przyniósł niewolnikom. Korzystając z chaosu w Wielkopolsce, ruszył na nią książę czeski Brzetysław. Zamienił prowincję w pogorzelisko, chwytając tysiące brańców. Czesi założyli im obroże, związali i popędzili na południe. Ciekawą pamiątką po tych wydarzeniach jest czeska miejscowość Hedczany. Osiedlono tam jeńców wojennych (a może dobrowolnych osadników, patrz s. 38) z wielkopolskiego Giecza. Zapewne początkowo miejsce nazwano od nich Gieczany, a później nazwa stopniowo wyewoluowała w Hedczany. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia na ziemiach polskich, np. nazwa wsi Pomorzany pochodzi  od osadzonych tu brańców z Pomorza itp.

 

PRAWO ŁUPIENIA STODÓŁ

Przyjmując w 966 r. chrześcijaństwo, państwo piastowskie weszło w orbitę cywilizacji odrzucającej niewolenie ludzi, przynajmniej wyznawców Chrystusa. Ale w praktyce długo jeszcze się tym nie przejmowano. Jak pisał niemiecki kronikarz Annalista Saxo, tylko w 1030 r. Piastowie pojmali i uprowadzili na terenach pomiędzy Łabą i Salą 9065 chrześcijan. W podręcznikach często spotykamy się ze stwierdzeniami, że taki czy siaki Piast najechał jakąś ziemię, by „przyłączyć ją do Polski”. Gall Anonim w wielu miejscach wyraźnie jednak pisze, że celem wypraw było przede wszystkim zdobywanie ludzi oraz łupów. Wojowie często w ogóle nie atakowali ufortyfikowanych grodów, tylko urządzali polowania na wieśniaków, pustosząc okoliczne wioski i sioła. W 1092 r. oddziały pod wodzą wojewody Sieciecha ruszyły na chrześcijańskie już od stuleci Morawy. Tam – jak pisze Gall – „spustoszyli przeważną część Moraw, przywiedli stamtąd obfity łup i jeńców, i powrócili bez wypadku na polu bitwy lub w drodze”.

Rozpad kalifatu Kordoby poskutkował w 1. połowie XI w. wygaśnięciem zagranicznego popytu na żywy towar. Niewolnicy wciąż jednak pełnili swą rolę w gospodarce państwa piastowskiego. O ludności niewolnej na ziemiach polskich wzmiankują kroniki jeszcze w XIII w.

Wraz z upływem stuleci ustrój społeczny zmieniał się, praktyki z okresu budowy państwa stopniowo ulegały zatarciu. Pamięć o „hodowli ludzi” przetrwała jednak bardzo długo. Z napisanej na przełomie XIII i XIV w. „Kroniki Wielkopolskiej” dowiadujemy się o niegdysiejszym prawie zwyczajowym, zezwalającym wojownikom na dowolne łupienie rolników. „Było zaś w królestwie polskim pewne prawo uznane na mocy dawnego zwyczaju, że którykolwiek ze szlachetnie urodzonych udawał się dokądś z licznym orszakiem, przemocą rozbijał stodoły i spichlerze i rabował zboże ubogich, aby karmić nimi konie” – czytamy w kronice. To prawo pochodziło zapewne z czasów, kiedy całą ludność wiejską uznawano za wspólne „stado” wodza i jego drużyny wojów. Sytuacja stopniowo ulegała zmianie, gdy władcy piastowscy zaczęli nadawać działki ziemi poszczególnym wojownikom. Wieśniacy zostawali przypisani do konkretnej włości feudalnej, posiadającej swego właściciela. Ograbienie ich narażało go na straty – w efekcie stary zwyczaj zamierał. Wreszcie w 1180 r. ostatecznie zniesiono go na zjeździe łęczyckim.

SARMACKA PRAWDA?

Brutalne początki państwa polskiego mogły znaleźć odbicie w powstałej później sarmackiej ideologii szlacheckiej. Wedle niej szlachta to potomkowie wojowniczych Sarmatów, którzy podbili miejscową ludność, zamieniając ją w poddanych chłopów. Czy ta koncepcja, długo uznawana za fantastyczną, nie odzwierciedla w mitycznej formie jakiejś prawdy o początkach Polski? Ostatnie badania wskazują, że coś jest na rzeczy…

W szkole uczy się komunałów typu: „Mieszko I zjednoczył ziemie polskie” albo „Pierwsi Piastowie położyli zręby pod budowę państwa w walce z naporem germańskim”. Wielu wyobraża sobie, jak rumiani kmiecie z zachwytem witają drużyny piastowskie, które ochronią ich przed inwazją Niemców sadystów. Ale ta naiwna wizja stworzona w XIX w. na miarę oczekiwań rozwijającego się polskiego nacjonalizmu nie ma wiele wspólnego z faktami.

Historycy różnią się dziś poważnie co do genezy państwa polskiego, ale z ich ustaleń można wysnuć jeden wniosek: budowa państwa była strasznym, krwawym dramatem. Najwyższą zaś cenę płaciła za jego powstanie miejscowa ludność słowiańska – mordowana lub niewolona i sprzedawana przez Piastów.


Nasza rekonstrukcja historycznych wydarzeń z X–XI w. była możliwa dzięki współpracy z wojownikami z Warowni Jomsborg w Warszawie. Jomsborczycy pod wodzą Jarla Einara (Stanisław Wdowczyk) zajmują się odtwarzaniem świata wikingów i Słowian. W warowni organizują m.in. „żywe lekcje historii” dla szkół oraz pokazy dla dorosłych. Można się na nich dowiedzieć, np. jaką rolę odegrali historyczni Jomsborczycy walczący u boku króla Bolesława Chrobrego. Więcej na stronie: wioskawikingow.pl