Rekiny w transie. Pradawny odruch, który nie ma sensu

Rekin, który nagle nieruchomieje, gdy tylko zostanie odwrócony na grzbiet, przypomina ofiarę ataku paniki lub… stworzenie, które zapomniało, jak być drapieżnikiem. Nowe badania pokazują, że to nie żadna taktyka przetrwania, lecz echo głęboko zakorzenionej ewolucyjnej pamięci.
Rekin – zdjęcie poglądowe /Fot. Unsplash

Rekin – zdjęcie poglądowe /Fot. Unsplash

W świecie przyrody nieruchomość potrafi ratować życie. Oposy i króliki znane są z udawania martwych, by zmylić drapieżniki. To klasyczny przykład tzw. immobilizacji tonicznej – fizjologicznego stanu, w którym ciało zwierzęcia sztywnieje, a mięśnie przestają pracować, jakby całe życie zatrzymało się na chwilę w oczekiwaniu, aż zagrożenie minie.

Czytaj też: Wygląda upiornie, ale spokojnie – to tylko ryba. Nowy gatunek odkryty u wybrzeży Tajlandii

W najnowszym badaniu opublikowanym w czasopiśmie Reviews in Fish Biology and Fisheries, międzynarodowy zespół naukowców przyjrzał się tej reakcji u rekinów, płaszczek i tzw. chimerom, zwanym potocznie rekinami-widmami. Wyniki zaskoczyły: choć zjawisko immobilizacji tonicznej występuje u niektórych z tych morskich stworzeń, nie daje im żadnej oczywistej przewagi. Co więcej – może być dla nich szkodliwe.

Dlaczego rekiny zachowują się w dziwny sposób?

Badacze przetestowali 13 gatunków ryb chrzęstnoszkieletowych, delikatnie odwracając je pod wodą w pozycji “do góry brzuchem”. U siedmiu gatunków zaobserwowano klasyczne objawy immobilizacji tonicznej – zwiotczenie mięśni, spowolnienie ruchów, stan przypominający trans. U pozostałych sześciu efekt ten nie wystąpił. Wtedy pojawiło się pytanie: dlaczego?

Czytaj też: Głodny rekin posmakował kolczatki i szybko tego pożałował

By znaleźć odpowiedź, naukowcy sięgnęli po narzędzia analizy filogenetycznej – pozwalające prześledzić zachowanie w kontekście milionów lat ewolucji. I chociaż w świecie zwierząt nieruchomienie często bywa strategią obronną, wyniki badania jednoznacznie podważyły tę hipotezę w przypadku rekinów.

Pierwszym tropem było założenie, że immobilizacja toniczna może chronić rekiny przed drapieżnikami. Skoro ofiara wygląda na martwą, może przestać być atrakcyjna. Problem w tym, że żadne dane nie potwierdzają tej teorii w odniesieniu do rekinów. Przeciwnie – wiadomo, że np. orki potrafią wykorzystać to zjawisko przeciwko rekinom: celowo je odwracają, by unieruchomić i z łatwością wyjąć z nich bogatą w tłuszcz wątrobę. To nie obrona, a słabość.

Immobilizacja toniczna u rekinów to pamiątka po przodkach /Fot. Rachel Moore, Reviews in Fish Biology and Fisheries

Drugim pomysłem było znaczenie reprodukcyjne. U niektórych gatunków samce podczas kopulacji odwracają samice, więc może immobilizacja toniczna ułatwia przebieg aktu? Jednak badacze nie zaobserwowali żadnych różnic między reakcjami samców i samic. Co więcej – pozostanie nieruchomym mogłoby wręcz zwiększać ryzyko wymuszonej kopulacji lub obrażeń.

Trzecia hipoteza zakładała, że immobilizacja toniczna to rodzaj “zwarcia układu nerwowego” – odpowiedź na przeciążenie sensoryczne. Jednak i ten trop okazał się mało wiarygodny, głównie dlatego, że nie został dotąd w sposób kontrolowany przetestowany.

Wobec braku solidnych wyjaśnień, autorzy badania zaproponowali rozwiązanie, które nie ma nic wspólnego z korzyścią. Według nich “zamrożenie” u rekinów to relikt – pozostałość po przodkach, która nie pełni dziś żadnej znaczącej funkcji.

Relikty z głębin czasu

Zgodnie z analizą ewolucyjną, immobilizacja toniczna jest cechą plezjomorficzną – czyli obecną u wspólnego przodka rekinów, płaszczek i chimer. Wraz z upływem milionów lat, niektóre linie ewolucyjne tę cechę utraciły – i to niezależnie od siebie, co najmniej pięciokrotnie. Oznacza to, że zachowanie to nie tylko nie było konieczne, ale wręcz mogło przeszkadzać.

Wyobraźmy sobie małego rekina przemierzającego gęsto rozgałęzione koralowce. W tak skomplikowanym środowisku odruchowe zwiotczenie ciała może prowadzić do utknięcia, braku możliwości ucieczki, a nawet śmierci. Nic dziwnego, że naturalna selekcja pozbyła się tego mechanizmu tam, gdzie zaczął przynosić więcej szkody niż pożytku. Immobilizacja toniczna zatem nie jest ani inteligentną strategią, ani mechanizmem adaptacyjnym. Jest jak organ szczątkowy – niepotrzebny, ale niewystarczająco szkodliwy, by zniknąć całkowicie.

Historia immobilizacji tonicznej pokazuje, że nie każda cecha obecna w organizmach jest wynikiem przemyślanej “projektanckiej” logiki ewolucji. Czasem zachowania, które dziś wydają się nieprzydatne – albo wręcz niebezpieczne – po prostu przetrwały, bo nie było wystarczającego nacisku selekcyjnego, by je usunąć.

To istotna lekcja, bo zbyt często zakładamy, że każde zachowanie musi służyć przetrwaniu. Tymczasem ewolucja działa nie jak inżynier, ale jak mechanik z ograniczonym zestawem narzędzi, który bardziej naprawia i łata, niż projektuje od zera.