Negatywne emocje trzeba tłumić? Ten jeden z największych błędów wychowawczych odbija się na całym życiu

Gdy małe dziecko zaczyna otwarcie okazywać bunt, upór czy złość, rodzice najczęściej próbują tłumić zachowania tego typu. Skutki tej edukacji są naprawdę fatalne. Dziecko uczy się stopniowo odcinać od swoich emocji i potrzeb, na rzecz emocji i zachowań, które dają mu akceptację otoczenia.
dziecko
dziecko

Trudne emocje w procesie wychowawczym to w moim odczuciu jedno z najbardziej wymagających zadań, z którymi musimy się zmierzyć jako rodzice. Gdy w naszym domu pojawia się dziecko, nagle musimy sobie poradzić z ogromem własnych intensywnych emocji, powodowanych zmęczeniem i wielką ilością zmian oraz nowych wyzwań, ale też dodatkowo – mierzymy się z reakcjami nowego członka rodziny, który przez pierwsze lata życia jest jedną wielką ekspansywną emocją. Jeśli stając się rodzicem, nie mamy opanowanej umiejętności dobrego zarządzania własnymi emocjami, to tym trudniej będzie nam poradzić sobie z emocjami dziecka, a tym bardziej – jego tej umiejętności nauczyć. Wtedy proces wychowawczy staje się doświadczeniem pełnym stresu i konfliktów, wywiera piętno na całym dalszym życiu dziecka i na naszych relacjach z nim.

Poprzeczkę podnosi niepisana norma społeczna, że zadaniem rodzica jest tak wychować dziecko, by przede wszystkim było grzeczne, ciche, uśmiechnięte i niekłopotliwe dla otoczenia. Stąd mile widziane są tylko takie emocje dziecka jak radość, zadowolenie, spokojna wesołość, a wszelkie emocje tzw. negatywne staramy się jak najskuteczniej okiełznać, a czasem wręcz – całkiem wykorzenić. W końcu nas też rodzice uczyli, by nie okazywać złości, smutku i lęku – tak je w sobie tłumić, aby w jak najmniejszym stopniu manifestowały się na zewnątrz. Niestety, efekt takiej strategii radzenia sobie z emocjami jest wyjątkowo przewrotny – im bardziej staramy się te trudne emocje tłumić, tym bardziej tracimy nad nimi kontrolę. Im bardziej tracimy kontrolę – tym mocniej utrudniają nam życie i tym bardziej się ich boimy. A im bardziej się ich boimy – tym bardziej czujemy się przerażeni, gdy nasze dziecko zaczyna na całe gardło wyrażać złość, całym sobą płacze ze smutku lub czegoś panicznie się boi.

Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu doświadczył w dzieciństwie zakazów czy ograniczeń związanych z wyrażaniem w pełni swoich emocji. W związku z tym jako rodzice często stajemy przed trudnym zadaniem: jak sobie radzić z intensywnymi emocjami dziecka, by nie powtarzać błędnych wzorców, których doświadczyliśmy w dzieciństwie? Jedynym sposobem jest uświadomienie sobie, jak działa mechanizm tłumienia emocji, którego dorośli najczęściej uczą dzieci. Kolejnym krokiem jest świadoma zmiana tego procesu.

Jak to się nakręca

Mechanizm tłumienia emocji przebiega mniej więcej tak: w momencie narodzin mamy stuprocentowy kontakt z własnymi potrzebami i dbamy o nie, kompletnie nie przejmując się tym, jak na to zareaguje otoczenie. Emocje są komunikatem, że jakaś potrzeba jest niezaspokojona. Początkowo rodzice akceptują taki stan rzeczy, jednak z postępującym rozwojem dziecka i rosnącą liczbą potrzeb (oraz coraz bardziej stanowczo wyrażanym niezadowoleniem w przypadku braku ich zaspokojenia) starają się wpłynąć na dziecko, by choć część z tych potrzeb (i komunikowanych intensywnych emocji) zagłuszyć i stłumić. Zaczyna się proces socjalizacji.

 

Punkt zwrotny następuje mniej więcej w wieku dwóch lat, kiedy dziecko chce bardzo aktywnie poznawać świat, a jednocześnie zaczyna się kontaktować ze swoją wewnętrzną siłą i uczy się mówić „nie”. Wszelkie próby dorosłych, by tę jego aktywność ograniczyć, napotykają na stanowczy bunt i opór. Od tego, jak w tym momencie zareagują rodzice, zależy w dużej mierze, czy dziecko w dorosłym życiu zachowa kontakt z wewnętrzną siłą i będzie umiało dobrze sobie radzić z uczuciem złości.

Najczęściej rodzice na „nie” dziecka reagują zdenerwowaniem i lękiem. Obawiają się tej gwałtownej siły, która nagle się budzi w ich potomku – dotąd raczej grzecznym i łatwym do uciszenia. Chcą jak najszybciej okiełznać jego złość i bunt, więc sięgają po rozwiązania pozornie najbardziej skutecznie i najszybciej działające: krzyk, kary i groźby. Dziecko na każde swoje bardziej śmiałe zachowanie słyszy „nie”, a gdy stawia opór temu „nie” – zaczyna słyszeć, że jest niegrzeczne, niedobre i na poziomie podświadomym otrzymuje mocny i brutalny przekaz: „Nie będziemy cię akceptować, jeśli będziesz się złościć. Jeśli będziesz okazywać złość, przestaniesz być kochane”. Podobnie gdy płacze, słyszy: „Ale z ciebie mazgaj!”, a gdy się boi: „Nie bądź takim tchórzem!” – czyli w podtekście: „Takiego ciebie nie lubię i nie akceptuję”.

Dla dwulatka utrata miłości i akceptacji rodziców to największy dramat, jaki może się wydarzyć – bo są one dla niego fundamentem przetrwania. Dlatego zawsze, gdy dziecko ma do wyboru dbanie o swoje potrzeby lub zachowanie akceptacji rodzica, wybierze to drugie i w końcu zrezygnuje z buntowania się, wyrażania złości, a w konsekwencji z zaspokajania swoich potrzeb. Uczy się tłumić niewygodne dla otoczenia emocje, a rodzice z ulgą i zadowoleniem oddychają, myśląc, że udało im się nauczyć dziecko ważnej umiejętności społecznej.

Skutki tej edukacji są naprawdę fatalne. Dziecko uczy się stopniowo odcinać od swoich emocji i potrzeb, na rzecz emocji i zachowań, które dają mu akceptację otoczenia. Skutkiem tego, jako dorosły – w skrajnym przypadku – nie potrafi żyć w zgodzie ze sobą i podejmować właściwych decyzji, odpowiednio dbać o siebie, a zamiast tego ciągle dostosowuje się do potrzeb innych, bez przerwy zabiega o ich akceptację, doświadczając ciągłego głodu emocjonalnego i silnej frustracji. Tłumienie emocji powoduje ponadto powstawanie napięć i blokad w ciele, które po jakimś czasie skutkują przytępieniem odczuwania wszystkich emocji (także tych pozytywnych) i wypieraniem niechcianych emocji do tzw. cienia, czyli do naszej podświadomości. W efekcie  tracimy nad tymi emocjami kontrolę – będą nas odtąd zaskakiwać ich gwałtowne wybuchy, będziemy też projektować je na innych – w tym na nasze własne dzieci.

Błędne koło błędów wychowawczych

Jak zatem inaczej radzić sobie z trudnymi emocjami dziecka, jak sprawić, by umiało je wyrażać w sposób akceptowalny społecznie, unikając dzięki temu negatywnych efektów ich tłumienia? Oto cztery ważne wskazówki, dzięki którym uda się nam uniknąć powielania rodzicielskich błędów.

Po pierwsze zaakceptuj trudne emocje. Ogromnie istotna jest świadomość, że nie ma czegoś takiego jak emocje negatywne – wszystkie są cenne i do czegoś nam służą. Złość pozwala bronić ważnych dla nas wartości i stawiać granice, lęk komunikuje, że jakaś nasza znacząca potrzeba jest zagrożona, smutek pokazuje, że coś było dla nas szczególnie ważne. To dzięki emocjom poznajemy siebie i swoje wartości, które z kolei są nam niezbędne, by być w życiu szczęśliwym. Bez doświadczania emocji, takich jak lęk, złość i smutek, nie będziemy doświadczać w pełni radości, spokoju i miłości.

 

Dlatego gdy twoje dziecko intensywnie przeżywa którąś z powyższych trudnych emocji, podejdź do tego ze spokojem – okaż mu swoim zachowaniem, że to jest w porządku, że czuje złość/smutek/lęk lub inne podobne emocje. Pomóż mu zrozumieć, dlaczego je czuje – co ta emocja mu komunikuje.

Unikaj stawiania zbyt szybkich diagnoz, pytaj dziecko „Co czujesz?” zamiast „Jak się czujesz?” – bo to jest pytanie zamknięte, na które otrzymasz powierzchowną odpowiedź.  Dopytuj, podsuwając różne możliwości: „Czujesz smutek, bo potrzebujesz…? A może jest ci żal, że …?”. Dzięki temu dziecko będzie miało dobry kontakt ze swoimi emocjami i będzie rozumiało, co mu komunikują.

Magdalena Wolfart-Samselska, zen coach i pedagog, podpowiada, że pomocne może być rozbudzenie w sobie ciekawości wobec dziecka – również swojego wewnętrznego dziecka. „Gdy jest się całkowicie ciekawym – zauważa – znika ocena i napięcie, a pytania i akceptacja same się pojawiają. Tworzy się wtedy przestrzeń do podążania za dzieckiem. Wiedząc o tym, możemy przyjmować, cokolwiek się zdarza w nas lub wokół nas, z otwartą ciekawością. Nic nie musi być odrzucane – każde doświadczenie, każde uczucie i każda myśl może być drzwiami do naszych głębszych potrzeb. Każda myśl, uczucie i doświadczenie, które całkowicie przyjmiemy na »tak«, staje się drzwiami do spokoju, wolności, radości i miłości”. A w końcu dokładnie takich emocji byśmy chcieli, dlatego warto zaakceptować wszystko, co się pojawia – docelowo przyniesie nam to właśnie emocje pozytywne.

Zen coaching, który poświęca dużo uwagi tematowi pełnego wyrażania emocji, mówi wręcz o celebrowaniu trudnych emocji u dzieci, by zwrócić ich uwagę na pozytywne aspekty tego, co właśnie gwałtownie przeżywają. Gdy nasz dwulatek się buntuje i mówi swoje pierwsze „nie” – zamiast go za to zganić, warto mu powiedzieć z zachwytem: „Brawo, jak ty potrafisz się zezłościć, jaka w tobie teraz jest siła! Jaki jesteś odważny! Postawiłeś się komuś, kto jest większy od ciebie! Masz w sobie dużą moc!” – dzięki temu dziecko poczuje dumę i nie będzie się swojej złości obawiać. To z kolei zaprocentuje w jego dorosłym życiu – będzie miało bardzo dobry kontakt ze swoją wewnętrzną siłą, asertywnością, odwagą wyrażania swoich potrzeb i emocji.  Po drugie – unikaj oceniania i piętnowania emocji dziecka, wpływaj tylko na zachowania – uważaj na to, by chcąc wywrzeć wpływ na dziecko, nie łączyć jego niewygodnych dla nas emocji ze słowami, które uderzają w poczucie wartości i ranią. Unikaj wszelkich krzywdzących ocen w stylu „Jesteś beksa” lub „Jesteś złym i niegrzecznym dzieckiem”.

 

Przekaz ze strony dorosłego powinien jasno rozróżniać, że nasze „nie” dotyczy zachowania dziecka (i to zachowanie powinno zostać zmienione), a nie jego osoby – dziecko nie jest wcale złe, jeśli wyraża złość, ani mazgajowate, jeśli wyraża smutek poprzez płacz. Emocje trzeba uwolnić, a im jesteśmy mniejsi, tym bardziej nas dana emocja rozsadza od środka  – i to naszym zadaniem jest pokazać dziecku konstruktywne sposoby jej wyrażenia i tym samym – uwolnienia. 

Fascynująco o emocjach i tym, jak funkcjonują w naszym ciele, pisze Alexander Lowen, twórca bioenergetyki. W książce pt. „Radość” zauważa, że złość, której się tak boimy, nie jest niszczycielska – jest tak naprawdę ogromnie pozytywną siłą życiową, ma w sobie moc uzdrawiania, stoją za nią wyłącznie pozytywne intencje. Ponieważ złość to na poziomie organizmu fala energii przepływająca przez ciało z dołu do góry, można ją łatwo uwolnić poprzez ruch (np. gwałtowne uderzenie pięścią w stół, kopnięcie nogą, bieganie, skakanie, itp.), a mniejszą dawkę złości – także przez okrzyk lub słowo wyrażające złość. Nie musimy jej trwale blokować u naszych dzieci, wystarczy, że damy im wskazówkę, jak szybko dać upust złości w sposób, który nikogo nie krzywdzi. Na przykład gdy dziecko w przypływie złości bije nas i kopie, zamiast na nie krzyczeć, możemy powiedzieć: „Jest w tobie teraz dużo złości, więc idź do tamtego pokoju i uderz kilka razy w poduszkę, krzyknij głośno i kopnij w powietrze, a jak już będziesz spokojny, to przyjdź do mnie i porozmawiamy o tym, co cię tak zezłościło”. 

Po trzecie – traktuj każdą emocję z szacunkiem i pozwól jej zaistnieć. Gdy dziecko przeżywa smutek lub lęk, chcąc je wesprzeć i pocieszyć, często staramy się bagatelizować te emocje lub im zaprzeczać. Mówimy: „Nic się przecież nie stało”, „Nie ma powodu do płaczu”, „Nie ma się czego bać”. By jak najszybciej „wyciągnąć” dziecko z niemiłego stanu, odwracamy też jego uwagę – np. słodyczami lub zabawką. Tak naprawdę wszystkie te strategie dają skutek odwrotny do zamierzonego – trudne emocje nie znikną, dziecko dalej je będzie czuć, natomiast zostanie z nimi samotne, niezrozumiane, w poczuciu, że czuje coś niewłaściwego, czego powinno się wstydzić. Zamiast pomóc, sprawiamy, że w dziecku toczy się wewnętrzna walka między tym, co czuje, a tym, co może pokazać na zewnątrz. Tymczasem proces tłumienia emocji jest ogromnie kosztowny energetycznie i zupełnie nieskuteczny.

To, co naprawdę działa, to szacunek dla każdej emocji – nawet gdy jej przyczyny wydają się błahe, oraz wsparcie dziecka, by mogło z konkretną trudną emocją się zmierzyć. Mimo że powoduje ona potężny dyskomfort, jedyną dobrą strategią jest próba pobycia z nią w kontakcie, uświadomienie sobie, jaka potrzeba za nią stoi. Smutek może nam zdradzić, że coś było dla dziecka ważne, że za tym tęskni. Lęk, że  np. brakuje mu wiary w to, że da sobie z czymś radę lub że rodzic na pewno przybędzie mu z pomocą.

Magdalena Wolfart-Samselska podpowiada, jak pozwolić zaistnieć trudnym emocjom: „Najważniejsze, by dziecko czuło akceptację jego emocji ze strony rodzica, by mogło przy wsparciu dorosłego je ponazywać i w naturalny sposób prze-żyć. Dobrze, gdy rodzić może po prostu być przy dziecku, nie zakłócać przeżywania emocji, nie szukać na siłę rozwiązań – tylko przytulić, głaskać, uspokajać dotykiem. Zamiast dawać rady, po prostu odzwierciedlić to, co mówi dziecko (czyli po-wtórzyć to, co słyszymy, i upewnić się, czy to jest to, o co mu chodzi; czy to jest to, co czuje) i dać mu odczuć, że wszystko, co przeżywa w danej chwili, jest ważne, cenne i zasługuje na uwagę. Dzięki temu dziecko uczy się, że każda emocja jest ważna, że ono jest ważne ze wszystkim, co przeżywa. Czuje się autentyczne, prawdziwe i zauważone”.

Towarzysząc dziecku w smutku – aby pomóc uwolnić nadmiar stresu – można spytać: „Gdzie w ciele czujesz tę emocję? W serduszku? Spróbuj uwolnić ją z serduszka, wypuść na zewnątrz” – wtedy dziecko będzie mogło swobodnie popłakać i bardzo szybko odczuje ulgę. Paradoksalnie to, że pozwolimy dziecku pobyć przez chwilę w smutku czy w lęku, zamiast zamiatać te emocje „pod dywan”, oraz że pomożemy mu przyjrzeć się z bliska, co te emocje mu komunikują, poczuć te potrzeby, o których mówią, przyniesie niespodziewany, magiczny efekt. Emocja, która została usłyszana i przeżyta, rozpływa się – zostaje zastąpiona poczuciem ulgi, spokoju i budzącą się radością. 

 

Po czwarte – nie zmuszaj dziecka do pozornej grzeczności. Bardzo powszechnym w naszej kulturze wzorcem wychowawczym jest uczenie dziecka od najmłodszych lat, by było grzeczne wobec innych. Niestety, grzeczność ta przyjmuje karykaturalną formę klepania pustych formułek powiązaną z odcinaniem od faktycznie odczuwanych emocji. Uczymy dziecko, by automatycznie i bezrefleksyjnie mówiło „przepraszam” i „dziękuję”, chociaż w danej sytuacji nie odczuwa żalu bądź wdzięczności, a czasem czuje coś wręcz przeciwnego. Uczymy więc de facto zaprzeczania swoim emocjom i akceptowania niespójności wewnętrznej między tym, co czujemy i myślimy, a tym, co wyrażamy na zewnątrz.

Lucyna Wieczorek w świetnej książce o empatycznej komunikacji pt. „Nie mów przepraszam, nie mów kocham”, pokazuje, że gdy każesz dziecku przepraszać, nie tłumacząc, dlaczego, sprawiasz, że nie będzie rozumieć, po co to robi. Np. mówiąc tylko „Przeproś chłopczyka, że uderzyłeś go łopatką”, uczysz go nie tego, że bicie jest niewłaściwe i że sprawił ból, ale tego, że trzeba powiedzieć „przepraszam”, by rodzice byli zadowoleni, albo dlatego, by „odkupić” tym słowem przyjemność wymachiwania łopatką na wszystkie strony i jednocześnie nie brać innych dzieci pod uwagę. Dlatego lepiej zwrócić uwagę na konsekwencje zachowań dziecka: „Gdy uderzyłeś drugie dziecko łopatką, bardzo je to zabolało. Pamiętasz, jak ciebie bolało, gdy się uderzyłeś kiedyś o drabinki? Nie można powodować bólu. Uważaj z łopatką, gdy obok są inne dzieci. Jeśli chcesz, by chłopczyk wiedział, że nie zrobiłeś tego specjalnie, to możesz powiedzieć słowo »przepraszam« i podać mu rękę na zgodę”.

Koniec z tłumieniem emocji

Co uzyskamy, stosując cztery powyższe wskazówki?  Alternatywą dla stłumionych emocji jest wolność wewnętrzna – tj. wolność wyrażania swoich uczuć bez konieczności ich osądzania. To wolność od poczucia winy, wstydu i wyraz zgody z samym sobą, która manifestuje się w fizycznym wdzięku, lekkości, spontaniczności, witalności ciała, pełnym odczuwaniu radości i innych pozytywnych emocji. Taki właśnie piękny stan ciała i ducha możemy dać naszym dzieciom, jeśli w porę zadbamy o to, by nie musiały tłumić swoich emocji i się od nich odcinać. Przy okazji nauczymy się tego sami i w naszej relacji z dzieckiem będzie więcej ciepłych uczuć. Jak kiedyś słusznie zauważył Benjamin Disraeli: „Wiemy zbyt wiele, a czujemy zbyt mało. A przynajmniej odczuwamy zbyt mało tych twórczych emocji, z których wyrasta dobre życie”. Zmieńmy podejście do trudnych emocji, a zbudujemy solidniejszy fundament pod coś niewiarygodnie cennego.