Sfilmowano największą sowę Afryki. Nie była tam widziana od 150 lat

Wiele zwierząt, które uznawano za wymarłe, wywołało sensację, gdy jednak udało się je uchwycić je na filmie lub zdjęciu. Do tego grona dołączył niedawno puchacz prążkowany – przez niektórych uznawany za św. Graala ornitologii.
Sfilmowano największą sowę Afryki. Nie była tam widziana od 150 lat

Z Ghany dotarły niedawno wieści o sfotografowaniu puchacza prążkowanego. Ptak te nie był obserwowany w afrykańskich lasach deszczowych od blisko 150 lat. Na zwierzę trafili dr Joseph Tobias z Imperial College London oraz ekolog dr Robert Williams, którzy 16 października spłoszyli puchacza.

Puchacz prążkowany uchwycony na filmie

– Był tak duży, że początkowo wzięliśmy go za orła. Całe szczęście przysiadł na niskiej gałęzi, a kiedy podnieśliśmy nasze lornetki, opadły nam szczęki. W lasach deszczowych Afryki nie ma drugiej tak dużej sowy – opisał zdarzenie dr Tobias.

Badacze obserwowali ptaka przez 15 sekund, ale w tym czasie udało im się go sfilmować. To pozwoliło potwierdzić jego tożsamość – olbrzymia sowa posiada charakterystyczne czarne oczy oraz żółty dziób. Wyklucza to inne afrykańskie ptaki.
– To sensacyjne odkrycie. Latami szukaliśmy tego ptaka na zachodnich nizinach, by ostatecznie znaleźć go na zalesionych grzbietach Regionu Wschodniego – podsumował dr Nathaniel Annorbah z założonego niedawno w Ghanie Uniwersytetu Środowiska i Zrównoważonego Rozwoju.

Nieoczekiwane spotkania cieszą. Ale prognozy dla flory i fauny nie są dobre

Podobne zdziwienie wywołały zdjęcia zrobione kanczylom srebrnogrzbietym – niewielkim ssakom spokrewnionym z jeleniami. Gatunek ten występował w Wietnamie i być może w sąsiednich krajach. Problem polegał na tym, że udokumentowane obserwacje pochodziły z ostatniej dekady XX wieku. Badaczom ponownie udało się na niego trafić w 2019 roku.

Mniej więcej w tym samym czasie w Parku Narodowym Bach Ma w Wietnamie sfotografowano mundżaki laotańskie, które również uznano za wymarłe. Podobną historią może się pochwalić występujący na Madagaskarze kameleon Voeltzkowa, który nie był widziany od przeszło stu lat, aż naukowcom udało się go odnaleźć w 2020 roku.

Te historie mogą napawać optymizmem. Niestety, prawdopodobnie są to wyjątki. I nawet jeśli niewielkiej liczbie przedstawicieli danego gatunku udało się przetrwać, ich los może być przesądzony – region, w którym dostrzeżono puchacza prążkowanego jest zagrożony degradacją z powodu nielegalnego pozyskiwania drewna oraz wydobycia boksytów.

Prognozy wskazują, że tropiki, w których występuje większość gatunków roślin i zwierząt, będą najbardziej narażone na masowe wymieranie. Postępujące zmiany klimatyczne unicestwią jedną trzecią gatunków w ciągu najbliższego półwiecza. A nie jest to najbardziej pesymistyczny scenariusz.

Trwa szóste wielkie wymieranie na Ziemi

Ziemię pięciokrotnie nawiedzały masowe wymierania. To gwałtowne zjawiska, które skutkują zniknięciem wielu gatunków istot żywych. Mogą je wywołać katastrofy kosmiczne, wulkanizm, ale też np. zmiany klimatyczne. Obecnie obserwujemy szóste wielkie wymieranie, nazywane także szóstą katastrofą. Za jego główną przyczynę uznaje się działalność człowieka. O skali zjawiska informują cykliczne raporty WWF Living Planet.

Raport opublikowany w 2020 roku wskazał, że w ciągu zaledwie czterech dekad światowa populacja kręgowców spadła średnio o 68 proc. Ogromny wpływ miało na to m.in. kłusownictwo, które oddziałuje nawet na ewolucję – dowodzą tego badania przeprowadzone ostatnio w Parku Narodowym Gorongosa w Mozambiku, gdzie na świat coraz częściej przychodzą słonie bez ciosów.

Wielkimi problemami są też wylesianie związane z rolnictwem oraz powszechna degradacja środowiska. Obszary, na których zwierzęta mogą czuć się naprawdę bezpiecznie, szybko się kurczą. A wraz z nimi znikają całe gatunki.

Populacja gołębia wędrownego liczyła 5 mld osobników. Gatunek wymarł

W latach 30. XX wieku prawdopodobnie zniknął na zawsze wilkowór tasmański. Europejczycy uznali to zwierzę za szkodnika zagrażającego stadom owiec i tępili go tak intensywnie, że ostatni znany osobnik umarł w ogrodzie zoologicznym w Hobart w 1936 roku.

Dwie dekady później podobny los spotkał uchatkę japońską. W tym przypadku o zniknięciu zdecydowały masowe połowy w celu pozyskiwania mięsa i skóry. Z kolei w latach 60. XX wieku po raz ostatni widziano hawajkę płomienną – gatunek ptaka, który unicestwiły prawdopodobnie choroby przywleczone przez ludzi i niszczenie naturalnych siedlisk.

Ta lista jest naprawdę długa, a najbardziej porażający z niej przykład stanowi gołąb wędrowny. Zamieszkiwał Amerykę Północną i wedle szacunków był najliczniej występującym gatunkiem ptaka na naszej planecie. Jego populacja mogła liczyć w szczytowym momencie nawet 5 mld osobników.

Zaczęło się to zmieniać wraz z przybyciem na ten kontynent Europejczyków. Intensywne zabijanie ptaków w XIX wieku sprawiło, że na początku kolejnego stulecia zwierzęta te przestały występować na wolności. W 1914 roku w ogrodzie zoologicznym w Cincinnati padła ostatnia przedstawicielka gatunku.

Źródło: Imperial College London.