Ukraińscy żołnierze w obwodzie sumskim mieli szczęście, kiedy to zestrzelili drona Shahed-136, zanim ten zdołał zrzucić swój ładunek. Kiedy podeszli do wraku, rozpoznali w nim coś, czego wojna jeszcze nie widziała, bo pod skrzydłami drona dojrzeli dwa cylindryczne zasobniki, a w każdym z nich minę PTM-3. W skrócie? Plastikowa obudowa, zapalnik reagujący na obecność metalu, 60 sekund do uzbrojenia i 16-24 godziny, zanim mechanizm samozniszczenia zakończy jej “podstępną misję”. Taka mina ma w sobie kumulacyjny ładunek, który jest zdolny do przebicia opancerzonych pojazdów.
Dotąd drony Shahed-136 atakowały bezpośrednio. Teraz robią coś znacznie bardziej podstępnego
Dotychczas Shahedy-136 (w Rosji znane jako Geran-2) były przede wszystkim narzędziem do precyzyjnych ataków dalekiego zasięgu. Ich zasięg przekracza 1000 km, a koszt jednostkowy sięga 344 tys. zł, więc jest stosunkowo niski, jak na ekwiwalent pocisku o takich możliwościach. Okazało się jednak, że drony tego typu nie muszą być jednorazowe, bo Rosjanie zrobili z nich właśnie latające minowce. Co to oznacza? Ano to, że teraz drony Shahed-136 zamiast tradycyjnych nalotów, mogą w locie rozsiać miny na drogach, w polach i na trasach zaopatrzenia. Wszędzie tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa, bo rozstawione tak pole minowe nie jest tym klasycznym, które można oznaczyć i obejść. To rozproszona, zmienna sieć śmiercionośnych pułapek, pojawiających się w dowolnym miejscu, bo nawet całe setki kilometrów od frontu.



Czytaj też: Nowy pancerny król gór wyjechał w teren. Czołg Zorawar zmienia oblicze wojny
Dla ukraińskiej armii oznacza to konieczność nieustannego monitorowania szlaków logistycznych i wydłużenie czasu dostaw. Każdy przejazd może wymagać rozpoznania, a usuwanie min PTM-3 jest niebezpieczne nawet dla saperów i dlatego też często konieczna jest ich zdalna detonacja, wiążąca się z dodatkowymi uszkodzeniami infrastruktury. Dla ludności cywilnej jest to dodatkowy koszmar, bo drogi polne, którymi dojeżdża się do gospodarstw, ścieżki rolnicze, a nawet trasy karetek mogą być dla Rosjan potencjalnym celem. Władze słusznie więc apelują, by każdy podejrzany obiekt zgłaszać i nie zbliżać się do wraków dronów.
Czytaj też: Samodzielnie myślące maszyny bojowe prosto z USA. Czerwony i Zielony Wilk wkrótce trafią do armii
Musimy pamiętać, że Shahedy produkowane są w Rosji w tysiącach egzemplarzy, a od początku wojny Rosjanie stale je modyfikowali. W tym procesie zwiększali ich głowice bojowe, dodawali systemy obserwacyjne i łączność satelitarną, a tym razem dorzucili do nich zdolność do zrzucania min. Tym więc razem w grę wchodzi narzędzie, które może zaskoczyć, wymusić nowe strategie obrony i dodatkowo obciążyć już przeciążone systemy rozminowania. Pozostaje jednak pytanie, czy ten zrzut min był jednorazowym eksperymentem, czy zapowiedzią nowej fali ataków? Tego jeszcze nie wiemy. Pewne jest jednak, że w tej wojnie przestrzeń między linią frontu a cywilnym zapleczem staje się coraz bardziej niebezpieczna, bo od teraz kiedy powietrzny atak kończy się w ciszy, nie oznacza to, że zagrożenie minęło. Może to oznaczać, że dopiero się zaczęło.