
Części z was marka BAIC nie musi jeszcze nic mówić i nie ma w tym nic złego. Choć ten chiński państwowy koncern motoryzacyjny samochody osobowe produkuje od 1958 roku, tak na polski rynek samochody dotarły dopiero w 2023 roku. Zresztą sam koncern ma w swojej ofercie rozmaite pojazdy samochodów. Wśród nich nie tylko sedany czy SUV-y, ale i pojazdy całkowicie elektryczne, także te ciężarowe oraz auta terenowe. W toku historii BAIC współpracował z Hyundaiem czy Daimler Benz A.G, tworząc spółki joint venture i zyskując w ten sposób zasoby technologiczne do produkcji zaawansowanych samochodów.
Dziś to jednak niejednokrotnie chińskie firmy przecierają szlaki motoryzacyjnym innowacjom i pokazują, co znaczy tworzyć nowoczesne samochody w opłacalnych pieniądzach. BAIC Beijing 7 startuje od 164 900 złotych za wersję Luxury, choć na portalach internetowych ta cena nieraz potrafi być już sporo korzystniejsza. Aby przekonać do siebie niezdecydowanych, producent zaoferował 5-letnią gwarancję (do 100 tys. km) i 5-letnią gwarancję na powłokę lakierniczą, a do tego 10 lat ochrony perforacji nadwozia oraz 3-letni program assistance w Polsce i w większości krajów Europy, a w części salonów dostaniemy też instalację LPG za 1 zł.
W teorii BAIC Beijing 7 prezentuje się dobrze, zwłaszcza gdy spojrzymy na bogaty zestaw wyposażenia. Czy jednak teoria ta przetrwa weryfikację?
Wygląd jak z Chin to nic złego – BAIC Beijing 7 to samochód wyglądający godnie
Gatunek SUV-ów ma to do siebie, że pojazdy wyglądają raczej dość przewidywalnie i bez logo producenta nie tak łatwo odróżnić jeden od drugiego. W przypadku BAIC Beijing 7 ten stereotyp niejako się potwierdza, choć przedni wlot powietrza robi coś więcej, by odróżnić go od europejskich i japońskich samochodów. Trzeba przy tym przyznać, że nie dokonano tu stylistycznych udziwnień i stworzono wygląd, który zdecydowanie przemawiał do niezainteresowanej motoryzacją większości. Sylwetka zachowuje wysoką opływowość (Cd na poziomie 0,34) jak na tak duży i kanciasty pojazd.

Stroniłbym od ocen, że auto jest w jakiś sposób wyrafinowane. W testowanym wariancie klamki ukrywające się w drzwiach zastąpiono tradycyjnym rozwiązaniem. Uwagę przyciągają też 19-calowe aluminiowe felgi z błyszczącymi akcentami. Te powtarzają się na nadwozi, uwypuklając przejście między linią drzwi, a oknem i dachem. Nawet światła wydają się wkomponowywać w ten design swoimi kształtami. Samochód jednocześnie prezentuje się ostro i dynamicznie (podkreślam, że jak na SUV-a), a przy tym oferuje dość dużą przestrzeń we wnętrzu.



Jednocześnie, jako że mamy do czynienia z chińskim samochodem, to BAIC Beijing 7 ma w sobie trochę chińskiego bajeranctwa. Cztery wydechy to przerost formy nad treścią, podobnie jak podświetlany napis “Beijing” w tylnej części (choć wiem, że podobnie podświetla się logo Cupry, to w dalszym ciągu pomysł na granicy kiczu). W srebrnym, testowanym wariancie z czarnym dachem nieco umyka też masywność lusterek, a sami najpewniej nie zobaczycie także, że dzienne światła w kształcie liter “L” stały się niemal integralną częścią grilla. Muszę przyznać, że mnie te zabiegi stylistyczne ujęły, natomiast są one niecodzienne. Dlatego też popatrzcie i sami oceńcie.






BAIC Beijing 7 to samochód słusznych rozmiarów. Jeśli nie uświadomi wam tego 20-centymetrowy prześwit, to uświadomią to wymiary. Długość tego samochodu wynosi 4745 milimetrów i nieco zmienia myślenie o przestrzenności pojazdu. Podobnie rzecz ma się z 1892 mm szerokości. Wydajność na poziomie 1715 milimetrów to już typowy wymiar dla większego SUV-a z klasy średniej. Wnętrze jest przestronne dzięki rozstawowi osi wynoszącemu 2800 mm. Przy tym wszystkim pojazd nie jest przesadnie ciężki – masa własna to 1650 kilogramów. Dopuszczalna masa całkowita to z kolei 2095 kilogramów.





Czy jest to samochód na off-road? Podobnie jak znakomita większość współczesnych SUV-ów – niespecjalnie. Mówię to mimo dużego prześwitu i dość responsywnego zawieszenia z kolumnami McPhersona z przodu oraz niezależnym wielowahaczowym systemem z tyłu. Auto może wam zafundować kołyskę, po której nie będziecie mieli ochoty na więcej. Dlatego też warto cieszyć się z niego jak z SUV-a i doceniać, że znajdują się tu lusterka chowające się po wyjściu z samochodu, zbliżeniowy kluczyk. który wystarczy trzymać w kieszeni czy też opcja sygnalizowania światłem i krótkimi impulsami klaksonu, gdzie jest nasz samochód. A więcej dobrego (ale też nie w 100% udanego) czeka nas w środku.
Wnętrze BAIC Beijing 7 w wersji Luxury, czyli jak to jest bez pomarańczowej skóry?
Luksus w chińskim wydaniu to wcale nie tak straszne połączenie, a dobre wrażenie z zewnętrza BAIC Beijing 7 kontynuuje po wejściu do środka. W czarnym wariancie wersji Luxury auto prezentuje się nawet spójniej wizualnie niż w wersji Luxury Plus z brązową (choć dla mnie wchodzącą w pomarańcz) skórą. Nie zrozumiem za to uwielbienia dla błyszczących plastików, które rysują się i przyciągają kurz w niemal każdej chwili, a które goszczą w niemal każdym współczesnym samochodzie. BAIC Beijing 7 ulega tym trendom, ale ostatecznie jego wnętrze stwarza wrażenie komfortu przy jednoczesnym futurystycznym smaku.

Wrażenie futurystyczności budują tu oczywiście ekrany – w przypadku BAIC Beijing 7 są to trzy panele. Pierwszy, 7-calowy, znajduje się przy kokpicie kierowcy i towarzyszą mu ikony oraz wskaźnik poziomu paliwa i temperatury płynu chłodzącego. Drugi i największy ekran to 12,3-calowy ekran dotykowy będący konsolą centralną. Trzeci znajdziemy niżej – to panel do obsługi klimatyzacji i foteli oraz miejsce na kilka skrótów zupełnie niezgadzających się z tą koncepcją, jak włącznik podglądu z kamer 360 stopni.


Zasiadając na fotelach możemy mieć różne odczucia. O ile fotel pasażera jest całkiem wygodny, tak jako kierowca odczuwałem pewien dyskomfort. Wynika on z tego, że raczej nie stworzono tego fotelu z myślą o osobie z dużymi udami. Wyprofilowanie części siedziskowej zdecydowanie należy do jednych z mniej wygodnych rozwiązań dla gabarytowych osób. Można powiedzieć, że BAIC Beijing 7 niejako rekompensuje to swobodą ustawień, jakie daje nam w fotelach. Masaż, zarówno z przodu, jak i z tyłu, rozkładane oparcie dla łydek na fotelu pasażera z przodu, chłodzenie i ogrzewanie siedziska oraz zmechanizowana regulacja odchylenia zdecydowanie należą do segmentu premium.

I o ile w fotelu kierowcy nie do końca było mi wygodnie, tak muszę docenić, jak wygodnie siedzi się z tyłu. Miejsca nie brakuje nawet na wielkoludów (z moim 190 cm nie dotykałem fotela kierowcy nawet na maksymalnym wycofaniu), a do tego zrezygnowano z odczuwalnego wyprofilowania. Nad głowami pasażerów z tyłu może górować szyberdach, który rozciąga się przez niemal cały dach pojazdu, a jego przednia połowa się otwiera. Podparcia przy drzwiach pozwalają na komfortowe ułożenie dłoni. Jedynie środkowe miejsce na tylnej kanapie nie jest do końca tym, co można by nazwać pełnoprawnym trzecim miejscem ze względu na swoje wyprofilowanie pozwalające wyjąć część fotela z uchwytami i panelem sterującym.



Praktyczność z tylnych siedzeń rozciąga się także na bagażnik, który niekoniecznie jest aż tak duży, jak się wydaje po bryle samochodu. Jeśli w kieszeni chowamy oponę, to uzyskamy 410 litrów według pomiaru VDA. Próg załadunku znajduje się bliżej tych wyższych, ale za to kształt bagażnika sprzyja pakowaniu. Bez dziwnych wcięć ma on 51 centymetrów wysokości, 95 centymetrów długości oraz 103 centymetry szerokości. Przy dobrych umiejętnościach powinno udać się spakowanie 4-osobowej rodziny. Na co dzień ważniejsze jest, że możemy schować roletę, a w razie potrzeby skorzystamy z gniazda 12V/120W. Do tego bagażnik pracuje automatycznie i dostajemy opcję stopnia otwarcia klapy.






Wracając jeszcze na chwilę do wnętrza, warto powiedzieć o tym, jak bardzo jest ono przestronne i pełne schowków. W podsufitce ukryjemy okulary, pod przesuwanym podłokietnikiem kilka butelek napojów i mnóstwo kabli, a w drzwiach jest miejsce na parasol. Schowek w centralnej części kokpitu wykorzystuje przesuwne elementy tak, by dopasować jego zastosowanie do przedmiotów, jakie chcemy w nim umieścić. Do tego nie zapomniano o ładowarce indukcyjnej, która znajduje się pod ekranem ustawień fotela. Tam też znajdziemy porty USB-A i USB-C. Z tyłu umieszczono tylko jeden port USB-C i gniazdo samochodowe.



Ważnym elementem, który nie został zautomatyzowany, jest regulacja wysokości kierownicy. Aby zmienić jej wysokość, należy sięgnąć do dźwigni w dolnej części i wybrać jedno z kilku ustawień. Szkoda, że profil fotela nie każdemu przypadnie do gustu, bo poza tym w BAIC Beijing 7 można poczuć się jak w samochodzie bliskim premium.
Jak jeździ się BAIC Beijing 7? Komfortowo, ale nie bez małych “ale”
Zasiądźmy za sterem BAIC Beijing 7. Samochodowi wiele można wybaczyć, zwłaszcza gdy weźmie się w dłonie wygodną i jakby idealnie skrojoną, przynajmniej pod moje ręce, kierownicę. Jej wyprofilowanie to małe dzieło ergonomii i nie mogę się o nie przyczepić. Gorzej, gdy próbuję nacisnąć umieszczone na niej przyciski, które z niewiadomych przyczyn ukryto pod plastikowymi, błyszczącymi panelami.

Nawigacja przyciskami jest szczególnie problematyczna, gdy jesteśmy już w trakcie jazdy. Palec ześlizguje się z błyszczącego, łatwo łapiącego rysy plastiku. Centralny panel kontrolny zarówno po lewej, jak i po prawej stronie obsługuje się z trudem. Do tego dość nietypowo rozwiązano zakres przycisków. Otrzymujemy przycisk dodawania ulubionych stron na kokpicie. Nie mamy za to przycisku pauzy dla odtwarzanych utworów, jedynie opcję wyciszenia. Regulacja głośności przyciskami jest toporna, a w dodatku komunikat pojawia się tylko na ekranie multimedialnym, co rozprasza uwagę.

Dźwigniom do sterowania oświetleniem i wycieraczkami towarzyszy jeszcze jedno rozwiązanie. To umieszczony po lewej stronie tempomat, który podobnie jak chociażby w samochodach Audi pozwala na włączanie swojej funkcjonalności poprzez pociągnięcie do siebie dźwigni. Z jej poziomu możemy też modyfikować odległość, jaką samochód ma utrzymywać względem innego pojazdu. Znajduje się po lewej stronie i w przeciwieństwie do rozwiązania z Renault Captur, w tym przypadku nie zahaczała o nogi.
Aby ruszyć, musimy zmienić tryb pracy automatycznej skrzyni biegów, a by to zrobić, na dźwigni zmiany biegów naciskamy znajdujący się z tyłu przycisk. Nie jest to w żadnym wypadku ulubione przeze mnie rozwiązanie, ale sam “drążek” dobrze wyprofilowano i raczej każdemu będzie łatwo do niego sięgnąć, choć oczywiście nie ma się to nijak do przesuwanego kontrolera z Nissana Ariya.



BAIC Beijing 7 oferuje system kamer 360 stopni i ten się przydaje, bo niezależnie od ustawienia szanse na zobaczenie całej maski są niewielkie. System zaimplementowany w pojeździe możemy wywołać przyciskiem na ekranie dolnym lub w trakcie cofania i zostaje z nami do rozpędzenia się do pewnej prędkości. Wizualizacja pozwala nawet zobaczyć auto z każdej strony, jeśli rzut z góry nie daje nam pewności, czy zaparkowaliśmy prawidłowo. Jakość materiału oceniłbym dobrze, choć raczej bliżej środka stawki. Zwłaszcza nocą nie ma co liczyć na wybitną szczegółowość, ale w ciągu dnia jest tu odpowiednio sporo detali i mało dystorsji.










Samochód dba o nasze bezpieczeństwo wieloma systemami. Adaptacyjny tempomat (IACC) pozwalał mi jeździć po autostradzie nie tylko bez potrzeby naciskania gazu, ale i hamulca. Nie zapomnijcie włączyć go w ustawieniach. System ostrzegania przed kolizją (FCW) dobrze łączy się z automatycznym hamowaniem awaryjnym (AEB) i w jednym momencie poczułem, jak dobrze potrafi zareagować samochód. Asystenci utrzymania pasa ruchu (ELKA) oraz asystent jazdy w korku (TJA) nie zbiorą ode mnie wybitnych ocen, bo samochód ma dość swobodną interpretację pasa ruchu, a przy jeździe w korkach rozpędza się w sposób szarpany. Dobrze spisały się za to czujniki martwego pola i system wykrywania poruszających się obiektów – dzięki nim ustrzegłem się kilku problematycznych chwil.
Istnieje tu także system automatycznego parkowania, który robi za nas wszystko – od kręcenia kierownicą, przez dodawanie gazu i hamowanie. Możemy mu zaproponować miejsce względem jego położenia lub polegać na automatycznych obserwacjach. System zachowuje się prawidłowo, aczkolwiek nie testowałem go w wielu scenariuszach.

Kiedy weźmiemy się za jazdę, dostrzeżemy kilka spraw. Szybko w oczy rzuci nam się to, że czytelność ekranu co do zasady jest dobra, ale szyberdach ze słońcem świecącym wprost na panel znacznie przeszkadza w odbiorze. Przy większych prędkościach odczujemy za to bardzo dobre wygłuszenie – porównywalne do tego, co czułem w Nissanie Ariya, który przecież jest sporo droższy.

W samych wrażeń jezdnych warto wspomnieć o tym, że automatyczna skrzynia biegów lubi się zamyślić. W efekcie nieraz samochód nieco szarpnie, czasem zmieni bieg tak, jakby odrobinę za szybko zdjął stopę ze sprzęgła, ale co do zasady nie jest to duży problem. Poza tym samochód zbiera się ze świateł jak każde spalinowe auto bez napędu hybrydowego, czyli potrzebuje chwili, ale potem już dobrze trzyma tempo.
Czytaj także: Jaka jest Honda HR-V? Recenzja wersji Advance Style Plus
Po raz pierwszy miałem poczucie, że BAIC Beijing 7 wymaga pewnej wprawy i zrozumienia. Miałem wrażenie, że nie zawsze skręca tak samo, jakby czasem udało się mocniej dokręcić oś. Nie były to duże różnice. Podczas jazdy samochód nie ściąga nas w żadną ze stron, nie ma też problemów z szybką odpowiedzią na skręt czy zmianę pasa. Jednocześnie pewności nie dawał mi pedał hamulca, gdyż ten niemal nie reaguje na lżejsze naciśnięcie i potrzeba mocniej go wcisnąć, aby odpowiedział. Pod koniec testów było to już dla mnie oczywiste, ale nie na początku przygody.

Jest jeszcze jedna rzecz warta podkreślenia – jazda bez asyst jest odczuwalnie bardziej wymagająca. Zarówno, gdy chodzi o utrzymanie się w pasie ruchu, jak i podczas wymijania pojazdów. Warto korzystać ze zmiany trybów jazdy, bowiem te dość odczuwalnie zmieniają to, jak auto zbiera się do wyprzedzania i w trybie Sport jest o wiele lepiej niż przy trybie Standard i Eco bez nadmiernych zmian w miękkości zawieszenia. Warto więc wykorzystać 177 KM, jakie oferuje pojazd, jak i wejść na wyższe obroty – silnik 1,5 litra może uzyskać 305 Nm przy nawet 4250 obrotach na minutę.



Wrażenia z jazdy osłodzi wam system klimatyzacji oraz masażu. W przypadku fotela kierowcy i pasażera masaż nie wydaje się jakoś szczególnie dotykać pleców. Ot, poduszki, które pojawiają się na kilku odcinkach i niekoniecznie sięgają lędźwi. Znacznie lepiej oceniam klimatyzację, która szybko adaptuje się do warunków i potrafi nieźle wychłodzić lub zagrzać samochód. Do tego plusem jest generator jonów ujemnych. Możecie znać to rozwiązanie z niektórych oczyszczaczy powietrza, bo dzięki niemu te efektywniej eliminują alergeny, bakterie i roztocza. Z mojego doświadczenia faktycznie lepiej oddychało się w takim samochodzie.
Multimedia do wymiany. CarBitLink nie ma nic wspólnego z wygodą
To moment, w którym BAIC Beijing 7 zawodzi mnie na całej linii. Nie chodzi mi o to, że w menu nie znajdziemy języka polskiego, choć jestem zdania, że w tych czasach i w tym kraju każdy nowy samochód powinien go mieć. Nie chodzi nawet o koszmarne animacje, a w zasadzie ich brak, połączone z nie tak szybkim przełączaniem się między opcjami. Gdy animacje są, nie wydają się szczególnie płynne i trzeba na nie poczekać. Nie chodzi nawet o to, że nie udało się uzyskiwać informacji z systemu RDS podczas słuchania radia.

Sen z powiek spędzało mi połączenie z telefonem i dostęp do multimediów. W BAIC Beijing 7 nie znajdziemy znanych zachodniemu światu systemów Apple CarPlay czy Android Auto. Zamiast tego znajdziemy opcję Easy Connection. Stąd jesteśmy zaproszeni do pobrania aplikacji CarbitLink – pożeracza baterii, którego zadanie jest w zasadzie jedno – przenoszenie wybranych aplikacji lub całego ekranu telefonu na ekran w samochodzie.

I być może mógłbym wybaczyć temu programowi, że wiąże się to z udostępnieniem mu uprawnień do przesyłania naszego obrazu ze wszystkich aplikacji (producent odradza udostępnianie obrazu jednej aplikacji, bo to rodzi problemy z wyświetlaniem). Ale niech CarbitLink robi dwie rzeczy, których teraz nie robi. Po pierwsze – niech przenosi ekran tak, by uzyskać zdalną kontrolę nad smartfonem i by dotykanie ekranu robiło cokolwiek. Przecież o to właśnie w tym chodzi, by móc korzystać z aplikacji ze smartfonu na ekranie.

Po drugie – niech utrzymuje orientację ekranu podczas korzystania z aplikacji. Nie zliczę, ile razy zdarzyło mi się, że podczas przejazdu przez rondo akcelerometr zmieniał orientację obrazu na telefonie, a to kończyło się tym, że zamiast wyświetlać go na całym ekranie tabletu, ten zajmował niewielką część ekranu. Jedynym większym plusem aplikacji było to, że połączenie działało bezproblemowo zarówno przewodowo, jak i bez kabla. CarbitLink nawet nie przenosi dźwięku z tych aplikacji, więc co z tego, że odpalicie sobie Tidala, skoro nie skorzystacie z jego możliwości?

Producent zauważył, że ta potrzeba u odbiorców jest istotna, bowiem w modelu Beijing 3 wdroży od września aktualizacje z dostępem do Android Auto i Apple CarPlay. Na razie nie wiadomo, czy Beijing 7 doczeka się takiego samego traktowania, ale szczerze na to liczę. To zbyt fajny samochód, by koślawe multimedia uprzykrzały codzienne korzystanie.



Nie wiem, czy do odratowania są głośniki w tym sprzęcie, bo nawet po skorzystaniu z korektora graficznego nie dostajemy systemu, który w jakikolwiek sposób pogłębia wrażenia dźwiękowe. Boleśnie doświadczymy tego podczas korzystania z Bluetooth, bo kompresja, jaką oferuje BAIC Beijing 7 daje się mocno we znaki. Najlepiej słucha się muzyki na fotelu pasażera, ale i tam czuć, że bas i wysokie tony nie mogą w pełni wybrzmieć. Teoretycznie ustawienia pozwalają zmienić parametry dźwięku, ale to system będący niżej w moim rankingu niż rozwiązania z większości samochodów.

BAIC Beijing 7 może za to sprawdzić się jako narzędzie do oglądania filmów i słuchania muzyki… z pendrive’a lub przez kabel. Tak, w 2025 roku właśnie takie rozwiązanie jest tu proponowane przez system. Nie znajdziemy nawet gniazda słuchawkowego, by połączyć się celem transmisji dźwięku w wyższej jakości. Nie ma tu także nawigacji satelitarnej w jakimkolwiek ujęciu, więc najpewniej będziecie chcieli podpiąć wasz smartfon do CarbitLink i wkurzać się na te rozwiązania.

Można też zakupić jeden z wielu dostępnych na Aliexpress interfejsów, który potrafi dodać interfejs Android Auto lub Apple CarPlay, ale nie tak ma to wyglądać w nowym samochodzie w Europie.


Z drobiazgów, którymi zrobicie dobre wrażenie – warto wspomnieć o systemie podświetlenia, które może mieć różne kolory. Oprócz tego w opcjach smart włączymy jego reakcję na prędkość czy muzykę i te tryby zupełnie do mnie nie przemawiają. Tak czy inaczej, tym BAIC Beijing 7 nie uratuje swoich multimediów. System jest do wymiany i do lokalizacji na język polski.
Spalanie BAIC Beijing 7. Szału nie ma, ale może być LPG
Czy ktoś spodziewał się, że auto z silnikiem 1,5 litra i o masie 1650 kilogramów będzie liderem oszczędności? Raczej nie, zwłaszcza, że pedał gazu trzeba mocno dociskać, by przyspieszać dobrze przy wyższych prędkościach. Czuć, że gdyby było tu rozwiązanie hybrydowe, to BAIC Beijing 7 rozniósłby na łopatki konkurencję. Jeśli jednak marzycie o oszczędnościach, możecie skorzystać z instalacji LPG. Ta zajmie przestrzeń koła zapasowego. W autoryzowanych salonach można ją zamówić za 6199 złotych z VAT przy zachowaniu gwarancji, ale niektóre miejsca przed zakupem oferują ją jako dodatek za złotówkę. Po instalację możecie skierować się do salonów także po zakupie samochodu.

Nikogo nie zaskoczy, że BAIC Beijing 7 lubi spalić sobie nawet i 10 litrów paliwa na 100 kilometrów. Przy jeździe na trasie do 120 kilometrów na godzinę ten wynik przy różnych oporach powietrza i nierównościach dróg ekspresowych wahał się między 8,4 a 9,1 litra na 100 km. Przy jeździe po drogach krajowych z prędkościami od 40 do 90 km/h na godzinę zszedłem do poziomu 7,5 litra. Jazda po Warszawie w godzinach wieczornych to już rezultat bliższy 8,2-8,6 litra.

Szczerze? Myślałem, że jak na tak dużego SUV-a z Chin będzie gorzej. Oczywiście nie są to rezultaty wspaniałe, ale akceptowalne. Jakby jeszcze towarzyszyło im dobre szacowanie zasięgu. Pal licho, że czasem nie wie, jak zachowywać się w obliczu aktualnego spalania sprzed kilku kilometrów. Szacunkowa odległość, jaka pozostała kierowcy, po prostu czasem się nie zmienia mimo wielu przejechanych kilometrów. Komputer potrafi się zamyślić tak, że nie wiadomo, o co mu chodzi.
Polubiłem BAIC Beijing 7, ale to nie auto dla mnie, choć cena kusi
Na koniec porozmawiajmy o tym, co jest kluczowe w przypadku tego samochodu. Cena na poziomie 164 900 złotych za pojazd w wersji Luxury, który wyposażono w tak wiele czujników oraz udogodnień, solidne osiągi, czy wreszcie – ładną bryłę bez przekombinowania jest dobra. Rzeczy takie jak masaż, pełnoskalowy szyberdach, adaptacyjny tempomat czy nawet masaż i elektroniczne fotele dodają temu samochodowi powabu. Chińska motoryzacja dotarła do momentu, w którym nie można traktować jej jak egzotycznej ciekawostki i powie to każdy, kto posiedzi w tym samochodzie przez choćby 5 minut.

Dlaczego więc nie jest to samochód dla mnie? Nie chciałbym jeździć pojazdem, w którym codziennie walczę o normalny dostęp do map. W dodatku wygodny fotel to dla mnie mus. O ile ten drugi przytyk jest czysto subiektywny, tak liczę, że multimedia zostaną tu potraktowane na poważnie i może uda się coś poprawić w liftingu lub za pomocą aktualizacji. Na ten moment BAIC Beijing 7 kusi, bo oferuje wiele rozwiązań premium w cenie, która jeszcze nie jest premium. Jeśli jesteście w stanie zrezygnować z popularnego znaczka na rzecz wygody waszej (mniej) i waszych bliskich, to zdecydowanie warto mieć oko na to auto. Do tego zainstalujcie LPG bez utraty gwarancji u autoryzowanych dealerów i możecie czerpać dużo frajdy z jazdy tym autem.