
Ukryta komnata pełna sekretów
Ukryte przejście w meksykańskiej Sierra de Guerrero prowadziło do miejsca, które przez stulecia czekało na odkrywców. To, co eksploratorzy znaleźli w głębi górskiego labiryntu, może znacząco wpłynąć na naszą wiedzę o prehiszpańskich kulturach tego regionu. Jaskinia położona na wysokości 2390 metrów n.p.m. wśród gęstych lasów sosnowych i dębowych skrywała niezwykły skarb. W odizolowanej komorze, do której dotarli badacze, oczom odkrywców ukazał się niecodzienny widok: dwie grawerowane bransolety z muszli spoczywały na stalagmitach, najprawdopodobniej złożone tam jako dar rytualny. Obok leżała gigantyczna muszla ślimaka oraz fragmenty czarnych kamiennych dysków przypominających lustra z pirytu. Całe znalezisko sugerowało, że miejsce to pełniło kiedyś szczególną funkcję w życiu duchowym dawnych mieszkańców.
Czytaj też: Pradawne miejsce kultu zmienia nasze postrzeganie starożytnych praktyk. Nie powinno go tam być
Gdy na miejsce przybyli archeolodzy z Meksykańskiego Narodowego Instytutu Antropologii i Historii, ich oczom ukazało się łącznie 14 obiektów pochodzących z okresu między 950 a 1521 rokiem. Wśród nich znalazły się trzy bransolety z muszli, fragment kolejnej ozdoby, ogromna muszla ślimaka, kawałek zwęglonego drewna oraz osiem fragmentów kamiennych dysków. Artefakty datowane na ponad 500 lat należą do wymarłej grupy etnicznej Tepehów, o której do tej pory wiedziano głównie z XVI-wiecznych zapisków historycznych. Badacze zaobserwowali, że dawni mieszkańcy celowo modyfikowali naturalne formacje skalne, nadając stalagmitom bardziej zaokrąglone kształty. Ta ingerencja w naturę prawdopodobnie służyła celom rytualnym i podkreślała sakralny charakter całego miejsca.
Symbolika wyryta w muszlach
Bransolety wykonane z morskich muszli zachwycają precyzją wykonania i bogatą symboliką. Wyryte na nich motywy antropomorficzne obejmują znaki w kształcie litery S zwane xonecuilli, zygzakowate linie oraz okręgi tworzące profile ludzkich twarzy. Według archeologa Cuauhtémoca Reyesa Alvareza, te wzory mogły przedstawiać bóstwa i były powiązane z prehiszpańską kosmologią dotyczącą stworzenia oraz płodności. Symbolika sugeruje, iż jaskinia mogła pełnić funkcję podziemnej świątyni, gdzie odprawiano rytuały związane z cyklami życia i śmierci. Czarne kamienne dyski okazały się szczególnie interesujące dla badaczy. Ich podobieństwo do artefaktów znajdowanych w pobliskim El Infiernillo, a nawet w odległej kulturze Huasteca, może wskazywać na istnienie rozległych sieci handlowych lub kulturowych powiązań między różnymi grupami etnicznymi.
Czytaj też: Tajemnica Wyspy Wielkanocnej wreszcie rozwiązana. Posągi naprawdę potrafiły chodzić
Odkrycie ma szczególne znaczenie dla zrozumienia kultury Tepeów, czyli grupy etnicznej, która jak dotąd pozostawała w cieniu historii. O tym ludzie wiedziano bardzo niewiele, poza nielicznymi XVI-wiecznymi wzmiankami o ich obecności w regionie. Bransolety z muszli morskiego pochodzenia świadczą o rozwiniętych szlakach handlowych łączących wysokogórskie społeczności z wybrzeżem. Choć historyczne źródła sugerują, jakoby ekstremalne zimno zmusiło mieszkańców do migracji na niższe wysokości, zanim opuścili te tereny, pozostawili po sobie ślady swoich wierzeń. Archeolodzy uważają, iż dawni mieszkańcy postrzegali jaskinie jako portale do świata podziemnego lub święte miejsca połączone z Ziemią i boskością. Ten zamknięty kontekst pozwala ekspertom lepiej zrozumieć duchowość i praktyki rytualne prehiszpańskich społeczeństw.
Co dalej z tym odkryciem?
Znalezisko w jaskini Tlayococ otwiera nowe możliwości badawcze, choć najpierw będzie potrzeba kompleksowych badań. Pojawiają się głosy, iż interpretacje symboliki mogą być nieco nadinterpretowane, co jest częstym wyzwaniem w archeologii. Niemniej, nienaruszony kontekst rytualny, który przetrwał ponad pięć stuleci w ukryciu, stanowi rzadką okazję do zbadania codziennego życia, wierzeń i praktyk handlowych zaginionego ludu. Dla archeologów to wyjątkowa szansa, by zrekonstruować fragment historii, który dotąd znany był jedynie z pojedynczych wzmianek.