To prawdziwy elektryczny potwór. Stealth B-52R to rower dla drogowych rebeliantów

W 2025 roku rowery elektryczne nie dziwią nikogo i już dawno temu zeszły pod strzechy. Czasami nawet przejeżdżający obok nas rower wydaje się być klasycznym rowerem mechanicznym i orientujemy się, że jednak tak nie jest, gdy rowerzysta bez jakiegokolwiek wysiłku wjeżdża po stromym zboczu, praktycznie nie tracąc przy tym prędkości. Czasami jednak na rynku pojawiają się rowery elektryczne, które aż każą zadać sobie pytanie o to, czym tak naprawdę jest rower elektryczny.
To prawdziwy elektryczny potwór. Stealth B-52R to rower dla drogowych rebeliantów

Już dziesięć lat temu firma Stealth zwróciła uwagę całego rynku, prezentując rower elektryczny Stealth B-52, który aż ociekał agresywnym designem i fenomenalnymi osiągami. Wtedy jednak rynek rowerów elektrycznych dopiero powstawał i sama idea roweru z silnikiem wydawała się ekscentryczna.

Teraz australijska firma wróciła na rynek z odświeżoną wersją swojego roweru. B-52R to prawdziwa bestia, o której tak naprawdę gdyby nie pedały, ciężko było powiedzieć, czy mamy do czynienia jeszcze z rowerem, czy już z motocyklem terenowym.

Z pewnością mamy tutaj do czynienia z maszyną dla nielicznych miłośników ekstremalnych doznań, którzy na co dzień karmią się adrenaliną, ryzykiem i przekraczaniem barier.

Czytaj także: Nowa generacja to mini rewolucja. Elektryczne rowery nabierają nowego sensu z Moustache Game

B-52R wyposażony jest w pedały, a więc — niezależnie o tego, co by o nim myśleć — jest rowerem. Nie zmienia to jednak faktu, że silnik umieszczony w tylnej piaście ma 11 koni mechanicznych mocy, a jego moment obrotowy to zawrotne 230 Nm. Nie powinno zatem dziwić, że znajdują się już śmiałkowie, którzy na tym rowerze przekraczają podczas jazdy prędkości rzędu 100 kilometrów na godzinę.

Rower ten tak naprawdę jest pełen sprzeczności. Z jednej strony mamy do czynienia z rowerem elektrycznym, a z drugiej strony jest to pojazd osiągający ogromne prędkości i to bez żadnego szumu czy wysiłku.

Założyciel firmy Stealth przekonuje, że silnik generuje zaledwie 40 decybeli, a więc w całym zakresie pracy, jest on niezwykle cichy. Moc i moment obrotowy sprawiają, że przednie koło tylko od czasu do czasu ma kontakt z powierzchnią, co w niewprawnych rękach może utrudniać bezpieczne korzystanie z roweru.

Tak duży przyrost mocy i momentu obrotowego względem pierwowzoru wymusił na producencie gruntowną modernizację konstrukcji roweru. B-52R wyposażony jest teraz we wzmocnioną ramę monokokową, na którą producent daje dożywotnią gwarancję. Rower został postawiony na większych, 27,5-calowych kołach i wyposażony w duże 25-milimetrowe tarcze hamulcowe. Zawieszenie natomiast składa się z amortyzatorów o 180 mm skoku z przodu, 200 mm z tyłu.

Czytaj także: Samochód to za dużo, a rower zbyt mało? Acticycle ma dla ciebie coś specjalnego

Na w pełni naładowanym akumulatorze o pojemności 2,5 kWh według zapewnień producenta można przejechać około 60 kilometrów. Zważając na niesamowite osiągi, jest to naprawdę imponujący wynik. Ładowanie akumulatora do pełna trwa trzy godziny. Można tutaj zauważyć, że rower elektryczny o takich osiągach, mógłby być wyposażony w akumulator o wyższej pojemności. Konstruktorzy wskazują jednak, że w tej kwestii konieczny był kompromis. Większy akumulator, to wyższa masa całego roweru, a nawet z obecnym akumulatorem masa już wynosi 70 kilogramów.

Jedno jest pewne: Stealth B-52R jest rowerem dla wybranych użytkowników, świadomych jego możliwości i ograniczeń. Co więcej, ceny roweru zaczynające się od 9000 dolarów sprawiają, że każdy zainteresowany zakupem, będzie wiedział dokładnie, dlaczego woli kupić taki rower, a nie np. podobnie wyceniony spalinowy motocykl terenowy. Nie ma jednak wątpliwości, że wiele takich osób się znajdzie.